A moim zdaniem, to kwestia organizacji i organizatora. Przecież tam jest jak w ulu i jedna przedszkolanka. Dzieci mogą sobie "rozbić" głowę na ślizgawce, spaść z tej drabinki albo drzewa i złamać sobie kark, udławić się lodem, udusić sznurkiem z chorągiewkami. Widać, że koncentruje się na tej ślizgawce, bo to pozornie najbardziej niebezpieczne. Jeśli jedna, to powinna być przedszkolanka ze słuchawką w uchu i dwóch ludzi od śledzenia monitoringu na żywo, którzy będą jej mówić o zdarzeniach, które mają miejsce. Gdyby nie czerwony okrąg to większość z nas pewnie nic by nie zauważyła za pierwszym razem. Z dźwiękiem to pewnie tak hałas, że nawet jak jakieś dziecko krzyknęłoby, że coś się dzieje, nie zwróciłoby uwagi. Co do pierwszej pomocy, to zgadzam się z przedmówcami, mógł ktoś przeszkolić, że szarpanie za kurtkę nic nie da