W dupach się poprzewracało...
Jakiś czas temu mieliśmy w robocie szkolenie i akurat się to nałożyło, że przyjechało 2 Niemców z centrali coś tam robić z kompami. Ogólnie rdzenni Niemcy, dziadkowie na pewno byli w Wermachcie. Siedzimy z nimi w hotelu, coś tam pijemy i nagle zaczynają w TV napierdalać o zamachach. Dużo nie wypiliśmy, jest spokój. Ale z czasem... Zaczynamy z kumplem klarować naszym kolegom z za Odry jakie to jest wkurwiające, że ciapaki tak się rozprzestrzeniają i że ciągle pierdolą głupoty o tolerancji, a sami zakładają pas szahida i idą tam gdzie jest najwięcej ludzi... Na co nasi Niemieccy koledzy odparli, że oni nie widzą problemu. Muzułmanie są częścią ich społeczności i jest ok. Na pytanie czy wiedzą co się stało w Anglii (Birnigham etc), odpowiadają, że ich to nie spotka... My napici i wkurwieni do granic możliwości zaczynamy cisnąć jak fanatycy, w pewnym momencie myślałem, że jeden z nich będzie płakał. Usilnie się bronili, że mają przyjaciół muzułmanów i że oni są bardzo ok. A my im w kółko, że za kilka lat ktoś przełączy im w głowie "switch" i będzie dżihad w Berlinie. Ze 4h ich torturowaliśmy Balantyną, BBC i dżihadem, aż o 3 nad ranem jeden wstał ze łzami w oczach i powiedział: "You are right, minority rule majority, but there are two types of muslims: good ones and bad ones, in Germany we have good ones". Kumpel to chciał mu przypierdolić...
Oni myślą, że tak będzie zawsze i że to jest ok.