Na wschodzie od nas to mają przejebane z tym brudem... Na Słowacji to już przecież całe miasteczka cygańskie są. Nie wiem czy zauważyliście ale te ich wille w większości są niewykończone, wiecie, nieotynkowane, okna jeszcze z folią itd. Dzięki temu budynek figuruje w papierach jako niedokończony/w budowie i brudy nie muszą płacić jakichś tam podatków czy innej daniny
.
A zarabiają na to niekoniecznie przez zwykłe żebranie i sprzedawanie perfum. Kto miał okazję, najpewniej w celach służbowych, zwiedzać np. właśnie rumuńskie przejście graniczne, pewnie wie ile tam lata małych brązowych kutasów i oferują różne usługi mające na celu poprawienie wyglądu naszego samochodu, np mycie szyb, lamp, nawet powietrze w oponach 'uzupełnią'. Oczywiście za każdą z tych czynności należy zapłacić. I dobrze radzę to zrobić, szczególnie jak jesteście sami. Ja będą tam po raz pierwszy nie znałem tych zwyczajów. W czasie, gdy przedstawiciele tamtejszych służb mundurowych sprawdzali stan mojej paki i porównywali z tym co mam na liście przewozowym, podchodzi taki gnojek i macha tą ściągaczką do wody. Olałem typa, celnicy puścili i jadę. Po przejechaniu dosłownie kilkuset metrów z bocznej polnej drogi wyjechał jakiś stary ford scorpio, i stanął w poprzek, tak, że nie mogłem przejechać. Wysiadło trzech, co i tak mnie teraz dziwi, bo w sumie czemu nie 5 i jeszcze dwóch z bagola mogło wyskoczyć. Ubrani jak stereotypowy cygański gangster, skóra, złote błyskotki, buty jak u kowboja. Z tyłu podjechało inne auto, nie wiem kto był w środku, czy jacyś ich kumple czy kto, ale raczej obstawiałbym kumpli, bo podjechał tam blisko, że nie mogłem wycofać bez narobienia szkód (tamci zostali w aucie i nie wychodzili). Jeden z panów z tego forda grzecznie podszedł, otworzył drzwi (nie, nie zamykałem się, wiedziałem co się święci i stwierdziłem, że tym tylko pogorszę sytuację) i mówi 'mani'. Uwierzcie mi, byłem w takim szoku, że nie zdążyłem nic powiedzieć, w ogóle nie wiedziałem co mam robić. W moim masterku miałem po lewej stronie kierownicy taką półeczkę, w którą idealnie mieściły mi się portfel i dwa telefony. Brudas dostrzegł (a może wyczuł?) zdobycz, wziął portfel (olał telefony!) i teraz najlepsze. W środku miałem nie wiem ile dokładnie pieniędzy, wiem, że jakieś PLNy no i trochę euro, z którymi ze względu na charakter mojej pracy się nie rozstawałem. Rumuńskiej waluty przy sobie nie miałem, bo nigdy nie spędzałem tam tyle czasu, żeby mi była potrzebna a jak robiłem zakupy to w carrefourze i płaciłem kartą. Ale wracając do historii, brud otwiera portfel, wyciąga euro -> do kieszeni. Znalazł chyba 10zł w banknocie, zaczyna oglądać i stwierdza 'dolar'
. Wziął z ogromną radością, oddał mi portfel i na pożegnanie rzucił 20euro, nie wiem po co, może się zmartwił, że z głodu umrę... Chłopaki siedli do auta, wycofali w polną dróżkę, ja pojechałem, bo co miałem robić. Zaraz był tylko telefon do szefa (który jednocześnie był moim dyspozytorem). Zajął się tym ale niewiele mogliśmy uzyskać bo z tego stresu nie zapamiętałem tablic rejestracyjnych a ponoć u nich takie akcje to nie jest nic nowego i wiele 'klanów' się tym zajmuje. Po tamtych doświadczeniach już nigdy nie odmówiłem młodemu chujowi umycia mi szyb, choć na następnej stacji zawsze robię postój i sam myję, bo skąd mogę wiedzieć, czy mi jakieś brudnych zarazków nie przeniósł i szyba odpadnie czy coś...