Tak mi się przypomniała ostatnio pewna zabawna historia z mojego dzieciństwa, było to jakoś w trzeciej, bądź czwartej klasie podstawówki. Jak co niedziele poszedłem do kościoła z kilkoma kolegami, a że zbliżały się święta, to wszyscy byli świeżo po spowiedzi i mogli przystąpić do komunii. No i nadszedł ten moment, wszyscy stoimy sobie w jednej z dwóch kolejek. My akurat ustawiliśmy się w rzędzie do księdza wikarego. Czekamy, czekamy, a wtedy jeden z kolegów zauważając że druga kolejka przemieszcza się szybciej, odwrócił się do nas i powiedział z lekkim oburzeniem (bo czekaliśmy już dość długo): " Ja idę do proboszcza, bo on szybciej wkłada" po czym zmienił kolejkę.
Chyba miał przed nami jakąś małą tajemnice, o której nie chciał nam powiedzieć
Chyba miał przed nami jakąś małą tajemnice, o której nie chciał nam powiedzieć