zbieranina z różnych stron, celem uzupełnienia tematu. zapraszam.
"Mieli być czystymi rasowo nadludźmi, ale traktowano ich jak bękarty
Dzieci Lebensborn szukają korzeni
Zgodnie z zaleceniem Himmlera każdy oficer SS przed wyruszeniem na front powinien wykazać się spłodzeniem dziecka
W miejscowości Wenigerode na wschodzie Niemiec odbył się w sobotę pierwszy jawny zjazd osób, które urodziły się w czasach nazistowskich dzięki rasistowskiemu programowi Lebensborn, czyli Źródło Życia. Jego celem było stworzenie elity czystych rasowo nadludzi. Hasłem rozpoczętego w połowie lat 30. programu było: "dem Führer ein Kind schenken" (wodzowi podarować dziecko).
Część ośrodków Lebensborn to były swoiste punkty kopulacyjne, w których udającym się na front esesmanom stwarzano warunki do spłodzenia dziecka z odpowiednio dobranymi rasowo samotnymi Niemkami - bo zgodnie z zaleceniem szefa SS Heinricha Himmlera z 1939 roku każdy oficer SS przed wyruszeniem na front powinien wykazać się spłodzeniem dziecka.
Program jednak działał nie tylko w Niemczech, ale też w niektórych krajach okupowanych, m.in. we Francji i Danii, ale przede wszystkim w Norwegii, gdzie zachęcano niemieckich żołnierzy do poszukiwania norweskich partnerek w celu zwiększenia liczebności narodu nadludzi. - Jeśli dobra krew, na której się opieramy nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem" - argumentował w 1940 roku Himmler.
Dzieci po urodzeniu trafiały do specjalnych domów Lebensborn (pierwszy z nich powstał w Monachium), w których opiekowały się nimi należące do SS pielęgniarki i wychowawczynie. Następnie oddawano je do adopcji rodzinom esesmanów.
Prawdziwy dramat norweskich dzieci narodzonych w ramach programu zaczął się po wojnie. Nazywano je niemieckimi bękartami. Część została przez norweskie władze uznana za upośledzone, zgodnie z teorią, że w czasie okupacji z Niemcami mogły się zadawać wyłącznie Norweżki niezrównoważone - a więc dzieci z takiego związku nie mogą być w pełni zdrowe. Zamykano je w zakładach dla chorych psychicznie i pozbawiano wszelkich praw.
Co więcej, jak pisał dziennik " Dagsavisen", na dzieciach tych przeprowadzano nielegalne eksperymenty medyczne z wykorzystaniem LSD. Z tego powodu kilka lat temu grupa obywateli Norwegii wystąpiła z pozwem odszkodowawczym pod adresem swojego rządu i władze Norwegii musiały wypłacić im spore odszkodowania.
W ramach Lebensborn do ośrodków trafiały także sieroty, a nawet dzieci odebrane rodzicom z obszarów okupowanych przez Niemcy - także wywiezione z Zamojszczyzny (dziś w celu ustalenia ich losów śledztwo prowadzi IPN). - Program Lebensborn uruchomiony przez Himmlera był szczytem nazistowskiego obłędu - mówi "Rzeczpospolitej" Hajo Funke, profesor historii Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
W Niemczech było 9 zakładów położniczych i 6 domów dziecka Lebensborn, jeden z nich miał siedzibę w Wernigerode, dokąd w sobotę przybyło kilkudziesięcioro dzieci urodzonych w ramach programu - dziś już 60-latków. Chcieli wspólnie pokonać swoje traumatyczne wspomnienia.
- Pragniemy przełamać tabu, jakie wytworzyło się wokół naszego pochodzenia, i zachęcić innych do poszukiwania swych korzeni - powiedział dziennikarzom Matthias Meissner, przewodniczący założonego rok temu stowarzyszenia " Lebensspuren" (Ślady Życia). Niektórym to się udało - na przykład 64letnia dziś Dagmar Jung, przed którą przybrani rodzice przez wiele lat ukrywali jej pochodzenie, w końcu odnalazła matkę. Większość jednak nawet nie próbowała szukać rodziców - przez lata żyli w strachu, że ich przeszłość wyjdzie na jaw."
"Aleksander Litau całe życie przeżył jako Niemiec Folker Heinecke. Wykradziony jako dziecko przez Niemców z rodzinnego Krymu, wychowywał się w nazistowskiej rodzinie w ramach programu Lebensborn (Źródło Życia), który miał się przyczynić do utworzenia aryjskiej rasy nadludzi.
Po 34 latach poszukiwań udało mu się ustalić swoją prawdziwą tożsamość. Teraz dobiegający siedemdziesiątki mężczyzna ma tylko jedno marzenie. – Chcę odnaleźć grób swojej prawdziwej matki, by złożyć na nim kwiaty - mówi.
Gdy w 1975 roku zmarli jego rodzice, Heinecke zaczął szukać. Złożył wniosek i zaczął zbierać strzępy informacji z najróżniejszych źródeł. - Przez lata archiwa były zamknięte albo otrzymywałem tylko fragmenty akt - opowiadał. - Po dwudziestu latach dowiedziałem się, że byłem w programie Lebensborn, ale wciąż nie miałem pojęcia, skąd pochodzę - dodał. Historię - jedną z tych, jakich tysiące wydarzyły się w czasie wojny, opisuje brytyjski dziennik „Daily Telegraph”.
Poszukiwania mogły posunąć się do przodu dopiero dwa lata temu, kiedy w Bad Arolsen (w niemieckiej Hesji) otwarto największe na świecie archiwum ofiar Trzeciej Rzeszy. Pod auspicjami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża zgromadzono tam ogromną ilość danych ofiar prześladowań, osób przesiedlonych, jeńców, robotników przymusowych i ofiar obozów koncentracyjnych.
Heinecke odkrył, że naprawdę nazywał się Aleksander Litau i urodził się we wiosce na sowieckim Krymie, który wówczas znajdowała się pod hitlerowską okupacją. Odebrany rodzicom chłopiec trafił najpierw do Łodzi, gdzie niemieccy lekarze sprawdzali, czy nadawał się na kandydata do rasy nadludzi. - Z akt wynika, że mierzyli mi dosłownie wszystko - wspomina Heinecke. Po pozytywnym przejściu badań kwalifikacyjnych chłopiec wysłany do Niemiec. Trafił do „porządnej” nazistowskiej rodziny, domu, w którym często bywał sam Himmler. - Rodzice wierzyli w nazizm, ale nie byli kryminalistami - mówi Heinecke. Niemieccy rodzice nie mogli mu jednak powiedzieć tego, co go najbardziej frapowało. Nie znali odpowiedzi na pytanie, kim jest. – Dobrze mnie wychowali, dali mi edukację, wyjazdy zagraniczne - przybranych rodziców wspomina dobrze, ale jego największym marzeniem jest odnalezienie prawdziwej matki. - Chcę położyć kwiaty na jej grobie. To wystarczy.
Nadzorowany przez Heinricha Himmlera program Lebensborn miał stworzyć idealną rasę nadludzi. Zgodnie z jego zaleceniem z 1939 roku każdy oficer przed wyruszeniem na front powinien spłodzić dziecko w myśli hasła „podarować dziecko wodzowi” (dem Fuehrer ein Kind schenken). W tym celu w Niemczech powstały specjalne ośrodki, w których SS-mani odbywali stosunki seksualne z samotnymi Niemkami, by spłodzić idealnych Aryjczyków. Oczywiście musiały one być odpowiednio dobrane - tak, by spełniać wszystkie rasowe wymogi.
Program wykroczył daleko poza granice Niemiec - nadludzi płodzono także w okupowanych krajach, jak Francja, Dania czy Norwegia. Trafiały do niego także - czego smutnym dowodem jest los Heineckego - dzieci wykradzione z terenów znajdujących się pod okupacją.
Dzieci trafiały do specjalnych domów opieki Lebensborn, pod opiekę pielęgniarek SS i wychowawczyń. Potem adoptowały je rodziny nazistów. Ponad dwa lata temu w Wenigerode we wschodnich Niemczech, gdzie mieścił się jeden z domów dziecka Lebensborn, odbył się pierwszy jawny zjazd ludzi urodzonych w ramach programu. Grupa złożona z kilkudziesięciorga 60-latków przyjechała tam, by pozbyć się traumy przeszłości."
Swoją drogą to straszne, żyć nie wiedząc kim się tak naprawdę jest i skąd wywodzi się własna tożsamość..
Chrzest dziecka adoptowanego z ośrodka Lebensborn. W tle portret Adolfa Hitlera
plakat propagandowy
Niemiecki żołnierz odbiera idealnie aryjskie dziecko polce
Jedna z ofiar programu Lebensborn żyjąca obecnie