Byłem wtedy w wieku, kiedy można było kurze na stojąco do dupy zajrzeć. Nie było jeszcze internetu, a w TV były tylko dwa programy. Większość czasu spędzało się na dworze, robiąc rzeczy mniej lub bardziej bezpieczne. W pobliżu boisko, można było w piłę pograć, albo w wysokiej trawie na łące w chowanego się bawić. Była nas trójka, z czego jeden o coś się tam obraził i z już bezpiecznej w jego mniemaniu odległości zaczął coś tam pyskować. Niewiele myśląc schylam się po kamień (tamten w tym czasie w tył zwrot i szpula na chatę), ważę go chwilę w ręce i jebut bez przekonania za delikwentem wysokim lobem. Dalej jak na filmie - trasa, po której spierdalał kozak zbiegła się z miejscem lądowania kamyka. Jeb, kolana, pysk na strusia i leży. Koleś obok mnie łapie mnie za ramię i mówi:
- i KAJ MY GO TEROZ ZAKOPIYMY...??
Trochę byliśmy zesrani, ale skończyło się tylko na małym rozcięciu na dyńce i odrapanym nosie przy lądowaniu.
Pierwszy temat, hejt'em all.