Narkotyki na polach bitew
Legalizować czy nie legalizować? Dylematy cywilów dla wojskowych nie są żadnym problemem – substancje psychoaktywne to po prostu kolejny sposób na zdobycie przewagi nad przeciwnikiem. Od wieków w niezliczonych wojnach stają naprzeciw siebie armie pełne naćpanych żołnierzy. Kto, czym i w jaki sposób wspomagał się na polu walki?
Wikingowie wybierają się na grzyby
Jeśli ktoś odgrywał w średniowiecznej Europie rolę dyżurnego czarnego charakteru, to niewątpliwie byli to wikingowie. Nawet wśród wikingów istniała jednak grupa, która napawała wyjątkowym przerażeniem. Byli to berserkerzy (berserkowie), elita skandynawskich wojowników potrafiąca wywołać u siebie szał bitewny, dający nieludzką siłę, żądzę krwi i pogardę dla śmierci. Konsekwencją przemiany w maszynę do zabijania była wyjątkowo długa regeneracja – po bitwie berserkerzy zapadali w ciężki, wielodniowy sen.
Istnieje wiele różnych interpretacji tłumaczących pochodzenie tego bitewnego amoku. Jeśli założymy, że wbrew średniowiecznym wyobrażeniom berserkerzy nie zmieniali się w dzikie zwierzęta, to jedna z nich doskonale pasuje do tematyki tego artykułu i wyjaśnia całą sprawę stosowaniem halucynogennych grzybów. Jak je przyjmowano? W tej kwestii zdania również są podzielone – od pomysłu, że idący do walki berserkerzy objadali się muchomorami, po wersję każącą im pić grzybowy wywar lub napój, sporządzany z moczu po zjedzeniu halucynogenów.
Niestety, po ponad tysiącu lat trudno orzec, w jaki sposób i w jakiej dokładnie postaci narkotyk był przyjmowany. Jeszcze w 1814 roku jeden ze szwedzkich regimentów zagrzewał się do boju, pałaszując grzybki, po których żołnierze walczyli z wyjątkową furią. Następnie bitewny szał odsypiali na wzór berserkerów. Warto przy tym pamiętać, że szał bitewny i znajomość działania różnych roślin nie były obce także innym nacjom.
Polacy pod Somosierrą. Szwadron napędzany alkoholem?
Na liście chwalebnych osiągnięć polskiego oręża ważne miejsce (bo o międzynarodowej renomie) zajmuje bez wątpienia szarża pod Somosierrą. Polscy szwoleżerowie służący Napoleonowi za tanie i wierne mięso armatnie zostali wówczas wysłani do samobójczej – zdawałoby się – misji. Mieli odblokować dla całej armii Napoleona drogę na Madryt. Warunki były fatalne: wąska droga wiodła pod górę, ograniczona z obu stron kamiennym murkiem.
Poza ukształtowaniem terenu problem polegał na tym, że na kolejnych zakrętach znajdowały się baterie nieprzyjacielskich dział, a wzdłuż drogi rozmieszczono hiszpańskich piechurów. Pozycja wydawała się nie do zdobycia bez długotrwałego natarcia i wielkich strat. Każdy, kto spróbowały opanować drogę, skończyłby pod gradem kul, o czym zresztą Francuzi przekonali się na własnej skórze podczas pierwszego nieudanego ataku. Rozkaz ataku, wydany polskiemu oddziałowi, francuskim dowódcom wydawał się niewykonalny.
A jednak liczący mniej niż 200 jeźdźców szwadron zaatakował i… dokonał niemożliwego, szarżując pod lawiną kul i zdobywając, mimo bardzo dużych strat, kolejne baterie. Wśród licznych kontrowersji dotyczących przebiegu i okoliczności szarży pod Somosierrą znalazła się również wersja pasująca do tego artykułu, która brawurę i pogardę dla śmierci tłumaczy stosowaniem substancji psychoaktywnych. Według niektórych interpretacji dokonujący niemożliwego Polacy byli podczas szarży pijani, a na dodatek opacznie zrozumieli rozkaz i zamiast przeprowadzić pozorowany atak na pierwszą baterię, rozbili całość hiszpańskiej artylerii.
XIX-wieczna rewolucja narkotykowa
Przyspieszenie, jakie w rozwoju nauki przyniósł wiek XIX, rozszerzyło listę dostępnych substancji psychoaktywnych. Już w czasie wojny secesyjnej na szeroką skalę pomagano zdrowym na ciele żołnierzom przetrwać widok rzezi i masowej śmierci, wstrzykując im morfinę. Kilka lat później w Europie, podczas wojny Francji z Prusami, w roli narkotyku zaczęto stosować – poza morfiną – używany w medycynie eter.
Plaga uzależnionych od morfiny żołnierzy stała się tak dokuczliwa, że postanowiono poszukać skutecznego środka zaradczego. Od lat 80. XIX wieku uzależnionych od morfiny narkomanów zaczęto leczyć zsyntetyzowaną nieco wcześniej kokainą. Jak nietrudno zgadnąć, ta również zyskała uznanie wojska. Niemieccy lekarze stworzyli nawet napój na bazie wina i kokainy, niwelujący u żołnierzy uczucie głodu. Jak widać, czasem łatwiej było zaopatrzyć wojsko w narkotyki, niż zapewnić dostawy żywności.
Podczas pierwszej wojny światowej zalety kokainy wysoko ceniła również wojskowa elita najnowszego rodzaju sił zbrojnych – piloci. Wspominając o substancjach psychoaktywnych i pierwszej wojnie światowej, nie można zapomnieć również o alkoholu, który stanowił część codziennej racji żywnościowej. Jego rodzaj i ilość zależały od kraju. Przykładowo żołnierze brytyjscy otrzymywali jedną ósmą litra rumu, a niemieccy piechurzy wódkę, piwo i wino. Zdarzało się, że przed rozpoczęciem ataku rację alkoholu zwiększano.
Aryjscy nadludzie, czyli banda ćpunów
Czego potrzeba do podboju Europy? Poza zmobilizowaniem milionów żołnierzy i wyprodukowaniem tysięcy czołgów i samolotów trzeba zadbać o odpowiednie wspomagacze. Dobrze wiedzieli o tym niemieccy dowódcy. Na potrzeby armii jeszcze w latach 30. Fritz Hausschild z laboratorium zakładów TEMMLER-Werke opracował pervitin. Czym była magiczna pigułka, dzięki której żołnierze mieli nie odczuwać zmęczenia i zachować czujność mimo braku snu i wyczerpania?
No cóż, nie było w tym żadnej magii. Niemiecki chemik opracował po prostu wyjątkowo skuteczną odmianę amfetaminy, która w krótkim czasie miała stać się uniwersalnym panaceum na problemy żołnierzy. O skali stosowania pervitinu wymownie świadczy fakt, że przez zaledwie dwa wiosenne miesiące 1940 roku dostarczono Wehrmachtowi 35 milionów tabletek, a niemal każda formacja wojskowa nazywała go po swojemu. Na przykład wśród pilotów słynnych sztukasów specyfik znany był po nazwą Stuka-Tabletten, a żołnierze wojsk pancernych mogli pałaszować specjalną czekoladę o nazwie Panzerschokolade.
Pervitin nie był jednak szczytowym osiągnięciem niemieckich chemików. W miarę pogarszania się sytuacji na frontach żołnierze musieli znosić coraz większe obciążenia, potrzebowali więc skuteczniejszego wspomagania. Miał nim być specyfik o nazwie D-IX, czyli mieszanina kokainy, pervitinu i eukodalu – środka przeciwbólowego zawierającego morfinę. Testy D-IX zapowiadały się bardzo obiecująco – narkotyk pozwalał na 90-kilometrowe marsze z obciążeniem i błyskawiczną regenerację po wysiłku (o ile nie nastąpiła wcześniej śmierć z wyczerpania). Szerszemu zastosowaniu D-IX zapobiegł jednak koniec wojny.
Dopalacze obrońców Arnhem
W czasie drugiej wojny światowej stosowanie narkotyków nie było domeną wyłącznie armii niemieckiej. Jeszcze w 1939 roku po bitwie nad Chałchin-Goł na pobojowisku przy japońskich żołnierzach poza alkoholem odnajdywano opium, a po kapitulacji Japonii w 1945 roku okazało się, że znaczny odsetek japońskich żołnierzy jest uzależniony od różnych narkotyków. Najpopularniejszym była amfetamina, którą powszechnie stosowali żołnierze wszystkich walczących stron. Jeszcze popularniejszy (nie tylko w Armii Czerwonej) i tak powszechny, że niemal niewarty wspomnienia, był alkohol.
Psychoaktywnymi wspomagaczami posiłkowali się również Brytyjczycy. Mało znanym epizodem bohaterskiej obrony Arnhem, gdzie brytyjscy spadochroniarze wsparci przez polską 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową odpierali natarcia dywizji pancernych SS, było wydanie żołnierzom chemicznych wspomagaczy:
Podczas drugiej wojny światowej armia brytyjska zużyła w sumie 72 mln takich tabletek.
Wojna bez narkotyków?
Czasy zimnej wojny nie spowodowały odejścia od stosowania narkotyków w wojsku. Co więcej, rozpoczęto testy wpływu różnych substancji na żołnierzy – zarówno własnych, jak i potencjalnego przeciwnika, którego planowano rozgromić, rozpylając nad oddziałami narkotyczną chmurę.
Bywało, że efekt tych badań był niezwykle komiczny. Gdy ochotnicy z elitarnego brytyjskiego 41 Royal Marines Commando zostali uraczeni LSD, po krótkim czasie ostatnim, na co mieli ochotę, było dalsze wojowanie. Znacznie większym zainteresowaniem cieszyła się np. wspinaczka po drzewach, co można zobaczyć na poniższym filmie:
Próby z LSD prowadzono również w państwach Układu Warszawskiego – tak na narkotyk zareagowali czechosłowaccy sztabowcy:
Również współcześnie trwają badania nad stosowaniem narkotyków w wojsku, a do mediów co pewien czas docierają informacje o wypadkach powodowanych przez naćpanych żołnierzy. Trudno powiedzieć, jaka część z nich była wynikiem oddolnej inicjatywy, a które wynikały z usankcjonowanego lub przynajmniej tolerowanego przez przełożonych stosowania psychoaktywnych wspomagaczy.
Chciałbym dograć filmy , ale sadolowy uploader zawodzi;(
Legalizować czy nie legalizować? Dylematy cywilów dla wojskowych nie są żadnym problemem – substancje psychoaktywne to po prostu kolejny sposób na zdobycie przewagi nad przeciwnikiem. Od wieków w niezliczonych wojnach stają naprzeciw siebie armie pełne naćpanych żołnierzy. Kto, czym i w jaki sposób wspomagał się na polu walki?
Wikingowie wybierają się na grzyby
Jeśli ktoś odgrywał w średniowiecznej Europie rolę dyżurnego czarnego charakteru, to niewątpliwie byli to wikingowie. Nawet wśród wikingów istniała jednak grupa, która napawała wyjątkowym przerażeniem. Byli to berserkerzy (berserkowie), elita skandynawskich wojowników potrafiąca wywołać u siebie szał bitewny, dający nieludzką siłę, żądzę krwi i pogardę dla śmierci. Konsekwencją przemiany w maszynę do zabijania była wyjątkowo długa regeneracja – po bitwie berserkerzy zapadali w ciężki, wielodniowy sen.
Istnieje wiele różnych interpretacji tłumaczących pochodzenie tego bitewnego amoku. Jeśli założymy, że wbrew średniowiecznym wyobrażeniom berserkerzy nie zmieniali się w dzikie zwierzęta, to jedna z nich doskonale pasuje do tematyki tego artykułu i wyjaśnia całą sprawę stosowaniem halucynogennych grzybów. Jak je przyjmowano? W tej kwestii zdania również są podzielone – od pomysłu, że idący do walki berserkerzy objadali się muchomorami, po wersję każącą im pić grzybowy wywar lub napój, sporządzany z moczu po zjedzeniu halucynogenów.
Niestety, po ponad tysiącu lat trudno orzec, w jaki sposób i w jakiej dokładnie postaci narkotyk był przyjmowany. Jeszcze w 1814 roku jeden ze szwedzkich regimentów zagrzewał się do boju, pałaszując grzybki, po których żołnierze walczyli z wyjątkową furią. Następnie bitewny szał odsypiali na wzór berserkerów. Warto przy tym pamiętać, że szał bitewny i znajomość działania różnych roślin nie były obce także innym nacjom.
Polacy pod Somosierrą. Szwadron napędzany alkoholem?
Na liście chwalebnych osiągnięć polskiego oręża ważne miejsce (bo o międzynarodowej renomie) zajmuje bez wątpienia szarża pod Somosierrą. Polscy szwoleżerowie służący Napoleonowi za tanie i wierne mięso armatnie zostali wówczas wysłani do samobójczej – zdawałoby się – misji. Mieli odblokować dla całej armii Napoleona drogę na Madryt. Warunki były fatalne: wąska droga wiodła pod górę, ograniczona z obu stron kamiennym murkiem.
Poza ukształtowaniem terenu problem polegał na tym, że na kolejnych zakrętach znajdowały się baterie nieprzyjacielskich dział, a wzdłuż drogi rozmieszczono hiszpańskich piechurów. Pozycja wydawała się nie do zdobycia bez długotrwałego natarcia i wielkich strat. Każdy, kto spróbowały opanować drogę, skończyłby pod gradem kul, o czym zresztą Francuzi przekonali się na własnej skórze podczas pierwszego nieudanego ataku. Rozkaz ataku, wydany polskiemu oddziałowi, francuskim dowódcom wydawał się niewykonalny.
A jednak liczący mniej niż 200 jeźdźców szwadron zaatakował i… dokonał niemożliwego, szarżując pod lawiną kul i zdobywając, mimo bardzo dużych strat, kolejne baterie. Wśród licznych kontrowersji dotyczących przebiegu i okoliczności szarży pod Somosierrą znalazła się również wersja pasująca do tego artykułu, która brawurę i pogardę dla śmierci tłumaczy stosowaniem substancji psychoaktywnych. Według niektórych interpretacji dokonujący niemożliwego Polacy byli podczas szarży pijani, a na dodatek opacznie zrozumieli rozkaz i zamiast przeprowadzić pozorowany atak na pierwszą baterię, rozbili całość hiszpańskiej artylerii.
XIX-wieczna rewolucja narkotykowa
Przyspieszenie, jakie w rozwoju nauki przyniósł wiek XIX, rozszerzyło listę dostępnych substancji psychoaktywnych. Już w czasie wojny secesyjnej na szeroką skalę pomagano zdrowym na ciele żołnierzom przetrwać widok rzezi i masowej śmierci, wstrzykując im morfinę. Kilka lat później w Europie, podczas wojny Francji z Prusami, w roli narkotyku zaczęto stosować – poza morfiną – używany w medycynie eter.
Plaga uzależnionych od morfiny żołnierzy stała się tak dokuczliwa, że postanowiono poszukać skutecznego środka zaradczego. Od lat 80. XIX wieku uzależnionych od morfiny narkomanów zaczęto leczyć zsyntetyzowaną nieco wcześniej kokainą. Jak nietrudno zgadnąć, ta również zyskała uznanie wojska. Niemieccy lekarze stworzyli nawet napój na bazie wina i kokainy, niwelujący u żołnierzy uczucie głodu. Jak widać, czasem łatwiej było zaopatrzyć wojsko w narkotyki, niż zapewnić dostawy żywności.
Podczas pierwszej wojny światowej zalety kokainy wysoko ceniła również wojskowa elita najnowszego rodzaju sił zbrojnych – piloci. Wspominając o substancjach psychoaktywnych i pierwszej wojnie światowej, nie można zapomnieć również o alkoholu, który stanowił część codziennej racji żywnościowej. Jego rodzaj i ilość zależały od kraju. Przykładowo żołnierze brytyjscy otrzymywali jedną ósmą litra rumu, a niemieccy piechurzy wódkę, piwo i wino. Zdarzało się, że przed rozpoczęciem ataku rację alkoholu zwiększano.
Aryjscy nadludzie, czyli banda ćpunów
Czego potrzeba do podboju Europy? Poza zmobilizowaniem milionów żołnierzy i wyprodukowaniem tysięcy czołgów i samolotów trzeba zadbać o odpowiednie wspomagacze. Dobrze wiedzieli o tym niemieccy dowódcy. Na potrzeby armii jeszcze w latach 30. Fritz Hausschild z laboratorium zakładów TEMMLER-Werke opracował pervitin. Czym była magiczna pigułka, dzięki której żołnierze mieli nie odczuwać zmęczenia i zachować czujność mimo braku snu i wyczerpania?
No cóż, nie było w tym żadnej magii. Niemiecki chemik opracował po prostu wyjątkowo skuteczną odmianę amfetaminy, która w krótkim czasie miała stać się uniwersalnym panaceum na problemy żołnierzy. O skali stosowania pervitinu wymownie świadczy fakt, że przez zaledwie dwa wiosenne miesiące 1940 roku dostarczono Wehrmachtowi 35 milionów tabletek, a niemal każda formacja wojskowa nazywała go po swojemu. Na przykład wśród pilotów słynnych sztukasów specyfik znany był po nazwą Stuka-Tabletten, a żołnierze wojsk pancernych mogli pałaszować specjalną czekoladę o nazwie Panzerschokolade.
Pervitin nie był jednak szczytowym osiągnięciem niemieckich chemików. W miarę pogarszania się sytuacji na frontach żołnierze musieli znosić coraz większe obciążenia, potrzebowali więc skuteczniejszego wspomagania. Miał nim być specyfik o nazwie D-IX, czyli mieszanina kokainy, pervitinu i eukodalu – środka przeciwbólowego zawierającego morfinę. Testy D-IX zapowiadały się bardzo obiecująco – narkotyk pozwalał na 90-kilometrowe marsze z obciążeniem i błyskawiczną regenerację po wysiłku (o ile nie nastąpiła wcześniej śmierć z wyczerpania). Szerszemu zastosowaniu D-IX zapobiegł jednak koniec wojny.
Dopalacze obrońców Arnhem
W czasie drugiej wojny światowej stosowanie narkotyków nie było domeną wyłącznie armii niemieckiej. Jeszcze w 1939 roku po bitwie nad Chałchin-Goł na pobojowisku przy japońskich żołnierzach poza alkoholem odnajdywano opium, a po kapitulacji Japonii w 1945 roku okazało się, że znaczny odsetek japońskich żołnierzy jest uzależniony od różnych narkotyków. Najpopularniejszym była amfetamina, którą powszechnie stosowali żołnierze wszystkich walczących stron. Jeszcze popularniejszy (nie tylko w Armii Czerwonej) i tak powszechny, że niemal niewarty wspomnienia, był alkohol.
Psychoaktywnymi wspomagaczami posiłkowali się również Brytyjczycy. Mało znanym epizodem bohaterskiej obrony Arnhem, gdzie brytyjscy spadochroniarze wsparci przez polską 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową odpierali natarcia dywizji pancernych SS, było wydanie żołnierzom chemicznych wspomagaczy:
Cytat:
Kapitan Mackay wydał swoim umęczonym żołnierzom benzendrynę, po dwie tabletki na osobę. Skutek jaki wywarła na wyczerpanych, zmęczonych żołnierzy był nieoczekiwany i silny. Niektórzy spadochroniarze stali się podenerwowani i kłótliwi.(…) Niektórzy z zaszokowanych i rannych zaczęli wpadać w euforię.
Podczas drugiej wojny światowej armia brytyjska zużyła w sumie 72 mln takich tabletek.
Wojna bez narkotyków?
Czasy zimnej wojny nie spowodowały odejścia od stosowania narkotyków w wojsku. Co więcej, rozpoczęto testy wpływu różnych substancji na żołnierzy – zarówno własnych, jak i potencjalnego przeciwnika, którego planowano rozgromić, rozpylając nad oddziałami narkotyczną chmurę.
Bywało, że efekt tych badań był niezwykle komiczny. Gdy ochotnicy z elitarnego brytyjskiego 41 Royal Marines Commando zostali uraczeni LSD, po krótkim czasie ostatnim, na co mieli ochotę, było dalsze wojowanie. Znacznie większym zainteresowaniem cieszyła się np. wspinaczka po drzewach, co można zobaczyć na poniższym filmie:
Cytat:
/watch?feature=player_embedded&v=lXY5N5V0juw#!
Próby z LSD prowadzono również w państwach Układu Warszawskiego – tak na narkotyk zareagowali czechosłowaccy sztabowcy:
Cytat:
/watch?feature=player_embedded&v=5YUk2YUxsfM
Również współcześnie trwają badania nad stosowaniem narkotyków w wojsku, a do mediów co pewien czas docierają informacje o wypadkach powodowanych przez naćpanych żołnierzy. Trudno powiedzieć, jaka część z nich była wynikiem oddolnej inicjatywy, a które wynikały z usankcjonowanego lub przynajmniej tolerowanego przez przełożonych stosowania psychoaktywnych wspomagaczy.
Chciałbym dograć filmy , ale sadolowy uploader zawodzi;(