Żydówka sama namalowała swastyki na drzwiach swojego pokoju.:
Cytat:
Podsycane przez media i pielęgnowne przez środowiska żydowskie „zagrożenie antysemityzmem” okazuje się być skuteczne nie tylko w tworzeniu nieustannej atmosfery napięcia, niepokoju i zagrożenia, ale i w inspirowaniu do kreowania „antysemickich aktów”, które mają pociągać za sobą żal i współczucie „prześladowanych”. Zaświadczyła o tym niedawno studentka uniwersytetu George Washington, której tak bardzo brakowało współczucia i kolejnej fali potępienia „antysemityzmu”, że... sama wymalowała sobie swastyki na drzwiach.
Sarah Marshak, studentka pierwszego roku zgłosiła 23 października br. incydent pojawienia się na drzwiach jej akademickiego pokoju swastyki. W ciągu czterech następnych dni, na jej drzwiach pojawiły się co najmniej dwie następne swastyki. W kilka dni później Erica Tanne, inna żydówka z akademika, zauważyła swastykę na swoich drzwiach, a 28 października swastyka pojawiła się na drzwiach studentki Marshak po raz czwarty i dzień później - po raz piąty. Razem, w ciągu ośmiu dni pojawiło się siedem swastyk: pięć na drzwiach Marshak, jedna na drzwiach Tanne i jedna na ogrodzeniu uniwerstyteckiego szpitala.
Gdy 1 listopada pojawiła się kolejna swastyka na drzwiach Sary Marshak, władze uczelni zwróciły się do FBI o zbadania sprawy. FBI, badając taśmy z nagraniami pochodzącymi z kamer systemu zabezpieczającego budynki, ustaliły, że swastyki malowała... Sarah Marshak.
Marshak przyznała się do namalowania swastyk, jednak stwierdziła, że jest autorką tylko trzech takich malunków. W jej obronie stanęli od razu funkcjonariusze żydowskich organizacji działających na uczelni. Robert Fishman, dyrektor organizacji Hillel stwierdził, że „Był to na pewno akt rozpaczy z jej strony. Nie mogę sobie wyobrazić jak ktokolwiek mógłby coś takiego uczynić. Współczuję jej, równocześnie jednak jestem niezadowolony z tego, iż była zmuszona do powzięcia decyzji o dokonaniu tego”.
Incydenty tego typu nie są aż tak wielką rzadkością i raz po raz słychać o pojawianiu się „antysemickich” malunków czy napisów, by potem okazało się, że malowane były ręką samego „poszkodowanego”.
Środowiska żydowskie pielęgnują stałe występowanie „aktów antysemityzmu”, gdyż - jak stwierdzają to najwybitniejsi badacze etniczności żydowskiej, w tym prof. Kevin MacDonald z California State University - antysemityzm, zarówno realny jak i urojony, jest jednym z nielicznych elementów cementujących diasporę. Jest potrzebny jak tlen do zwykłej egzystencji tych środowisk.