Wejście do garnizonu Ołdyński miał mocne. Po oficjalnym przedstawieniu oświadczył w mediach: "to, co o mnie piszą, to nieprawda. Jestem jeszcze gorszy". Nie minął miesiąc i wiele z osób z komendy na Podwalu wie już, co nowy szef miał na myśli.
- Dorobił się nawet ksywki "perfekcyjna pani domu", bo zaczął od porządków, i to dosłownie. Wydał bezwzględny nakaz wyczyszczenia policyjnych biurek, drzwi i szafek z naklejek, plakatów i wszystkiego, co nie ma związku z ich służbowym przeznaczeniem. A poza tym nie toleruje spóźnień - opowiada nam jeden z dolnośląskich policjantów.
Nasz rozmówca dziwi się jednak ostrym reakcjom swoich kolegów. - No bo na co się oburzać? Że trzeba przychodzić do pracy punktualnie?
Ale nie tylko spóźnialskim dopiekł nowy szef dolnośląskiej policji. Zwrócił także uwagę na bałagan wokół komendy. Parkowanie w okolicach pl. Muzealnego to od dawna przypominało wolnoamerykankę: prywatne auta policjantów stały na pasach dla pieszych albo w poprzek i uniemożliwiały często przejazd innym pojazdom. Wystarczyło, żeby na wniosek Ołdyńskiego okolicę kilka razy odwiedzili funkcjonariusze z bloczkami mandatowymi i na placu zapanował porządek.
Choć w policji wielu prycha pod nosem, prawdziwy festiwal narzekania na nowego komendanta przeniósł się do internetu. Na specjalnym policyjnym forum powstał nawet osobny wątek poświęcony objęciu przez Ołdyńskiego dolnośląskiego garnizonu. Szybko jednak został zawieszony przez administratora, który zmuszony był kasować większość pojawiających się wpisów. "Jak tak wam źle z tą dyscypliną, to się zwolnijcie. To jest zawsze aktualne. Przyszedł sobie 01, przykręca śrubkę, bo od tego jest, a nie od wycierania nosków policjantom specjalnej troski" - napisał moderator.
Wcześniej jednak znaleźć można było takie wpisy: „Jak można nazwać menagerem człowieka, który zaczyna od dyscypliny, podkreślania priorytetów godzin pracy, wyjść, palenia papierosów, sprzątania. Zaiste świetny menager sprzątaczek. Niestety ma swoją ksywkę »parkingowy «. Wstyd mi, że pracuję w takiej instytucji”.
Ołdyński ma świadomość, że jego działania budzą kontrowersje. Ale nic sobie z tego nie robi.
- Jeżeli mówimy o jakimkolwiek porządku, który my, policjanci, mamy egzekwować, to powinniśmy zacząć od siebie - mówi "Gazecie". - Jakie mamy moralne prawo wymagać od innych, skoro sami nie wymagamy od siebie. Nie jesteśmy ponad prawem, ono nas również obowiązuje. Nawet w tak drobnych sprawach jak parkowanie pod komendą. Ma być zgodne z przepisami. Jeśli to kogoś boli, to przepraszam bardzo, ale chyba nie zasługuje, żeby tu pracować.
Jak tłumaczy, hołduje ideałom policji proobywatelskiej, prospołecznej: - Pewnie łatwiej pracuje się pałką. Ale policja zmieniła się mentalnie. Jesteśmy dla ludzi. Jesteśmy służbą. Komenda to jest urząd państwowy. Jeśli urząd pracuje od ósmej, to urzędnik przychodzi wcześniej i o ósmej jest już gotowy do pracy. A nie: najpierw pół godziny się rozkłada, potem kawka itd. Jak obywatel wchodzi do gabinetu, to na drzwiach i szafkach nie może być nalepek, plakatów i wiejskich mądrości. Co to jest? Czy w domu taki urzędnik też sobie na drzwiach przykleja jakieś bzdury? Ja się na to nie zgadzam. To ma być urząd przyjazny, ale też godny. Tego zawsze będę oczekiwał od swoich współpracowników.
Miło się dowiedzieć, że ktoś robi z tym porządek. Tekst i zdjęcie pochodzą ze strony gazeta.pl