Mieszkałem za granicą (Holandia i UK) na wiele lat przed wejściem Polski do UE. Byłem też kilkukrotnie w USA i w Australii, wszędzie tam spotykałem się z Polonią. Obraz Polaka w europejskich krajach nie był zły, myśleli o nas mniej więcej tak jak my o Estończykach czy Finach - generalnie niewiele o nich wiemy, prawda? Oczywiście, w Stanach jakieś tam stereotypy krzewione przez żydostwo i kłamliwe pierdoły były, ale w 90-95% byliśmy postrzegani pozytywnie. Teraz to zmieniło się i w Europie, głównie za sprawą odrodzenia się nastrojów nacjonalistycznych i w Holandii i w UK, do czego przyczynili się nasi rodacy. Ale w "moich" czasach, Polacy w angielskim miasteczku byli zamożni, mieli swoje kluby, gdzie piwo kosztowało pięć razy drożej niż w miejscowym pubie, spotykali się i bawili w swoim gronie, ich córki były najładniejszymi dziewczynami w promieniu stu mil.
W Stafford, gdzie byłem dwa albo trzy razy, na głównej ulicy były dwa zakłady jubilerskie. Jeden nazywał się ORZEŁ a drugi ŚLIWIŃSKI. Co więcej, Polacy tam pomagali sobie wzajemnie, w przeciwieństwie do tych w USA, którzy patrzą głównie, jak "wyruchać" rodaka.
W każdym razie, wyleczyłem się z kompleksów narodowych, zarówno Holendrzy jak i Angole są różni - spotykałem się i z tymi na poziomie jak i z blokowym bydłem, którego i u nas przecież nie brakuje. Ale nie mamy powodów do wstydu, wielu Polaków pracując za granicą jako specjaliści, sprawdzają się bardzo dobrze, są szanowani i znani w swoich społecznościach. A o Polsce nikt nigdy źle tam nie mówił, jeśli już coś o niej wiedział, to zawsze pozytywnie (np. usłyszałem wykład Walijczyka o husarii, Irlandka opowiadała o pomocy udzielonej przez Polaków w czasie wielkiego głodu, w Ameryce Kościuszko, Pułaski i Wałęsa. Wszyscy się ożywiali, kiedy słyszeli, że jestem "świeżo" z Polski, (a nie miejscowym Polakiem) - bo byłem tam zaraz na początku lat dziewięćdziesiątych - i wypytywali mnie o komunizm, o to jak się żyje itp. Wspominam odbiór mnie - jako Polaka - bardzo pozytywnie.