Insaner napisał/a:
Ale to zjawisko nie jest jakieś szczególnie dziwne. Jakaś część imigrantów opuszcza swój kraj, bo ma go dosyć. Zwyczajów, stylu życia czy jego poziomu. Trafiają z kraju A do kraju B (najczęściej trochę bogatszego). Żyje im się fajniej, niestety w ślad za nimi ciągną dziesiątki tysięcy ich pobratymców. W pewnym momencie orientują się, że ich dzielnica zaczyna wyglądać jak ta z kraju "A", wszędzie słyszą swój ojczysty język, wraca przestępczość pospolita itd. Na ich miejscu też byłbym pierwszym, który by krzyczał 'stop masowej migracji'. To podobnie jak masowa turystyka, która zniszczy każdy kraj.
Jakbym miał się na stałe przeprowadzić do innego kraju to tylko do takiego w którym chciałbym się wtopić w ich kulturę, nauczyłbym się języka, starałbym się żyć jak lokalni, jeść to co oni, spędzać podobnie wolny czas. Tak się dzieje dopóki jesteśmy tam sami lub w małym gronie imigrantów. Gdy zaczynają nas otaczać tysiące rodaków, spod ziemi wyrastają sklepy i usługi z obsługą w naszym języku to ta integracja się wyłącza, a wręcz zaczyna się izolacja i tworzenie gett. Takie getta mają zarówno latynosi, afrykańczycy, azjaci, jak i Polacy np. w Chicago. Sławny już Greenpoint w Nowym Jorku to miejsce w którym swego czasu nawet polskie produkty importowano, a wielu mieszkających tam Polaków nie powie więcej niż 3 zdania po angielsku po kilkudziesięciu latach w stanach.
Rozumiem to, bo sam byłem takim imigrantem jak wyjechałem na Wyspy po 2004. Uciekłem od polskiego syfu, a ten syf przyjechał za mną i to sama jego esencja. Wszystkich naszych polskich prymitywów, którzy robili nam siarę najchętniej załadowałbym wtedy na pakę TIRa i deportował. Albo utopił w morzu. Ale minęło kilka lat i zrobił się spokój. Jedni wyjechali, inni nabrali ogłady. Więc to nie zawsze tak działa. Nie ma na Wyspach polskich gett, choć w Irlandii jesteśmy największą mniejszością, a w UK byliśmy drugą największą, może dalej jesteśmy.
A na Greenpoincie pozostały już tylko jakieś polskie niedobitki, teraz to modna, droga dzielnica zamieszkana przez Amerykanów z kasą. Byłem tam 2 lata temu, polskich akcentów coraz mniej. W polskiej piekarni za ladą stoją Latynosi, a w polskiej restauracji z tradycyjnymi, polskimi pierogami nikt nie zna słowa po polsku.
Więc imigranci jednak się integrują, problem jest wtedy, gdy w krótkim czasie przyjeżdża ich zbyt wielu. Ale to problem tymczasowy, trzeba napływ przyblokować i poczekać. I nie rozdawać zasiłków, bo to jedna z głównych przyczyn słabej integracji. Człowiek zmuszony do pracy integruje się szybko, albo ląduje na ulicy i ginie. I dobrze, słabi muszą zginąć, tak jest lepiej dla pozostałych.