Trudno przewidzieć "na jakie studia warto iść", bo przez te pięć lat jak będziesz studiować może się zmienić 'zapotrzebowanie', dany kierunek może stać się mniej lub bardziej modny i tak dalej. Rób to co lubisz, bo w innym przypadku będziesz się tylko niepotrzebnie męczyć, a jeśli nie masz do czegoś smykałki, to i studia nie pomogą.
Na pewno dobre studia, to takie na których trzeba zapierdalać (oprócz kierunku znaczenie ma też uczelnia - po prywatnych możesz mieć problem ze znalezieniem pracy). Na chwile obecną wydaje mi się że najlepiej wyszli ci, co kończyli informatykę i przy postępującej komputeryzacji chyba prędko zapotrzebowanie na informatyków nie spadnie.
Ja studiowałem geodezję (i była to droga przez mękę), bo śledząc x lat temu jak się sprawy mają, wywnioskowałem że w tym zawodzie jest przyszłość. Niestety wiele osób tak wywnioskowało, i geodetów teraz jak mrówków, a na uczelniach wciąż po 8 osób na jedno miejsce (mimo iż robotę co raz trudniej znaleźć, a wynagrodzenie na ogół mizerne, przynajmniej dopóki nie zrobi się uprawnień, z czym też masa roboty). Wniosek? Raczej odradzam na chwilę obecną.
Zresztą po skończeniu tych studiów, raczej ciężkich (może nie tak jak chociażby budownictwo, ale na pewno nie była to sielanka) uważam że całe to studiowanie to raczej pic na wodę. Więcej umiejętności praktycznych posiadają ludzie po technikach, a w końcu mimo wszystko pracodawcy patrzą nie tylko na wykształcenie, a przede wszystkim na to czy z danej persony będzie jakiś pożytek.
Po ukończeniu studiów potrafiłem dla przykładu policzyć całkę powierzchniową po elipsoidzie trójosiowej, bądź liczyć ekstrema funkcji uwikłanych trzech zmiennych, a miałem problem z poprawnym ustawieniem instrumentu na stanowisku.
O wkuwaniu setek porąbanych wzorów pamiętających czasy Stalina, oraz całej masy trudno przystępnych i niepotrzebnych absurdów już nie wspominam.
W dodatku na państwowych uczelniach wciąż mnóstwo postkomunistycznego betonu i takiej mentalności, zwłaszcza wśród starszych prowadzących. Sposób nauczania woła o pomstę do nieba (na ki diabeł mi znać na pamięć 9482958 wzorów, skoro mogę sprawdzić w książce gdy będę miał taką potrzebę?).
W dziekanatach bajzel, każdy ma cię w dupie, podbicie sobie legitymacji w przeciągu miesiąca czasem graniczy z cudem. Chociaż obecnie chyba wszystko zmierza ku lepszemu.
Nie wiem jak u kogo sytuacja się ma, ale stwierdzenie że "studia to najpiękniejszy okres w życiu" uważam za średnio trafione.
Chyba że ktoś studiuje dziennikarstwo, albo inny kierunek, w którym książkę otwiera się jedynie w trakcie trwania sesji a rodzice ślą dukaty na wieczną imprezę.