Artykuł traktujący o tym, czemu ciapaki nie są w stanie stworzyć skutecznej armii pomimo posiadania całkiem dobrego uzbrojenia. Pożyczone z tvn24.pl (tak, wiem, tvn to zuo, ale artykuł dobry moim zdaniem)
Opływające w petrodolary państwa arabskie kupują masy nowoczesnego zachodniego uzbrojenia. Na papierze są potęgami, powinny zatem mieć drastyczną przewagę nad słabo wyposażonym Iranem, z którym mają bardzo napięte stosunki. Pozory jednak mylą. Nowoczesne uzbrojenie w rękach Arabów to nie to samo, co w rękach Amerykanów czy Europejczyków.
Wielu ekspertów przekonuje, że z powodu specyficznej kultury państwa arabskie nie są w stanie prowadzić nowoczesnych wojen w oparciu o wzorce z państw zachodnich i przy wykorzystaniu wyprodukowanego w nich zaawansowanego uzbrojenia. Po prostu nie mają możliwości stworzenia odpowiednich sił zbrojnych. Klucz tkwi bowiem w ludziach i ich ograniczeniach.
Izraelczycy pokazali, że jest problem
Wątpliwości co do skuteczności arabskich wojsk na nowoczesnym polu walki zasiały kolejne wojny z Izraelem w XX wieku. Państwo żydowskie w teorii nie powinno mieć szans na utrzymanie się wobec koalicji znacznie większych sąsiadów, na dodatek zbrojonych na masową skalę przez ZSRR. Pomimo tego przetrwało. Zachodni obserwatorzy szybko stwierdzili, że stało się tak głównie ze względu na różnice polityczne i kulturowe, które przekładały się na skuteczność sił zbrojnych.
Arabowie wykazali się brakiem inicjatywy, zdolności do improwizacji oraz szybkiego podejmowania decyzji. Działali w oparciu o sztywno ustalone plany, których zmiana wymagała decyzji przywódców państwowych lub była wręcz niemożliwa. Na dodatek nie ufali sobie nawzajem i rywalizowali ze szkodą dla sprawy. Izraelczycy byli natomiast przeciwieństwem Arabów – elastyczni, zdolni do szybkiego reagowania na zmieniającą się sytuację i wykorzystywania okazji.
– Pewne schematy zachowań wynikające z kultury arabskiej były najważniejszymi czynnikami wpływającymi na ograniczoną efektywność wojsk państw arabskich – stwierdził w 1996 r. Kenneth Pollack, ekspert CIA ds. Bliskiego Wschodu i autor rozległej analizy na temat sił zbrojnych państw arabskich.
Obserwacja przy okazji zbrojenia
Amerykanie mogą obecnie uchodzić za ekspertów ds. oceny potencjału wojsk państw arabskich, bowiem od lat 80. są ich głównym dostawcą uzbrojenia, a za sprzętem idą doradcy, którzy muszą nauczyć klientów jego obsługi. Od dekad liczni amerykańscy wojskowi służą za instruktorów na Bliskim Wschodzie, a równie liczni arabscy oficerowie udają się na uczelnie w USA. Okazji do obserwacji jest zatem wiele.
Bardzo ciekawą i szczegółową analizę charakteru arabskich wojskowych przedstawił w 1999 r. Norvell De Atkine, świeżo emerytowany pułkownik US Army, pełniący wówczas funkcję "doradcy" w państwach bliskowschodnich. Zawarł ją w artykule pod znamiennym tytułem "Dlaczego Arabowie przegrywają wojny".
Większość jego obserwacji została poczyniona w latach 70., 80. i 90. XX wieku, ale można przyjąć, że pozostają one aktualne. Od tego czasu w takich państwach jak Arabia Saudyjska, Egipt czy Jordania niewiele się bowiem zmieniło – nie doszło do istotnych przemian społecznych czy kulturowych, a system władzy pozostaje ten sam. Kupiono za to znacznie więcej nowoczesnego uzbrojenia, dzięki któremu zwłaszcza Arabia Saudyjska wydaje się dominować nad innymi państwami w regionie.
Wiedza to władza i nie należy się nią dzielić
Jako pierwszą przyczynę nieefektywności wojsk arabskich w prowadzeniu klasycznych wojen według europejskich wzorców De Atkine wymienia niezdolność do dzielenia się informacją. Żołnierze, którzy już opanują jakieś skomplikowane techniczne umiejętności, nie przekazują ich kolegom. Wolą zachować wiedzę dla siebie, aby być cenniejszymi i ważniejszymi.
Za przykład De Atkine podaje sytuację, gdy amerykańscy instruktorzy dostarczyli do egipskiej jednostki przezbrajanej na nowe czołgi M1 Abrams instrukcje obsługi maszyny. Zaczęli je rozdawać załogom, ale tuż za nimi szedł dowódca oddziału i je odbierał. Jak wyjaśnił, dawanie instrukcji żołnierzom nie miało sensu, bo i tak nie umieli czytać. Amerykanie wiedzieli jednak, że nie mają do czynienia z analfabetami. Oficer po prostu chciał pozostać źródłem specjalistycznej wiedzy, czyli osobą ważną i niezbędną.
W efekcie osłabiał jednak swój oddział, bo załogi czołgów nie rozumiały, jak działają maszyny, i były wąsko wyspecjalizowane w wykonywaniu swoich zadań. W sytuacji awaryjnej ładowniczy nie mógłby więc np. zastąpić rannego celowniczego, bo nie miałby pojęcia, jak obsłużyć systemy optyczne czołgu.
W związku z tym kultura techniczna w arabskich wojskach jest niska. Sprzęt nie jest poddawany odpowiedniej obsłudze, bo mało kto wie, jak to prawidłowo robić, a wyspecjalizowane narzędzia najczęściej są trzymane pod kluczem. Drobne naprawy – w zachodnich wojskach przeprowadzane na poziomie małych jednostek – w państwach arabskich wymagają odesłania sprzętu do centralnych zakładów naprawczych. Cierpi na tym gotowość bojowa sił zbrojnych.
Wojsko musi być pod linijkę i zgodnie z planem
Kolejnym czynnikiem jest sztampowe, ograniczone i mało ambitne szkolenie oraz nauczanie. Dotyczy to zwłaszcza oficerów, którzy mają niezwykłą zdolność do przyswajania znacznych ilości wiedzy, ale nie potrafią z niej korzystać w kreatywny sposób. Według De Atikne'a to efekt arabskiego modelu nauczania, skoncentrowanego na zapamiętywaniu, a nie na krytycznym myśleniu.
Taka sytuacja tworzy specyficzne zagrożenie dla zagranicznych instruktorów, bowiem jeśli posłużą się książką czy podręcznikiem do przywołania np. jakiejś mało ważnej daty czy wartości, zrujnuje to ich wizerunek. Dobry oficer powinien mieć wszystko "wykute".
W efekcie arabscy oficerowie mogą być jednak niezdolni do samodzielnego działania. Na polu bitwy to niebezpieczne, bo zasadą jest, że żaden plan nie przetrwa pierwszego kontaktu z wrogiem. Konieczne jest szybkie reagowanie na zmieniającą się sytuację. Samodzielność i kreatywność są jednak traktowane jako coś niepożądanego i mogą wręcz zaszkodzić karierze.
Decyzje zaś zapadają na najwyższych szczeblach. Amerykanie drogą obserwacji doszli do wniosku, że sierżant sztabowy w ich wojsku (wysoki rangą podoficer, czyli nawet nie oficer) ma mniej więcej tyle samo realnej władzy co arabski pułkownik (ostatni stopień przed generałem). W efekcie podjęcie nawet błahych decyzji zajmuje bardzo dużo czasu, co na polu bitwy może być zabójcze.
Osobisty prestiż ponad wszystko
Równie niechętnie patrzy się na rywalizację, którą Amerykanie uznają za coś zdrowego, dopingującego do większego wysiłku. Arabowie jej unikają, bo prowadzi do sytuacji, w której ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa, co jest równoznaczne z upokorzeniem. W żadnym wypadku oficer niższy rangą nie może wygrać z przełożonym, bo jest to afrontem. Nauka i wiedza nierozerwalnie wiążą się z prestiżem, więc według De Atkine'a Arabowie podchodzą do sprawy bardzo poważnie.
Amerykańscy instruktorzy przekonali się boleśnie, że nie mogą tak po prostu wyrywkowo przepytywać uczniów. Muszą zawczasu się upewnić, że pytany zna odpowiedź. Gdyby tak nie było, to uczeń mógłby poczuć się upokorzony przed grupą przez instruktora.
Na dodatek przyzwyczajeni do zakulisowych rozgrywek (natura systemów dyktatorskich i autorytarnych w których żyją) Arabowie często uznają, że cała sytuacja jest elementem intrygi uknutej przez obcokrajowca. W efekcie nieznający odpowiedzi uczeń staje się wrogiem nauczyciela. Inni uczestnicy kursu zaczynają się obawiać, że też zostaną tak "upokorzeni" i również nastawiają się negatywnie do instruktora. Ostatecznie nauczanie staje się niemożliwe.
Prowadzi to do sytuacji, w której żołnierze są bardziej skoncentrowani na dbaniu o status i prestiż niż na rozwijaniu swoich umiejętności lub potencjału oddziału jako ogółu. De Atkine zaznacza przy tym, że wielu oficerów czy żołnierzy jest wybitnie inteligentnych i nie można im odmówić odwagi oraz patriotyzmu, ale nie przekłada się to na skuteczność na nowoczesnym polu walki.
Przepaść między górą a dołem
Arabskie wojska mają też poważny problem z relacjami pomiędzy oficerami a szeregowymi żołnierzami. Podwładni niskiej rangi są traktowani prawie jak podludzie. Pewnego razu De Atkine był świadkiem, jak podczas oficjalnej uroczystości w jednej z egipskich baz nadciągnęła silna burza piaskowa. On przerwałby celebrację i schował się do budynku, ale dla lokalnych oficerów ważniejsze było zachowanie twarzy. Po prostu kazali więc szeregowym żołnierzom ustawić się jako bariery dla wiatru niosącego ostry piasek, aby ochronić wyższych rangą.
Taka sytuacja jest według Amerykanina spowodowana silnymi podziałami w arabskich społeczeństwach. Do korpusu oficerskiego dostają się niemal wyłącznie synowie zamożnych rodzin. Szeregowcy to biedota. Obie grupy dzieli przepaść wzajemnych uprzedzeń i braku zaufania. W zachodnich wojskach też są duże różnice pomiędzy oficerami a szeregowymi, jednak niweluje je silny korpus podoficerów (kaprale, plutonowi i sierżanci), który jest pośrednikiem. To ludzie, którzy bezpośrednio dowodzą na polu walki i na co dzień szkolą szeregowych. De Atkin nazywa ich "kręgosłupem" nowoczesnych sił zbrojnych. W arabskich wojskach praktycznie ich nie ma.
Efektem jest niskie morale szeregowych żołnierzy, brak motywacji i często wręcz wrogość wobec własnych oficerów. Ci nie mają natomiast chęci i czasu dbać o swoich podwładnych, co prowadzi do marnego poziomu wyszkolenia. Zniżenie się do poziomu ćwiczeń czy prac fizycznych jest niespotykane. Iraccy oficerowie, którzy dostali się do niewoli podczas operacji Pustynna Burza, woleli trzy dni stać w szalejącej burzy piaskowej niż naprawić swoje namioty na oczach podwładnych.
Wspólne działanie niepożądane
Słaby poziom wyszkolenia, brak wewnętrznego zaufania, przepływu informacji i powszechnych umiejętności technicznych prowadzi razem do tego, że Arabowie są w ocenie amerykańskich ekspertów niezdolni do skutecznego prowadzenia tak zwanych operacji połączonych. Ta idea jest podstawą zachodnich doktryn wojskowych od II wojny światowej. Pierwsi na dużą skalę wprowadzili ją Niemcy pod szerzej znaną nazwą "Blitzkriegu". Zakłada ona wspólne działanie różnych jednostek na rzecz osiągnięcia jednego celu.
De Atkin przekonuje, że zwykłe oddziały piechoty wojska jordańskiego i izraelskiego co do zasady nie różnią się znacząco od siebie i oba mają podobny potencjał. Izraelscy żołnierze są jednak wspierani na polu bitwy przez wozy opancerzone, artylerię, lotnictwo i wywiad. Mają też dużą swobodę w tym, jak osiągnąć cel. Jordańczycy są natomiast niezdolni do skoordynowania na bieżąco wsparcia dla swoich piechurów. Wymagałoby to decyzji na wyższym szczeblu i planów. W efekcie wsparcie pojawiłoby się zbyt późno, a Izraelczycy dawno odnieśliby zwycięstwo.
Uzyskanie efektu synergii dzięki wykorzystaniu na raz różnych rodzajów sił zbrojnych uniemożliwia też to, w jaki sposób urządzone są arabskie państwa. Siły zbrojne są traktowane przez dyktatorów i autokratów jako główne zagrożenia dla ich władzy. Przewroty wojskowe były standardem XX wieku w krajach arabskich. Nie ma nic groźniejszego od niezależnie myślącego, zgranego i potrafiącego współdziałać korpusu oficerskiego.
Z tego powodu w tamtejszym wojsku stosowana jest zasada "dziel i rządź". Ścisła współpraca i zaufanie są traktowane podejrzliwie. Na dodatek tworzy się elitarne oddziały o charakterze politycznym, których głównym zadaniem jest ochrona nie państwa, ale władzy. Choć zazwyczaj są najlepiej uzbrojone i wyszkolone, to przywódcy trzymają je w odwodzie i unikają wykorzystania w walce, co bezpośrednio osłabia możliwości sił zbrojnych państwa.
Arabowie mają swoją specjalność
Wszystkie te czynniki prowadzą do tego, że choć wiele państw arabskich na papierze jest potężnie uzbrojonych i dysponuje znacznie większymi ilościami nowoczesnego uzbrojenia niż wiele państw europejskich, to ich realne możliwości bojowe są niższe, niż wynika ze statystyki.
Przez taki pryzmat trzeba więc patrzeć, porównując potencjały militarne dwóch największych potęg regionu – Arabii Saudyjskiej i Iranu. Teoretycznie Saudowie przygniatają Irańczyków nowoczesnym uzbrojeniem. Jednak jest wątpliwe, czy potrafili by je wykorzystać w pełni, a z drugiej strony irańskie wojsko jest bardziej liczne, co w efekcie daje względną równowagę.
John Keegan, znany brytyjski historyk wojskowości, podsumowuje sprawność bojową arabskich wojsk krótkimi zdaniami. W jego opinii Europejczycy, a co za tym idzie, także Amerykanie, od wieków preferowali walkę twarzą w twarz, bezpośrednią i na jasnych zasadach. Na takich podstawach stworzono zasady nowoczesnej wojny, do której dostosowano zachodnie uzbrojenie. Arabowie są natomiast mistrzami uników, zwodów i zasadzek, przez co są nieporównywalnie lepsi w wojnach podjazdowych, rebeliach i terrorze. Zachodnie koncepcje i uzbrojenie są więc dla nich czymś obcym kulturowo, przez co korzystają z nich nieefektywnie.