18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (4) Soft (5) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:48
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: 14 minut temu
🔥 Śmierć na tankowcu - teraz popularne

#coca



Nowa porcja od abstrach*jków, dają rade IMO
Najlepszy komentarz (95 piw)
DeSalvo • 2013-10-23, 23:59
IMO SRIMO
Naprawdę tak ciężko napisać "moim zdaniem", a nie wszędzie wpierdalać te skróty z gimbazy?
Pójdziesz do piekła.
Iluzja
QML • 2013-07-05, 23:03
Mark Crilley prezentuje swój fantastyczny rysunek.

Najlepszy komentarz (22 piw)
M................s • 2013-07-05, 23:26
gdyby byl Polakiem to by narysował kutasa
Młodzi na rynku pracy...
Mr.Drwalu • 2013-03-10, 17:59


Młodzi na rynku pracy: niestrawność po McPracy...

McPraca jest zła dla młodych ludzi – głosił artykuł opublikowany 27 lat temu w „The Washington Post”. Dziś dziesiątki tysięcy wchodzących w dorosłość Polaków, podobnie jak ich koledzy z innych krajów, pracują w taki sposób. Czy rzeczywiście tracą czas?

Podawanie frytek, parzenie kawy, dowożenie pizzy, nalewanie coli czy układanie ciuchów na wieszakach – McPraca wszędzie wygląda tak samo. I na całym świecie przyciąga głównie młodych ludzi. W międzynarodowych sklepach z odzieżą, fast foodach, sieciowych kawiarniach i barach szybkiej obsługi widać same młode twarze. Tam nie wymaga się okazałego CV, dyplomu wyższej uczelni ani znajomości kilku języków i legitymacji Mensy. Ale też niewiele oferuje się w zamian. Marne szanse awansu, duża rotacja pracowników, zmechanizowane zadania, mały prestiż, niskie zarobki i ciężka praca – to cechy wspólne McJobów. Tę prawidłowość zauważono już w połowie lat 80. w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy zdiagnozował to socjolog Amitai Etzioni, który ukuł termin McJob i ostrzegał, że dla młodych ludzi to wybór najgorszy z możliwych.

W sieci sieciówek

– Nie miałam czasu szukać innej pracy, trafiłam na ogłoszenie i długo się nie zastanawiałam, bo potrzebowałam kasy – mówi 26-letnia Małgorzata z Ostrowi Mazowieckiej, która od paru miesięcy pracuje w kancelarii notarialnej, ale jeszcze do niedawna jej głównym źródłem utrzymania była praca „na pół etatu” w jednym z warszawskich centrów handlowych, w sklepie z odzieżą. Etatu oczywiście nie miała, pracowała na śmieciówce. Miała zostać kilka miesięcy, do czasu skończenia studiów, ostatecznie utknęła tam na prawie dwa lata. – Przez pierwsze dni wracałam ze łzami w oczach. Wstawałam rano, a bolały mnie nogi, jakbym właśnie zeszła z parkietu. Później się przyzwyczaiłam. Zdarzało się, że musiałyśmy dźwigać paczki z magazynu i rzygać się chciało, jak trzeba było piąty raz z rzędu układać tę samą kupkę ubrań, ale przynajmniej grafik miałam elastyczny. Dzięki temu mogłam kończyć studia – mówi dziewczyna.

To właśnie uczniowie i studenci, którzy mogą dostosować godziny pracy do szkolno-uczelnianych zajęć, najczęściej zasilają kadrę sieciówek. Niektórzy pracownicy popularnych sklepów z odzieżą nieoficjalnie przyznają nawet, że polityka tych firm nie idzie w parze z zatrudnianiem osób po trzydziestce, bo po pierwsze to nie licuje z wizerunkiem odzieżówek, a po drugie wiąże się z większymi kosztami. Wbrew pozorom firmom łatwiej i taniej pogodzić się z dużą rotacją pracowników i przyuczać wciąż nowych ludzi, którzy posadę potraktują dorywczo. A to dlatego, że żaden z nich nie będzie walczył o etat i przywileje socjalne. Młody pracownik szybciej się uczy, więcej wytrzyma i jest pokorniejszy.

Nasza bohaterka zarabiała około 800 zł miesięcznie. Koleżanki Małgorzaty piszą, że w innych sieciach, pracując na pełen etat i wytrzymując 11-, 12-godzinny dzień pracy z jedną tylko krótką przerwą, można liczyć najwyżej na 1,5 tys. zł. Ale bywa ciężko. „U mnie trzeba stać cały dzień na sklepie wyprostowanym, nie rozmawiać ze współpracownicami, każde wyjście do toalety trzeba zapisać w zeszycie, nie można usiąść, nie można używać telefonu komórkowego, koszmar”, opisuje jedna z internautek. Ale w innym poście przyznaje, że do sklepu poszła pod koniec szkoły średniej, nie mając żadnego doświadczenia, i wątpi, czy gdzieś indziej znalazłaby zatrudnienie.

McSurferzy

Amitai Etzioni, charakteryzując McJoby, wspominał nie tylko o braku perspektyw czy wyzysku młodego pracownika. Zwracał też uwagę na to, że niewymagające większych kompetencji prace na najniższych stanowiskach w gastronomii czy handlu, które do niedawna były pierwszym krokiem na ścieżce kariery, coraz powszechniej zmieniają się w zatrudnienie stałe. A to już jest niebezpieczne. Dziś wielu młodych ludzi wpada w spiralę McPracy i utyka w tym systemie na lata. Tacy ludzie nie mają co liczyć na karierę albo na zasadniczo większe zarobki, które pozwoliłyby im na realną poprawę standardu życia i planowanie przyszłości. Ta grupa pracuje tylko po to, by utrzymać się na powierzchni, niczym surferzy na fali. Nawet jeśli rozwijają się czy kształcą, to nie potrafią wspiąć się parę szczebli wyżej.

Tak jak 29-letnia Agnieszka, sprzątaczka w jednym z warszawskich hoteli. Dziewczyna właśnie odebrała nagrodę za 10-letnią wysługę. Dostanie podwyżkę – 200 zł miesięcznie – i uścisk ręki szefostwa. Sęk w tym, że nie tego oczekiwała. Agnieszka w ciągu tej dekady zdążyła skończyć zaocznie hotelarstwo i turystykę. Po cichu liczyła, że ktoś to doceni i ją awansuje. Sprzątaczka z magistrem? – pukały się w czoło koleżanki po fachu, dziwiąc się, że Agnieszka nie znalazła czegoś lepszego. A jej zabrakło sił, ambicji i determinacji. Przestała rozsyłać CV. – Zasiedziałam się, straciłam wiarę w siebie – przyznaje.

Studia wyższe nie pomogły też 25-letniej Beacie. – Przez pięć lat rodzice płacili po 2,5 tys. zł za semestr. Poszło na to razem z kosztami dojazdów, podręczników, kserówek jakieś 25 tys. zł. I niestety już wiem, że to najgorzej wydane pieniądze w ich życiu – opowiada. Beata w ubiegłym roku skończyła administrację na jednej z warszawskich uczelni prywatnych. Studiowała zaocznie i na zajęcia dojeżdżała co dwa tygodnie w weekendy ze wsi pod Mińskiem Mazowieckim. W czasie studiów, podobnie jak wcześniej, pomagała rodzicom, którzy mają gospodarstwo i sami sprzedają uprawiane warzywa na jednym z warszawskich bazarów. – Sprzedaję od dziesięciu lat i myślałam, że po studiach uda mi się znaleźć lepszą pracę. Niestety. Nawet jeśli pojawiały się propozycje, za normalną pracę w wymiarze 40 godzin tygodniowo chcieli płacić tysiąc złotych i to brutto na umowie o dzieło. Wiem, że wiele osób skrytykuje takie podejście i będzie się mądrzyć, że lepsza taka praca niż bezrobocie albo że za tysiąc złotych żyją całe rodziny, ale mnie się naprawdę taka praca nie opłaca – tłumaczy dziewczyna i wylicza, że same dojazdy kosztowałyby ją ponad sto złotych miesięcznie, a do tego jeszcze jakieś jedzenie w pracy, więc okazałoby się, że zarobiła najwyżej 700 zł. – Zamiast tego nadal handluję dla rodziców, płacą mi bardzo podobnie, ale dojeżdżam razem z nimi, sprzedaję tylko przez trzy, cztery dni w tygodniu, a więc mam więcej czasu dla siebie. Tylko tych pieniędzy i czasu straconego na studia mi szkoda – dodaje nasza rozmówczyni.

A może frytki do tego?

Do krytyki modelu pracy, którego nazwę zaczerpnięto od najbardziej znanej na świecie sieci fast foodów, z czasem zaczęło się przyłączać coraz więcej socjologów i ekonomistów. Tak bardzo, że termin McJob zaczął poważnie ciążyć samemu McDonaldowi. Koncern od blisko dwóch dekad stara się o zmianę definicji tego słowa, które w oczywisty sposób kojarzy się z firmą. Próbował najpierw na drodze prawnej, choćby walcząc z tym, że termin ten znalazł się w słownikach języka angielskiego Oxford Dictionary i Merriam-Webster. W ostatnim czasie zmieniono strategię. McDonald postanowił po prostu poprawić swój wizerunek jako pracodawcy.

W Stanach Zjednoczonych już w 2006 r. ruszyła kampania plakatowa McDonalda pod hasłem „Not bad for a McJob” (Nieźle jak na McJob), która promowała pracę w firmie, przedstawiając politykę koncernu jako niezwykle przychylną dla zatrudnionych – głównie w kwestii opieki zdrowotnej, elastycznego czasu pracy i zarobków. W Polsce w przededniu wybuchu kryzysu McDonald rozpoczął cykl kampanii reklamowych od zachęcających do pracy seniorów, poprzez polecanie jej młodzieży szkolnej jako pierwszego zatrudnienia, po najgłośniejsze spoty z hasłem „A może frytki do tego”. – To naprawdę zadziałało. Zmienia się, i to wyraźnie, sposób postrzegania pracy w McDonaldzie – przekonuje rzecznik prasowy koncernu Krzysztof Kłapa. – Owszem, kampanie reklamowe pomogły, ale najmocniej zadziałało to, że u nas jest porządna oferta. Zatrudniamy ponad 16,5 tys. osób, z tego ponad 3 tys. to menedżerowie, z których większość przeszła normalną ścieżkę awansu w firmie. Podstawowa godzinna stawka wynagrodzenia dla szeregowych pracowników to przykładowo w Warszawie 11,5 zł, a po awansie zarabia się coraz lepiej. Dodatkowo, co ważne, my zatrudniamy na normalne umowy na etat, z ubezpieczeniem, ze wszystkimi składkami. To wszystko przecież całkiem przeczy terminowi McPraca – dodaje Kłapa.

I choć częściowo jego tłumaczenia to PR firmy – bo jak wynika z ostatnich wyliczeń amerykańskiego Bloomberga McPraca pozostała McPracą, a w ostatniej dekadzie różnica między płacami najniżej opłacanych zatrudnionych i kierownictwem McDonalda w USA się podwoiła – jest w tym też ziarno prawdy.

– Rzeczywiście dziś jako McPracę, czyli taką „junk”, „śmieciową”, można postrzegać dwa rodzaje sytuacji zawodowej. Po pierwsze zatrudnionych na umowach, które nie pozwalają na stabilizację zawodową i życiową. Szczególnie gdy nie są to warunki będące wyborem pracownika, który woli elastyczne zatrudnienie, tylko zostały narzucone przez pracodawców. Po drugie to taka pozycja, która jest znacznie poniżej kompetencji, wykształcenia i oczekiwań pracownika, na którą decyduje się przymuszony przez sytuację rynkową – tłumaczy Dominik Owczarek, analityk Instytutu Spraw Publicznych. – Tu niezwykle ważny staje się element psychiczny. Jeżeli pracownik nie czuje dyskomfortu i jest usatysfakcjonowany warunkami ekonomicznymi, to kategoria McPracy go nie dotyczy – dodaje.

Kolejka do ekspresu

Rzeczywiście, wielu młodych trafiających nawet na najniższe stanowiska, do pracy fizycznej i wcale nie nadzwyczaj dobrze płatnej, jest z tego zadowolonych. W połowie stycznia ponad dwieście osób przyszło na spotkanie rekrutacyjne na otwarcie nowego McDonalda w Skierniewicach, natomiast kilka tygodni temu w Londynie na dziewięć etatów baristy w nowej kawiarni Costa Coffee zgłosiło się zaś aż 1,6 tys. chętnych.

– I ja ich rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji – opowiada Tomasz, absolwent zarządzania i marketingu na Uniwersytecie Wrocławskim. – Z zewnątrz moja praca może wydawać się beznadziejna. Od poniedziałku do piątku i w co drugi weekend przez dziesięć godzin dziennie sprzedaję wycieczki w biurze podróży w centrum handlowym. Praca za 1,5 tys. zł na rękę. Ale mi się to naprawdę podoba – przekonuje Tomasz. Po studiach nie udało mu się znaleźć zatrudnienia we Wrocławiu, bo jedyne propozycje, jakie dostawał, to praca w callcenter i wprowadzanie danych w centrach usług. Postanowił wrócić do rodzinnego Gniezna.

– Najpierw do mojej pracy dopłacał urząd pracy w ramach stażu absolwenckiego, po jego zakończeniu szefostwo uznało, że się sprawdziłem, i zatrudniło mnie już na normalnej umowie. Nie są to kokosy, ale dopóki mieszkam z rodzicami, wystarcza – opowiada i tłumaczy, że praca za biurkiem w centrach usług lepsza byłaby tylko w teorii. – Proponowano mi góra 2,5 tys. zł brutto na umowie śmieciowej, to dawałoby ponad 2 tys. zł, bez ubezpieczenia i składki emerytalnej. Na samo mieszkanie musiałbym wydać co najmniej tysiąc złotych. A sama praca zapowiadała się przeraźliwie nudno. Bycie zwykłym sprzedawcą wycieczek jest o wiele ciekawsze, mam kontakt z ludźmi, mogę sobie z nimi porozmawiać. Choć szkoda mi, że moje studia i biegły niemiecki zupełnie się nie przydają, ale może za jakiś czas zacznę korzystać z wykształcenia – opowiada 25-latek.

Ten optymizm młodych McPracowników może być dosyć złudny. – Ja bym tego nie nazwał optymizmem, tylko realizmem. Są bardzo świadomi tego, jak wygląda rynek pracy, że jest kryzys. Widzą, jakie problemy mają ze znalezieniem pracy ich rówieśnicy, więc kiedy już sami pracę zdobywają, naprawdę się z niej cieszą. Choć jest to zajęcie grubo poniżej ich kompetencji, to w przeciwieństwie do pracowników takich miejsc jak centra usług i call center nie popadają tak często w marazm, nie zakopują się w nich na lata, tylko traktują je jako trampolinę do dalszego rozwoju – mówi Dominik Owczarek.

Jego zdaniem praca w charakterze pracownika fizycznego dla nikogo nie jest spełnieniem marzeń. Ale może być idealnym sposobem na zdobycie pierwszych doświadczeń, zarobienie pieniędzy wystarczających, by się utrzymać i wciąż mieć czas na dalszy rozwój.

– Żadna praca nie hańbi i żadnej pracy nie należy się wstydzić – mówi Piotr Palikowski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami. Jego zdaniem podejmowanie McPracy świadczy o zaradności i determinacji młodych ludzi, a to cechy, które pracodawcy bardzo cenią u swoich potencjalnych pracowników, dlatego tym bardziej nie należy ich ukrywać w CV albo w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. – Zdaniem przedsiębiorców kandydatom do pracy brakuje głównie umiejętności miękkich, czyli takich cech jak samodzielność, przedsiębiorczość, przejawianie inicjatywy, odporność na stres, motywacja do pracy czy kompetencje interpersonalne związane z umiejętnościami komunikacyjnymi i pracą zespołową. Każda posada pozwala młodym ludziom na zdobywanie doświadczenia zawodowego i nabywanie właśnie tych umiejętności, co przekłada się potem na wyższą efektywność, skuteczność, lepsze wykonywanie swoich obowiązków – mówi.

Zauważa też, że obecnie prawie 80 proc. pracodawców ma problemy z rekrutacją osób o odpowiednich kwalifikacjach, a polski system edukacyjny nie przygotowuje młodych ludzi na potrzeby rynku, dlatego im większe doświadczenie i obycie w organizacji, nawet jeżeli jest to McPraca, tym większe szanse na znalezienie lepszej posady w przyszłości.

Imiona bohaterów zostały zmienione

Źródło: KLIKNIJ TUTAJ
Najlepszy komentarz (29 piw)
S................l • 2013-03-10, 19:32
Cytat:

"I ja ich rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji – opowiada Tomasz, absolwent zarządzania i marketingu."



Cytat:

Beata w ubiegłym roku skończyła administrację na jednej z warszawskich uczelni prywatnych.



Cytat:

Agnieszka w ciągu tej dekady zdążyła skończyć zaocznie hotelarstwo i turystykę.



Jak się kończy gówniane kierunki to się zarabia gówniane pieniądze.
Uwaga na ASPARTAM (E951)
Mr.Drwalu • 2012-06-22, 12:02


Aspartam – [...] stosowany masowo jako sztuczny środek słodzący oznaczany na produktach spożywczych kodem E951 [...]
Jest on masowo stosowany jako słodzik do produktów dietetycznych (zwłaszcza napojów niskokalorycznych). Jest też dostępny w formie tabletek, które można stosować zamiast cukru, pod kilkudziesięcioma nazwami handlowymi (m.in: NutraSweet, Equal, Sugar Free, Canderel). Jest też stosowany przez diabetyków (chorych na cukrzycę).

Wszelakiego rodzaju gumy do żucia też to mają?

Bezpieczeństwo stosowania aspartamu było przedmiotem wielu badań naukowych i licznych kontrowersji społecznych. Chemicznie, aspartam, jest dipeptydem składającym się z dwóch występujących naturalnie aminokwasów – fenyloalaniny i kwasu asparaginowego, z których są zbudowane liczne białka. W organizmie człowieka rozkłada się on na te dwa aminokwasy, stąd długo wydawało się, że jego spożycie nie wiąże się z żadnym ryzykiem, oprócz osób chorych na fenyloketonurię, które nie metabolizują fenyloalaniny. Pod koniec lat 90. XX w. opublikowano wyniki kilku wyrywkowych badań, które sugerowały występowanie związków między spożywaniem aspartamu i chorób takich jak rak mózgu i układu limfatycznego. Jak dotąd nie przeprowadzono jednak dokładnych badań na większą skalę, które potwierdziłyby lub zaprzeczyły wcześniej wspomnianym doniesieniom. Wątpliwości wzbudzone przez te publikacje, powiązane z konfliktem interesu koncernów produkujących różne środki słodzące, doprowadziły do licznych dysput publicznych na temat tego związku chemicznego.

Koncerny ze swoją wielką kasą, położyły swoją wielką łapę. Pieniądze ważniejsze od zdrowia ludzi! Były badania i sprawa ucichła, bo była zbyt głośna, a może ‘nie wygodna’?

Atrakcyjność aspartamu jako słodzika wynika z faktu, że jest on ok. 180 razy bardziej słodki od cukru i przy tym jego kaloryczność, przy stężeniach dających wrażenie słodyczy jest niemal zerowa. Smak aspartamu nie jest identyczny ze smakiem zwykłego cukru. Słodycz aspartamu jest odczuwana wolniej od słodyczy cukru, dłużej jednak jest zachowywana w ustach. Dobre efekty daje kombinacja aspartamu z innym słodzikiem acesulfamem, która przy odpowiednich proporcjach jest nieodróżnialna dla większości ludzi od smaku cukru.

A jakby to było gdyby było czuć różnicę, ludzie by narzekali.

Wstępne badania bezpieczeństwa użycia tego związku sugerowały, że może on prowadzić do raka mózgu u szczurów. W rezultacie Amerykańska Food and Drug Administration (FDA) nie dopuściła go początkowo do obrotu w USA. W 1980 r. po licznych interwencjach wpływowych osób związanych z G.D. Searle FDA zgłosiła wniosek do Public Board of Inquiry (PBOI) z prośbą o ponowne przetestowanie wpływu aspartamu na raka mózgu.

Zaczęli maczać palce, by przywrócić cichą truciznę.

PBOI po przestudiowaniu dawnych testów i przeprowadzeniu nowych stwierdziła, że aspartam nie wywołuje raka mózgu i zarekomendowała go do dopuszczenia jako dodatku do żywności. W 1981 r. Ronald Reagan przeprowadził zmianę szefa FDA i nominował na to stanowisko Arthura Hull Hayesa, który opierając się na wynikach PBOI i dodając do tego wyniki analogicznych badań japońskich dopuścił do użycia ten związek, z zastrzeżeniem stosowania go wyłącznie w suchych produktach. W 1983 r. FDA rozszerzyła stosowalność aspartamu także na wypieki. W 1996 r. FDA zniosła wszelkie restrykcje na użycie tego związku i zezwoliła na stosowanie go we wszelkich produktach spożywczych. Za FDA podążyły odpowiednie agencje w wielu krajach świata, w tym w Japonii i Unii Europejskiej, które zalegalizowały użycie aspartamu w produktach spożywczych.

Były badania, i nagle komuś się przypomniało że tam jest skarb złota, więc sprytnie że niby znowu badania i się okazało że jest ok! Później jeszcze zmiana polityków, wlazł ktoś wpływowy kto dopuścił do obrotu, masakra!

Niektórzy sądzą, że korowody wokół zalegalizowania aspartamu były związane z politycznym konfliktem interesu. Donald Rumsfeld, przyjaciel rodziny George’a Busha był prezesem rady nadzorczej Searle, w czasie gdy rozstrzygała się sprawa legalizacji tego słodzika. Arthur Hull Hayes, odpowiedzialny za legalizację aspartamu, musiał opuścić fotel prezesa FDA w 1983 r. po tym gdy ujawniono, że wziął kosztowne prezenty od kilku korporacji. Po opuszczeniu FDA, Hayes został zatrudniony w Searle, w dziale public relations jako starszy konsultant medyczny.

“Polityczny konflikt interesu” kłócili się kto ile zgarnie? Jest takie przysłowie “Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę.”

We wrześniu 2005, European Ramazzini Foundation ogłosiła wyniki szczegółowych, trzyletnich badań, prowadzonych przez grupę badaczy z Bolonii (Włochy), z których wynika, że aspartam powoduje raka wątroby oraz układu nerwowego oraz zwiększa ryzyko leukemii u samic szczurów. Producenci aspartamu podważają jednak poprawność metodologiczną wykonanych w Bolonii badań. W 2007 roku European Society for Medical Oncology (ESMO, założona w 1975 r. profesjonalna organizacja onkologiczna) opublikowała nowe badania, które podważyły wyniki badań z Bolonii. Uznano, że “nie ma związku między sacharyną, aspartamem i innymi słodzikami a zwiększonym ryzykiem wystąpienia nowotworów”

Proszę zwrócić uwagę, Włochy przeprowadziły trzy letnie badania z których wynikało że to powoduje raka wątroby i układu nerwowego. Ale sami producenci, którym oczywiście zależy na tym aby utrzymać się na rynku i zrobią dosłownie wszystko, podważają badania! I teraz pytam się kto finansuje ESMO? jaka jest prawda? To tyle z wikipedi.

Na stronie lekarka.pl oraz rmffm.pl pisze:

Aspartam zdrowy czy niezdrowy Aspartam, sztuczny słodzik, wykorzystywany w ponad 6 tysiącach napojach i produktów żywnościowych na całym świecie, ponownie znalazł się w centrum kontrowersji i zagorzałej dyskusji. Aspartam – sztuczny środek słodzący. Jest to chemiczny dodatek do żywności E951. Kontrowersyjny słodzik, który jakoby “pomaga zrzucić zbędne kilogramy”. Produkt ten był dwa razy wycofywany z obrotu przez władze USA z powodu niekorzystnego wpływu na ludzkie zdrowie. Środek ten jest obecnie w USA ponownie dopuszczony z ograniczeniem dopuszczalnej ilości w produktach spożywczych. W lipcu 2005 naukowcy z Włoch ogłosili, że aspartam jest środkiem rakotwórczym. Uważają oni, że ten środek słodzący powinien być wycofany z Unii Europejskiej. Rak wywołany według nich przez aspartam najczęściej lokalizuje się w węzłach chłonnych organizmu. Według najnowszych badań naukowców z niezależnej europejskiej fundacji badań nad rakiem, wynika, że aspartam może powodować raka. Naukowcy przedstawili w Bolonii wyniki wieloletnich badań na prawie dwóch tysiącach szczurów. Wynika z nich, że aspartam może powodować raka nerek, oraz zwiększać ryzyko zachorowań na białaczkę. Aspartam jest mniej więcej 200 razy słodszy od cukru. Dodawany jest do większości napojów niskokalorycznych, soków, słodyczy, gum do żucia, płatków do mleka, jogurtów, chipsów, odżywek dla sportowców, a nawet lekarstw, także tych przeznaczonych dla dzieci. “

…przeznaczonych dla dzieci… ; (
Znalazłem jeszcze taką wypowiedź:

[...] Na dzisiaj bardziej od BSE, produktów wołowych przeraza mnie “chemia” w powszechnie dostępnych środkach spożywczych. Dzisiejsze sklepy/markety – to “apteki”, gdzie metodą totolotka aplikujemy sobie toksyny nie mając o tym pojęcia.
Przykład – Aspartam, nagminnie stosowany słodzik w kawach rozpuszczalnych, capuccino, oranżadach, płynach orzeźwiajqcych, wyrobach cukierniczych, tortach, ciastach, pieczywie, etc., etc., Aspartam, zwany tez “Nutra Sweet” to ester aminokwasów L-asparaginowego i L-fenyloaniliny. Spożywany w nadmiarze kumuluje się w tkankach komórek mózgu. Fenyloanilina w nim zawarta dziala jako antagonista serotoniny wywolujqc stany depresyjne. Ma wlasciwosc kumulowania sie w dużych stężeniach w podwzgórzu i zamożdku co prowadzi do silnych wahań nastrojów, drgawek i psychoz. Kwas asparaginowy rozpada sie na asparat i metanol. Asparat to neurotransmiter dzialajacy w OUN jako antagonista acetylocholiny. Przeciwdziała przekazywaniu impulsów na zakończeniach nerwowych. Przedawkowanie asparatu moze być przyczyną obumierania komórek nerwowych w Obwodowym Ukladzie Nerwowym. Objawy podobne do tych, jakie wystepujq przy SM
(stwardnienie rozsiane), czy tez choroba Alzhaimera ……….., itd., itp.
Jedno jest pewne. Dzisiaj robiqc zakupy w sklepach nalezy sie przyglqdac – co sie bierze. Zwlaszcza, gdy w domu sq male dzieci. I nie jest ważny blichtr, kolorowe opakowanie, nawet cena. Bywały przypadki – gdy dla obniżki óHolendrzy dodawali do pasz przepracowane oleje transformatorowe
(PCB, PCT). Dla komercji, dla cash-u wpycha sie wiele paskudztw do zywnosci.

Źródło: internet z wyszukiwarką.

Dziewczyny, coca-cola i mentosy
k................5 • 2011-09-29, 9:22
Trzeba zrobić głośniej

Najlepszy komentarz (58 piw)
Xenomorph08 • 2011-09-29, 9:47
Po własnej analizie, przesłaniu materiału video do kumpla zajmującego się kinematografią, a następnie do specjalistycznej firmy, dziesiątkach jak nie setkach testów i prób, także tych z materiałem zawartym na filmie [ dziewczyny, coca cola, mentosy i matka Rosja ] mogę jednoznacznie stwierdzić że... Jebałbym. obie
Killer Cola
markkers • 2011-04-14, 0:57
mhm, nie wiem jak was, ale mnie taka antyreklama tylko zachęca do picia tych produktów plakacik wisi u mnie w pokoju od Hard Core Festu w 2007 roku