Od 2007 roku rachunki za prąd w Polsce podrożały blisko dwukrotnie. Uwzględniając siłę nabywczą polskiej waluty, energia elektryczna w naszym kraju jest niemal najdroższa w całej Unii Europejskiej! To jednak nie koniec złych wiadomości - eksperci szacują, że w ciągu najbliższych kilku lat prąd w Polsce zdrożeje o kolejne 20-50 proc.
Jeszcze w 2007 roku przeciętne polskie gospodarstwo domowe płaciło za energię około 700 zł rocznie (przy założeniu zużycia 2 MWh na rok). Obecnie rachunek za zużycie takiej samej ilości prądu wynosi około 1350 zł. Najgorsze jest jednak to, że przy uwzględnieniu siły nabywczej naszych zarobków, za prąd płacimy niemal najwięcej w całej Unii Europejskiej! Eurostat porównał ceny prądu sprzedawanego w Europie odbiorcom prywatnym przy użyciu tzw. PPS, czyli: Purchasing Power Standard - sztucznego przelicznika uwzględniającego parytet siły nabywczej waluty danego państwa. PPS pozwala na realne porównanie cen danego produktu (w tym przypadku prądu) jakie funkcjonują w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. Okazało się, że w 2012 roku najdrożej za prąd w całej UE musieli płacić Cypryjczycy - 32,9 PPS. Należy jednak pamiętać, że w 2011 roku potężnych wybuch składu amunicji przewożonej na rosyjskim statku zrównał z ziemią największą elektrownie jaka funkcjonowała na wyspie (dostarczała 60% energii potrzebnej Cyprowi). Drugie miejsce w tej kategorii zajęła... Polska, ze wskaźnikiem 25,9 PPS. Przeciętna dla całej UE kształtowała się na poziomie około 20,0 PPS. Były jednak i takie państwa, gdzie cena prądu liczona z uwzględnieniem siły nabywczej była niższa niż 15,0 PPS (Finlandia, Francja i Luksemburg).
Należy zauważyć, że w najbliższych latach za prąd będziemy musieli płacić prawdopodobnie jeszcze więcej. W dużej mierze wynika to z uprawianej przez obecny rząd Donalda Tuska nieudolnej polityki dotyczącej bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Polska, z uwagi na przymus wyłączania starych bloków w elektrowniach węglowych, na gwałt potrzebuje elektrowni nowych, przy których budowie zastosowano najnowocześniejsze technologie. Te jednak z jakiegoś powodu nie powstają. Warto zauważyć, że państwo polskie pod rządami Donalda Tuska nie może sobie poradzić z ekologami, którzy co chwila blokują nowe projekty energetyczne (elektrownie w Kozienicach, Opolu i Pelplinie), budowa elektrowni w Ostrołęce została przez Energę wstrzymana z niewiadomych przyczyn (byłaby to najdalej wysunięta na północny-wschód duża elektrownia w Polsce; eksperci twierdzą, że gdyby powstała, to budowana przez Rosjan elektrownia atomowa w Kaliningradzie mogłaby być nierentowna), zaś termin oddania do użytku jedynej polskiej elektrowni atomowej przesunięto z odległego 2020 roku, na jeszcze bardziej odległy rok 2025 (który także wydaje się być zupełnie nierealny). Obrazu rozpaczy dopełnia bardzo niekorzystny dla Polski tzw. Pakiet klimatyczny (na który Tusk wyraził zgodę), blokada gazoportu w Świnoujściu przez niemiecko-rosyjski Gazociąg Północny oraz paraliż legislacyjny w sprawie wydobycia gazu łupkowego.
Powstaje pytanie: czy uprawiana przez obecny rząd polityka dotycząca bezpieczeństwa energetycznego, nie jest ukierunkowana właśnie na to, aby wspierać - kosztem polskich obywateli - zagraniczny przemysł energetyczny? Wszak, gdy stare elektrownie w naszym kraju trzeba będzie ostatecznie zamknąć, a nowe w ogóle nie powstaną, to zapotrzebowanie na prąd w naszym kraju wcale się nie zmniejszy. W takim przypadku trzeba będzie go od kogoś najzwyczajniej w świecie kupować (no chyba, że chcemy mieć codzienne, kilkugodzinne przerwy w dostawie). W grę wchodzi import energii z zagranicy (wspomniany Kaliningrad lub Niemcy), a wówczas jej cena osiągnie znacznie wyższe poziomy niż dziś... Czy tak właśnie powinna wyglądać polityka dotycząca bezpieczeństwa energetycznego Polski?
Źródło: