Dawid okrutnie zgwałcił i udusił koleżankę. Odsiedział w sumie sześć lat. Właśnie wrócił do rodzinnej wsi. Rodzina tamtej dziewczyny uciekła do innej gminy. A sąsiedzi nie wypuszczają dzieci na dwór.
Sylwia miała ledwie trzynaście lat – Violetta Cieślak płacze, gdy tylko zaczyna mówić o swojej najstarszej córce. Znaleźli ją dwa dni przed końcem roku szkolnego. Leżała w polu rzepaku, niemal pod domem, ale się jej naszukali, bo rzepak wysoki, ona wrzucona twarzą do dołu, przysypana. Było lato 2006 r., ale matce Sylwii żaden szczegół się w pamięci nie zatarł. Wszystko wraca. Tym bardziej że wrócił Dawid, chłopak sąsiadów z naprzeciwka, który Sylwię zabił.
Violetta Cieślak nie mogła znieść patrzenia ze swojego okna w jego okno. Jak to możliwe, że on tam znów jest? Ludzie nie wypuszczają dzieci z domów. – W momencie, w którym on wyszedł na wolność, nas zamknięto – mówi Violetta.
Stopa w białej skarpetce
Zachodniopomorska wieś Sulikowo leży w nadmorskim pasie, ale nie blisko plaży, więc nie ma tu bogatych pensjonatów. Kilka bloków i kilka murowanych baraków, przy których stoją pozbijane z desek gołębniki. Sylwia była z bloków (spokojna, dobrze się uczyła, rodzice skromni). Dawid z baraków (powtarzał klasy, matka bez pracy, ojciec recydywista, znęcał się nad rodziną, ostatnio skazany za molestowanie córki).
– Synek wrodził się w tatusia – mówi sąsiadka Dawida. Radzi, żeby nawet nie podchodzić pod jego drzwi. Bo otworzy i walnie czymś ciężkim. Matka Dawida stoi za drzwiami, krzyczy, żeby nie otwierał. On matki nie słuch, otwiera. Wysoki brunet, włosy na jeżyka, koszulka z krótkimi rękawami, spodnie dresowe z napisem „Respect”. Na twarzy zdziwienie, że ktoś się odważył zapukać. Odkąd wyszedł na wolność, nikt nie miał odwagi.
– Wiem, co ludzie o mnie myślą – mówi. Czyta iKamień, internetową gazetę, która relacjonuje wydarzenia z powiatu. Jak tylko podała, że Dawid jest już po odsiadce, od razu pojawiło się ponad 200 komentarzy. Część administrator musiał od ręki usunąć, bo były nawoływaniem do linczu. Zostały takie: „Żeby go odstrzelić, upierniczyć mu jaja bez znieczulenia. Zawlec chama z powrotem za druty! Wysłać do łagrów!”.
Dawid wybiera tylko wpisy litościwe w rodzaju: „Ludzie, co z was za chrześcijanie”. Albo: „Przecież to dziecko wychowane tutaj, wśród nas. Może zabił, bo czuł się odrzucony? Może obejrzał za dużo złych filmów? Trzeba dać Dawidowi szansę” – postulują niektórzy. I to się Dawidowi podoba. Chciałby dostać szansę. I chciałby, żeby ludzie nie pamiętali.
Łatwo nie będzie. Bo na przykład ci ze straży pożarnej, którzy pomagali szukać zwłok, musieliby zapomnieć, że z kopczyka na polu rzepaku wystawała stopa w białej skarpetce. Takie rzeczy śnią się później po nocach. Gdy Sylwię położono w trumnie, jej matka wzięła puder, zatuszowała najbardziej widoczne ślady zbrodni (w czasie sekcji biegli spisali obrażenia na 11 stronach: rany, otarcia, zadrapania, zasinienia). Pomalowała córkę, żeby wyglądała na mniej zadręczoną, włosy jej upięła w koczek, przyozdobiła różyczkami – tak jak Sylwia planowała iść na zakończenie roku szkolnego.
Żeby ucisk był mocniejszy
– Nie wracajmy do tego – mówi Dawid, stojąc cały czas w drzwiach (do domu nie wpuści, matka krzyczy, żeby w ogóle nie rozmawiał). Nigdy zresztą zbyt wiele nie mówił. W śledztwie kłamał, że Sylwię jakiś facet w białej czapce z daszkiem porwał, podjechał ciemnym samochodem, ona wsiadła. 53 dni zwodził śledczych, zanim skompletowali dowody, że to on – wtedy straszne chuchro – uderzył ją w głowę, zaciągnął w rzepak, gwałcił i długo dusił.
Nawet gdy już nie oddychała, uciskał szyję. Przyklęknął przy jej głowie, żeby ucisk był mocniejszy. I niestety – jak sam potem mówił – spodnie mu się na kolanach pobrudziły. W pobliżu przejeżdżał traktor, więc zrobił przerwę w duszeniu. Zaczął wyciągać sznurowadła z jej butów. Sznurowadłem – był pewien – da się udusić na amen. Żeby było skuteczniej, pozaplatał na sznurowadle supełki. Był zmyślny jak na kogoś, kto skończył ledwie 13 lat.
Z powodu wieku i przebiegłości stał się sławny: najmłodszy zabójca na tle seksualnym w Europie. Powstało o nim wiele tekstów w gazetach i naukowe studium przypadku. Teraz Dawid ma 20 lat, nie jest już chuchrem. Mówi, że chciałby sobie życie ułożyć, nie zamierza być erką, czyli recydywą, jak ojciec. W zasadzie nigdy nie chciał, by uważano go za złego bohatera. Kiedy miał 11 lat, ściągał wprawdzie majtki, kładł się na koleżance, ale później tłumaczył, że owszem leżał, dotykał jej penisem, jednak dopiero jako drugi w kolejce, po koledze. Gdy wiejskie koty były topione, wykręcano im kończyny, przywiązywano sznurkiem do drzewa i uderzano deską (można było udawać, że deska jest paletką do tenisa, a kot piłeczką), Dawid nie przypisywał wszystkiego sobie. Mówił, że inni byli może nawet bardziej aktywni.
Gdy sąd – po tym, co chłopak zrobił Sylwii – ogłosił wyrok, wieś narzekała, że dostał niesprawiedliwie mało. Co to jest poprawczak? Dawid trafił do półotwartej placówki w Świdnicy. Rok od ogłoszenia wyroku dostał przepustkę, przyjechał do domu na miesiąc i zaspokajał się seksualnie z młodszą siostrą. Gdy się wydało, znów miał sprawę w sądzie. No ale co zrobić z nieletnim, który już raz został skierowany do poprawczaka za przestępstwo seksualne? Okazało się, że można mu jedynie odebrać kieszonkowe albo ograniczyć rozmowy telefoniczne.
-Nie miałem informacji, że na przepustkach broi – Artur Stączek, dyrektor świdnickiego zakładu poprawczego, nie potrafi sobie przypomnieć nic, co by obciążało Dawida. – Nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych – zapewnia. – Słuchy o tym, że coś wywija, zaczęły do nas docierać później, gdy już uciekł.
Uciekł, zanim skończył 17 lat. Złapano go na dworcu we Wrocławiu po tym, jak napadł na 19-letnią dziewczynę i grożąc jej nożem, zabrał torebkę. Wtedy był już sądzony jak dorosły, trafił do więzienia. – Codziennie godzina spaceru i 23 godziny w celi, to dużo czasu na rozmyślania. Wiele się nauczyłem – opowiada. Czego dokładnie? Nie umie wymienić. Przywięziennego gimnazjum nie skończył. O przyuczeniu się do jakiegoś zawodu zapomnij. Z więzienia wyniósł tylko 20 zł, które dostał na bilet i czarne buty, sznurowane, zakupione na koszt państwa, bo z tych, w których go zatrzymano, już wyrósł.
Matka Dawida – gdy się okazało, że syn wychodzi – biegała po sąsiadach, czy by kto nie pojechał po niego samochodem, bo skomunikowanie ze wsią jest słabe: pekaes jeździ tylko do powiatu, a dalej 11 km trzeba iść pieszo. No i szedł. Nikt ze wsi po niego nie pojechał. Ludzie byli w strachu i zdziwieni, że już go wypuszczono. Tak szybko? Zaczęli liczyć: za gwałt i morderstwo posiedział w poprawczaku niecałe trzy lata, a później w więzieniu niecałe trzy za napad.
Sekretarz gminy Emilia Szczeblewska mówi, że jak tylko Dawid wrócił, zapanował strach. – Różne pogróżki były. I różne obawy – opowiada. Jedni mówili, że on dostanie za swoje tak, że popamięta. Inni, że to on jeszcze wszystkim pokaże.
Strach podzielony
– Na pewno coś wywinie, tylko patrzeć – twierdzi Krzysztof Biniek. Mieszka w domu, który stoi przy tej samej ubitej drodze co barak Dawida. Boi się. – Tylko głupi by się nie bał – mówi. Dziwi go, że w wiosce tak szybko doszło do podziałów. Jedni boją się Dawida, a drudzy zaczęli bać się o niego. Zaczynają przebąkiwać, że już swoje odpokutował, z domu przecież prawie nie wychodzi, tyle co do szopy po drewno. Dobrze, że z opieki dostał te 500 złotych na ubranie, bo on z więzienia taki biedny wrócił. I jednak chyba – jak im się wydaje – naprawiony, bo dni mijają, a nikogo nie tknął. Z oczu mu jakoś lepiej patrzy niż przed skazaniem – mówią.
– A ja im mówię: poczekajcie jeszcze trochę, to się zdziwicie – przekonuje Biniek. – Przecież tu nawet jednego policjanta nie ma, który by w razie czego Dawida powstrzymał. Jeśli ktoś się nie boi, to chyba tylko ten, kto nie ma dzieci. Dzieciom zabrania się więc wracać ze szkoły na piechotę. Wszystkie jadą gimbusem. Kierowca podjeżdża jak najbliżej domów, wysadza i czeka, aż dojdą do drzwi.
Profesor Zbigniew Lew Starowicz, seksuolog, (ostrożnie, bo nie badał Dawida) tłumaczy: – Jeśli on na przepustce, pod groźbą sankcji, dopuszczał się czynów niedozwolonych, po wyjściu na wolność nie należy się spodziewać niczego innego.
– Wysoki stopień zdemoralizowania jak na tak młody wiek – zauważa inny seksuolog, dr Stanisław Dulko. Ostrożnie (bo trudno jednoznacznie wyrokować, nie wiedząc, jakie zmiany zaszły w nim, gdy odbywał karę) mówi o Dawidzie to samo: – Należy realnie rozważać jego kolejne ataki.
Siła zdjęcia
– Nie! – Dawid nie życzy sobie, żeby mu fotoreporter „Newsweeka” robił zdjęcie. – Po co jakieś fotki, człowieku, daj spokój. – A niechby każdy zobaczył, jak wygląda. Powinien zobaczyć, żeby wiedzieć, kogo się bać – mówi Krzysztof Biniek. Jest pewien, że bać się powinien każdy, nie wiadomo, na kogo padnie. Nie zaraz. I może ofiara nie będzie z tej wsi. Ale on daje głowę, że tragedia nastąpi. Gdyby był ministrem sprawiedliwości, od razu by przeforsował, żeby publikować zdjęcia skazanych za najcięższe przestępstwa.
Choć Biniek nie jest Jarosławem Gowinem, myśli jak minister. W połowie tego miesiąca szef resortu sprawiedliwości zapowiedział, że rozważa takie „środki zabezpieczające” jak umieszczanie w internecie zdjęć zabójców, gwałcicieli czy pedofilów. Nie z powodu Dawida z Sulikowa: w 2014 r. zaczną wychodzić na wolność przestępcy, którzy w czasach PRL byli skazani na karę śmierci, zamienioną później na 25 lat więzienia. Wśród nich seryjni mordercy i pedofile. – Bardzo delikatna sprawa, trzeba się głęboko zastanowić – mówi dr Dulko o ministerialnym pomyśle. – Z jednej strony to ochrona społeczeństwa przed zagrożeniem, ale z drugiej jednak dodatkowa kara, napiętnowanie.
– Nie przesadzajmy – prof. Brunon Hołyst, kryminolog, irytuje się, gdy słyszy o piętnowaniu. – Jest taka łacińska sentencja: volenti non fit iniuria, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda. Chciał, to ma. Każdy, kto popełnia ciężkie przestępstwo, powinien spodziewać się konsekwencji, także ostracyzmu po odbyciu kary – tłumaczy profesor. I wymienia Stany Zjednoczone, Anglię – tam skazany za przestępstwa seksualne wobec dzieci musi się liczyć z tym, że jak wyjdzie na wolność, napiszą mu na drzwiach: tu mieszka pedofil. Żyć mu łatwo nie będzie.
Kto żyje spokojnie
Dawid mówi, że w Sulikowie nikt mu dotąd prosto w twarz nic przykrego nie powiedział. Na razie żyje mu się tu spokojnie.W przeciwieństwie do rodziców zamordowanej Sylwii, którzy ze strachu przed Dawidem wyprowadzili się do innej gminy. Władze się ulitowały i udostępniły im tymczasowo lokal w domu dziecka. Czują się tu bezpiecznie. Karnista prof. Piotr Kruszyński dziwi się, że to rodzina ofiary musiała uciekać przed wychodzącym na wolność sprawcą. – To nienaturalna sytuacja – mówi.
– Miałabym patrzeć na niego i cierpieć? Na nowo przeżywać? Dzieci trzymać w domu jak w więzieniu? – pyta Violetta Cieślak. Była w siódmym miesiącu ciąży, gdy pudrem próbowała pokryć sińce na twarzy zabitej córki. Malowała ją i wyła z bólu. Był strach, że po stracie najstarszej straci i tę, która jeszcze wtedy nie zdążyła się urodzić. Dzięki Bogu urodziła się zdrowa, ma teraz 6 lat. Ale nadal mówi niewyraźnie. Cieślakowie są pewni, że to na skutek tamtych strasznych nerwów. Obiecali sobie, że choćby nie wiadomo co, żadnego więcej dziecka Dawid im nie zmarnuje.
– Może on już sobie coś uplanował, może mu się coś kłębi w głowie? Z wiekiem – przypuszcza ojciec Sylwii – mogą mu przychodzić do głowy myśli nie tak proste jak w podstawówce. – Nasze dziecko schował tak, żeśmy się naszukali, ale jednak na następny dzień udało się trafić. Myślę, że jakby zabił teraz, to już tak, żeby się nie udało odkopać.
Zdjęcia zamordowanej i jej rodziny
Autor: Małgorzata Święchowicz
Źródło: Newsweek