18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (3) Soft (1) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 8:51
📌 Wojna domowa w Syrii 2024 Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 2024-12-16, 1:00
📌 Konflikt izraelsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 42 minuty temu

#internet

Coraz fajniej się dzieje... najazdy ciapaków na uczelnie oraz coraz to nowe podatki.

Dziękujemy panie premierze.



"godzinę temu•aktualizowany 53 minuty temu
Marta Wawrzyn
Marta Wawrzyn
Kilka lat temu zamieniłam świat polityki na rozrywkę i jest mi z tym dobrze. Piszę tu i ówdzie, zazwyczaj o serialach.
Co jeszcze można opodatkować?
Co jeszcze można opodatkować?
Serwis NaTemat donosi, że nasz "liberalny" rząd planuje nałożyć kolejny podatek na szerokopasmowy Internet. Podatek, który wygląda co prawda nieco absurdalnie, ale to bez znaczenia, skoro ma pomóc w łataniu budżetowych dziur.

Masz kable, płać jak za nieruchomość
Pomysł polega na tym, by kable i światłowody znajdujące się w studzienkach potraktować jak nieruchomość i jak nieruchomość opodatkować. Nie jest to nic nowego – tak miało być już kilka lat temu. Ale kiedy wchodziła w życie megaustawa telekomunikacyjna, mająca zachęcać do inwestowania w szerokopasmowy Internet, operatorom udało się przekonać ustawodawcę, że płacenie haraczu i od studzienek, i od kabli byłoby podwójnym opodatkowaniem. Teraz przestaje to mieć znaczenie.

Sytuacja jest kuriozalna: samorządy z jednej strony mają ambitne projekty związane z szerokopasmowym Internetem, z drugiej – widzą szansę na "dorobienie" paru groszy. Paru groszy, czyli nawet 400 mln zł w skali całego kraju. Zgadnijcie, co zwycięży.

60% kosztów budowy szybkiego Internetu to podatki
"W tej chwili tworzymy niezbędną infrastrukturę, ale później musimy ją także przez wiele lat utrzymywać. Już w tej chwili ok. 60% kosztów utrzymania sieci szerokopasmowych stanowią różnego rodzaju podatki i opłaty. Kolejne obciążenia sprawią, że utrzymanie takiej infrastruktury będzie jeszcze bardziej kosztowne" – mówi w NaTemat Jacek Protas, prezes Zarządu Związku Województw RP. Politykę rządu i samorządów, które to popierają, nazywa krótkowzroczną.

Jakie będą jej skutki? Wzrosną koszty budowy i utrzymania sieci. Część projektów zapewne całkiem stanie, bo okaże się, że to się nie opłaca. W Polsce wciąż będą żyć miliony osób cyfrowo wykluczonych. A przecież dostęp do Internetu to nie tylko Facebook i filmiki z kotami, to też większe możliwości znalezienia pracy, edukacji itp. To mniejsze bezrobocie i bardziej świadome społeczeństwo. Ale czymże są te argumenty wobec 400 mln zł?

38% Polaków nie korzysta z Internetu
O tym, że cyfrowe wykluczenie to nie żaden wymysł wykształciuchów, nie trzeba już chyba nikogo przekonywać. W listopadzie prezentowaliśmy infografikę World Internet Project, z której wynikało, że aż 38% Polaków w ogóle nie korzysta z Sieci. Owszem, są tacy, którzy mówią, że bez Internetu "jest im lepiej", są też tacy, którzy uważają, że to nie jest przydatna rzecz. Ale wielu też wskazuje jako przyczynę niekorzystania brak umiejętności.
Niezależnie od tego, jakie przyczyny są podawane w oficjalnych ankietach, widać jedno: ponad jedna trzecia naszego społeczeństwa nie ma w ogóle z Internetem do czynienia i zwyczajnie się go boi. Tak jak każdy z nas boi się nowych rzeczy, których obsługi trzeba nauczyć się od zera.

Na tle krajów z Europy Zachodniej wypadamy źle; w Szwecji, Norwegii czy Holandii ponad 90% społeczeństwa korzysta z Sieci. W Polsce te statystyki też by się poprawiły, gdybyśmy mieli lepszą infrastrukturę. No ale sorry, taki mamy rząd."

źródło
Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!

W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Nowa siła w Nowej Zelandii
Vof • 2014-01-19, 12:12
Twórca Megaupload zakłada w Nowej Zelandii własną partię

Twórca zamkniętego przed dwoma laty serwisu Megaupload zamierza zająć się polityką. Pochodzący z Niemiec Kim Dotcom zapowiedział utworzenie własnego ugrupowania, które ma wystartować w tegorocznych wyborach parlamentarnych w Nowej Zelandii



Partia Internetowa (Internet Party) oficjalnie rozpocznie działalność 20 stycznia, wtedy też ma zostać przedstawiony jej program. W tym samym tygodniu ruszą: strona internetowa ugrupowania, rejestracja członków oraz aplikacja na smartfony.
Wybory do parlamentu prawdopodobnie odbędą się w październiku lub listopadzie.

Centralna komisja wyborcza poinformowała, że sam Dotcom nie może ubiegać się o mandat w parlamencie, ponieważ nie jest obywatelem Nowej Zelandii (pochodzi z Niemiec), może jednak bez przeszkód szefować swojemu ugrupowaniu.

Wciąż nie jest jasne, po której stronie sceny politycznej będzie sytuować się nowe ugrupowanie; Dotcom w przeszłości wypowiadał się krytycznie zarówno o politykach liberalnych, np. prezydencie USA Baracku Obamie, jak i konserwatystach takich jak premier Nowej Zelandii John Key.

Dotcom znany jest od dawna jako zwolennik większej ochrony prywatności użytkowników internetu i ściślejszego nadzoru nad działalnością agencji wywiadowczych. Apelował też o dostęp do szybszego internetu szerokopasmowego dla mieszkańców Nowej Zelandii.

Zdaniem części obserwatorów nowe ugrupowanie może wpłynąć na wynik tegorocznych wyborów. W Nowej Zelandii obowiązuje proporcjonalny system wyborczy, co oznacza, że partie muszą zdobyć zaledwie 5 proc. głosów, by dostać się do parlamentu. Nawet jeśli Partia Internetowa nie przekroczy tego progu, może podebrać wyborców liberałom i konserwatystom.

– Nowa partia może nie dostać się do parlamentu, jednak zależnie od tego, jak dobrze odpowie na potrzeby bardziej radykalnych, marginalizowanych i rozczarowanych wyborców oraz osób zazwyczaj niegłosujących, może mieć duży wpływ na skład następnego rządu – ocenił nowozelandzki komentator Bryce Edwards na swoim blogu.

39-letni Dotcom (zmienił nazwisko z Kim Schmitz) był właścicielem popularnego portalu Megaupload, jednak w 2012 roku portal zamknięto na wniosek władz USA. Amerykanie domagają się jego ekstradycji, zarzucając mu, że portal, który odwiedzało do 50 milionów internautów dziennie i na który przypadało 4 proc. całego ruchu w internecie, w rzeczywistości był przedsięwzięciem pirackim, które czerpało zyski z łamania praw autorskich i naraziło właścicieli tych praw na straty przekraczające 0,5 mld dol. W USA grozi mu do 20 lat więzienia.

Obecnie Dotcom przebywa w Nowej Zelandii, zwolniony z aresztu za kaucją.

źródło: forbes.pl/kim-dotcom-tworca-megaupload-zaklada-w-nowej-zelandii-wlasna...
Najlepszy komentarz (50 piw)
FrasQs • 2014-01-19, 12:34
@Up Bo sobie je zmienił?


Wyrok SN umożliwia zniszczenie dowolnego portalu internetowego. Wystarczy napuścić grupkę płatnych trolli!

Sąd Najwyższy obarczył wydawców portali internetowych odpowiedzialnością za obraźliwe wpisy na forach. Teraz wystarczy grupa płatnych trolli internetowych, aby dowolny portal (np. niewygodny dla władzy) mógł zostać zasypany pozwami sądowymi. Wszystko przez to, że wpisy na forach mają być traktowane jak opublikowane listy do redakcji.

Roman Giertych, pełnomocnik sądowy Radosława Sikorskiego, w kontekście najnowszego wyroku SN, powiedział na antenie radia TOKFM: "Chcę ostrzec wydawców gazet internetowych, że już w tej chwili wielu moich klientów zbiera dowody na naruszenie dóbr osobistych na forach internetowych. Na przykład w przypadku Radka Sikorskiego to różnego rodzaju wpisy - ewidentne naruszenia dóbr osobistych. A każdy taki przypadek po wyroku Sądu Najwyższego może być ścigany na drodze cywilnej. Za chwilę to mogą być bardzo poważne procesy". Radosław Sikorski na twitterze zaś dodał: "Wobec wyroku SN, uprzedzam właścicieli portali, że zabezpieczam zniesławiające wpisy celem wykorzystania prawnego. Dość hejterstwa w sieci."

Czytaj więcej! - Kliknij tutaj!
Trollowanie małolat
-................- • 2014-01-14, 23:11
Panie i Panowie, pragnę Wam zaprezentować kilka screenów z jednej ze stronek na fb, której głównym i w zasadzie jedynym celem jest trollowanie małolat jeżdżących konno. Dlaczego ten fanpage jest taki wyjątkowy? Ze względu na komentarze Pań w przedziale wiekowym 12-20, które są na tym samym poziomie intelektualnym jak ich czworonożni przyjaciele. Wstawiam kilka perełek.















Sprawą zajęli się nawet dziennikarze, aaaaaa!

Najlepszy komentarz (85 piw)
Grabarz1750 • 2014-01-15, 0:05
Kurwa sadole, ta strona jest świetna, przeglądam komenty od 20 minut i się turlam ze śmiechu.

Mój faworyt to:
Brak internetu
A................U • 2014-01-11, 14:30
Dzisiaj w pracy nie było internetu przez dwie godziny.

Wypiliśmy całą kawę. Porozmawialiśmy. Poznaliśmy się...
Najlepszy komentarz (25 piw)
BongMan • 2014-01-11, 14:37
@up
Za komentowanie czegoś, co cię nie interesuje i ci się nie podoba, oraz pajacowanie - nawet chuj w dupę się nie należy
Internet dwóch prędkości
A................U • 2014-01-11, 13:44
Jak oni o nas "dbają"...

Najlepszy komentarz (45 piw)
chybeck • 2014-01-11, 13:55
Zajmują się idioci pierdołami, zamiast rozwiązać problemy, które najbardziej doskwierają obywatelom. Postawa godna UE.
Eksperyment - 8 godzin w odosobnieniu.
h................a • 2014-01-07, 18:36
Cytat:

Eksperyment – szokujące wyniki

Dzieciom w wieku 12-18 lat zaproponowano dobrowolne spędzenie 8 godzin w odosobnieniu. Każde z nich miało ten czas spędzić ze sobą, bez możliwości korzystania ze środków komunikacji (telefony komórkowe, internet). Nie wolno im było również włączać komputera, korzystać z gadżetów, z radia i telewizora.

Dozwolony był natomiast cały szereg klasycznych zajęć: pisanie, czytanie, gra na instrumentach muzycznych, rysowanie, rękodzieło, śpiewanie, spacery itp.

Autor eksperymentu – psycholog rodzinny – badała postawioną przez siebie hipotezę, że współczesne dzieci i młodzież szukają źródeł rozrywki na zewnątrz, nie są w stanie zajmować się sobą i nie znają swojego świata wewnętrznego.

Zgodnie z regułami eksperymentu, dzieci miały następnego dnia opowiedzieć o tym, jak czuły się podczas próby samotności. Miały możliwość zapisywania swoich działań, refleksji i odczuć. W przypadku nadmiernego dyskomfortu, stanu niepokoju lub napięcia – psycholog zaleciła natychmiastowe przerwanie eksperymentu oraz odnotowanie czasu i powodu jego zaprzestania.

Na pierwszy rzut oka eksperyment wydawał się całkiem niegroźny. Psycholog uznała, że będzie to absolutnie bezpieczna próba. Jednak tak szokujących wyników nikt się nie spodziewał.

Z 68 uczestników eksperymentu tylko 3 osoby dotrwały do końca – jedna dziewczynka i dwóch chłopców. Trzy osoby miały myśli samobójcze, pięć osób doświadczyło ataku paniki, u 27 osób wystąpiły objawy wegetatywne zaburzeń lękowych: mdłości, nadmierne pocenie, drżenie, zawroty głowy, uderzenia gorąca, bóle brzucha, wrażenie ruszania się włosów na głowie i inne. Praktycznie każdy uczestnik doświadczył uczucia lęku i niepokoju.

Ciekawość nowej sytuacji, zainteresowanie i radość ze spotkania ze sobą zniknęły praktycznie u wszystkich w drugiej i trzeciej godzinie eksperymentu. Jedynie 10 osób z grupy, która przerwała eksperyment, poczuło niepokój dopiero po trzech lub więcej godzinach samotności.

Bohaterska dziewczynka, która dotrwała do końca eksperymentu, przyniosła zeszyt, w którym przez osiem godzin szczegółowo opisywała swój stan. Wówczas to pani psycholog włosy na głowie stanęły dęba. Z pobudek etycznych twórcy eksperymentu odmówili opublikowania tych notatek.

W trakcie trwania eksperymentu młodzi ludzie:
Gotowali jedzenie, jedli,
Czytali albo usiłowali czytać,
Odrabiali lekcje (eksperyment był przeprowadzany w czasie wakacji, ale w przypływie rozpaczy niektórzy sięgnęli po podręczniki),
Patrzyli przez okno albo chodzili po mieszkaniu,
Wyszli na dwór i poszli do sklepu lub do kawiarni (nie wolno było się komunikować, ale uczestnicy uznali, że rozmowa ze sprzedawcą lub z kelnerem się nie liczy),
Rozwiązywali krzyżówki,
Układali Lego,
Rysowali albo próbowali rysować,
Myli się,
Sprzątali mieszkanie lub pokój,
Bawili się z psem lub kotem,
Ćwiczyli, robili gimnastykę,
Zapisywali swoje odczucia, refleksje, pisali listy na papierze,
Grali na gitarze, na pianinie (jedna osoba na flecie),
Trzy osoby pisały wiersze lub prozę,
Jeden chłopiec prawie przez 5 godzin jeździł po mieście autobusami,
Jedna dziewczynka haftowała,
Jeden chłopiec poszedł do wesołego miasteczka i przez trzy godziny kręcił się na karuzeli,
Jeden młody człowiek przeszedł miasto z jednego końca w drugi (25 kilometrów),
Jedna dziewczynka udała się do muzeum,
Jeden chłopiec poszedł do ogrodu zoologicznego,
Jedna dziewczynka się modliła.

Praktycznie każdy próbował zasnąć, ale nikt nie był w stanie spać, wszyscy mieli myśli obsesyjno-kompulsywne.

Po zakończeniu lub przerwaniu eksperymentu, 14 osób natychmiast zalogowało się w sieciach społecznościowych, 20 osób zadzwoniło z komórki do przyjaciół, trzy osoby zadzwoniły do rodziców, pięć osób poszło do znajomych. Pozostali włączyli telewizor lub zajęli się grami komputerowymi. Prawie wszyscy i prawie natychmiast włączyli muzykę lub skorzystali ze słuchawek.

Wszystkie lęki i inne objawy ustąpiły po zakończeniu eksperymentu.

63 osoby uznały eksperyment za ciekawy i pożyteczny dla samopoznania i samorozwoju. Sześć osób powtórzyło go na własną rękę i twierdzą, że za drugim (trzecim, piątym) razem się udało.

Podczas analizy przebiegu eksperymentu, 51 osób użyło sformułowanie „uzależnienie”, mówiło: „wygląda na to, że nie mogę żyć bez…”, „niezbędna dawka”, „syndrom odstawienniczy”, „delirka”, „muszę przez cały czas…”, „czułem się na głodzie” itd. Wszyscy bez wyjątku mówili, ze byli ogromnie zdumieni myślami, które przychodziły im do głowy w trakcie eksperymentu, ale nie potrafili im się „przyjrzeć” zbyt uważnie, ponieważ ich ogólny stan się pogarszał.

Pierwszy z dwóch chłopców, którzy ukończyli eksperyment, przez 8 godzin sklejał model żaglowca z przerwą na obiad i spacer z psem. Drugi najpierw porządkował swoją kolekcję, a następnie przesadzał kwiaty. Żaden z nich nie odczuwał w trakcie trwania eksperymentu negatywnych emocji ani nie zauważył „dziwnych” myśli.

Wobec takich rezultatów psycholog przestraszyła się nie na żarty. Hipoteza hipotezą, ale gdy założenie potwierdza się aż tak bardzo…

Należy ponadto wziąć pod uwagę, że w eksperymencie wzięli udział zainteresowani nim ochotnicy.



tekst oryginalny
Sex przez internet
Cienió • 2013-12-27, 0:58
znalezione na jednym z blogów gryonline.wp.pl, jak dla mnie gość wymiata po całości!

Najlepszy komentarz (73 piw)
pakicito • 2013-12-27, 1:18
@up
dokładnie, ale załatwianie chloroformu i auta z dużym bagażnikiem jest czasem uciążliwe
Poszukiwania największych przestępców rzadko kończą się w bibliotece. A jeszcze rzadziej kończą się zatrzymaniem bez ani jednego wystrzału. Ale Ross William Ulbricht nie był typowym przestępcą. Był twórcą internetowego serwisu Silk Road, raju handlarzy narkotyków.
Polowania na narkotykowych bossów powinny przecież kończyć się inaczej. Tony Montana z „Człowieka z blizną” z karabinem maszynowym w ręce walczył do ostatniego naboju. Franz Sanchez z „Licencji na zabijanie” zginął w eksplozji cysterny wysadzonej w powietrze przez agenta 007. Gdy gra między kryminalistami a prawem toczy się o wielkie pieniądze i władzę - ostateczna rozgrywka powinna być gwałtowna, wybuchowa, spektakularna. Tak mówią niezmienne prawa Hollywood. Ale rzeczywistość okazała się dużo ciekawsza, choć mniej wybuchowa niż hollywoodzkie blockbustery.

Wielkie słowa i wielka kasa

W internecie był znany jako „Dread Pirate Roberts”. W rzeczywistości „Straszliwy Pirat Roberts” był chuderlawym 29-latkiem. Mimo majątku szacowanego na 80 milionów dolarów Ross William Ulbricht mieszkał w domu, który wynajmował do spółki z dwoma innymi młodymi mężczyznami. Ale historia jego wzlotu - i upadku - ma w sobie coś z historii Michaela Corleone. Ekspresowo przeszedł drogę od młodego idealisty po kryminalnego bossa, bezlitośnie rozprawiającego się z przeciwnikami.

Wszystko zaczęło się w 2011 r. Ulbricht, student fizyki z Austin w Teksasie, na zaproszenie kolegi przeprowadził się do San Francisco. Marzył o karierze na miarę Steve'a Jobsa. Chciał zmieniać świat - i jednocześnie zarabiać wielkie pieniądze.

- Mówimy o monumentalnej zmianie w strukturze władzy na świecie - pisze później na forum dyskusyjnym: - Dziś to zwykli ludzie mogą kontrolować przepływ informacji i przepływ pieniędzy. Sektor za sektorem, państwo jest wyrzucane z równania, a władza wraca w ręce jednostek.

To właśnie ta ideologia staje za powstaniem serwisu Silk Road (Jedwabny Szlak). Internetowego targowiska, które ma stać się mrocznym bliźniakiem eBaya. Miejscem, w którym można kupić i sprzedać prawie wszystko: broń, sfałszowane dokumenty, narzędzia hackerskie. I przede wszystkim - narkotyki. Prawdziwe morze narkotyków. Serwis oficjalnie zabraniał wyłącznie handlu bronią masowego rażenia, skradzionymi kartami kredytowymi czy oferowania usług płatnych zabójców.

Wirówka brudnych pieniędzy

Silk Road mógł funkcjonować dzięki dwóm narzędziom. Pierwsze z nich to bitcoin, czyli wirtualna waluta, której obieg jest wyjątkowo trudny do kontrolowania przez jakiekolwiek władze. Drugie to Tor, oprogramowanie pozwalające - w teorii - na całkowicie anonimową komunikację w internecie. Po zainstalowaniu programu użytkownik może korzystać ze specjalnych, ukrytych serwisów - a wysyłane przez niego i do niego dane są wielokrotnie szyfrowane i przepuszczane przez prawdziwy labirynt rozrzuconych na całym świecie serwerów. Żeby prześledzić wiadomość w systemie, trzeba kontrolować prawie wszystkie maszyny na jej drodze. Przynajmniej w teorii.

Silk Road ruszył w 2011 r. i niemal od razu odniósł fenomenalny sukces. Na pierwszy rzut oka strona nie różniła się od innych internetowych targowisk. Miała nawet system oceniania transakcji, jakby żywcem wzięty z eBaya lub Allegro. Narkotyki - od kolumbijskiej kokainy, przez marihuanę, po dużo dziwniejsze substancje - były wysyłane bezpośrednio od sprzedawcy do nabywcy. Ulbricht jedynie pośredniczył, zapewniał bezpieczne miejsce wirtualnych spotkań.
No i pobierał procent od każdej transakcji. Bitcoiny przepuszczał przez system, który nazywał „wirówką”, przelewający pieniądze przez skomplikowaną serię wirtualnych transakcji. Był ostrożny. Bardzo ostrożny. Problemy miały się dopiero zacząć.

Konkurencja i paranoja

Początkowo Ulbricht surfował na fali sukcesu. Strona stała się fenomenalnie popularna. Szybko dobiła do 100 tys. użytkowników. Między lutym 2011 r. a lipcem 2013 r. przeprowadzono na niej 1,2 mln transakcji wartych około 1,2 mld dolarów. Ulbricht, 29-letni niedoszły fizyk, stanął na czele narkotykowego imperium.

Nic dziwnego, że śledczy szybko zaczęli się interesować nowym serwisem. Już w listopadzie 2011 r. FBI, podatkowa policja IRS i antynarkotykowa DEA powołały wspólny zespół, który miał za zadanie rozbicie Jedwabnego Szlaku. Ale Ulbricht był trudnym przeciwnikiem. Kombinacja złożonych systemów szyfrujących i „odwirowanych” bitcoinów okazała się niemal nie do rozgryzienia.

FBI miało jednak szczęście, bo „Dread Pirate Roberts” zaczął wpadać w paranoję. Zaczęło się od konkurencji. Silk Road szybko znalazł agresywnych naśladowców. Już kilka miesięcy po uruchomieniu serwisu Ulbrichta konkurencyjny serwis Atlantis zaczął powoli odbierać mu klientów.

- On jest jak Myspace, my - jak Facebook - przechwalał się podczas swoistej konferencji prasowej przeprowadzanej na forum Reddit właściciel nowego serwisu, przedstawiający się jako Vladimir. Kilka dni później, 1 maja 2013 r., Silk Road zniknął z sieci. Na chwilę. Atak hakerów był całkowitym zaskoczeniem. Ulbricht podejrzewał, że to konkurencja próbuje wyeliminować go z rynku.

Zamówienie na egzekucję

Ulbricht alias Dread Pirate Roberts znalazł się pod presją. I coś chyba w nim pękło. - Pobijcie go i zmuście do oddania wszystkiego, co ukradł - taką wiadomość wysłał do jednego z użytkowników serwisu. Użytkownika, który niedwuznacznie sugerował, że jest w stanie podjąć się każdej brudnej roboty.

Celem ataku miał być były pracownik Silk Road, który zdaniem Ulbrichta okradał swojego szefa. Dzień później, bojąc się, że ofiara może pójść na policję, wysłał kolejną wiadomość: - Czy byłoby możliwe zmienienie mojego polecenia z tortur na egzekucję? Nigdy nikogo nie zabiłem, ale w tym przypadku to właściwe posunięcie - napisał.

W ten sposób były idealista, który kilka tygodni wcześniej chełpił się tym, że dzięki jego serwisowi klienci narkotykowych dilerów nie muszą bać się przemocy ze strony przestępców, sam zleca zabójstwo. To był początek końca. Bo zabójca był w rzeczywistości agentem federalnym. FBI zaczęło grę. Tajniak zażądał 80 tys. dolarów za zamach. Dostał pieniądze i przesłał sfabrykowane zdjęcia „ofiary”, która miała umrzeć podczas tortur. - Jestem wściekły, że musiałem go zabić - odpisał Ulbricht: - Szkoda, że nie wszyscy mają zasady.

Zasady samego Ulbrichta wyparowały błyskawicznie. Już dwa tygodnie później zlecił kolejne zabójstwo. Tym razem jednego z użytkowników serwisu, dilera o pseudonimie „friendlychemist”. Użytkownik utrzymywał, że zdobył listę nazwisk i adresów klientów Silk Road. Groził, że jeśli nie dostanie pół miliona dolarów na spłatę długów, jakie miał u swoich dostawców, ujawni je policji. Ulbricht zażądał kontaktu z „dostawcami”. Gdy ci się odezwali, złożył im ofertę: 150 tys. dolarów za głowę zdrajcy. - Egzekucja nie musi być czysta - pisał.

Kilka dni później dostał wiadomość ze zdjęciem ciała. Tyle tylko, że policja z kanadyjskiego miasteczka, w którym miała mieszkać ofiara, nie odnotowała żadnego zabójstwa. Ulbricht został naciągnięty.

Błąd amatora

Tymczasem FBI wiedziało już, że Dread Pirate Roberts staje się coraz bardziej niebezpieczny. Śledczy mieli już gotową długą listę zarzutów. Nie mieli jeszcze tylko nazwiska. Zaszyfrowane komputery milczały, pieniądze nie dawały się śledzić: przyszedł czas na dobrą policyjną robotę w starym stylu.

Agenci postanowili wrócić do samego początku. Logika była prosta: jeśli znajdziemy pierwszego człowieka, który zaczął pisać w internecie o Silk Road, znajdziemy kogoś, kogo warto obserwować, a może samego Robertsa.

Pierwszy post wspominający o serwisie pojawił się 23 stycznia 2011 r. na narkotykowym forum Shroomery.org. Autor posługiwał się pseudonimem „Altoid”. Agenci ruszyli jego tropem. Ten sam użytkownik na forum poświęconym walucie bitcoin ogłosił, że poszukuje doświadczonego programisty, który zna się na wirtualnym pieniądzu. I tu nastąpił przełom w śledztwie.

Ulbricht, który miesiącami umykał śledczym, który metodycznie zacierał swoje ślady i zbudował system zabezpieczeń, który wydawał się nie do przejścia dla najlepszych rządowych hakerów, zachował się jak kompletny amator. Prosił o odpowiedzi mailem. Na adres rossulbricht@gmail.com.

FBI miało nazwisko. Ale to wciąż nie wystarczyło. Musiało ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że Ross William Ulbricht i Dread Pirate Roberts to ta sama osoba.

Akcja w bibliotece

Tymczasem Ulbricht wciąż popełniał błędy. W marcu 2012 r. na innym forum prosił o pomoc w dopracowaniu fragmentu kodu obsługującego system Tor. Podpisał się nazwiskiem. Minutę później zmienił je na pseudonim „Frosty”, ale internet ma długą pamięć. Kod, który wkleił, później okazał się fragmentem szkieletu serwisu Silk Road. Było już pewne: Ulbricht stoi za targowiskiem.

Tu zaczyna się najbardziej zagadkowa część śledztwa. 10 lipca 2013 r. amerykańscy celnicy przechwycili - podobno podczas rutynowej kontroli - paczkę adresowaną do Ulbrichta, zawierającą sfałszowane dowody tożsamości. Podczas przesłuchania on sam twierdził, że został wrobiony. Ale znów stracił czujność. Jakby drwiąc ze śledczych, zaczął opowiadać o tym, że sfałszowane dowody czy narkotyki z łatwością można kupić w serwisie Silk Road.

Dwa tygodnie później agenci dotarli do serwerów, na których opierał się serwis. Nie wiadomo, w jaki sposób: czy pomogło ustalenie aliasów, jakimi posługiwał się przestępca? Czy raczej agenci NSA zinfiltrowali - podobno bezpieczny - system Tor? Amerykański rząd milczy. Ale zawartość serwerów stanęła przed agentami otworem: w ich ręce trafiły kopie twardych dysków komputerów, a na nich zaszyfrowane informacje o wszystkich transakcjach, wszystkich użytkownikach, wszystkie wiadomości wysyłane między nimi. W tym te, w których Ulbricht zleca egzekucje zdrajców.

Dalszy ciąg historii już znamy. 2 października w bibliotece publicznej w południowej części San Francisco pojawił się młody człowiek. Spokojnie przeszedł do sekcji science fiction i otworzył laptopa. Bibliotekarze nie zwrócili na niego szczególnej uwagi. Kwadrans po godz. 15 usłyszeli za to gwałtowną szamotaninę. Chłopak leżał na podłodze, otoczony przez grupę agentów FBI, którzy wyrośli jak spod ziemi: nie było wystrzałów, nie było eksplozji. Tak skończyła się trwająca wiele miesięcy akcja agentów federalnych.

Kim jest pirat?

Po aresztowaniu Ulbrichta wśród użytkowników Silk Road zapanowała panika. Fora są pełne wpisów handlarzy, którzy na kredyt brali narkotyki od dostawców, by potem z zyskiem sprzedawać je w internecie. Razem z zamknięciem serwisu ich pieniądze, w formie bitcoinów, wyparowały.

- Straciłem wszystkie pieniądze, przesłałem je do serwisu 10 minut przed jego zamknięciem. Mam przechlapane, nie były moje, i jestem teraz winny dużą kasę bardzo niebezpiecznym ludziom. Jestem martwy - napisał na forum serwisu Reddit użytkownik posługujący się pseudonimem „jayman62”. Podobnych przypadków są setki - a to niejedyny problem.

Według aktu oskarżenia w serwisie po prostu roiło się od tajniaków. Wykonali setki transakcji - i mogą lada dzień zapukać do drzwi swoich „kontrahentów”. „Straszliwy Pirat Roberts” nie uważał się za przestępcę. W jedynym udzielonym przez siebie wywiadzie mówił dziennikarzowi Forbesa: - Nie możemy wiecznie milczeć. Mamy do przekazania ważną wiadomość i nadszedł czas, by świat ją usłyszał. Nie chodzi o narkotyki ani o dopieczenie państwu. Chodzi o obronę praw, które należą się wszystkim ludziom. Silk Road jest jedynie środkiem do przekazania tej wiadomości - powiedział. Ale szybko okazało się, że wielkie słowa i rewolucyjne hasła przegrały ze zwykłą ludzką chciwością. Domorosły Che Guevara zmienił się w narkotykowego bonzę.

W całej sprawie pozostaje jedna zagadka. W tym samym wywiadzie „Dread Pirate Roberts” utrzymywał, że nie jest założycielem serwisu, że odkupił go od człowieka, który go stworzył. Jego pseudonim pochodzi z powieści „Narzeczona dla księcia” - tamten pirat także był jedynie marką, przekazywaną z człowieka na człowieka, maską, pod którą mógł się skryć ktokolwiek. Czy rzeczywiście za serwisem stał ktoś jeszcze? Nie wiadomo.

Źródło
Najlepszy komentarz (28 piw)
m................t • 2013-12-22, 11:45
Breaking bad w internecie. Piwo.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem