Naszego Dżuniorka dopadła jakaś infekcja dróg moczowych. Paskudna sprawa, wymagająca wykonania kilku czynności dziennie. Owe czynności polegają na przemywaniu lekarstwem jego... ekhm... siusiaka. A z dwulatkiem to nie taka prosta sprawa.Dziś rano podjęliśmy z małżonką działania zabiegowe. Dżunior jak zwykle tanio skóry nie chciał sprzedać. Wił się, krzyczał itp., ale w końcu udało się.
- Już po wszystkim - mówię.
- Jus?
- Tak już Krzysieńku.
- Tulać chce.
- Chodź to przytulę.
- Boli.
- Wiem, że boli.
- Dmuchaj.
Podmuchałem, po czym pada tekst:
- Pociałuj.
Na to z żoną nie byliśmy przygotowani. I jako wrednymi rodzicami będąc, nie spełniliśmy jego ostatniego życzenia.
- Już po wszystkim - mówię.
- Jus?
- Tak już Krzysieńku.
- Tulać chce.
- Chodź to przytulę.
- Boli.
- Wiem, że boli.
- Dmuchaj.
Podmuchałem, po czym pada tekst:
- Pociałuj.
Na to z żoną nie byliśmy przygotowani. I jako wrednymi rodzicami będąc, nie spełniliśmy jego ostatniego życzenia.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis