Wszędzie ten flame. Polaczki się dopiero wczoraj dowiedziały, ze istnieje coś takiego jak kolekcjonowanie butów xD Oczywiście tradycyjnie muszą to wyśmiać, chociaż nikt mi jeszcze nie wytłumaczył z sensem jaka jest różnica w staniu po buty a staniu po monetę z JP 2.0. Jesteście sto lat za murzynami co projektują te buty.
Rozbiorę paszkwilunia Liptona92 na czynniki pierwsze. Na początek - ocena moralna. Tak jest, aby dobrze umocować resztę wypowiedzi, należy na wstępie zdyskredytować wszelkie przejawy krytyki. Potem jedziemy ad personam - czyli "Polaczki". Zacnie, Niemiaszku. Potem wyśmianie, że ktoś czegoś nie rozumie - podobnie jak ze sztuką Karyny Ciemnowrońskiej czy jak jej tam - tej od pustych płócien. Jej Sztuki też nikt nie rozumiał (poza hojnymi Sponsorami Bardzo). Dalej - "tradycyjnie musi wyśmiać" - czyli podpieranie samej czynności wyśmiania tradycją (to takie meta-językowe odwołanie do anonimowego autorytetu, co wskazuje, że mamy do czynienia z przynajmniej przeciętnie wyedukowanym interlokutorem). Następnie zaprzeczenie jeszcze niezaistniałemu faktowi niewytłumaczenia owemu przeciętnie wyedukowanemu interlokutorowi, jaka jest różnica między kolekcjonowaniem butów, a kolekcjonowaniem monet z (pogardliwie) "JP 2.0". Ten fragment jest mocny, muszę przyznać, choć obarczony błędem non sequitur, do tego potężnym. I na koniec wjechanie na psychikę i samoocenę... Klasyka, panoćku! Wujek Goebbels byłby dumny
Podsumowując... Zacny trolling, milordzie. Zacny.
Jednak podejmę polemikę
Tzw. "kolekcjonowanie" - jest wymysłem spierdolonych mózgowo marketoidów żerujących na atawizmach, a instynkt zbierania jest jednym z najsilniejszych z nich. W zasadzie jako takie wszelkie odniesienia do "kolekcjonowania", kiedy coś nie ma wartości kolekcjonerskiej, tylko jest nowym przedmiotem użytku codziennego, jest wprowadzaniem klienta w błąd. Oczywiście, można tu dywagować, że nowe rzeczy też się kolekcjonuje, że się ich nie używa, tylko odstawia do gabloty i zyskują na wartości. Yhy Chyba dla moli, które ślinią się zza szyby i wydając orgastyczne okrzyki srają larwami w szpary.
Różnica między kolekcjonowaniem a bezmyślnym kupowaniem kaloszy za tysiąc (tak, to też parę lat temu było w "modzie") jest taka, że przedmiot o wartości kolekcjonerskiej jest trwały, ma swoją symbolikę odnoszącą się do realnych wartości i nie przedstawia sobą na ogół wartości użytkowej. Pozwolę sobie zacytować definicję określoną w Postanowieniu w sprawie interpretacji prawa podatkowego sygn. 1472/RPP1/443-338/05/TM:
Przez przedmioty kolekcjonerskie, o których mowa w art. 120 ust. 4 rozumie się między innymi określone w art. 120 ust. 1 pkt 2 lit b - kolekcje oraz przedmioty kolekcjonerskie o wartości zoologicznej, mineralogicznej, anatomicznej, historycznej, archeologicznej, paleontologicznej, etnograficznej lub numizmatycznej (PCN 9705 00 00 0), (CN 9705 00 00), a także przedmioty kolekcjonerskie, o których mowa w art. 43 ust. 1 pkt 7. Zgodnie z przepisem art. 43 ust. 1 pkt 7 za przedmioty kolekcjonerskie uważa się monety ze złota, srebra lub innego metalu oraz banknoty, które nie są zwykle używane jako prawny środek płatniczy lub które mają wartość numizmatyczną.
I taka jest różnica, drodzy sadole oraz drogi Liptonie92. Kaloszy nie można kolekcjonować, można je co najwyżej chorobliwie gromadzić, żeby sztucznie podbudować sobie niskie samopoczucie i koszmarną samoocenę, wynikające z niedowartościowanego i pustego ego, które nie może być inne, jeśli się sobą nic nie reprezentuje. Na czym, rzecz jasna, takim firemkom najbardziej zależy - i tu przechodzimy do tematu kształtowania opinii.
Kształtowanie opinii to technika manipulacji społecznej, stosowana przez korporacje w celu wykształcenia sobie targetu w jak największych grupach społecznych. Jest to bardzo szeroko zakrojony i zdecentralizowany proces obejmujący zbiór działań, mających na celu ogłupienie szerokich mas potencjalnych odbiorców i uczynienie ich podatnymi na sugestie. To dlatego reklamy są takie ogłupiające, to dlatego lobbyści od wielu lat mącą wodę w dziedzinie edukacji, to dlatego istnieją całe organizacje działające na szkodę wszelkich przejawów intelektu w przestrzeni publicznej (że tak to ogólnikowo ujmę). Nie ma takiej dziedziny, w której dzieje się coś, co mogłoby rozwinąć intelektualnie całe społeczeństwo, której nie zaatakowano by z takiej organizacji przynajmniej raz. Oczywiście preteksty są zawsze dobrze wybrane, a ideologia zwykle kontrowersyjna, żeby z wyprzedzeniem stworzyć pole do kontry w przypadku pojawienia się krytyki.
Później, kiedy już ogłupi się społeczeństwo, można wytoczyć ciężką artylerię. Osoby kształtujące opinię działają w mediach, internecie, na ulicach (trendsetterzy) i często sami nie wiedzą do końca, że uprawiane przez nich kapłaństwo produktu jest działaniem ideologiczno-dywersyjnym. Wiedzą tylko tyle, że jakiś ich znajomy przekonał ich do czegoś albo podszedł do nich jakiś elegancki gościu (lub ładna dziewczyna) w popularnym klubie (zauważywszy, że są wodzirejami) i zaproponował(a) takie nieszkodliwe promowanie produktu lub ideologii, po czym wyposażył(a) naszego trendsettera w narzędzia inżynierii społecznej (przewodnik stylistyczny, przykładowe sformułowania i zwroty, wzorce retoryki), które mają im zapewnić jeszcze większą popularność wśród ludzi, jeszcze większy sukces społeczny, jeszcze większe powodzenie w towarzystwie. Możliwe, że było się nawet na jakimś szkoleniu
Sęk w tym, że w takim momencie człowiek staje się trybem najpotężniejszej machiny propagandowej w historii. Jest ona najtańszym i najefektywniejszym sposobem na zdecentralizowaną manipulację społecznościami i "customer prospecting" -- chyba tak to się nazywa, a chodzi po prostu o szukanie i tworzenie nowych klientów. Masowe. Kształtowanie opinii jest summa summarum dużo efektywniejsze niż wszystkie reklamy w mediach, które obecnie przekładają się głównie na świadomość istnienia marki. Decyzje zakupowe powstają natomiast w chwili, kiedy taki Lipton92 wjeżdża kilku nieświadomym sadolom na psychikę i idą oni potem obok sklepu Kanye Westa (którego nazwisko zresztą wszyscy pamiętacie, nie?! a ile razy nie możecie przypomnieć sobie nazwiska wybitnego aktora?! to Wam nic nie mówi?!) - i nawet sami nie wiedzą, że już są zaprogramowani... Wchodzą i kupują. Albo w najgorszym wypadku czują się z jakiegoś powodu rozdrażnieni.
Dlaczego rozdrażnieni? Bo korporacjom zależy na jakimkolwiek stosunku emocjonalnym do ich produktu. Nieważne jaki jest. Jeśli są emocje, to jest sięganie po portfel. Jeśli jest chęć zbierania, to jest sięganie po portfel. Jeśli jest pałowanie się własną bezwartościowością, to jest sięganie po portfel. Jeśli jest wstyd z powodu, że jakiś kretyn nas wyśmiał, bo jesteśmy głupimi chujami, którzy bardzo chcieliby być kimś, tylko nie bardzo wiedzą jak, to na ratunek przychodzi Kanye West albo inny produkt i już możemy być KIMŚ.
Moja rada, jeśli dotrwaliście do tego momentu: jeśli gdziekolwiek zauważycie, że ktoś Wam wjeżdża na emocje w odniesieniu do jakiegoś produktu, to macie do czynienia z nieuczciwym marketingiem. Ignorujcie i skreślajcie produkt oraz producenta, który jest w ten sposób promowany. Tylko dożywotni ban na każdy pojedynczy portfel może sprawić, że firmy przestaną stosować tę niezwykle tanią i niezwykle skuteczną technikę manipulacji. A wyrządza ona przy okazji olbrzymie szkody uboczne w społeczeństwie...
co, tez staliscie tydzien po trampki za 850 zeta?