Z cyklu: sadol uczy i bawi
Licząc ponad 646 metrów wysokości maszt radiowy w Konstantynowie był najwyższą konstrukcją na świecie w latach 1974–1991, tj. do chwili jego zawalenia w dniu 8.08. Mało kto ma świadomość, że my, Polacy postawiliśmy coś takiego. A było się czym chwalić, cała konstrukcja ważyła 550 ton i w całości wykonana była ze stali. Jego sygnał był słyszalny w całej Europie, Wschodniej Azji, Północnej Afryce, a nawet w USA i Kanadzie. Trudno się dziwić, skoro moc nadajnika wynosiła 2 MW.
Nadajniki posiadały duży stopień automatyzacji pracy i kontroli jak na ten czas budowy obiektu, samo załączenie nadajników uruchamiało się jednym przyciskiem, natomiast resztę procesu kontrolowały komputery, co w tamtych czasach było nowością. Nadzór nad pracą urządzeń ułatwiały liczne urządzenia kontrolne i sygnalizacyjne. Komunikację pionową wzdłuż masztu zapewniała specjalna samobieżna winda z silnikiem spalinowym, pracująca na zasadzie kolejki zębatej. Czas wjazdu na szczyt przy szybkości ok. 0,35 m/sek wynosił 30 minut. Dodatkowo maszt wyposażony był w rezerwowe drabiny. Wejście po drabinie przy dogodnych warunkach atmosferycznych trwało aż 2 godziny.
Maszt runął o godzinie 19.10 w czasie prac konserwatorskich. Trwała wymiana pięciu zespołów odciągów, które utrzymywały konstrukcję w pionie. Było to 15 lin o średnicy 5 cm. Za główną przyczynę katastrofy przyjęto nieprawidłowe napięcie odciągów. Jedna z lin pomocniczych wysunęła się z zacisków. Druga zerwała się z mocowania, nie mogąc zrównoważyć sił pozostałych lin głównych. Maszt złamał się i uderzył w podstawę. Konstrukcja przewróciła się w ciągu kilkunastu sekund.
Nikt nie zginął, ani nie został ranny. Ówczesny kierownik ośrodka odradził wjazd ekipy na szczyt. Obawiał się, że zbyt długo będzie to trwało i prace nie zostaną zakończone przed godziną 20. W chwili zawalenia się maszt był w fatalnym stanie technicznym i katastrofa była nieunikniona. Od 1974 do 1988 r. (a wiec przez 14 lat) nie był poddawany zabiegom konserwacyjnym i niezbędnym remontom. Nie uwzględniono faktu, że maszt o takiej wysokości jest narażony na nieznane dotychczas przeciążenia, jak też szybsze - od zakładanego - starzenie się. Wznosząc tę konstrukcję, nie przejmowano się zbytnio problemami związanymi z bieżącą konserwacją ani też przeprowadzeniem generalnego remontu. Kierownik ekipy konserwującej konstrukcję za spowodowanie katastrofy został skazany na dwa i pół roku wiezienia.
A maszt, wpisany do Księgi rekordów Guinnessa, skończył na złomie.
W bonusie: fragment filmu o Radiowym Centrum Nadawczym w Konstantynowie:
O wiele więcej ciekawych informacji (w tym zdjęcia, długie teksty, dane techniczne) na stronie pana Witolda, byłego pracownika centrum nadawczego.
RCN Konstantynów
Licząc ponad 646 metrów wysokości maszt radiowy w Konstantynowie był najwyższą konstrukcją na świecie w latach 1974–1991, tj. do chwili jego zawalenia w dniu 8.08. Mało kto ma świadomość, że my, Polacy postawiliśmy coś takiego. A było się czym chwalić, cała konstrukcja ważyła 550 ton i w całości wykonana była ze stali. Jego sygnał był słyszalny w całej Europie, Wschodniej Azji, Północnej Afryce, a nawet w USA i Kanadzie. Trudno się dziwić, skoro moc nadajnika wynosiła 2 MW.
Nadajniki posiadały duży stopień automatyzacji pracy i kontroli jak na ten czas budowy obiektu, samo załączenie nadajników uruchamiało się jednym przyciskiem, natomiast resztę procesu kontrolowały komputery, co w tamtych czasach było nowością. Nadzór nad pracą urządzeń ułatwiały liczne urządzenia kontrolne i sygnalizacyjne. Komunikację pionową wzdłuż masztu zapewniała specjalna samobieżna winda z silnikiem spalinowym, pracująca na zasadzie kolejki zębatej. Czas wjazdu na szczyt przy szybkości ok. 0,35 m/sek wynosił 30 minut. Dodatkowo maszt wyposażony był w rezerwowe drabiny. Wejście po drabinie przy dogodnych warunkach atmosferycznych trwało aż 2 godziny.
Maszt runął o godzinie 19.10 w czasie prac konserwatorskich. Trwała wymiana pięciu zespołów odciągów, które utrzymywały konstrukcję w pionie. Było to 15 lin o średnicy 5 cm. Za główną przyczynę katastrofy przyjęto nieprawidłowe napięcie odciągów. Jedna z lin pomocniczych wysunęła się z zacisków. Druga zerwała się z mocowania, nie mogąc zrównoważyć sił pozostałych lin głównych. Maszt złamał się i uderzył w podstawę. Konstrukcja przewróciła się w ciągu kilkunastu sekund.
Nikt nie zginął, ani nie został ranny. Ówczesny kierownik ośrodka odradził wjazd ekipy na szczyt. Obawiał się, że zbyt długo będzie to trwało i prace nie zostaną zakończone przed godziną 20. W chwili zawalenia się maszt był w fatalnym stanie technicznym i katastrofa była nieunikniona. Od 1974 do 1988 r. (a wiec przez 14 lat) nie był poddawany zabiegom konserwacyjnym i niezbędnym remontom. Nie uwzględniono faktu, że maszt o takiej wysokości jest narażony na nieznane dotychczas przeciążenia, jak też szybsze - od zakładanego - starzenie się. Wznosząc tę konstrukcję, nie przejmowano się zbytnio problemami związanymi z bieżącą konserwacją ani też przeprowadzeniem generalnego remontu. Kierownik ekipy konserwującej konstrukcję za spowodowanie katastrofy został skazany na dwa i pół roku wiezienia.
A maszt, wpisany do Księgi rekordów Guinnessa, skończył na złomie.
W bonusie: fragment filmu o Radiowym Centrum Nadawczym w Konstantynowie:
O wiele więcej ciekawych informacji (w tym zdjęcia, długie teksty, dane techniczne) na stronie pana Witolda, byłego pracownika centrum nadawczego.
RCN Konstantynów