4 kwietnia 1943 roku załoga B-24 Liberator o numerze 64 wyruszyła, wraz z 25 innymi bombowcami, w kierunku Neapolu. Celem bombardowania miały być lotniska znajdujące się w pobliżu miasta. Była to pierwsza misja bojowa załogi "Lady Be Good". Pierwsza i ostatnia.
Akcja rozpoczęła się o godzinie 13.30. Zgodnie z planem bombardowanie przeprowadzono o zmroku. Mimo zmasowanego ognia artylerii przeciwlotniczej, nie utracono żadnej maszyny. Na macierzystym lotnisku w Soluch oczekiwano ze zniecierpliwieniem na powrót lotników. Bezpiecznie wylądowało 25 bombowców. Brakowało jednego - "Lady Be Good".
Wieża kontrolna w Benina odebrała komunikat Liberatora o numerze 64. Porucznik William J. Hatton twierdził, że nie są w stanie zlokalizować Soluch. Poprosił więc o współrzędne lotniska w Benina. Niestety "Lady Be Good" nigdy tam nie wylądował.
Na rozwiązanie zagadki zaginionego samolotu trzeba było czekać wiele lat. W 1959 roku poszukiwacze ropy naftowej na Saharze odnaleźli jego wrak 700 kilometrów na południe od Benghazi. Ciał załogi nie było w rozbitym samolocie. Rozpoczęło się dochodzenie, które miało ustalić przyczyny katastrofy oraz los załogi.
Po wstępnych oględzinach wraku stwierdzono brak spadochronów. Oznaczało to, że załoga wyskoczyła z lecącego samolotu setki kilometrów od lotniska docelowego. Co sprawiło, że Liberator aż tak zboczył z kursu?
Gdy porucznik William J. Hatton nawiazał kontakt z wieżą kontrolną w Benina, jego samolot znajdował się na południowy wschód od niej i zmierzał w kierunku Pustyni Libijskiej. Było to spowodowane wiatrem, który zmienił kierunek na północno-wschodni. Maszyna wykonała niekontrolowany zwrot na południe.
Kolejnym czynnikiem, który wpłynął na los załogi "Lady Be Good" były prymitywne urządzenia nawigacyjne. Kontroler na lotnisku w Benina poinformował załogę, że znajdują się na kursie 330. W rzeczywistości B-24 leciał kursem 150 (sygnał goniometru brzmi tak samo z kursu 330, jak i 150).
Gdy zaczęło brakować paliwa załoga ewakuowała się. To był początek powolnej agoni amerykańskich lotników. Starali się odnaleźć na środku pustyni. Zostawiali sobie wskazówki i rozpaczliwie szukali, operając się na błędnych danych, Morza Śródziemnego. Ich walka z przeznaczeniem zakończyła się na ogromnym pustkowiu.
Mimo upływu czasu samolot był w doskonałym stanie (dzięki warunkom panującym na pustyni).
Załoga "Lady Be Good" przed pierwszą misją bojową.
Szczątki lotników
Trasa lotu "Lady Be Good"
źródło: Maciej Karalus,Tajemnice II Wojny Światowej,Publicat.
Akcja rozpoczęła się o godzinie 13.30. Zgodnie z planem bombardowanie przeprowadzono o zmroku. Mimo zmasowanego ognia artylerii przeciwlotniczej, nie utracono żadnej maszyny. Na macierzystym lotnisku w Soluch oczekiwano ze zniecierpliwieniem na powrót lotników. Bezpiecznie wylądowało 25 bombowców. Brakowało jednego - "Lady Be Good".
Wieża kontrolna w Benina odebrała komunikat Liberatora o numerze 64. Porucznik William J. Hatton twierdził, że nie są w stanie zlokalizować Soluch. Poprosił więc o współrzędne lotniska w Benina. Niestety "Lady Be Good" nigdy tam nie wylądował.
Na rozwiązanie zagadki zaginionego samolotu trzeba było czekać wiele lat. W 1959 roku poszukiwacze ropy naftowej na Saharze odnaleźli jego wrak 700 kilometrów na południe od Benghazi. Ciał załogi nie było w rozbitym samolocie. Rozpoczęło się dochodzenie, które miało ustalić przyczyny katastrofy oraz los załogi.
Po wstępnych oględzinach wraku stwierdzono brak spadochronów. Oznaczało to, że załoga wyskoczyła z lecącego samolotu setki kilometrów od lotniska docelowego. Co sprawiło, że Liberator aż tak zboczył z kursu?
Gdy porucznik William J. Hatton nawiazał kontakt z wieżą kontrolną w Benina, jego samolot znajdował się na południowy wschód od niej i zmierzał w kierunku Pustyni Libijskiej. Było to spowodowane wiatrem, który zmienił kierunek na północno-wschodni. Maszyna wykonała niekontrolowany zwrot na południe.
Kolejnym czynnikiem, który wpłynął na los załogi "Lady Be Good" były prymitywne urządzenia nawigacyjne. Kontroler na lotnisku w Benina poinformował załogę, że znajdują się na kursie 330. W rzeczywistości B-24 leciał kursem 150 (sygnał goniometru brzmi tak samo z kursu 330, jak i 150).
Gdy zaczęło brakować paliwa załoga ewakuowała się. To był początek powolnej agoni amerykańskich lotników. Starali się odnaleźć na środku pustyni. Zostawiali sobie wskazówki i rozpaczliwie szukali, operając się na błędnych danych, Morza Śródziemnego. Ich walka z przeznaczeniem zakończyła się na ogromnym pustkowiu.
Mimo upływu czasu samolot był w doskonałym stanie (dzięki warunkom panującym na pustyni).
Załoga "Lady Be Good" przed pierwszą misją bojową.
Szczątki lotników
Trasa lotu "Lady Be Good"
źródło: Maciej Karalus,Tajemnice II Wojny Światowej,Publicat.