copy& paste z naTemat.pl
Niestety, dużo w tym prawdy. Długie, ale warto przeczytac
5 cech mentalności polskiej, które ograniczają nasz potencjał
Jedzie Polak samochodem, ktoś zajeżdża mu drogę. Polak myśli: „Ale debil!”. I przyspiesza, by sprawdzić. Podjeżdża, patrzy się cynicznie przez okno na drugiego kierowcę i sprawdza. Faktycznie, debil! Myśli i zwycięsko odjeżdża. Brzmi znajomo? To dopiero początek. Dziś będzie o ograniczeniach polskiej mentalności.
Na jakość życia składają się czynniki ekonomiczne, ekologiczne, polityczne i kulturowe. Te pierwsze opisują nasze warunki bytowe od strony zarabianych pieniędzy, te drugie – środowisko, w którym żyjemy, te trzecie definiują jakość sprawujących władzę, a na czwarte składają się tożsamość, historia, zdrowie i mentalność. Każdy z tych czynników jest równie istotny i odgrywa kluczową rolę w rozwoju jakości życia społeczeństwa. Ale nie każdy z nich rozwija się w równym tempie, bo o ile kwestie ekologii i ekonomii są względnie uświadomione i spopularyzowane, o tyle kulturowe – już nie.
Polska mentalność znacznie odstaje od pozostałych czynników i z braku edukacji nie kładzie się na nią nacisku. To doprowadza do ograniczania potencjału Polaków i obniża poziom ich szczęścia oraz zadowolenia z życia. Zmiana tej mentalności stanowi kluczowe wyzwanie dla polityków, nauczycieli, organizacji i mediów opiniotwórczych, a nade wszystko – dla każdego z nas. Inaczej czeka nas wszystkich dalsze zagłębianie się w bagnie hejtingu, podcinanie skrzydeł poprzez zawiść i nieufność każdemu, kto przejawia oznaki sukcesu, i marnotrawienie potencjału intelektualnego oraz gospodarczego, który mamy jako nacja. Oto te 5 cech mentalności polskiej, które ograniczają nasz potencjał.
1. Wszyscy chcą mnie wykorzystać.
Z raportu Stan społeczeństwa obywatelskiego pod kierownictwem Janusza Czapińskiego wynika, że jedynie 12% Polaków zgadza się z tym, że „większości ludzi można ufać” (w Danii, dla porównania – aż 66%). Jedynie wg 16% rodaków ludzie najczęściej są sobie pomocni. Nadal, mimo zmiany ustroju, pokutuje więc społeczny brak zaufania do siebie nawzajem i do państwa. Sprzedawca jest dla Kowalskiego naciągaczem, bogacz złodziejem, polityk kłamie, psycholog miesza w głowach, a telewizja kłamie. Tylko 46% Polaków widzi w działaniach kolegów z pracy czyste intencje. Powszechne przekonanie o tym, że „ktoś inny chce mnie oszukać”, prowadzi do chorej podejrzliwości i hamuje postęp, który nie jest możliwy przy obecnym poziomie awersji do współpracy i wzajemnej nieufności we wszystkich środowiskach.
Spiralę nakręcają wszyscy, niezależnie od wieku, wykształcenia czy stopnia zamożności. Nieufni dziennikarze publicystyczni, skupiając się głównie na negatywnych informacjach, stwarzają iluzję niebezpiecznego świata ogarniętego jedynie terroryzmem, wojną i oszustwami. Nauczyciele motywują negatywnymi konsekwencjami niezdania egzaminu, a liderzy opinii piszą o „wojnie polsko-polskiej”. Nieufni rodzice, wypaczeni tą kulturową patologią, nieświadomie wzbudzają nieufność w swych dzieciach powiedzeniami typu: „myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”, „dmuchać na zimne”, „gdyby kózka nie skakała”. Te kulturowe skrypty, pochodzące jeszcze z okresu komunizmu, są przekazywane z pokolenia na pokolenie i zarażają młodzież mentalnością niepasującą do nowej rzeczywistości – w tej bowiem zaufanie jest kapitałem. Dla porównania w Meksyku dziecko niesłuchające się mamy często słyszy: „Jak nie będziesz się słuchać, to ktoś cię zabierze”. Tajemnicą pozostanie, jak taka motywacja wpływa na fakt, iż jest tam najwięcej na świecie porwań.
Brak zaufania degeneruje nasz kapitał społeczny, uniemożliwia budowę prawidłowych relacji, niszczy potrzebę współpracy, niweczy próby osiągania celów związanych z rozwojem gospodarczym. Potrzebny jest głośny i systematyczny przekaz, że pieniądze można zarabiać uczciwie, mieć dobre intencje, życzyć innym dobrze, cieszyć się z ich sukcesów i osiągnięć, pozytywnie wspierać nie tylko sportowców, lecz także przedsiębiorców i nieznajomych, traktować siebie nawzajem z szacunkiem i życzliwością. Taki przekaz powinien być zadaniem opinii publicznej. Media, zamiast podawać społeczeństwu to, co mu się rzekomo podoba (vide biust celebrytki), powinny podjąć działania edukacyjne i budować kapitał społeczny, który w dłuższej perspektywie zapewni postęp gospodarczy i wprowadzi pozytywne podejście do życia, zwiększając jego jakość.
2. Pieniądze to tabu.
Kobiety podczas menstruacji w Indiach nie mogą dotykać krów, w Ghanie – wejść do domu mężczyzny, a muzułmanki nie mogą się modlić. W Tajlandii utrata twarzy (reputacji) jest gorsza niż śmierć, więc jeśli gość w restauracji dostanie nie to danie, co zamawiał, to lepiej, by nie zwracał uwagi kelnerowi. W Japonii okazywanie emocji jest w złym smaku, a żucie gumy w miejscach publicznych Francuzi uznają za wulgarne. A jakie tabu istnieje w Polsce? Pieniądze.
Wg badań 75% Polaków uważa, że duże pieniądze można zarobić jedynie znajomościami lub kombinowaniem. 20% twierdzi, że bogaty to złodziej. Polacy nie potrafią też o pieniądzach mówić (raport TNS Polska dla pracuj.pl) – wstydzi się tego aż połowa badanych, 30% czuje się wtedy obnażona, a 20% o pieniądzach rozmawiać się boi. 48% nigdy nie poprosiło o podwyżkę, choć jedynie 1% osób jest zadowolonych z tego, ile zarabia. Wciąż dominuje fałszywe przekonanie, że bogaty – bo ukradł, a biedny – bo ofiara (wszystko jedno czyja: złego rządu, chciwych przedsiębiorców, złego szefa, braku szczęścia itd.). Nie znajdziemy w innych językach odpowiedników polskich powiedzeń „pierwszy milion trzeba ukraść” albo „bogaty to złodziej”. A ponieważ pochwalić się zarobionymi pieniędzmi nie wypada, Polak deprecjonuje swoje finansowe sukcesy (powie, że mu „się udało”, zamiast podać powtarzalne strategie sukcesu) albo ukrywa się w obawie przed społecznym ostracyzmem.
Z powyższym wiąże się dychotomia szczęścia i sukcesu, która nie pozwala Kowalskiemu połączyć bogactwa duchowego z materialnym. Polak kojarzy ze szczęściem rodzinę, relacje i stan bytu, a z sukcesem – wysokie stanowiska, atrakcyjność i zasoby finansowe. Oddziela od siebie oba te koncepty, wierząc, że ludzie bogaci na pewno szczęśliwi być nie mogą. Przekonanie, że pieniądze szczęścia nie dają, jest dysfunkcjonalne w przypadku posiadania długów czy pukającego do drzwi komornika, a sens ma dopiero od momentu zaspokojenia potrzeb finansowych. W poniższych memach widać ukryty przekaz odbierający pieniądzom ich rolę jako jednego z czynników potrzebnych do szczęścia.
Rozwiązaniem jest edukacja społeczeństwa poprzez promowanie polskich sukcesów gospodarczych obok sportowych i prezentowanie sylwetek uczciwych ludzi łączących szczęście i sukces materialny jako przykłady godne naśladowania. Kluczowe jest również stanowisko mediów, które zamiast sensacyjnie prezentować kwestie zarobków, powinny ten temat popularyzować i upowszechniać jako naturalną część ludzkiego życia. Społeczeństwo potrafiące głośno mówić o finansach będzie mogło skuteczniej znajdywać rozwiązania w kwestiach dotyczących pieniędzy, a inteligentni biznesowo i przedsiębiorczy zyskają motywację do głośnego dzielenia się sukcesami. A jest czym! Polska jest na 25. miejscu pod względem liczby dolarowych milionerów (ma ich więcej niż Dubaj). Szacuje się, że ich aktualna liczba wzrośnie z 50 tysięcy do 126 tysięcy w ciągu najbliższych 5 lat. Wśród tych ludzi jest coraz więcej przedstawicieli młodszego pokolenia, które ani nie dostało finansowej schedy po rodzicach, ani nie „kombinowało”. Ich inteligencję należy pokazywać.
3. Jak nie jest źle, jest dobrze.
Statystyczny Polak korzysta z motywacji reaktywnej, podejmując działania mające na celu jedynie rozwiązanie istniejących problemów. Ich brak traktuje jako stan docelowy. Brak symptomów choroby oznacza dla niego zdrowie (pogląd sprzeczny z faktami: 50% społeczeństwa ma nadciśnienie i o tym nie wie, narażając się na choroby kardiologiczne). Jedzenie jest rzekomo wystarczająco dobre, gdy nie ma po nim problemów żołądkowych. Brak długów jest przez wielu traktowany jako stan docelowy, choć powinno być nim indywidualnie definiowane bogactwo.
Reaktywność w podejściu do życia oznacza reagowanie na problem i brak konstruktywnego tworzenia świata, w którym w przyszłości chciałoby się żyć. Obniża ona znacznie indywidualne standardy życia. Brak długów nie jest bogactwem, brak choroby nie oznacza zdrowia, niekrzyczący rodzic wcale nie jest wystarczająco dobry, niepijący mąż nie powinien być docelowym standardem, a jedzenie nieprzyspieszające metabolizmu wcale nie musi być smaczne. Te niskie standardy są bezlitośnie wykorzystywane przez nieetyczne korporacje (nie jest tajemnicą, że produkty żywieniowe w międzynarodowej sieci supermarketów są w Polsce gorszej jakości niż ich odpowiedniki za granicą), ale pretensje do nich byłyby przerzucaniem odpowiedzialności, którą każdy Polak powinien wziąć na siebie – oczekując, że „tanio jest dobrze”, podpisujemy na siebie wyrok sprzedażowy, łudząc się, że wysoką jakość można mieć za małe pieniądze.
Jak nie jest źle, wcale nie jest dobrze. Do „dobrze” jest jeszcze daleko.
Podejście reaktywne nastawione na eliminację problemów jest historycznym nawykiem. Polacy w ciągu ostatnich kilkuset lat podejmowali przede wszystkim działania obronne. To dlatego naród jednoczy się dopiero w chwili pojawienia się wspólnego wroga, a gdy go nie ma, niszczy się od środka. Problemem w podejściu reaktywnym staje się bowiem brak problemów; wówczas trzeba je znaleźć. Wtedy Polak atakuje Polaka, nie umiejąc się zjednoczyć wspólną wizją. Na palcach jednej ręki można policzyć polityków, którzy potrafią mówić o sobie i swoim programie, zamiast atakować innych. Pokazując, że ktoś inny jest głupi, samemu pozornie wychodzi się na mądrzejszego. Jeśli kogoś innego posądzi się o złodziejstwo, samemu wygląda się na uczciwego. Ten błąd poznawczy ogranicza rozwój mentalny społeczeństwa, które skupione na negowaniu problemów nie koncentruje się na tworzeniu docelowej rzeczywistości.
Rozwiązanie wymaga szerokiej działalności edukacyjnej i zmianę systemu motywacyjnego Polaka z likwidowania problemów na dążenie do tworzenia docelowej rzeczywistości szeroko pojętego dobrobytu. To myślenie w kategoriach zdrowia, a nie braku chorób, bogactwa, a nie braku biedy, miłości, a nie braku kłótni. Będzie to wymagało także zmiany sposobu przekazywania informacji przed media z tylko negatywnej na przynajmniej w połowie pozytywną, nauczenia pracowników przynoszenia rozwiązań obok diagnozowania problemów i zmiany myślenia z tego, czego się nie chce, na myślenie o tym, czego się chce.
4. Polska to ja, ale nie: my.
Polacy nie mają według badań Eurostatu ani jednej cechy społeczeństwa obywatelskiego. 40% z nich uważa, że naruszenie własności publicznej w żaden sposób ich nie dotyczy. Oszukanie na egzaminie czy niepłacenie podatków jest traktowane jako przykład sprytu i inteligencji, a nie jako okradanie własnego państwa. Społecznie Polak dorósł do nierzucania petów na chodnik, teraz czas na inwestowanie w koncept kolektywu. Jesteśmy społeczeństwem indywidualnie grających zawodników, którzy w swoim egocentryzmie zapominają, że chodzi o zwycięstwo całej drużyny. Ci zawodnicy chcą być pojedynczymi gwiazdami, co nie zawsze prowadzi do wygrania przez wszystkich.
Idąc za piramidalnym modelem dr. Davida Logana (Tribal Leadership), ludzi można podzielić na 5 grup. Pierwsza narzeka, że wszystko jest źle, druga mówi, że z nimi indywidualnie jest coś nie tak, trzecia krzyczy: jestem bogiem, czwarta: jesteśmy bogami, a piąta: świat jest piękny. Pierwszą konstytuują sami narzekacze, obarczający swymi niepowodzeniami wszystkich poza sobą. Druga grupa odzyskuje odpowiedzialność, zauważając swoje przywary. Pracując nad sobą, zdobywa zasoby, wchodząc do grupy egocentrycznej, mówiąc metaforycznie: jestem bogiem. Ale to nie jest poziom gry drużynowej (team playing), ale budowanie samego siebie (często kosztem innych). Dopiero na czwartym poziomie pojawia się organizowanie i prowadzenie grup oraz działanie w ramach kolektywu. Piąta grupa wie, że wszyscy strzelają do tej samej bramki, i skupia się na ulepszaniu jakości życia całej planety.
Powyższy model wyznacza również poziomy rozwoju świadomości plemion, narodów, kultur czy organizacji. Polacy wychodzą z narzekania i obwiniania na rzecz konstruowania swego życia, tyle że nie myślą w kategoriach „Polska”, ale „ja”. Emigranci (jest ich aktualnie ponad 2,2 mln) nie wyjeżdżają z Polski tylko z pobudek finansowych. Zabijanie przebojowości i niszczenie przejawów sukcesu, permanentny i patologiczny hejting, z którym nic się nie robi, narzekanie i zawiść są czynnikami mentalnymi, za które każdy z nas jest odpowiedzialny. Mamy pretensje do polityków, którzy kombinują na tankowaniu paliwa, tymczasem z ostatniego raportu firmy Euler Hermes wynika, że prawie 80% polskich firm jest okradanych przez osoby, które w nich pracują. Ganimy uczestników afery taśmowej za przeklinanie, podczas gdy aż 80% Polaków przeklina (CBOS).
Politycy to tylko zgeneralizowana reprezentacja Janów i Katarzyn Kowalskich – tworzy ją każdy z nas, kto patrząc w lustro, może sobie zadać fundamentalne pytanie o bycie Polakiem. Suma indywidualnych czynów każdego z nas buduje coś, na czym każdemu z nas powinno zależeć: Polskę. Czas przejść na myślenie kolektywne i zacząć budować kraj, w którym każdy z nas chce żyć i przestać obwiniać polityków za to, że są tacy jak większość naszego społeczeństwa. Czyli my.
5. Efekt debila
Jedzie Polak samochodem, ktoś zajeżdża mu drogę. Polak myśli: „Ale debil!”. I przyspiesza, by sprawdzić. Podjeżdża, patrzy się cynicznie przez okno na drugiego kierowcę i sprawdza. Faktycznie, debil! Myśli i zwycięsko odjeżdża. W psychologii ten mechanizm nazywa się samospełniającym się proroctwem. Polega na tym, że człowiek, który w coś uwierzył, wybiera z rzeczywistości te jej fragmenty, które pozwalają własną tezę udowodnić. Czy ten kierowca o tym wie? Nie, jego samoświadomość emocji i mechanizmów myślenia jest na bardzo niskim poziomie. Czy to przeszkadza temu Polakowi być przekonanym, że ma rację? Również nie – ma on bowiem iluzoryczne przekonanie, że zna się na wszystkim. Popełnia największy grzech ignorancji: odrzuca to, o czym nie ma żadnego pojęcia.
W Polsce łatwo zostać debilem. Wystarczy źle zaparkować samochód, nieprawidłowo odmienić jakiś wyraz, popełnić literówkę w tekście. Nie wybaczamy błędów, bo poczucie własnej wartości budujemy na teoretycznej wiedzy (intelekcie). Meksykanie – na rodzinie. Brazylijczycy (największa na świecie liczba operacji plastycznych i siłowni) – na wyglądzie. Amerykanie – na sprawczości. Ten fetysz magistra (w Polsce będzie w ciągu kilku lat 50% społeczeństwa z tytułem magistra wg OECD) doprowadza do pustego „tytularstwa”, opartego nie na umiejętnościach życiowych, ale książkowych teoriach. Cynizm i zarozumiała maniera zionie z internetowych wymian zdań między „wyższymi sferami” tak samo jak prymitywne wyzwiska hejterów. Przykrywa fundamentalną ludzką życzliwość i wiarę w ludzkie dobro. Wytykanie sobie błędów prowadzi do niekończącego się udowadniania sobie racji i powoduje lęk przed ich popełnianiem. Stąd już tylko jeden krok do niepodejmowania działania. Tymczasem przekonanie: jeśli się z Tobą nie zgadzam, to się mylisz, jest błędem poznawczym. Różnice zdań mają rozwijać, a nie skłócać.
Tak duży nacisk kładziony na wykształcenie akademickie przykrywa obraz rzeczywistych wymogów rynkowych, na których obok umiejętności twardych królują miękkie. Sprzedaż, w Polsce traktowana po macoszemu, jest na świecie wymieniana jako piąta najważniejsza umiejętność pracowników. Z coachingu w Anglii korzysta 80% firm, w Polsce – dopiero 15%. Krajowi brakuje brandingu, tak by był kojarzony za granicą z prawdziwymi zasobami charakteryzującymi Polaków: odwagą, świetną znajomością języka angielskiego (aktualnie 6. miejsce na świecie), wykształceniem, przedsiębiorczością. Musimy nauczyć się sprzedawać swoją wiedzę i umiejętności, tak by głośno w oparciu o fakty mówić o sobie. Dopóki tego nie zrobimy, polskiego studenta czeka praca na angielskim zmywaku nie ze względu na brak wykształcenia, ale z powodu braku wiary w siebie i braku rynkowej orientacji.
Zacząć bardziej ufać i widzieć dobre intencje innych ludzi.
Nauczyć się mówić o pieniądzach i połączyć sukces materialny ze szczęściem.
Krytykę zamienić na pozytywnie sformułowane i konstruktywne wnioski.
Wziąć odpowiedzialność za swój kraj i zacząć od siebie samego budować Polskę, w której chce się żyć.
Budować poczucie własnej wartości nie tylko na wykształceniu, lecz także na efektywności, przedsiębiorczości, relacyjności i innych czynnikach miękkich.
Zmieniając te 5 rzeczy, zmienimy mentalność nas samych. To zmieni sposób wychowywania dzieci. Te dzieci stworzą lepszy kraj dla nas wszystkich. Być może prawdziwy patriotyzm zaczyna się w domu od spojrzenia w lustro.
Źródło:
mateuszgrzesiak.natemat.pl/130819,5-cech-mentalnosci-polskiej-ktore-og...