Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (4) Soft (1) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 16:16
🔥 Baba z jajami - teraz popularne

#prl

RODZINA MORDERCÓW
JoSeed • 2025-03-11, 12:54
Bohaterem na dziś będzie mordercza rodzinka pochodząca ze wsi Rzepin, nieopodal Starachowic.

ADAM, CZESŁAW i JÓZEF ZAKRZEWSCY


Od lewej: Józef (68 lat), Adam (22 lata), Czesław (40 lat).

O RODZINIE
Zakrzewscy mieszkali w niewielkiej wsi Rzepin w ówczesnym województwie kieleckim. Głowa rodziny, 68- letni Józef, mąż Haliny, był chorobliwie skąpym tyranem, trzymającym dom w żelaznym uścisku. Wszyscy się go bali.
Mężczyzna miał kilkoro dzieci. Starszy syn Czesław figurował w milicyjnej kartotece m.in. za rozboje i napad. Ojciec miał na niego ogromny wpływ, a Czesław był wobec niego bezwzględnie lojalny. Miał on skłonność do przemocy, długo chował urazę, a za najdrobniejszą nawet zniewagę okrutnie się mścił. Kiedyś złapał sześcioletniego chłopca na kradzieży jabłek z sadu. W ramach kary zamknął dziecko na kilka godzin w chlewie. Maluch przypłacił to doświadczenie traumą, był leczony psychiatrycznie.
Młodsza latorośl imieniem Adam sprawiał wrażenie porządnego człowieka. Pracował w Fabryce Samochodów Ciężarowych „Star”, całą pensję oddawał rodzicom. W istocie niewiele różnił się od ojca i brata. Zadawał się z szemranym towarzystwem, był skazany za napad i pobicie.
Zakrzewscy mieli jeszcze córkę. Dziewczynie jako jedynej udało się wyrwać z patologicznej rodziny. Wyszła za mąż i wyprowadziła się do odległej wsi. Wraz z mężem własnymi siłami zbudowała dom. Miała żal do ojca, że mimo posiadania sporych oszczędności, nie chciał się nimi dzielić. Mówiła o nim, że był chytry, a nadmiar gotówki zakopywał w różnych skrytkach.
Zakrzewscy byli majętnymi gospodarzami. Posiadali duży sad owocowy, najładniejszy w całej okolicy, osiem mórg ziemi, hodowali również konie. Józef dysponował okazałą bryczką, którą czasem wynajmował na różne uroczystości. Jednak rodzina nie była lubiana we wsi, co sam przyznał Czesław...
Rodzina unikała płacenia podatków i odprowadzania na rzecz państwa danin w naturze.

RYTUAŁ
Zakrzewscy, w sytuacji, kiedy ktoś im podpadł, dokonywali pewnego rodzaju rytuału. Po uroczystej kolacji klękali przed stołem, na którym stał krzyż i lichtarz, odmawiając modlitwę do Najświętszej Panienki. Następnie matka Halina (niektóra źródła podają imię Helena) brała gromnicę i przechylając ją mówiła „Na zgubę [nazwisko ofiary] niech skapie”. Pozostali przy stole powtarzali to zdanie trzykrotnie. Matka dodawała jeszcze „Niech zginie marnie”, co również powtarzano. W ten sposób wydawano wyrok, a ojciec z synami mieli rok czasu na jego zrealizowanie...

PIERWSZE ZBRODNIE
1954 rok - Zakrzewscy dopuszczają się kradzieży drzewa z lasu. Służby dokonały kontroli w ich obejściu, zarekwirowali drewno. Zakrzewscy wmówili sobie, że drewno odebrał im funkcjonariusz UB, postanowili się zemścić. Pewnego wieczoru napotkali mężczyznę w mundurze, Czesław był pewien, że to "winny" ubek. Oddał 6 strzałów (do jak się później okazało ) niewinnego człowieka... Ofiarą okazał się Bolesław Hartung ze Starachowic, który owego wieczora zmierzał do domu z zabawy tanecznej.
Drugim zabójstwem (grudzień 1957r) było uśmiercenie Jerzego Żaczkiewicza, którego Józef obwiniał o zarekwirowanie byka w ramach nieopłaconych podatków. Mężczyzna w środku nocy został zaciągnięty na łańcuchu pod studnię, na głowę miał założoną damską spódnicę . Tam Czesław wbił mu nóż w plecy i obaj z ojcem wrzucili ciało do środka. Rano swojego ojca odnalazła sześcioletnia córka.
Na początku lat 60. Józef i Czesław napadli, zabili i okradli Jana Borowca z Rzepina Drugiego, miejscowego dentystę, który trudnił się usuwaniem zepsutych zębów. Mężczyzna był wówczas sołtysem i zbierał pieniądze na podatki. Czesław strzelił do ofiary, a Józef dobił Borowca nożem...

MORDERSTWO LIPÓW
2 listopada 1969 roku Zakrzewscy doszli do wniosku, że Lipów trzeba zabić, aby zemścić się za doświadczone od nich krzywdy (Józef Zakrzewski nie lubił sołtysa, ponieważ ten upominał się wielokrotnie o zaległe należności, a w końcu asystował nawet przy egzekucji komorniczej).
Adam na początku nie chciał brać udziału w napadzie, ale ugiął się pod naciskami ojca i brata. Około 2 nad ranem uzbrojeni mężczyźni dostali się do gospodarstwa ofiar. Zakryli twarze prowizorycznymi maskami, a następnie wypuścili na ze stajni konia, aby ten hałasem wywabił na zewnątrz któregoś z domowników.
Na ganku pojawiła się Zofia z latarką. Adam uderzył ją siekierą w plecy. Kiedy kobieta upadła, zabójcy ruszyli do środka. Adam zaatakował nożem leżącego w łóżku Władysława. Stary Zakrzewski krzyknął do Czesława Bij!, aby ten zaatakował leżącą obok męża Krystynę. Następnie zwyrodnialcy pozbawili życia starą matkę sołtysa. Dopiero w ostatniej kolejności zabrali się i za niego. Kiedy dopadli Mieczysława, najpierw kazali mu oddać pieniądze. Lipa zapewniał, że wpłacił je wcześniej na poczcie. Jednak po chwili wyjął spod siennika, na którym leżała Marianna, zwitek banknotów. Usatysfakcjonowany Józef zabrał pieniądze, a następnie kazał Lipie położyć się na podłodze. Mężczyzna otrzymał cios siekierą od Czesława. Zanim uciekli, mordercy splądrowali gospodarstwo.

Po wszystkim wpadli na pomysł, aby zamaskować przestępstwo płomieniami. Zaprószyli więc ogień. Około 3:20 nad ranem mieszkańców Rzepina obudził alarm. Ludzie w panice wybiegali z domów, próbując zorientować się, kto potrzebuje pomocy. Na miejsce została wezwana straż pożarną.
Z pogorzeliska wyciągnięto ciała: 45-letniego Mieczysława – sołtysa Rzepina, jego 54-letniej bratowej Zofii, 81-letniej matki Marianny, 27-letniego bratanka Władysława oraz 18-letniej Krystyny, żony Władysława, która była w zaawansowanej ciąży.

Na miejsce zdarzenia przyjechała grupa operacyjno-śledcza. Śledczy od razu założyli, że pożar został wzniecony przez osoby trzecie. Ze względu na liczbę ofiar i zidentyfikowane rany, które powstały na skutek różnych narzędzi wnioskowano, że sprawców było, co najmniej dwóch.
Biegli ustalili, iż pożar wybuchł poprzez podpalenie snopków słomy wewnątrz domu. Ponadto, niemal wszystkie osoby zostały zamordowane we własnych łóżkach. Jedynie ciało Zofii zostało znalezione przy drzwiach wejściowych. Narzędziem sprawców były najprawdopodobniej siekiery, noże oraz motyki.





Śledczy przyjęli dwa motywy. Pierwszy to rabunek. Tego dnia Mieczysław jako sołtys wsi zbierał podatki, w związku z czym w domu znajdowało się około 20 tys. zł. Ponadto, jak wynika z relacji sąsiadów, Wiesław w ostatnich dniach zaciągnął kredyt w kwocie 60 tys. zł. Niestety tych pieniędzy nie znaleziono. Drugim motywem miała być zemsta. Przy tak brutalnej zbrodni i tylu ofiarach można było wnioskować, że sprawcy musieli mieć ogromny uraz do rodziny Lipów.

ŚLEDZTWO
Milicyjne tropy wiodły do rodziny Zakrzewskich, szczególnie na celowniku śledczy mieli Czesława... Milicjanci podejrzewali go o kradzież drewna z lasu. Był to jednak jedynie pretekst. W trakcie przesłuchań okazało się, że podejrzany nie miał alibi na noc z 2 na 3 listopada 1969 r.
Czesław jednak wypierał się udziału w zabójstwie Lipów.



Aby uzyskać twarde dowody przeciwko mężczyźnie, dokooptowano do jego celi kompana- agenta służb bezpieczeństwa, który miał od Lipy wyciągnąć przebieg zbrodni. Kiedy usłyszał zwierzenia mordercy, uznał, że jedyne, co może uchronić go od stryczka, to list do radia “Wolna Europa” z prośbą o pomoc. Omotany i wystraszony Czesław faktycznie taki list- wypełniony drastycznymi szczegółami popełnionych czynów- napisał. Przyznał się w nim również do pozbawienia życia Hartunga ze Starachowic, sołtysa Żaczkiewicza oraz dentysty Borowca, którzy “byli złymi ludźmi”.
Na podstawie wyznań najstarszego syna Zakrzewskich oraz informacji pozyskanych z podsłuchu zainstalowanego w ich domu, milicjanci dokonali przeszukania w gospodarstwie upiornej rodziny. Znaleziono słoik z zakrwawionymi banknotami w środku, a w innych skrytkach broń i inne przedmioty użyte w trakcie napadu na Lipów.

Adam i Józef dołączyli do Czesława w areszcie, ten pierwszy oskarżony o pobicie, drugi o nielegalne posiadanie broni. Czesiek namawiał pozostałych do współpracy z milicją, ale ci konsekwentnie odmawiali. W końcu zaczęli mówić, ale pokrętnie i niejasno. Ostatecznie przyznali się do wszystkiego. Józef próbował jednak bronić Adama, mówiąc, że siłą zmusił go do zamordowania Lipów. Czesław potwierdził słowa ojca.



PROCES I WYROK
Czesław symulował chorobę psychiczną. Udawał osłabionego, odmawiał współpracy z prokuratorem i sędzią. Podczas zeznań skoczył w kierunku stołu, na którym znajdowały się m.in. narzędzia zbrodni. Swoje dziwne zachowanie tłumaczył pokrętnie, że “chciał obejrzeć beret”. Adam na rozprawach często płakał i odwoływał wcześniejsze przyznanie się do winy. Józef po przyznaniu się do morderstwa bronił najmłodszego syna Adama, twierdząc, że ten nie chciał iść do Lipów. Został tam zaciągnięty siłą przez niego samego. Tą wersję potwierdził również Czesław twierdząc, że ojciec przyłożył broń Adamowi zmuszając go do wzięcia udziału w morderstwie.



W czerwcu 1971 r. Sąd Wojewódzki w Kielcach skazał Czesława i Józefa na karę śmierci poprzez powieszenie. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Karę wykonano w lutym 1972 r.
Adam został skazany na 25 lat więzienia, Sąd uznał, że młody mężczyzna znajdował się pod presją ojca i starszego brata oraz że rokuje nadzieje na resocjalizację w przyszłości. Jednak po kilku latach odbywania wyroku Adam powiesił się w celi.
Co do roli Haliny Zakrzewskiej śledczy nie znaleźli dowodów na to, aby brała udział w morderstwach.

Na podstawie wydarzeń z Rzepina powstała ballada, którą pamiętają do dziś mieszkańcy Rzepina...

Wśród ciszy nocnej i świata burzy,

Józef Zakrzewski, chłopak nieduży,

Tęgawy w barach, straszny bandyta

Pomyślał sobie: z Lipami kwita.

Mówi do synów: Chłopcy idziemy,

Rodzinę Lipów wymordujemy.

Dom podpalimy ,forsę weźmiemy

I ślady zbrodni też zakryjemy.

Bierze rewolwer oraz dwa noże,

Czy też się cofnie któż wiedzieć może.

Czesław siekierę, Adam motykę

I już widzimy bandycką klikę.

By zniszczyć Lipów rodzinne plemię,

Czesław szef bandy daje natchnienie

I chociaż w piersiach skacze mu dusza,

Na bój bandycki pierwszy wyrusza... (...)

Najlepszy komentarz    
jarzyna • 2025-03-11, 13:21
Dobry materiał, dałbym dwa piwa nawet
RZEŻNIK Z WILDY
JoSeed • 2025-02-25, 16:55
Kazimierz Polus to prawdopodobnie najsłabiej opisany powojenny polski morderca.
Niewiele wiemy o jego dzieciństwie i młodości. Był rodowitym poznaniakiem, który na świat przyszedł 10 września 1929 r. Ukończył tylko siedem klas podstawówki., nie miał wyuczonego zawodu, pracował jednak przez czas jakiś jako dozorca.
Pochodził z Wildy, ponad połowę swojego życia spędził w zakładach karnych. Był człowiekiem zaburzonym, a najczęstsze zarzuty, które mu stawiano i za które go karano, to molestowanie dzieci i rozboje.
Mężczyzna od czasu swojego pierwszego kontaktu z zakładem karnym gdy miał 19 lat, właściwie nie potrafił już funkcjonować w normalnym świecie i był zatrzymywany wielokrotnie.
Przejrzałam wiele materiałów o tym człowieku, książki i wzmianki w necie, nie trafiłam na żadne inne zdjęcie owego Kazimierza, niż to:



W 1950 r. Polus się ożenił. Jego nadmierny popęd seksualny i zdrady niszczą małżeństwo i już po roku żona wnosi o rozwód. Nie mieli dziec.
Pierwszy raz w konflikt z prawem wszedł najprawdopodobniej w 1953 r., gdy miał 24 lata. Napadł wtedy na młodego mężczyznę i go zgw🤬cił. Sąd skazał go na 10 lat więzienia. Ostatecznie na wolność - za dobre sprawowanie - wyszedł po siedmiu latach.
Długo jednak na wolności nie zabawił. Po kilku miesiącach znów dopuścił się czynów lubieżnych i ponownie został skazany - na 10 lat więzienia i tym razem wyrok odsiedział w całości.
Gdy wyszedł z kaliskiego zakładu karnego, wyjechał do Szczecina. Zatrudnił się w Szczecińskich Zakładach Celulozowo-Papierniczych. Pracował tam przez 4 lata.

PIERWSZE ZABÓJSTWO
Maj, 1971 rok. 8-letni Irek spacerował po placu Orła Białego w Szczecinie. Chłopieć był nauczony, by nie rozmawiać z obcymi, jednak gdy sympatyczny mężczyzna powiedział, że chce mu sprezentować nowy rower, chłopczyk dał się w końcu namówić i udał się z nim do wynajmowanego mieszkania. To właśnie tam Kazimierz Polus go zaatakował, dotykał w miejsca intymne, a następnie zabił. Ciała Irka nie można było znaleźć przez wiele miesięcy, w końcu jednak okazało się, że zabójca zawinął zwłoki w worek i wywiózł na pobliskie wysypisko śmieci. Po pewnym czasie śledztwo zostało umorzone ze względu na brak dowodów.
Później Polus swoją zbrodnie motywował tym, że tylko podczas jej dokonywania był w stanie osiągnąć satysfakcje seksualną. Wiele razy podkreślał, że gdyby nie to, do zabójstw nigdy by nie doszło...


MORD PO RAZ DRUGI
Polus w roku 1975 przenosi się do Poznania.
Tym razem jego ofiarą stał się 17-letni Henryk, którego mężczyzna poznał na dworcu PKP dokładnie 14 grudnia 1975r. To był mroźny, zimowy dzień. Nastolatek udawał się na kurs do Mosiny, z ramienia szkoły, do której uczęszczał. Gdy zabójca usłyszał, że młody chłopak szuka pracy, zaproponował, że mu pomoże. Wspólnie udali się w rejony dzisiejszej Malty gdzie, gdy chłopak odmówił mu współżycia, zabił, uderzając go wielokrotnie ciężkim kamieniem w głowę. Trzeba przyznać, że Kazimierz Polus miał też niesamowite szczęście do ukrywania zwłok. I tym razem, pomimo zgłoszenia zaginięcia Henryka, nie udało się ustalić jego miejsca pobytu, a ciało znaleziono dopiero 8 lat później.
Podobnie jak przy poprzedniej zbrodni i tym razem zabójca jako motyw swoich działań wskazywał satysfakcje seksualną.

Rok później Polus zostaje zatrzymany pod zarzutem molestowania 13-letniego chłopca i trafia za kratki. Zostaje skazany na 5 lat pozbawienia wolności, ale udaje mu się wyjść wcześniej (!) i niestety... koszmar zaczyna się od nowa.

DO TRZECH RAZY SZTUKA...
Grudzień, 1982 rok.
Kazimierz poznaje 21-letniego, niepełnosprawnego, Janusza B., który rozpoczyna z nim pracę w MPK w Poznaniu. Janusz jest zdeterminowany, by wyjechać do pracy za granicę, w czym oczywiście Polus deklaruje mu pomóc. Zapewnia go o swoich znajomościach, dzięki którym może załatwić nielegalne paszporty i zająć się organizacją podróży. Gdy ustalają datę wyjazdu, zabójca zaprasza młodego mężczyznę do swojego mieszkania przy ul. 28 czerwca, gdzie dokonuje kolejnego, brutalnego mordu, a następnie rozczłonkowuje jego zwłoki.
W pobliżu ulicy Rolnej wsiada do taksówki i udaje się w okolice ulicy Grunwaldzkiej gdzie porzuca zwłoki. Rozczłonkowane zwłoki, w tym głowę ofiary, przypadkowo odnajduje synek 35letniej poznanianki....
W prasie umieszczony został komunikat - kto rozpoznaje... Komunikat przynosi efekt, ofiara została rozpoznana.



Milicja wpada na ślad Polusa, w jego domu znajdują przedmioty należące do Janusza.
Kazimierz Polus zostaje zatrzymany 5 stycznia 1983 roku, ale do wszystkich trzech zabójstw przyznaje się dopiero po 11 dniach. Wcześniej twierdzi, że jest niepoczytalny i należy go leczyć.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu w styczniu 1984r. Zarzucono mu dokonanie trzech zabójstw na tle seksualnym oraz przywłaszczenie pieniędzy, należących do jednej z jego ofiar.

WYROK
Polus przed sądem udawał chorobę psychiczną, prosił, by go "wyleczyć". Biegli ocenili jednak, że mężczyzna jest poczytalny. Wyrok zapadł szybko, bo już 13 kwietnia 1984 r. "Rzeźnika z Wildy" skazano na karę śmierci i pozbawienia praw publicznych na zawsze. Sąd tłumaczył, że w przypadku Polusa kary więzienia nie przynoszą oczekiwanych efektów - mężczyzna aż 29 lat z 54 swojego życia przebywał w zakładach karnych, a wciąż dopuszczał się kolejnych przestępstw.
Apelacje i odwołania od wyroku nic Polusowi nie dały. Z prawa łaski nie skorzystała Rada Państwa.
Wyrok wykonano 15 marca 1985 r. w Areszcie Śledczym przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu.
Pochowany został na cmentarzu Miłostowo. W 2016 roku jego grób przestał istnieć, obecnie jest tam pochowana inna osoba.
Włoski producent zabawek, Maurizio Caramelli postanowił udać się do Warszawy w interesach w 1969 roku. Postanowił ze swojego zamku w Lombardii przyjechać do Polski samochodem. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że owym samochodem było Lamborghini Miura P400s - prawie 400 konny, 4 litrowy potwór z silnikiem V12 ułożonym centralnie. Widok jaskrawozielonego włoskiego bolidu na starym mieście czy w centrum kontrastuje na tle Syren, Trabantów, Warszaw, czy Fiatów 125p, idealnie pokazując przepaść pomiędzy komunistycznym rajem i dobrobytem, a zgniłym zachodem. Jak dla mnie to widok jest wręcz surrealistyczny, a dla tamtejszych ludzi przesiąkniętych PRL-owską szarzyzną i beznadzieją widok tego supersamochodu na warszawskich ulicach musiał wyglądać jak lądowanie statku obcych.

moto.pl/MotoPL/7,88389,30075799,hrabia-caramelli-przyjechal-lamborghin...




W czasach PRL handel walutami przez osoby prywatne był zabroniony. Byli jednak tacy, którzy podejmowali to ryzyko, oferując klientom lepsze kursy wymiany niż te oficjalne i zarabiali na tym bardzo duże pieniądze.

To oczywiście cinkciarze, w PRL wystający pod dworcami, hotelami czy sklepami typu Pewex.W Walutą handlowali późniejsi znani gangsterzy, m. in. Jerzy W. ps. „Żaba”, Zygmunt R. ps. „Bolo” czy Leszek D. ps. „Wańka”.

Wielu cinkciarzy było jednocześnie wajchowiczami, czyli oszustami, którzy sprytnie odwracając uwagę klienta, potrafili np. sprzedać mu zamiast waluty pocięte gazety.



Historia poznańskich jubilerów, twórców potęgi firmy W.Kruk. Film pokazuje zmagania z systemem hitlerowskim i przede wszystkim prlowskim Henryka i Wojciecha Kruka. Przedstawiona jest droga jaką pokonali do zbudowania jednej z najsłynniejszych polskich marek jubilerskich
Opowieść o kawie
dawnotemu • 2021-05-29, 8:51
Kto odkrył kawę?
Według jednej z legend, kawa pochodzi z Etiopii. Pasterz kóz o imieniu Kaldi zauważył, że kozy po zjedzeniu owoców z określonego drzewa są bardziej energiczne i nie śpią w nocy. Swoją obserwacją podzielił się z lokalnym klasztorem, gdzie opat postanowił na własnej skórze sprawdzić, czy owoce kawy przydadzą się po to, aby nie zasnąć podczas długich wieczornych modlitw.
Jeszcze w 1953 roku Nowy Targ liczył zaledwie około 10 tys. mieszkańców. Dwa lata później, w barakach szkoleniowych schodzi pierwsza para butów, jeszcze pod nazwą "Chełmek". Jednak niedługo później, w szczycie PRL, zakład NZPS Podhale zatrudniał podobną liczbę co miał Nowy Targ w 53 roku - ok. 10 tysięcy pracowników. Zakładowe żłobki i przedszkola zajmowały się ponad 3,5 tys. dzieci. Pracownikom zapewniano kompleksowe badania, a w Zakładowej Przychodni Lekarskiej dyżurowało siedmiu lekarzy ogólnych oraz trzech stomatologów. Dodatkowo powstał gabinet ginekologiczny, pracownia rentgenowska oraz zakład rehabilitacji leczniczej. Chlubą kombinatu był Klub Sportowy „Podhale” prowadzący sekcje piłki nożnej, narciarstwa, łyżwiarstwa szybkiego oraz hokeja. Przy czym ta ostatnia była uznawana za jedną z najlepszych w kraju, a jej wychowankowie odnosili duże sukcesy, także na arenie międzynarodowej. W szczytowym okresie wytwarzano nawet 9 mln par butów rocznie, spośród których sporą część przeznaczano na eksport. Buty sygnowane logiem „Podhala” można było kupić między innymi w Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Francji oraz RFN. W grupie odbiorców nowatorskiego obuwia znalazły się w sumie aż 32 kraje.
Dzisiaj zapraszam Was na zwiedzanie pozostałości po bocznicach kolejowych w tej okolicy, ale również obejrzymy okolice tych dużych zakładów.

Gdzie znajdziemy tramwaje tylko na materiał archiwalnych? A gdzie mają szanse by powrócić? Dzisiaj opowiadam jak końcówce lat 60 PRL zniszczyły sieci tramwajowe w mniejszych miastach na tzw. Ziemiach Odzyskanych.
Do dzisiaj się uważa to za ogromny błąd. W odcinku również historia i reaktywacja tramwaju konnego w Mrozach!

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

 Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 12 miesięcy. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem