Tomek Lipiński ( ex Tilt, Brygada Kryzys) rozmawia z Piotrem Niemczykiem o początkach UOP, weryfikacji dawnych ubeków... mega arcyciekawa rozmowa!
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
3 minuty temu
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 3:27
🔥
Składanka traktorów zagłady i maszyn rolniczych
- teraz popularne
#służby specjalne
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Krótka, za to ciekawa historia z książki Aleksandra Wasilewskiego "WOJNA SŁUŻB racja stanu"
Tobie Ojczyzno
3 godz. ·
Polecamy krótki fragmencik na niedzielne południe Emotikon wink
Sobota, godz. 7.47, Jednostka JW. GROM, Rembertów
Prostą aleją w promieniach wschodzącego słońca na sygnałach pędziły cztery czarne BMW X5 z agentami BOR. Samochody na pełnym gazie wyjechały na szeroki dziedziniec i zahamowały jeden za drugim z piskiem opon przed bramą
wjazdową do jednostki JW GROM.
Jak na rozkaz w tym samym momencie, otworzyły się drzwi wszystkich terenówek i wysiadło z nich dziewięciu potężnie zbudowanych facetów w czarnych garniturach z pod których, wystawała włożona w specjalne kabury, przy pasach biodrowych, broń krótka. Zbici w ciasną gromadę pewnym krokiem podeszli do chodzącego wzdłuż bramy wartownika, Żołnierz przystanął przed boczną kratą, która pełniła funkcję drzwi biegnących wzdłuż budynku wartowni, zagradzając drogę idącym.
Najwyższy z borowców przedstawił się żołnierzowi patrząc na niego z góry.
- Karol Zdebski, biuro ochrony rządu. Mam rozkaz odtransportować pana generała Petrażyckiego do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, proszę nas wpuścić – mówił, władczym tonem.
Żołnierz w szarym mundurze z karabinem Beryl przewieszonym przez plecy, podniósł wzrok na twarz mówiącego i patrząc jakby obojętnie przed siebie milczał.
- Żołnierzu- czy mnie słyszycie - odezwał się zirytowany pułkownik Zdebski odwracając się z drwiącym uśmiechem do swoich oficerów. - Chcę natychmiast rozmawiać z generałem Petrażyckim - rzekł stanowczo podnosząc głos i kładąc ręce na swoich biodrach chcąc dodać sobie jeszcze więcej dowódczej powagi.
- Generała nie ma w koszarach, jeszcze nie przyjechał z domu - beznamiętnie oświadczył wartownik ignorując zupełnie oficera.
Zdebski przybliżył swoją twarz do twarzy GROMowca , prowokacyjnie patrząc mu prosto w oczy.
Wartownik poczuł jego oddech. Pułkownik przysunął mankiet lewej ręki do ust i zapytał do ukrytego w nim mikrofonu – Grupa 2, gdzie jesteście?
W ukrytej w uchu słuchawce usłyszał głos podwładnego. – Weszliśmy do mieszkania, jest puste. Facet musiał wyjść nagle, cała sypialnia jest rozgrzebana, a galowy mundur wisi na drzwiach od szafy. Całą klatka schodowa jest podziurawiła od kul, drzwi wejściowe do bloku rozjebane w drobny mak. W rozpytaniu wśród sąsiadów ustaliliśmy, że około trzech kwadransów temu była tu mała bitwa kiedy generał wychodził z bloku w obstawie pięciu żołnierzy. I wisienka na torcie, w samochodzie terenowym zaparkowanym przed jego mieszkaniem znaleźliśmy trzy trupy. Sprawnie poszatkowani z broni automatycznej. Wyglądali na naszych ale nie mają dokumentów i broń też nie z naszego arsenału. Co robić panie pułkowniku?
- Zostańcie na miejscu, zabezpieczcie teren do przyjazdu naszych techników. Nie wpuszczać na miejsce zdarzenia żadnych pał i prokuratora. Niech spierdalają, zabezpieczyć teren dookoła - rzucił do mikrofonu pułkownik, nie odrywając wzroku od wartownika.
- Żołnierzu kłamiecie, mój oficer twierdzi, że generał pojechał do koszar i to w obstawie takich małych szarych kurdupli jak ty - powiedział zdenerwowany borowiec - jeżeli nas nie wpuścisz, sami wejdziemy do środka – dodał.
- Łącz się z oficerem dyżurnym i otwieraj te wrota, masz na to 10 sekund – warknął.
Żołnierz w szarym mundurze wszedł w wąski okratowany ze wszystkich stron korytarz między bramą główną, a budynkiem wartowni. Podniósł słuchawkę zawieszonego na ścianie telefonu i przyłożył ją do ucha. Jego rozmowa trwała kilka sekund. Po jej zakończeniu spokojnie wrócił na swoje miejsce przed bramę przy której stali funkcjonariusze BOR, starannie zamykają za sobą kratę na elektryczny zamek.
Stanął wyprostowany przed pułkownikiem i patrzył do góry w jego szeroko otwarte oczy.
- Generała nie ma w koszarach - powiedział pewnym, beznamiętnym głosem. W tej sytuacji rozumiem, że panów wizyta jest bezcelowa. Do widzenia – dodał uprzejmie jak na zaistniałą sytuację.
Wyraźnie zirytowany pułkownik zrobił dwa kroki do przodu kładąc prawą rękę na lewym ramieniu o głowę od siebie niższego żołnierza.
- Za mną panowie – chciał bezceremonialnie odsunąć na bok pełniącego służbę wartowniczą żołnierza.
W tym samym momencie poczuł jak żelazne dłonie wartownika zaciskają się na jego nadgarstku. Nie zdążył powiedzieć swojego ulubionego w takiej sytuacji słowa „wypierdalaj”, kiedy poczuł jak potężna dźwignia na wyprostowany staw łokciowy zgięła go w pół, a szarpnięcie do przodu rzuciło borowca na kolana. Jednocześnie żołnierz w szarym mundurze zmienił pozycję ciała stając bokiem do napastnika cały czas trzymając w dźwigni jego rękę. Bez zastanowienia wyprowadził proste kopnięcie szpicem buta wprost w podbródek i otwarte usta borowca. Jego szczeki kłapnęły głośno rozsypując przed siebie połamane zęby.
Pozostali funkcjonariusze jak na komendę sięgnęli pod swoje marynarki by wyciągnąć ukryte pod nimi pistolety. Już czuli kolby w dłoniach, już mieli szarpną do góry.
Zanim zdążyli to zrobić w powietrzu rozniósł się dobrze znany im dźwięk odwodzonych zamków broni automatycznej.
Zza wartowni wyłoniło się nagle trzech żołnierzy GROM w pełnym rynsztunku bojowym, w hełmach, z bronią przy oku. Szybko podeszli do grubych stalowych prętów kraty, bramy wjazdowej do jednostki. Wysuwając pomiędzy szerokie otwory lufy i zakończone nimi tłumiki. Zbita masa ludzi była dla łowców doskonałym celem.
Borowcy stanęli jak skamieniali w pół ruchu. Powoli jakby w zwolnionym tempie zasłaniali marynarkami kolby pistoletów. Starali się nikogo nie sprowokować swoimi zbyt gwałtownymi ruchami. Mieli świadomość, że ta bitwa jest już przegrana. Tylko pułkownik Zdebski trwając w żelaznym uścisku wartownika, próbując się bezskutecznie szarpać, żeby wstać z kolan, wysyczał pełnymi krwi ustami - Gdzie jest generał, gnoju.
-W dupie - odpowiedział jak zwykle beznamiętnie wartownik, uderzając morderczym prawym sierpowym w szczękę oficera puszczając jednocześnie dźwignię na staw oficera. Cios wyłączył BORowcowi na pewien czas wizję i fonię.
W tym samy momencie z wartowni wyszedł kolejny gromowiec w szarym mundurze, który z lekko wyczuwalną ironią w głosie zwrócił się do funkcjonariuszy BOR-u.
- Generała nie ma w jednostce. Panowie wezmą kolegę żeby tak sam nie leżał przed bramą, tu duży ruch jest.
Tobie Ojczyzno
3 godz. ·
Polecamy krótki fragmencik na niedzielne południe Emotikon wink
Sobota, godz. 7.47, Jednostka JW. GROM, Rembertów
Prostą aleją w promieniach wschodzącego słońca na sygnałach pędziły cztery czarne BMW X5 z agentami BOR. Samochody na pełnym gazie wyjechały na szeroki dziedziniec i zahamowały jeden za drugim z piskiem opon przed bramą
wjazdową do jednostki JW GROM.
Jak na rozkaz w tym samym momencie, otworzyły się drzwi wszystkich terenówek i wysiadło z nich dziewięciu potężnie zbudowanych facetów w czarnych garniturach z pod których, wystawała włożona w specjalne kabury, przy pasach biodrowych, broń krótka. Zbici w ciasną gromadę pewnym krokiem podeszli do chodzącego wzdłuż bramy wartownika, Żołnierz przystanął przed boczną kratą, która pełniła funkcję drzwi biegnących wzdłuż budynku wartowni, zagradzając drogę idącym.
Najwyższy z borowców przedstawił się żołnierzowi patrząc na niego z góry.
- Karol Zdebski, biuro ochrony rządu. Mam rozkaz odtransportować pana generała Petrażyckiego do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, proszę nas wpuścić – mówił, władczym tonem.
Żołnierz w szarym mundurze z karabinem Beryl przewieszonym przez plecy, podniósł wzrok na twarz mówiącego i patrząc jakby obojętnie przed siebie milczał.
- Żołnierzu- czy mnie słyszycie - odezwał się zirytowany pułkownik Zdebski odwracając się z drwiącym uśmiechem do swoich oficerów. - Chcę natychmiast rozmawiać z generałem Petrażyckim - rzekł stanowczo podnosząc głos i kładąc ręce na swoich biodrach chcąc dodać sobie jeszcze więcej dowódczej powagi.
- Generała nie ma w koszarach, jeszcze nie przyjechał z domu - beznamiętnie oświadczył wartownik ignorując zupełnie oficera.
Zdebski przybliżył swoją twarz do twarzy GROMowca , prowokacyjnie patrząc mu prosto w oczy.
Wartownik poczuł jego oddech. Pułkownik przysunął mankiet lewej ręki do ust i zapytał do ukrytego w nim mikrofonu – Grupa 2, gdzie jesteście?
W ukrytej w uchu słuchawce usłyszał głos podwładnego. – Weszliśmy do mieszkania, jest puste. Facet musiał wyjść nagle, cała sypialnia jest rozgrzebana, a galowy mundur wisi na drzwiach od szafy. Całą klatka schodowa jest podziurawiła od kul, drzwi wejściowe do bloku rozjebane w drobny mak. W rozpytaniu wśród sąsiadów ustaliliśmy, że około trzech kwadransów temu była tu mała bitwa kiedy generał wychodził z bloku w obstawie pięciu żołnierzy. I wisienka na torcie, w samochodzie terenowym zaparkowanym przed jego mieszkaniem znaleźliśmy trzy trupy. Sprawnie poszatkowani z broni automatycznej. Wyglądali na naszych ale nie mają dokumentów i broń też nie z naszego arsenału. Co robić panie pułkowniku?
- Zostańcie na miejscu, zabezpieczcie teren do przyjazdu naszych techników. Nie wpuszczać na miejsce zdarzenia żadnych pał i prokuratora. Niech spierdalają, zabezpieczyć teren dookoła - rzucił do mikrofonu pułkownik, nie odrywając wzroku od wartownika.
- Żołnierzu kłamiecie, mój oficer twierdzi, że generał pojechał do koszar i to w obstawie takich małych szarych kurdupli jak ty - powiedział zdenerwowany borowiec - jeżeli nas nie wpuścisz, sami wejdziemy do środka – dodał.
- Łącz się z oficerem dyżurnym i otwieraj te wrota, masz na to 10 sekund – warknął.
Żołnierz w szarym mundurze wszedł w wąski okratowany ze wszystkich stron korytarz między bramą główną, a budynkiem wartowni. Podniósł słuchawkę zawieszonego na ścianie telefonu i przyłożył ją do ucha. Jego rozmowa trwała kilka sekund. Po jej zakończeniu spokojnie wrócił na swoje miejsce przed bramę przy której stali funkcjonariusze BOR, starannie zamykają za sobą kratę na elektryczny zamek.
Stanął wyprostowany przed pułkownikiem i patrzył do góry w jego szeroko otwarte oczy.
- Generała nie ma w koszarach - powiedział pewnym, beznamiętnym głosem. W tej sytuacji rozumiem, że panów wizyta jest bezcelowa. Do widzenia – dodał uprzejmie jak na zaistniałą sytuację.
Wyraźnie zirytowany pułkownik zrobił dwa kroki do przodu kładąc prawą rękę na lewym ramieniu o głowę od siebie niższego żołnierza.
- Za mną panowie – chciał bezceremonialnie odsunąć na bok pełniącego służbę wartowniczą żołnierza.
W tym samym momencie poczuł jak żelazne dłonie wartownika zaciskają się na jego nadgarstku. Nie zdążył powiedzieć swojego ulubionego w takiej sytuacji słowa „wypierdalaj”, kiedy poczuł jak potężna dźwignia na wyprostowany staw łokciowy zgięła go w pół, a szarpnięcie do przodu rzuciło borowca na kolana. Jednocześnie żołnierz w szarym mundurze zmienił pozycję ciała stając bokiem do napastnika cały czas trzymając w dźwigni jego rękę. Bez zastanowienia wyprowadził proste kopnięcie szpicem buta wprost w podbródek i otwarte usta borowca. Jego szczeki kłapnęły głośno rozsypując przed siebie połamane zęby.
Pozostali funkcjonariusze jak na komendę sięgnęli pod swoje marynarki by wyciągnąć ukryte pod nimi pistolety. Już czuli kolby w dłoniach, już mieli szarpną do góry.
Zanim zdążyli to zrobić w powietrzu rozniósł się dobrze znany im dźwięk odwodzonych zamków broni automatycznej.
Zza wartowni wyłoniło się nagle trzech żołnierzy GROM w pełnym rynsztunku bojowym, w hełmach, z bronią przy oku. Szybko podeszli do grubych stalowych prętów kraty, bramy wjazdowej do jednostki. Wysuwając pomiędzy szerokie otwory lufy i zakończone nimi tłumiki. Zbita masa ludzi była dla łowców doskonałym celem.
Borowcy stanęli jak skamieniali w pół ruchu. Powoli jakby w zwolnionym tempie zasłaniali marynarkami kolby pistoletów. Starali się nikogo nie sprowokować swoimi zbyt gwałtownymi ruchami. Mieli świadomość, że ta bitwa jest już przegrana. Tylko pułkownik Zdebski trwając w żelaznym uścisku wartownika, próbując się bezskutecznie szarpać, żeby wstać z kolan, wysyczał pełnymi krwi ustami - Gdzie jest generał, gnoju.
-W dupie - odpowiedział jak zwykle beznamiętnie wartownik, uderzając morderczym prawym sierpowym w szczękę oficera puszczając jednocześnie dźwignię na staw oficera. Cios wyłączył BORowcowi na pewien czas wizję i fonię.
W tym samy momencie z wartowni wyszedł kolejny gromowiec w szarym mundurze, który z lekko wyczuwalną ironią w głosie zwrócił się do funkcjonariuszy BOR-u.
- Generała nie ma w jednostce. Panowie wezmą kolegę żeby tak sam nie leżał przed bramą, tu duży ruch jest.
Najlepszy komentarz (80 piw)
kaktus83
• 2015-06-21, 15:52
grzechem byłoby nie dać piwa
Czym są służby specjalne i kto za nimi stoi, a także co łączy tych ludzi z prezydentem Bronisławem Komorowskim? - Właśnie te pytania najczęściej zadają Polacy Wojciechowi Sumlińskiemu, jednemu z najlepszych dziennikarzy śledczych w kraju. Człowiekowi, który wszedł tak głęboko w świat z pogranicza polityki i mafii, że omal nie przypłacił za zdobytą wiedzę własnym życiem. A jednak przetrwał i dziś ze zdwojoną siłą walczy z tymi, dla których Polska to tylko kawał sukna, z którego próbują rwać dla siebie jak najwięcej.
Jak to Polska stała się "Zieloną Wyspą", czyli seria przypadków, zbiegów okoliczności i działań, które tylko pozornie nie miały nic wspólnego ze służbami specjalnymi, zdradą przy Okrągłym Stole, światową finansjerą i rodzimą mafią.
Bardzo proszę moderatorów o nie przenoszenie tematu do działu historia, ponieważ chciałbym aby więcej osób zapoznało się i zainteresowało problemem inwigilacji w różnych strukturach państwa Polskiego a niestety tematy w dziale historia giną śmiercią naturalną.
Temat wrzucam, ponieważ uważam, że każdy powinien zapoznać się z opinią nieżyjącego już profesora Wieczorkiewicza, wybitnego sowietologa, który mówiąc szczerze moim zdaniem, mówi jak jest i nie owija w bawełnę, PRL zostawił nam mylne zdanie na wiele tematów a utarte schematy i kanony są powielane wraz z nowymi pokoleniami. Myślę że warto poświęcić chwilę na ten tekst, który daje dużo do myślenia, ponieważ uderza w sedno problemu jakim jest burdel w naszym kraju. Tekst w całości skopiowany ze strony http://niezlomni.com/?p=6149. Osobiście polecam stronę, bo znajduje się na niej wiele ciekawych artykułów historycznych o historii którejw podręcznikach nie znajdziecie. Pozdro i miłego czytania.
Wywiad, który na publikację czekał dwa lata. Profesor Wieczorkiewicz o AK, Andersie, Sikorskim, PRL i transformacji ustrojowej. A także o obecnej agenturze
- Czy najnowsza historia Polski została już w całości opisana? Nie ma już w niej nic do odkrycia?
- Wręcz przeciwnie. Właściwie przyzwoicie nie została opisana w ogóle. Jest w niej nadal wiele niewyjaśnionych zagadek i tajemnic. Wiele poglądów i teorii, w które wszyscy głęboko wierzymy, nie ma nic wspólnego z prawdą. W dużej mierze to wina polskich historyków, o których, mówię to z bólem, mam bardzo złe zdanie.
- Dlaczego?
- To grupa osób o bardzo zachowawczym sposobie myślenia. Nie są w stanie wyobrazić sobie, że w rzeczywistości mogło być inaczej, niż im się wydaje. A poglądy i teorie wyrabiali sobie, czytając prace swoich poprzedników pracujących w warunkach komunistycznego zniewolenia. Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie.
Oskarżam polskich historyków o brak wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów. A w pokoleniu 60-latków są to schematy wypracowane w PRL. Wszyscy jesteśmy ich więźniami. Powtarzamy w kółko stereotypowe, błędne sądy i przekazujemy je naszym wychowankom. Środowisku polskich historyków potrzebny jest silny, ozdrowieńczy wstrząs. Może byłby nim proces lustracyjny.
- To jaki powinien być dobry historyk?
- Powinien być otwarty na nowe koncepcje. Powinien do badanych problemów podchodzić na nowo, odrzucając wszystko, co napisano w PRL. Powinien stawiać najbardziej szalone tezy i pytania, bo w szaleństwie jest zalążek geniuszu. Praca historyka polega na zadawaniu pytań, a nie powtarzaniu w kółko tych samych odpowiedzi.
Mój postulat jest następujący: wymażmy całkowicie całą pisaną historię Polski po 1939 roku i napiszmy ją od nowa!
Gen. Stefan Rowecki
Gen. Stefan Rowecki
- Panie profesorze, czym powinni się zająć historycy II wojny światowej?
- Przykład pierwszy z brzegu. Grot-Rowecki i jego aresztowanie. Grono historyków zajmujących się Armią Krajową ze względów patriotyczno-dżentelmeńskich do dziś nie ujawnia prawdy o tym, jak generał wpadł w ręce gestapo. A są ślady, które wskazują na osobę bliską córce Grota, jej narzeczonego, który miał to zrobić dla pieniędzy. Mało tego, najrozsądniejsi z oficerów gestapo wcale nie byli zadowoleni z tego aresztowania. To wcale nie był dla nich, tak jak my twierdzimy, wielki sukces. Zatrzymanie dowódcy AK, a co za tym idzie zamęt i reorganizacja ugrupowania, burzyło bowiem cały system kontroli, jaką Niemcy sprawowali nad podziemiem.
- Kontroli?
- Mamy dwie legendy podziemia niepodległościowego. Podziemie podczas II wojny światowej i podziemie solidarnościowe podczas stanu wojennego. Przykra prawda jest jednak taka, że jedno i drugie było w 80 procentach rozpracowane przez policje polityczne.
- Dlaczego więc w obu przypadkach nie zlikwidowano tych organizacji?
- Bo każda dobra policja polityczna, a zarówno w SB, jak i gestapo byli wysokiej klasy fachowcy, uważa, że rozpracowany przeciwnik jest mniej niebezpieczny, bo niczym nie może zaskoczyć. Można go kontrolować, a czasami nawet inspirować jego działania poprzez wkręconą w jego szeregi agenturę (w przypadku „Solidarności” armia TW, których ujawniono w ostatnich latach, to tylko wierzchołek góry lodowej). Rozbicie istniejącej struktury podziemnej poprzez masowe aresztowania powoduje zaś, że przeciwnik podejmuje działalność samorzutną, nieprzewidywalną. A więc z punktu widzenia służb specjalnych bardziej niebezpieczną. Z czasem zaś założy nowe struktury, które trzeba będzie na nowo rozpracowywać. Po co zadawać sobie tyle trudu?
- Tak rozumowali Niemcy w okupowanej Polsce?
- Owszem. Poza tym w gestapo znajdowali się też rozsądni ludzie, co nie zmienia faktu, że byli zbrodniarzami, którzy uważali, iż prędzej czy później, gdy do Europy zacznie się zbliżać sowiecki walec, trzeba się będzie z Polakami jakoś dogadać. Pewne niepisane porozumienia i układy zawierano zresztą i wcześniej. Sprowadzały się mniej więcej do tego, że obie organizacje robią swoje, ale od pewnego poziomu nie robią sobie krzywdy.
- A jak wyglądała kwestia infiltracji AK przez Sowiety?
- Obawiam się, że jeszcze gorzej. Sowieccy agenci w szeregach polskich władz i polskiej armii podziemnej mieli wielkie wpływy. Wykorzystywali to, że AK z czasem zaczęła skręcać mocno w lewo. Polskie podziemie ostatecznie nie podjęło w końcu działań zgodnych z niemieckimi interesami, ale z sowieckimi. Choćby nieszczęsna operacja Burza z powstaniem warszawskim na czele. Na powstaniu zyskała tylko jedna strona – Sowiety. Należy sobie zadać pytanie, czy Stalin mógł, a jeżeli tak, to w jaki sposób, wpłynąć na to, że Warszawa akurat 1 sierpnia 1944 roku stanęła do walki. Odpowiedź na to pytanie mogłaby się okazać szokująca.
- Wstydliwą dla podziemia sprawą jest chyba również kwestia jego budżetu.
- O tak, to bardzo niewygodny temat. Z Londynu szedł do kraju strumień pieniędzy. Znaczna ich część była jednak wydawana na cele prywatne, czyli po prostu defraudowana. Kolejna część trafiała zaś do kas rozmaitych partyjek, koterii i grupek. A kto w podziemiu miał pieniądze, rozdawał karty.
Władysław Sikorski
Władysław Sikorski
- W Polsce mamy również tendencję do robienia bohaterów z ludzi, którzy na to nie bardzo zasługują.
Wiem, do czego pan pije – Sikorski. Rzeczywiście nie był to mąż stanu. Sytuacja, w której się znalazł, znacznie go przerosła. Abstrahując od tego, kto i dlaczego go zabił, jako premier i naczelny wódz nie zdał egzaminu. Ale i wcześniej miał poważne grzechy na sumieniu. Mam o nim bardzo negatywne zdanie. Myślę, że w okresie międzywojennym był agentem francuskim, a przynajmniej tak się zachowywał, jakby nim był. Działał na szkodę państwa polskiego i jako taki powinien zostać prawomocnie skazany. Udzielał Francuzom bardzo wyczerpujących informacji o polskim wojsku, w 1938 roku skłonny był te same informacje przekazać Czechom. Naciskał na Francuzów, żeby żądali dymisji Becka. Zachowywał się niezbyt pięknie.
- A Anders?
- Anders również nie był postacią bez skazy i mało nadaje się na bohatera narodowego. W 1941 roku na Łubiance mówił NKWD wszystko, co chciała usłyszeć.
Generał Władysław Anders
Generał Władysław Anders
- Sugeruje pan, że był agentem Stalina lub szedł mu na rękę?
- No cóż, po owocach ich poznacie. Anders zrobił trzy rzeczy. Najpierw wyprowadził we właściwym momencie wojsko z Sowietów. Proszę sobie wyobrazić, że armia Andersa bije się na froncie wschodnim w kwietniu 1943 roku. Niemcy ogłaszają przez radio, że odkryli masowe groby w Katyniu. I co, Polacy nadal biją się u boku bolszewików? Oczywiście nie. Armia Andersa natychmiast przeszłaby na stronę Niemiec. Wyobraża pan sobie taki zwrot? To by mogło storpedować plany Stalina. Potem Anders bezsensownie skrwawił wojsko pod Monte Cassino, najbardziej ideowy, antysowiecki element. A na końcu zrobił wszystko, żeby nikt z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie wrócił do kraju.
- Ale w ten sposób ocalił ich przed kazamatami UB.
Oczywiście. Ale to było także na rękę komunistom i Stalinowi. Bo gdyby mieli w okupowanej Polsce ze 150 tysięcy żołnierzy z polskiej armii na zachodzie, to sowietyzacja naszego kraju mogłaby natrafić na znacznie większe problemy.
W roku 1956 żywioł ten, a zakładam, że co najmniej połowa by przetrwała, mógł się okazać decydujący. Nacisk z ich strony na konfrontację z Sowietami mógłby być tak silny, że Chruszczow by się jednak zawahał i nie przysłał do Polski Armii Radzieckiej. W takiej sytuacji być może już w 1956 roku mielibyśmy rok 1989. Przecież kadra niepodległościowa była w Polsce tak przetrzebiona i wyczerpana, że rok 1956 robili właściwie komuniści. Plus niedobitki AK, które nie były w stanie opracować własnej koncepcji politycznej. Gdyby do akcji wkroczyli andersowcy, historia mogłaby się potoczyć inaczej.
- Panie profesorze, czy w swoich analizach nie przecenia pan roli tajnych agentów i służb?
- Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.
- W Polsce także?
- Oczywiście. Weźmy choćby sprawę wyjazdu Michnika do Moskwy w 1989 roku.
- Nie sugeruje pan chyba, że Michnik był agentem?
- Agentem nie był. Był natomiast potężnym graczem, działającym właśnie za kulisami. W 1989 roku pojechał do Związku Sowieckiego, aby dogadać się z tamtejszymi towarzyszami ponad głową Jaruzelskiego. Był zbyt inteligentnym, zbyt ambitnym człowiekiem, żeby nie dojść do wniosku, że sam III RP nie zbuduje i nie zrealizuje swoich koncepcji. Dlatego próbował podjąć współpracę z Moskwą, ale podkreślam, nie była to współpraca natury agenturalnej, tylko rodzaj gry politycznej. Michnik tłumaczył to sobie zapewne mniej więcej tak, że idzie z tymi progresywnymi, liberalnymi towarzyszami spod znaku Gorbaczowa, żeby poprawić komunizm. Hasło Michnika i Gorbaczowa było przecież takie samo: socjalizm z ludzką twarzą.
Adam Michnik i Wojciech Jaruzelski
Adam Michnik i Wojciech Jaruzelski
- Jakie tajemnice kryją dzieje służb specjalnych PRL?
- Tysiące tajemnic! W tej sprawie naprawdę mało wiemy. Choćby, wydawałoby się szalona, sprawa tak zwanych matrioszek, czyli agentów podstawianych do armii Andersa czy później Berlinga. To jest mniej więcej to samo, co pokazano w Stawce większej niż życie. Zamiana Kowalskiego na podobnego do niego Iwanowa. Uczono faceta języka polskiego oraz biografii osoby, którą miał zastąpić.
Sprawę tę pierwszy raz poruszył Piotr Jaroszewicz. Zaraz potem został zamordowany. Niewykluczone, że dotknął problemu, który jeszcze w 1992 roku był tak newralgiczny dla rosyjskiego wywiadu, że trzeba go było uciszyć.
- Kto mógł być taką matrioszką?
- Być może Bierut, a może nawet Jaruzelski. Nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Są tylko pewne przesłanki.
- Brzmi to mało prawdopodobnie.
- No cóż, warto by to jednak zbadać. 30 lat temu jeden z najważniejszych generałów Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Generalnego, na spotkaniu z elewami szkoły oficerskiej po kolejnym toaście zaczął przemawiać płynnie po rosyjsku. To wzbudziło pewną konsternację. Generał zauważył, co się stało i się zmieszał: Wiecie, ja z żoną tak rozmawiam w domu i zapomniałem się – zaczął się tłumaczyć. Nigdy nie poznamy w pełni historii PRL – zwracał na to uwagę Edward Ochab w rozmowie z Teresą Torańską, dopóki nie będziemy wiedzieli, kto w kierownictwie politycznym, jak się wyraził Ochab, był ich, a kto był nasz.
- Myślę, że wszyscy, niezależnie od tego, jakim językiem mówili.
- To prawda. Ale mimo wszystko polscy komuniści mieli jakąś większą lub mniejszą, na ogół mniejszą, przestrzeń do samodzielnego działania. Ciekawe jest, jakie były relacje między sowiecką a polską bezpieką. Jakie wzajemne zależności. Czy UB, a potem SB było bezpośrednio, niemal z urzędu, podporządkowane NKWD i KGB, czy też polecenia wydawano jakimiś nieformalnymi kanałami. Jaką rolę w tym procesie odgrywała partia? Czy służby ją omijały, czy też miała coś do powiedzenia? To bardzo ciekawa siatka wzajemnych zależności, o której wiemy bardzo mało.
A przecież policja polityczna odegrała główną rolę w spektaklu zwanym PRL. Niewykluczone, że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w PRL, były prowokacjami służb. Poznań 56, Grudzień 70, Czerwiec 76, a wreszcie Sierpień 80. W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz budujemy wokół tamtych wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła być zupełnie inna. Tak samo można zresztą postawić hipotezę, że powstanie listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z pewnością.
- Czy są na to jakieś dowody?
- Jest mnóstwo przesłanek. Na przykład Radom 76. Rozmawiałem ostatnio z jednym z wysokich radomskich funkcjonariuszy partyjnych z tego okresu. I on nagle zadał mi takie pytanie: czy nie zwróciło pańskiej uwagi to, że trzonem wystąpień była załoga Waltera, zakładów produkujących sprzęt wojskowy, w których 25 procent ludzi było na etatach kontrwywiadu, a cała reszta była w zasadzie zmilitaryzowana? Cała kadra tych zakładów, łącznie ze zwykłymi robotnikami, składała się z najbardziej zaufanych ludzi! I oni by się nagle zbuntowali? Mój rozmówca przeglądał potem wraz z radomskimi milicjantami zdjęcia z zamieszek i okazało się, że najbardziej agresywni przywódcy tłumów to były osoby w Radomiu nigdy wcześniej niewidziane. To samo powtórzyło się później w Gdańsku.
- Rozumiem, że skłania się pan do tezy, że upadek komunizmu był operacją służb specjalnych?
-Tak. Wiele źródeł wskazuje, że była to gigantyczna, przemyślana i kontrolowana operacja. W szczegółach oczywiście mogła się wymknąć spod kontroli, bo każda taka akcja ma swoją dynamikę. Ale ostatecznie wszystko się udało. Celem służb było bowiem zachowanie kontroli nad finansami podczas transformacji ustrojowej. Następnie zaś dzięki tym pieniądzom oraz powiązaniom i doświadczeniu przejęcie kontroli nad państwami byłego imperium i nowo powstałą Rosją.
- Dlaczego komunistyczne służby miałyby coś takiego zrobić?
- KGB doszło do wniosku, że należy położyć kres istnieniu pasożyta, za jaki uważało partię. Przecież organizacja ta stała się całkowicie zbędnym czynnikiem. Służby były tak potężne, że za pomocą zakulisowej gry mogły doskonale same kontrolować imperium. Mieć władze i zarabiać pieniądze. Aby to jednak osiągnąć, trzeba było usunąć komunistów. Już wcześniej ludzie, którzy kierowali bezpieką- Jeżow, Beria i inni, próbowali zrobić mniej więcej coś podobnego. Stalin, a później Chruszczow potrafili się jednak obronić.
- Jeżeli przyjąć pana tezę, to jak ta operacja przebiegała w Polsce?
- Rezydent sowieckiego wywiadu w Polsce gen. Pawłow, notabene jeden z najmądrzejszych ludzi w KGB, w swoich pamiętnikach pisał, że już w połowie lat 70. dostał polecenie z Moskwy, żeby nie budować już agentury sowieckiej w partii władzy. Nie miało to już sensu. Kazano mu wziąć się do opozycji, która być może kiedyś przejmie władze. Agentura umieszczona wewnątrz Solidarności zostaje odpowiednio poinstruowana, służby rozgrywają swoją partię. A potem już idzie samo: Okrągły Stół, wybory, wyprowadzenie sztandaru PZPR i utworzenie nowego układu. Z ludźmi bezpieki na górze, a właściwie w cieniu. Czyli to, o czym mówiłem: fasadowa historia i prawdziwe ośrodki decyzyjne, o których zwykły śmiertelnik nic nie wie. Dzisiejsze partie polityczne mogą być nie tylko zinfiltrowane, ale nawet stworzone przez sowiecki, a później rosyjski wywiad. I nie muszą to być partie lewicowe.
- Czyli służby naszego wschodniego sąsiada nadal działają na wielką skalę w naszym kraju?
- To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które łączą bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do przodu.
Jak pisał Bułhakow: dokumenty nie płoną. Wszelkie palenie akt to zwykły teatr. Niszczy się zawsze jakieś duplikaty, bezwartościowe kwity administracyjne i tym podobne rzeczy. To co najważniejsze, to co ma prawdziwe znaczenie, zawsze się zachowuje. W przypadku PRL – w Moskwie. Nie jest tajemnicą, że kopie akt polskiej bezpieki szły do Moskwy. Oni mają wszystko i dzięki temu do dziś kontrolują wielu agentów.
Agentury tej prędko nie odkryjemy. Dopiero teraz, po 60, 70 latach z trudem dokopujemy się do prawdy o agenturze sowieckiej w II RP.
Ale warto mieć świadomość, że tacy ludzie u nas działają. I to na najwyższych szczeblach. Należy o tym pamiętać zawsze, gdy dochodzi do jakichś konfliktów czy sporów polsko-rosyjskich. Należy wówczas uważnie wsłuchać się w debatę publiczną: artykuły prasowe, wypowiedzi polityków. Od razu widać, kto reprezentuje rosyjski punkt widzenia.
wywiad ukazał się w dzienniku Rzeczpospolita
Temat wrzucam, ponieważ uważam, że każdy powinien zapoznać się z opinią nieżyjącego już profesora Wieczorkiewicza, wybitnego sowietologa, który mówiąc szczerze moim zdaniem, mówi jak jest i nie owija w bawełnę, PRL zostawił nam mylne zdanie na wiele tematów a utarte schematy i kanony są powielane wraz z nowymi pokoleniami. Myślę że warto poświęcić chwilę na ten tekst, który daje dużo do myślenia, ponieważ uderza w sedno problemu jakim jest burdel w naszym kraju. Tekst w całości skopiowany ze strony http://niezlomni.com/?p=6149. Osobiście polecam stronę, bo znajduje się na niej wiele ciekawych artykułów historycznych o historii którejw podręcznikach nie znajdziecie. Pozdro i miłego czytania.
Wywiad, który na publikację czekał dwa lata. Profesor Wieczorkiewicz o AK, Andersie, Sikorskim, PRL i transformacji ustrojowej. A także o obecnej agenturze
- Czy najnowsza historia Polski została już w całości opisana? Nie ma już w niej nic do odkrycia?
- Wręcz przeciwnie. Właściwie przyzwoicie nie została opisana w ogóle. Jest w niej nadal wiele niewyjaśnionych zagadek i tajemnic. Wiele poglądów i teorii, w które wszyscy głęboko wierzymy, nie ma nic wspólnego z prawdą. W dużej mierze to wina polskich historyków, o których, mówię to z bólem, mam bardzo złe zdanie.
- Dlaczego?
- To grupa osób o bardzo zachowawczym sposobie myślenia. Nie są w stanie wyobrazić sobie, że w rzeczywistości mogło być inaczej, niż im się wydaje. A poglądy i teorie wyrabiali sobie, czytając prace swoich poprzedników pracujących w warunkach komunistycznego zniewolenia. Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie.
Oskarżam polskich historyków o brak wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów. A w pokoleniu 60-latków są to schematy wypracowane w PRL. Wszyscy jesteśmy ich więźniami. Powtarzamy w kółko stereotypowe, błędne sądy i przekazujemy je naszym wychowankom. Środowisku polskich historyków potrzebny jest silny, ozdrowieńczy wstrząs. Może byłby nim proces lustracyjny.
- To jaki powinien być dobry historyk?
- Powinien być otwarty na nowe koncepcje. Powinien do badanych problemów podchodzić na nowo, odrzucając wszystko, co napisano w PRL. Powinien stawiać najbardziej szalone tezy i pytania, bo w szaleństwie jest zalążek geniuszu. Praca historyka polega na zadawaniu pytań, a nie powtarzaniu w kółko tych samych odpowiedzi.
Mój postulat jest następujący: wymażmy całkowicie całą pisaną historię Polski po 1939 roku i napiszmy ją od nowa!
Gen. Stefan Rowecki
Gen. Stefan Rowecki
- Panie profesorze, czym powinni się zająć historycy II wojny światowej?
- Przykład pierwszy z brzegu. Grot-Rowecki i jego aresztowanie. Grono historyków zajmujących się Armią Krajową ze względów patriotyczno-dżentelmeńskich do dziś nie ujawnia prawdy o tym, jak generał wpadł w ręce gestapo. A są ślady, które wskazują na osobę bliską córce Grota, jej narzeczonego, który miał to zrobić dla pieniędzy. Mało tego, najrozsądniejsi z oficerów gestapo wcale nie byli zadowoleni z tego aresztowania. To wcale nie był dla nich, tak jak my twierdzimy, wielki sukces. Zatrzymanie dowódcy AK, a co za tym idzie zamęt i reorganizacja ugrupowania, burzyło bowiem cały system kontroli, jaką Niemcy sprawowali nad podziemiem.
- Kontroli?
- Mamy dwie legendy podziemia niepodległościowego. Podziemie podczas II wojny światowej i podziemie solidarnościowe podczas stanu wojennego. Przykra prawda jest jednak taka, że jedno i drugie było w 80 procentach rozpracowane przez policje polityczne.
- Dlaczego więc w obu przypadkach nie zlikwidowano tych organizacji?
- Bo każda dobra policja polityczna, a zarówno w SB, jak i gestapo byli wysokiej klasy fachowcy, uważa, że rozpracowany przeciwnik jest mniej niebezpieczny, bo niczym nie może zaskoczyć. Można go kontrolować, a czasami nawet inspirować jego działania poprzez wkręconą w jego szeregi agenturę (w przypadku „Solidarności” armia TW, których ujawniono w ostatnich latach, to tylko wierzchołek góry lodowej). Rozbicie istniejącej struktury podziemnej poprzez masowe aresztowania powoduje zaś, że przeciwnik podejmuje działalność samorzutną, nieprzewidywalną. A więc z punktu widzenia służb specjalnych bardziej niebezpieczną. Z czasem zaś założy nowe struktury, które trzeba będzie na nowo rozpracowywać. Po co zadawać sobie tyle trudu?
- Tak rozumowali Niemcy w okupowanej Polsce?
- Owszem. Poza tym w gestapo znajdowali się też rozsądni ludzie, co nie zmienia faktu, że byli zbrodniarzami, którzy uważali, iż prędzej czy później, gdy do Europy zacznie się zbliżać sowiecki walec, trzeba się będzie z Polakami jakoś dogadać. Pewne niepisane porozumienia i układy zawierano zresztą i wcześniej. Sprowadzały się mniej więcej do tego, że obie organizacje robią swoje, ale od pewnego poziomu nie robią sobie krzywdy.
- A jak wyglądała kwestia infiltracji AK przez Sowiety?
- Obawiam się, że jeszcze gorzej. Sowieccy agenci w szeregach polskich władz i polskiej armii podziemnej mieli wielkie wpływy. Wykorzystywali to, że AK z czasem zaczęła skręcać mocno w lewo. Polskie podziemie ostatecznie nie podjęło w końcu działań zgodnych z niemieckimi interesami, ale z sowieckimi. Choćby nieszczęsna operacja Burza z powstaniem warszawskim na czele. Na powstaniu zyskała tylko jedna strona – Sowiety. Należy sobie zadać pytanie, czy Stalin mógł, a jeżeli tak, to w jaki sposób, wpłynąć na to, że Warszawa akurat 1 sierpnia 1944 roku stanęła do walki. Odpowiedź na to pytanie mogłaby się okazać szokująca.
- Wstydliwą dla podziemia sprawą jest chyba również kwestia jego budżetu.
- O tak, to bardzo niewygodny temat. Z Londynu szedł do kraju strumień pieniędzy. Znaczna ich część była jednak wydawana na cele prywatne, czyli po prostu defraudowana. Kolejna część trafiała zaś do kas rozmaitych partyjek, koterii i grupek. A kto w podziemiu miał pieniądze, rozdawał karty.
Władysław Sikorski
Władysław Sikorski
- W Polsce mamy również tendencję do robienia bohaterów z ludzi, którzy na to nie bardzo zasługują.
Wiem, do czego pan pije – Sikorski. Rzeczywiście nie był to mąż stanu. Sytuacja, w której się znalazł, znacznie go przerosła. Abstrahując od tego, kto i dlaczego go zabił, jako premier i naczelny wódz nie zdał egzaminu. Ale i wcześniej miał poważne grzechy na sumieniu. Mam o nim bardzo negatywne zdanie. Myślę, że w okresie międzywojennym był agentem francuskim, a przynajmniej tak się zachowywał, jakby nim był. Działał na szkodę państwa polskiego i jako taki powinien zostać prawomocnie skazany. Udzielał Francuzom bardzo wyczerpujących informacji o polskim wojsku, w 1938 roku skłonny był te same informacje przekazać Czechom. Naciskał na Francuzów, żeby żądali dymisji Becka. Zachowywał się niezbyt pięknie.
- A Anders?
- Anders również nie był postacią bez skazy i mało nadaje się na bohatera narodowego. W 1941 roku na Łubiance mówił NKWD wszystko, co chciała usłyszeć.
Generał Władysław Anders
Generał Władysław Anders
- Sugeruje pan, że był agentem Stalina lub szedł mu na rękę?
- No cóż, po owocach ich poznacie. Anders zrobił trzy rzeczy. Najpierw wyprowadził we właściwym momencie wojsko z Sowietów. Proszę sobie wyobrazić, że armia Andersa bije się na froncie wschodnim w kwietniu 1943 roku. Niemcy ogłaszają przez radio, że odkryli masowe groby w Katyniu. I co, Polacy nadal biją się u boku bolszewików? Oczywiście nie. Armia Andersa natychmiast przeszłaby na stronę Niemiec. Wyobraża pan sobie taki zwrot? To by mogło storpedować plany Stalina. Potem Anders bezsensownie skrwawił wojsko pod Monte Cassino, najbardziej ideowy, antysowiecki element. A na końcu zrobił wszystko, żeby nikt z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie wrócił do kraju.
- Ale w ten sposób ocalił ich przed kazamatami UB.
Oczywiście. Ale to było także na rękę komunistom i Stalinowi. Bo gdyby mieli w okupowanej Polsce ze 150 tysięcy żołnierzy z polskiej armii na zachodzie, to sowietyzacja naszego kraju mogłaby natrafić na znacznie większe problemy.
W roku 1956 żywioł ten, a zakładam, że co najmniej połowa by przetrwała, mógł się okazać decydujący. Nacisk z ich strony na konfrontację z Sowietami mógłby być tak silny, że Chruszczow by się jednak zawahał i nie przysłał do Polski Armii Radzieckiej. W takiej sytuacji być może już w 1956 roku mielibyśmy rok 1989. Przecież kadra niepodległościowa była w Polsce tak przetrzebiona i wyczerpana, że rok 1956 robili właściwie komuniści. Plus niedobitki AK, które nie były w stanie opracować własnej koncepcji politycznej. Gdyby do akcji wkroczyli andersowcy, historia mogłaby się potoczyć inaczej.
- Panie profesorze, czy w swoich analizach nie przecenia pan roli tajnych agentów i służb?
- Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.
- W Polsce także?
- Oczywiście. Weźmy choćby sprawę wyjazdu Michnika do Moskwy w 1989 roku.
- Nie sugeruje pan chyba, że Michnik był agentem?
- Agentem nie był. Był natomiast potężnym graczem, działającym właśnie za kulisami. W 1989 roku pojechał do Związku Sowieckiego, aby dogadać się z tamtejszymi towarzyszami ponad głową Jaruzelskiego. Był zbyt inteligentnym, zbyt ambitnym człowiekiem, żeby nie dojść do wniosku, że sam III RP nie zbuduje i nie zrealizuje swoich koncepcji. Dlatego próbował podjąć współpracę z Moskwą, ale podkreślam, nie była to współpraca natury agenturalnej, tylko rodzaj gry politycznej. Michnik tłumaczył to sobie zapewne mniej więcej tak, że idzie z tymi progresywnymi, liberalnymi towarzyszami spod znaku Gorbaczowa, żeby poprawić komunizm. Hasło Michnika i Gorbaczowa było przecież takie samo: socjalizm z ludzką twarzą.
Adam Michnik i Wojciech Jaruzelski
Adam Michnik i Wojciech Jaruzelski
- Jakie tajemnice kryją dzieje służb specjalnych PRL?
- Tysiące tajemnic! W tej sprawie naprawdę mało wiemy. Choćby, wydawałoby się szalona, sprawa tak zwanych matrioszek, czyli agentów podstawianych do armii Andersa czy później Berlinga. To jest mniej więcej to samo, co pokazano w Stawce większej niż życie. Zamiana Kowalskiego na podobnego do niego Iwanowa. Uczono faceta języka polskiego oraz biografii osoby, którą miał zastąpić.
Sprawę tę pierwszy raz poruszył Piotr Jaroszewicz. Zaraz potem został zamordowany. Niewykluczone, że dotknął problemu, który jeszcze w 1992 roku był tak newralgiczny dla rosyjskiego wywiadu, że trzeba go było uciszyć.
- Kto mógł być taką matrioszką?
- Być może Bierut, a może nawet Jaruzelski. Nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Są tylko pewne przesłanki.
- Brzmi to mało prawdopodobnie.
- No cóż, warto by to jednak zbadać. 30 lat temu jeden z najważniejszych generałów Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Generalnego, na spotkaniu z elewami szkoły oficerskiej po kolejnym toaście zaczął przemawiać płynnie po rosyjsku. To wzbudziło pewną konsternację. Generał zauważył, co się stało i się zmieszał: Wiecie, ja z żoną tak rozmawiam w domu i zapomniałem się – zaczął się tłumaczyć. Nigdy nie poznamy w pełni historii PRL – zwracał na to uwagę Edward Ochab w rozmowie z Teresą Torańską, dopóki nie będziemy wiedzieli, kto w kierownictwie politycznym, jak się wyraził Ochab, był ich, a kto był nasz.
- Myślę, że wszyscy, niezależnie od tego, jakim językiem mówili.
- To prawda. Ale mimo wszystko polscy komuniści mieli jakąś większą lub mniejszą, na ogół mniejszą, przestrzeń do samodzielnego działania. Ciekawe jest, jakie były relacje między sowiecką a polską bezpieką. Jakie wzajemne zależności. Czy UB, a potem SB było bezpośrednio, niemal z urzędu, podporządkowane NKWD i KGB, czy też polecenia wydawano jakimiś nieformalnymi kanałami. Jaką rolę w tym procesie odgrywała partia? Czy służby ją omijały, czy też miała coś do powiedzenia? To bardzo ciekawa siatka wzajemnych zależności, o której wiemy bardzo mało.
A przecież policja polityczna odegrała główną rolę w spektaklu zwanym PRL. Niewykluczone, że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w PRL, były prowokacjami służb. Poznań 56, Grudzień 70, Czerwiec 76, a wreszcie Sierpień 80. W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz budujemy wokół tamtych wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła być zupełnie inna. Tak samo można zresztą postawić hipotezę, że powstanie listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z pewnością.
- Czy są na to jakieś dowody?
- Jest mnóstwo przesłanek. Na przykład Radom 76. Rozmawiałem ostatnio z jednym z wysokich radomskich funkcjonariuszy partyjnych z tego okresu. I on nagle zadał mi takie pytanie: czy nie zwróciło pańskiej uwagi to, że trzonem wystąpień była załoga Waltera, zakładów produkujących sprzęt wojskowy, w których 25 procent ludzi było na etatach kontrwywiadu, a cała reszta była w zasadzie zmilitaryzowana? Cała kadra tych zakładów, łącznie ze zwykłymi robotnikami, składała się z najbardziej zaufanych ludzi! I oni by się nagle zbuntowali? Mój rozmówca przeglądał potem wraz z radomskimi milicjantami zdjęcia z zamieszek i okazało się, że najbardziej agresywni przywódcy tłumów to były osoby w Radomiu nigdy wcześniej niewidziane. To samo powtórzyło się później w Gdańsku.
- Rozumiem, że skłania się pan do tezy, że upadek komunizmu był operacją służb specjalnych?
-Tak. Wiele źródeł wskazuje, że była to gigantyczna, przemyślana i kontrolowana operacja. W szczegółach oczywiście mogła się wymknąć spod kontroli, bo każda taka akcja ma swoją dynamikę. Ale ostatecznie wszystko się udało. Celem służb było bowiem zachowanie kontroli nad finansami podczas transformacji ustrojowej. Następnie zaś dzięki tym pieniądzom oraz powiązaniom i doświadczeniu przejęcie kontroli nad państwami byłego imperium i nowo powstałą Rosją.
- Dlaczego komunistyczne służby miałyby coś takiego zrobić?
- KGB doszło do wniosku, że należy położyć kres istnieniu pasożyta, za jaki uważało partię. Przecież organizacja ta stała się całkowicie zbędnym czynnikiem. Służby były tak potężne, że za pomocą zakulisowej gry mogły doskonale same kontrolować imperium. Mieć władze i zarabiać pieniądze. Aby to jednak osiągnąć, trzeba było usunąć komunistów. Już wcześniej ludzie, którzy kierowali bezpieką- Jeżow, Beria i inni, próbowali zrobić mniej więcej coś podobnego. Stalin, a później Chruszczow potrafili się jednak obronić.
- Jeżeli przyjąć pana tezę, to jak ta operacja przebiegała w Polsce?
- Rezydent sowieckiego wywiadu w Polsce gen. Pawłow, notabene jeden z najmądrzejszych ludzi w KGB, w swoich pamiętnikach pisał, że już w połowie lat 70. dostał polecenie z Moskwy, żeby nie budować już agentury sowieckiej w partii władzy. Nie miało to już sensu. Kazano mu wziąć się do opozycji, która być może kiedyś przejmie władze. Agentura umieszczona wewnątrz Solidarności zostaje odpowiednio poinstruowana, służby rozgrywają swoją partię. A potem już idzie samo: Okrągły Stół, wybory, wyprowadzenie sztandaru PZPR i utworzenie nowego układu. Z ludźmi bezpieki na górze, a właściwie w cieniu. Czyli to, o czym mówiłem: fasadowa historia i prawdziwe ośrodki decyzyjne, o których zwykły śmiertelnik nic nie wie. Dzisiejsze partie polityczne mogą być nie tylko zinfiltrowane, ale nawet stworzone przez sowiecki, a później rosyjski wywiad. I nie muszą to być partie lewicowe.
- Czyli służby naszego wschodniego sąsiada nadal działają na wielką skalę w naszym kraju?
- To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które łączą bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do przodu.
Jak pisał Bułhakow: dokumenty nie płoną. Wszelkie palenie akt to zwykły teatr. Niszczy się zawsze jakieś duplikaty, bezwartościowe kwity administracyjne i tym podobne rzeczy. To co najważniejsze, to co ma prawdziwe znaczenie, zawsze się zachowuje. W przypadku PRL – w Moskwie. Nie jest tajemnicą, że kopie akt polskiej bezpieki szły do Moskwy. Oni mają wszystko i dzięki temu do dziś kontrolują wielu agentów.
Agentury tej prędko nie odkryjemy. Dopiero teraz, po 60, 70 latach z trudem dokopujemy się do prawdy o agenturze sowieckiej w II RP.
Ale warto mieć świadomość, że tacy ludzie u nas działają. I to na najwyższych szczeblach. Należy o tym pamiętać zawsze, gdy dochodzi do jakichś konfliktów czy sporów polsko-rosyjskich. Należy wówczas uważnie wsłuchać się w debatę publiczną: artykuły prasowe, wypowiedzi polityków. Od razu widać, kto reprezentuje rosyjski punkt widzenia.
wywiad ukazał się w dzienniku Rzeczpospolita
nawet ciekawe rzeczy mieli przy sobie
Upadek bloku sowieckiego poprzedzony przez wprowadzenie w 1985 roku “Pierestrojki” nie był procesem spontanicznym. Pracowano nad nim przynajmniej na 10 lat wcześniej opracowując z Zachodem umowy zbudowania nowego systemu międzynarodowego w oparciu o takie dokumenty jak Karta Ziemi i Agenda 21, które promują wartości wprost z manifestu komunistycznego m.in. redystrybucji dóbr na cały świat. “Pierestrojka” była zatem przeformowaniem szyków władz sowieckich aby swobodnie przejść do nowych realiów pozostawiając władzę w ich rękach. Upadek bloku sowieckiego nie był końcem komunizmu, ale początkiem, obserwowanej obecnie, na nowo rozumianej, Leninowskiej rewolucji, na prawdziwie globalną skalę.
Polska jako jeden z krajów Bloku również był wpisany w ten scenariusz. Według standardowego procesu KGB obalania systemów zaczęto od zmian kulturowych, zmian muzyki, by pchnąć ludzi w kierunku buntu. Już na początku lat 80-ych służby bezpieczeństwa zakładały takie spółki jak ITI (1984), prywatyzowano handel zagraniczny (Baltona), wysyłano młodych zdolnych na studia zagraniczne by wiedzieli jak działa system kapitalistyczny i by byli przygotowani na przejęcie finansowe kraju po zmianie systemowej. Organizowano wielkie festiwale by rozpalać rewolucyjny ogień wśród młodych. Wszystkie te elementy musiały być obecne przed przewrotem lat 1989-1991, gdzie upadł system socjalistyczny, a grupa trzymająca władzę za "komuny" przejęła wszystkie istotne segmenty gospodarki, mediów, bankowości by dalej sprawować władzę w nowym systemie.
W całej tej historii brakowało jednak bohatera. Mitologicznego herosa który wyzwoli masy z uciśnienia. I tak pojawiła się znikąd gwiazda Lecha Wałęsy, który według dzisiejszej wiedzy był kompletnie sterowany i kontrolowany przez Służby Bezpieczeństwa PRL. Jest to o tyle istotne, iż domyka to cały obraz historyczny. Nie było żadnej rewolucji- był kontrolowany przewrót! Socjalizm nigdy nie upadł- ma się dziś lepiej niż kiedykolwiek! Nie ma tym samym wolności- ponieważ nigdy nie było wyzwolenia!
Poniżej nagranie ze spotkania 4 maja 2013 r., zorganizowane przez Klub Gazety Polskiej w Filadelfii, podczas którego Krzysztof Wyszkowski opowiada o przebiegu współpracy Lecha Wałęsy z SB. Nagranie tym bardziej istotne w kontekście nowego filmu propagandowego Wajdy nt Wałęsy wyświetlanego obecnie w kinach.
Polska jako jeden z krajów Bloku również był wpisany w ten scenariusz. Według standardowego procesu KGB obalania systemów zaczęto od zmian kulturowych, zmian muzyki, by pchnąć ludzi w kierunku buntu. Już na początku lat 80-ych służby bezpieczeństwa zakładały takie spółki jak ITI (1984), prywatyzowano handel zagraniczny (Baltona), wysyłano młodych zdolnych na studia zagraniczne by wiedzieli jak działa system kapitalistyczny i by byli przygotowani na przejęcie finansowe kraju po zmianie systemowej. Organizowano wielkie festiwale by rozpalać rewolucyjny ogień wśród młodych. Wszystkie te elementy musiały być obecne przed przewrotem lat 1989-1991, gdzie upadł system socjalistyczny, a grupa trzymająca władzę za "komuny" przejęła wszystkie istotne segmenty gospodarki, mediów, bankowości by dalej sprawować władzę w nowym systemie.
W całej tej historii brakowało jednak bohatera. Mitologicznego herosa który wyzwoli masy z uciśnienia. I tak pojawiła się znikąd gwiazda Lecha Wałęsy, który według dzisiejszej wiedzy był kompletnie sterowany i kontrolowany przez Służby Bezpieczeństwa PRL. Jest to o tyle istotne, iż domyka to cały obraz historyczny. Nie było żadnej rewolucji- był kontrolowany przewrót! Socjalizm nigdy nie upadł- ma się dziś lepiej niż kiedykolwiek! Nie ma tym samym wolności- ponieważ nigdy nie było wyzwolenia!
Poniżej nagranie ze spotkania 4 maja 2013 r., zorganizowane przez Klub Gazety Polskiej w Filadelfii, podczas którego Krzysztof Wyszkowski opowiada o przebiegu współpracy Lecha Wałęsy z SB. Nagranie tym bardziej istotne w kontekście nowego filmu propagandowego Wajdy nt Wałęsy wyświetlanego obecnie w kinach.
Świetny wywiad z niepokornym dziennikarzem objaśniający nieco konkretniej, dlaczego w naszym kraju dzieje się tak jak się dzieje.
Nie zrażać się długością filmiku, bo mamy 5 minut wstępu ktory proponuję przewinąć, i na koniec jakieś pół godziny pierdolenia roztrzesionych babek, które nie wnoszą wiele do tematu. Materiał obowiązkowy dla każdego, kto mieni się być patriotą, bo wiedza tu zawarta jest kluczowa dla poznania mechanizmów działania naszego państwa i stanowi punkt zaczepienia dla osób, które interesują się polityką w ogóle. Zapraszam do dyskusji
Nie zrażać się długością filmiku, bo mamy 5 minut wstępu ktory proponuję przewinąć, i na koniec jakieś pół godziny pierdolenia roztrzesionych babek, które nie wnoszą wiele do tematu. Materiał obowiązkowy dla każdego, kto mieni się być patriotą, bo wiedza tu zawarta jest kluczowa dla poznania mechanizmów działania naszego państwa i stanowi punkt zaczepienia dla osób, które interesują się polityką w ogóle. Zapraszam do dyskusji
Co robi polski przedsiębiorca kiedy widzi kolesi w kominiarkach o 4 rano na swoim podwórku ?
Modli się żeby to byli złodzieje...
Cytat z audycji radia wnet.
Modli się żeby to byli złodzieje...
Cytat z audycji radia wnet.
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Widać, że po śmierci menadżera kanału YT, Kyle Myers ma się dobrze. Jebie wszystko w daszek i nagrywa koleiny filmik
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów