18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (6) Soft Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 13 minut temu
📌 Konflikt izraelsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 21:52

#sejm



Trzeba mieć świadomość jednego faktu – oni nigdy nie dopuszczą, by Polacy poznali prawdę. Trzeba mieć świadomość, że wściekły atak na Cezarego Gmyza ujawniającego rodzinne korzenie Igora Tulei był w pełni świadomy. Każdy, kto zapyta „staliniątko” o jego dziadka, spotka się z taką samą reakcją – wyzwiskami i potępieniem. Tymczasem głupotą jest dowodzenie, że wychowanie nie ma wpływu na poglądy głoszone w dorosłym życiu. Ma wpływ i to olbrzymi, co już dawno stwierdzili psychologowie i socjologowie. Wpływ ma także społeczność, otocznie, w którym człowiek wyrasta. To prowadzi do prostego wniosku – osoba, która wyrosła w kulcie komunizmu, nie potępi go nawet, gdy na własne oczy zobaczy dowody jego zbrodni.

Stalinięta nie czują skruchy

Traudl Junge miała 22 lata, kiedy została osobistą sekretarką Adolfa Hitlera. Byłą nią od grudnia 1942 roku aż do jego śmierci. Udało się jej wyjść z bunkra pod kancelarią Trzeciej Rzeszy. Chociaż swój błąd zrozumiała po latach, do końca życia nie potrafiła sobie wybaczyć, że jako młoda dziewczyna darzyła Hitlera sympatią. Wnuk Rudolfa Hessa – komendanta Auschwitz, stanął przed młodymi Żydami, którzy przyjechali do obozu i prosił ich o wybaczenie. Zapytany, co powiedziałby swemu dziadkowi, gdyby go spotkał, odparł: „zabiłbym go gołymi rękami”.

A w Polsce? Czy ktokolwiek słyszał słowo skruchy od córki Bieruta? Czy przed dawnymi więźniami ubeckich katowni stanął wnuk Józefa Światło – popularny dziennikarz jednej z dwóch największych prywatnych telewizji i odpowiedział na pytanie, co zrobiłby, gdyby spotkał dziadka? Można odnieść wrażenie, że w Polsce ubeccy „śledzie”, prokuratorzy, sędziowie, ministrowie, ludzie odpowiedzialni za cały aparat terroru, od tych ze Związku Patriotów Polskich zaczynając, na tych, którzy usiedli do Okrągłego Stołu, kończąc, umarli bezpotomnie. A przecież wszyscy mieli rodziny – żony, mężów, dzieci, wnuki.

Co się z nimi stało? Odpowiedź jest prosta – nadal rządzą Polską.

Obsadzili najważniejsze sektory życia publicznego – sądy, uczelnie, państwowe spółki, media. Dziś te dzieci i wnuki stalinowskich oprawców tworzą „elitę” i jak każda tego typu „elita” wściekle reagują na każdą próbę przypomnienia im, kim są i komu zawdzięczają swoją obecną pozycję. Nie ma w tym nic dziwnego – w końcu nie od dziś wiadomo, że atak to najlepsza forma obrony. Współczesne „elity” stosują tę właśnie metodę. Wiedzą, że w merytorycznej dyskusji są bez szans, więc „walczą” po swojemu – opluwając każdego, kto ośmieli się zwrócić im uwagę. Nawiasem mówiąc – to też metoda odziedziczona po dziadkach z UB. To oni wymyślili „zaplutego karła reakcji”, „ciemnogród”, „klechów”, „kułaków”, „prywaciarzy”, którym przeciwstawiali nowoczesnych, postępowych proletariuszy. Proletariusza zastąpił „europejczyk”, kułaka – homofob, itp. Pozostałe elementy debaty publicznej nie zmieniły się ani na jotę. Co więcej – czasami można odnieść wrażenie, że po usunięciu podpisów trudno byłoby odróżnić, który cytat pochodzi z plenum KC PZPR, a który z tzw. zaprzyjaźnionych z Tuskiem mediów.

Potomkowie ubeków rządzą Polską

Przykładów jest wiele. I to zaczynając od samej „góry”. Żona Bronisława Komorowskiego, Anna Komorowska to córka ubeków – Jana Dziadzi i Żydówki – Hany Rojer. O byłym prezydencie Aleksandrze Kwaśniewskim, wciąż regularnie typowanym na stanowisko premiera, od dwudziestu lat krąży informacja, że jest synem Izaaka Stoltzmana – wyjątkowo sadystycznego ubeka z Pomorza. Jego żona Jolanta to córka płk. Kontego – oficera Informacji Wojskowej. Generał Marian Janicki – to syn Włodzimierza Janickiego – funkcjonariusza BOR w czasach PRL, kierowcy partyjnych aparatczyków. W karierze pomógł mu także wyszkolony jeszcze przez sowietów szef BOR Olgierd Darżynkiewicz. Z dokumentów służb specjalnych PRL wynika, że zanim Darżynekiewicz przyjął go do BOR, przez prawie rok Marian Janicki służył w MO.

Danuta Hübner, swego czasu towarzyszka z PZPR, to wnuczka i córka ubeków. Jej dziadek – Józef Młynarski – jako ubek odznaczył się wyjątkowo bestialskimi przesłuchaniami, ojciec Ryszard Młynarski także był ubekiem – następcą przełożonego swego ojca, czyli osławionego zbrodniarza Stanisława Supruniuka.

Ojciec Magdaleny Środy zawodowo zajmował się zwalczaniem Kościoła Katolickiego. O komunistycznym pochodzeniu Ryszarda Schnepfa – ambasadora Polski w USA – już pisaliśmy. Jego żona – Dorota Wyscoka-Schnepf to jedna z czołowych „dziennikarek” TVP. Karierę w III RP zrobił też Tomasz Turowski – niegdyś szpieg w Watykanie, tuż przed katastrofą smoleńską wysłany na placówkę dyplomatyczną do Rosji, obecny 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku w Smoleńsku. MSZ zresztą przyznało się, że w jego strukturach pracuje 131 TW, w tym siedmiu z nich kieruje placówkami dyplomatycznymi.

Swego czasu Dyrektorem Departamentu Studiów i Planowania MSZ był Henryk Szlajfer, syn Ignacego Szlajfera – oficera UB we Wrocławiu w latach 1947-1952, a następnie cenzora w Głównym Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Stanowisko dyrektora Departamentu Promocji i Informacji w tym resorcie piastowała córka znanego działacza komunistycznego, pierwszego szefa Głównego Zarządu Politycznego Ludowego Wojska Polskiego, gen. Wiktora Grosza, który jeszcze przed wojną nosił nazwisko Izaak Medres, czyli Małgorzata Lavergne.

Byłego już ambasadora Polski w Chile – Daniela Passenta (według akt IPN-u – TW „Johna” i „Daniela”) wychowywał wuj – przedwojenny komunista, generał Jakub Prawin, po wojnie wiceprezes NBP i wojewoda olsztyński.

Doradca Bronisława Komorowskiego Tadeusz Mazowiecki (żydowski szkodnik,komunista,Dikman/Polonuska) co prawda w UB nie był, ale w 1953 roku, kiedy w Polsce szaleli ubeccy siepacze, opublikował artykuł krytykujący biskupa Kaczmarka (skazanego w tym samym roku w sfingowanym procesie) i uważał, że Polska może być tylko socjalistyczna. „Sławę” zdobył za to inny długoletni doradca byłego marszałka, a obecnego prezydenta – Waldemar Strzałkowski, który „zasłynął” składaniem wieńca na pogrzebie śp. Anny Walentynowicz w stanie wskazującym na „wirusa filipińskiego”. Ale to nie wszystko – z akt w IPN wynika, że Waldemar Strzałkowski w 1956 roku ukończył Wydział Historii i trafił do pracy w Wojskowym Instytucie Historycznym (WIH) im. Wandy Wasilewskiej, gdzie był szefem Podstawowej Organizacji Partyjnej. Do 1990 r. był członkiem PZPR. Z jego akt paszportowych wynika, że wielokrotnie jeździł służbowo do ZSRR – WIH zajmował się historią wojskowości, rygorystycznie stosując metody historiografii marksistowskiej.

Również Roman Kuźniar, obecny doradca prezydenta, był członkiem PZPR i przeszedł specjalne szkolenie wojskowe. W 1982 roku, kiedy w najlepsze trwał stan wojenny, został nawet odznaczony „Za zasługi dla obronności kraju”. Portal niezalezna.pl podał, że Kuźniar został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Uniw” pod numerem 16?645. Zdzisław Lachowski do 31 grudnia 2012 roku – wiceszef BBN – miał być zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Zelwer”. Do grona doradców Komorowskiego należy też generał Wojciech Jaruzelski – autor i wykonawca stanu wojennego, współpracownik informacji wojskowej i postać wyjątkowo nikczemna, nie bez przyczyny w słynnym „Bluzgu” nazwany m.in. „kacapskim przybłędą”. Ludwika Wujec – żona Henryka Wujca, doradcy prezydenta Komorowskiego – to córka przedwojennej działaczki KPP Reginy Okrent, która w latach 1946-1949 pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi.

A skład osobowy SLD? Czołowi działacze to dawni „towarzysze” – Kwaśniewski, Cimoszewicz, Miller, Oleksy, Kalisz albo dzieci „towarzyszy”, nawet jeśli ich „inteligencja” jest bardziej niż wątpliwa, czego wymownym przykładem była Anita Błochowiak, córka towarzysza Jerzego Błochowiaka – sekretarza KW PZPR w Sieradzu. Matka eurodeputowanego Marka Siwca była prokuratorem (R. Szubstarski, Misjonarz prezydenta, „Życie” z 26-27 października 1996 r.).

Znamienne jest, że żaden z SLD-owskich działaczy nigdy nie tylko nie został rozliczony za działalność w PZPR, ale nawet nigdy nie poczuwał się do okazania skruchy za komunistyczne zbrodnie, zachowując tym samym typową komunistyczną mentalność. Znamienne jest, że nie oni jedni – rozliczenia komunistycznych zbrodni stanowczo odmawiają też czołowi „dziennikarze” III RP. Przypadek? Raczej nie. Wystarczy przyjrzeć się bliżej, kto zabiera najczęściej głos w publicznej debacie i kto jest kreowany na „autorytet”.

Media wciąż czerwone?

I tu można zacząć od najbardziej prestiżowych stanowisk. Oto polskiemu oddziałowi Agencji Reutera szefował Michał Broniatowski, syn pułkownika Mieczysława Broniatowskiego, który od roku 1945 był dyrektorem Centralnej Szkoły Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi, a następnie dyrektorem Departamentu Społeczno-administracyjnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. „Zeszytami Literackimi” kieruje Barbara Toruńczyk, córka Henryka Torańczuka, przedwojennego komunisty i Romany – do 1968 roku zatrudnionej w Zakładzie Historii Partii przy KC PZPR.

Uparcie lansowany dziennikarz TVN – Andrzej Morozowski – to syn Mieczysława Morozowskiego, a właściwie Mordechaja Mozesa – działacza Komunistycznej Partii Polski. W czasie wojny Mozes Morozowski przebywał w ZSRR, po wojnie pracował w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, a potem w MSW.

Tomasz Lis, który na łamach „Newsweeka” dopuścił do publikacji obrzydliwego paszkwilu na temat Rajmunda Kaczyńskiego, podkreślał, że jego ojciec był „najuczciwszym człowiekiem pod słońcem”. Zapomniał tylko dodać, że ten „najuczciwszy człowiek pod słońcem” był też prominentnym działaczem PZPR. Sam Lis pobierał naukę zawodu w latach 80. na praktykach studenckich na Uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku. Lis to podobno także najbliższy krewny jednego z tajnych współpracowników Wojskowej Służby Wewnętrznej.

Jego druga żona Hanna Kedaj to córka Aleksandry i Waldemara Kedajów – należących do „największych kanalii stanu wojennego”. Piotr Kraśko to wnuk Wincentego Kraśko – cenzora i komunistycznego dygnitarza okresu PRL. Monika Olejnik – do radia trafiła w stanie wojennym, kiedy wyrzucono lub odeszli z niego wszyscy przyzwoici dziennikarze. Olejnik – to córka Tadeusza Olejnika, który pracował w SB razem z mjr Lucyną Tuleyą – prywatnie matką sędziego Igora Tulei, który metody działania CBA określił mianem stalinowskich. Ojciec Grzegorza Miecugowa – Bruno Miecugow – razem z Wisławą Szymborską podpisał w 1953 roku haniebny „apel krakowski” – poparcie „literatów” dla procesu biskupa Kaczmarka.

Rozliczenie okresu komuny atakuje „Gazeta Wyborcza”. Nieprzypadkowo. Jej redaktor naczelny Adam Michnik, jak sam powiedział – wywodzi się z „żydokomuny”. Jego rodzice to komunistyczni działacze, a matka Helena Michnik położyła po wojnie szczególne zasługi w zwalczaniu Kościoła i fałszowaniu podręczników do historii. Zastępczyni Michnika, Helena Łuczywo, to córka Ferdynanda Chabera przed wojną należącego do KPP, a po wojnie – kierownika wydziału w KC PZPR. Drugim zastępcą Michnika był Ernest Skalski, syn Jerzego Wilkera-Skalskiego i Zofii Nimen-Skalskiej, przedwojennych komunistów, którzy później pracowali w Komendzie Wojewódzkiej MO w Krakowie. Przyrodni brat Michnika – Stefan to stalinowski zbrodniarz, którego Polska bezskutecznie próbuje ściągnąć ze Szwecji. To w „Wyborczej” opinię publiczną swoimi artykułami kształtował Lesław Maleszka – TW „Ketman” – wyjątkowo nikczemny zdrajca. To dla „Wyborczej” pracuje Edward Krzemień – syn Ignacego Krzemienia, obywatela sowieckiego, który walczył w l. 30 w Hiszpanii w XIII Brygadzie – zorganizowanej przez Komintern i NKWD, a po wojnie pracował w komunistycznym aparacie represji. To do GW korespondencje z Moskwy słał Bartosz Węglarczyk – wedle wszelkich informacji – wnuk Józefa Światło (Izaaka Flejschfarba), a do dnia dzisiejszego pisuje do niej Dawid Warszawski, czyli Konstanty Gebert – syn Bolesława Geberta – agenta wywiadu ZSRR działającego w USA Po wojnie Bolesław Gebert był ambasadorem PRL w Turcji, a matka, Krystyna Poznańska-Gebert, w latach 1944-1945 organizowała Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie.

Inny publicysta „Gazety Wyborczej” – Michał Komar – to według ustaleń Doroty Kani – syn gen. Wacława Komara, a właściwie Kossoja. Zanim został generałem, Kossoj-Komar w młodym wieku przeszedł szkolenie w NKWD. Potem uczestniczył w zabójstwach tajnych współpracowników Policji Polskiej, do których dochodziło na mocy wyroków KPP. Po wojnie został szefem wywiadu cywilnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego. W zespole „Gazety Wyborczej” znalazła się też Anna Bikont – córka żydowsko-komunistycznej dziennikarki Wilhelminy Skulskiej. Do PZPR przez wiele lat należał też Stefan Bratkowski – jeden z „ojców założycieli” GW. Również „Polityka” zdaje się nieprzypadkowo potępiać „grzebanie w życiorysach”. Jak podała Dorota Kania – jej redaktor naczelny – Jerzy Baczyński w aktach SB został zarejestrowany jako tajny współpracownik komunistycznych służb specjalnych ps. „Bogusław”. Jedną z najbliższych współpracowniczek skazanej w aferze FOZZ Janiny Chim była Renata Pochanke, matka Justyny Pochanke, dziennikarki TVN-u.

Nawet medialny wesołek Kuba Wojewódzki pochodzi z resortowej rodziny – jego ojciec Bogusław był funkcjonariuszem SB i prokuratorem. Jak pisał Jan Piński – „Wojewódzki senior zapisał się w historii, pełniąc rolę prokuratora z ramienia Prokuratury Generalnej w sprawie tzw. „prowokacji bydgoskiej” z 19 marca 1981 roku. Kuba zaczynał karierę od harcerskiej rozgłośni radiowej w latach 80-tych a potem rozwijał ją w prywatnych mediach aż do statusu gwiazdy TVN-u”.

Resortowe korzenie ma mieć też „autorytet” Salonu – Jerzy Owsiak. Marcin Meller – dziennikarz m.in. „Polityki”, „Wprost” i felietonista „Nesweeka” to syn Stefana Mellera i wnuk komunistycznego działacza. Monika Jaruzelska została stylistką i oprócz własnego „butiku” chętnie współpracuje z „prestiżowymi” gazetami. Oczywiście nigdy nie zdobyła się na potępienie tatusia. Na potępienie komunistycznych rodziców nie zdobyły się także czołowe „autorytety III RP”. Nieprzypadkowo. Tu także wystarczy popatrzeć na „rodowody”.

„Autorytety III RP”

„Autorytetów” ma III RP co niemiara. Chętnie występują w „zaprzyjaźnionych mediach”, udzielając wywiadów dziennikarzom z resortowych rodzin albo sami tworzą – nader często w oderwaniu od faktów, czego przykładem jest chociażby twórczość Pawła Śpiewaka. Ale bardzo rzadko opowiadają o sobie. Nie bez przyczyny. Oto pierwszy z brzegu przykład. Aleksander Smolar – „autorytet” z Fundacji Batorego to syn Grzegorza Smolara – do 1968 roku redaktora naczelnego „Folks-Sztyme”, organu popieranego przez władze PRL Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. Matka Smolara pracowała w KC PZPR. Sekretarzem tej Fundacji był Józef Chajn, syn Leona – w latach 1945-1949 wiceministra sprawiedliwości.

Znane rodzeństwo filmowe to Agnieszka Holland i Magdalena Łazarkiewicz, obie reżyserki to córki Henryka Hollanda, przedwojennego komunisty, w czasie wojny ochotnika w armii Czerwonej, później redaktora naczelnego „Walki Młodych”, dziennikarza „Trybuny Ludu” i w końcu prominentnego działacza PZPR. Agnieszka Holland zasłynęła podziwem i zachwytem nad motłochem sikającym na znicze pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. I oczywiście filmami, w których Polacy to prawdziwi żydożercy. Nawet jej najnowsze dzieło „W ciemności” niewiele ma wspólnego z prawdziwą historią żydowskiej rodziny ukrywającej się w kanałach Lwowa. Inny reżyser Andrzej Titkow jest synem Walentego, byłego I sekretarza KW PZPR w Warszawie. Do grona znanych reżyserów należy też Jerzy Vaulin – morderca Antoniego Żubryda i jego żony Janiny – bohaterów walki z komuną. Co prawda nie jest zapraszany jako komentator w czołowych mediach, ale patrząc na to, kto jest – to tylko kwestia czasu.

Tomasz Jastrun to syn Mieczysława Jastruna, który karierę rozpoczął 17 września 1940, kiedy wstąpił do Związku Sowieckich Pisarzy Ukrainy. Miał tam doborowych towarzyszy m.in. starego agenta NKWD Jerzego Borejszę, Wandę Wasilewską, Jerzego Putramenta i Adama Ważyka. Jastrun, który nie ukrywał żydowskiego pochodzenia, już 17 czerwca 1945 roku w tekście opublikowanym w krakowskim „Odrodzeniu” stwierdził, że za wymordowanie ponad 3 mln Żydów ponosi odpowiedzialność na równi z hitlerowskim okupantem całe bez mała polskie społeczeństwo. A potem „popłynął” na dobre. Żadna antologia stalinowskiej poezji nie mogła się wręcz obejść bez jego grafomańskiej twórczości, którą walczył z Kościołem i Armią Krajową. Szybko zaczął dostawać profity i to do tego stopnia, że na komunistycznych libacjach zasiadał obok samego Bieruta. Nawet Wisława Szymborska nie łkała nad śmiercią Stalina tak rzewnie, jak uczynił to Mieczysław Jastrun. Jastrun senior na system komunistyczny obraził się dopiero 1957 roku, gdy gomułkowskie władze cofnęły zgodę na druk „Europy” – czasopisma komunistycznych kosmopolitycznych rewizjonistów, w którym miał zaklepaną główną rolę. Jego syn godnie przejął pałeczkę – obrażając, szkalując i opluwając każdego, kto ma inne spojrzenie na świat i jak tatuś zachwycający się „wielkimi budowami”, chociażby miałyby to być blokowiska Pragi oglądane przez „panoramiczne okno”.

Wyrwać komunistyczne chwasty

Pamiętać trzeba, że chociaż zbrodniarze, to stalinowcy prowadzili normalne życie. Mieli żony/mężów, dzieci, wnuki. Bolesław Bierut w czasie, gdy w gdańskiej katowni UB torturowano Inkę – Danusię Siedzikównę – spacerował z córką po nadbałtyckich plażach. Rodziny mieli też inni czołowi komunistyczni zbrodniarze – Fejgin, Światło, Różański, Berman, sędzia Widaj i Kryże, kaci z ubeckich więzień, którzy łamali ręce i nogi, wyrywali paznokcie, wybijali zęby. Co się z nimi stało? Czy naprawdę mamy wierzyć, że dzieci komunistycznych ministrów, stalinowskich ambasadorów rozpłynęły się w powietrzu? A może raczej zgodnie ze stalinowską praktyką pozmieniały nazwiska? Tak jak uczyniła to rodzina zbrodniarza Grzegorza Piotrowskiego czy pozostałych morderców ks. Popiełuszki. Dlaczego więc dziś nikt nie pyta, co stało się z rodzinami stalinowskich zbrodniarzy? Może właśnie dlatego, że wymienione wyżej przykłady to tylko wierzchołek góry lodowej, a prawda jest jeszcze grosza, niż się wszystkim wydaje.

Coraz więcej bowiem wskazuje, że dzisiaj praktycznie każda dziedzina życia publicznego w Polsce jest obsadzona jakimiś potomkami stalinowskich zbrodniarzy. Resztę tych tak zwanych „autorytetów” uzupełniają Tajni Współpracownicy, byli działacze PZPR itd. itp. Nic dziwnego, że w momencie próby lustracji całe to towarzystwo wręcz zawyło z oburzenia. Nic dziwnego, że towarzysze z SLD i Ruchu Palikota domagają się zlikwidowania IPN-u. I trzeba mieć świadomość jednego faktu – oni nigdy nie dopuszczą, by Polacy poznali prawdę. Trzeba mieć świadomość, że wściekły atak na Cezarego Gmyza ujawniającego rodzinne korzenie Igora Tulei był w pełni świadomy. Każdy, kto zapyta „staliniątko” o jego dziadka, spotka się z taką samą reakcją – wyzwiskami i potępieniem.

Tymczasem głupotą jest dowodzenie, że wychowanie nie ma wpływu na poglądy głoszone w dorosłym życiu. Ma wpływ i to olbrzymi, co już dawno stwierdzili psychologowie i socjologowie. Wpływ ma także społeczność, otocznie w którym człowiek wyrasta. To prowadzi do prostego wniosku – osoba, która wyrosła w kulcie komunizmu, nie potępi go nawet, gdy na własne oczy zobaczy dowody jego zbrodni. Nie można oczekiwać, że dzisiejsze „elity” potępią komunizm, opowiedzą się za osądzeniem jego prowodyrów. Gdyby to zrobili, podpisaliby wyroki na własnych ojców i dziadków. Będą więc ze wszystkich sił bronić tamtego systemu pod płaszczykiem obiektywizmu, humanizmu i liberalizmu.

Dlatego też decyzja co do tego, jak długo jeszcze ta patologia potrwa, należy do nas samych. Owszem – wyrwanie chwastów miłym zajęciem nie jest. Ale bez niego nie zaprowadzimy porządku na naszym „podwórku” i nadal kaci będą pławić się w luksusach, śmiejąc się ze swoich ofiar.

PS. Pani Malwina Dziedzic napisała w tygodniku „Polityka”, że w publikacjach „lustratorów” „Pobrzmiewa (…) poczucie krzywdy: że oto nam się nie udało, ale nie dlatego, że wina jest gdzieś w nas, a właśnie w tych, którym się powiodło, bo sukces dostali w spadku” i poparła ten karkołomny wywód cytatem z mojego artykułu. Otóż informuję Panią Redaktor Dziedzic, że nie mam poczucia krzywdy, ani tym bardziej, że coś mi się nie udało. Jest wręcz przeciwnie. Robię dokładnie to, co zawsze chciałam robić. W przeciwieństwie do wielu przedstawicieli „elit III RP” nie miałam dziadków ani rodziców w PZPR, UB, SB, FOZZ i innych tego typu formacjach. Tak jak moi rodzice, tak i ja codziennie mogę patrzeć w lustro, mając świadomość, że nie służę prymitywnej propagandzie i szarganiu polskiej historii, kultury i tradycji. I zapewniam panią „redaktor” Dziedzic – nie chciałabym nigdy być na miejscu „elit III RP”.

Źródła:
dr Leszek Skonka Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu Za: usopal.com
Dorota Kania,http://www.upadeknarodu.cba.pl/rodowody.html

Artykuł ten opublikowano w nr 7 (296) tygodnika „warszawska Gazeta” z dn. 14 do 21 lutego 2013 roku

Aldona Zaorska.

Za: www.blogopinia24.pl/polityka/623-jak-dugo-bd-nami-rzdzi-dzieci-bieruta-i-wnuki-stalina
Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!

W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany


Naczelna zasada kolonializmu XXI wieku: drenować ile się da kapitał państw podległych.

Według szacunkowych wyliczeń w 2012 roku wytransferowano z Polski do zagranicznych państw rekordowe 70 mld zł. To niestety najbardziej odczuwalny efekt dotykającego nasz kraj neokolonializmu ekonomicznego.

W Polsce przeciętne wynagrodzenie brutto wynosi ok. 3,6 tys. zł, czyli ponad 2,5 tys. na rękę. Ale większość Polaków może o takich pieniądzach tylko pomarzyć. Blisko 65 proc. z nas zarabia poniżej średniej. W przemyśle, gdzie wynagrodzenia są relatywnie wyższe, zarabiamy średnio (brutto) 2,5 razy mniej niż Hiszpanie, 3 razy mniej niż Brytyjczycy i 3,8 razy mniej niż Niemcy, nie mówiąc już o Duńczykach, których płace ponad 5-krotnie przewyższają polskie. Nasz poziom płac jest w przybliżeniu taki jak w Estonii. Z nowych krajów UE wyprzedzają nas pod tym względem Chorwaci i Czesi.

Dlaczego jesteśmy tak nisko wynagradzani, skoro wytwarzany przez nas PKB rośnie, wydajność pracy przekroczyła w ubiegłym roku 72,2 proc. unijnej średniej, a ceny są zbliżone do cen w starej Unii?

„Duszenie” wynagrodzeń sprawiło, że koszty pracy w Polsce należą dziś do najniższych w Europie. Jak przypomina prof. Jerzy Żyżyński z Wydziału Zarządzania UW, poseł PiS, godzina pracy w przemyśle kosztuje polskiego pracodawcę, według Eurostatu, 7,4 euro, z czego 6,2 euro stanowi płaca (brutto), a 1,2 euro – tzw. koszty pozapłacowe (16,2 proc.). Dla porównania, w Niemczech każda godzina zatrudnienia pracownika wymaga od pracodawcy wydatkowania 30,4 euro (z czego płaca pochłania 23,7 euro na godzinę).

W Szwecji koszty są jeszcze wyższe – 39 euro na godzinę. W postkomunistycznej części Europy wyższe od nas koszty zatrudnienia ma sześć krajów: Czechy, Chorwacja, Estonia, Słowenia, Słowacja i Węgry. Za nami uplasowały się: Łotwa, Litwa, Rumunia i Bułgaria, cztery kraje o najniższych kosztach pracy. W Bułgarii koszt zatrudnienia wynosi zaledwie 3,7 euro na godzinę, z czego 3,1 euro to stawka brutto za godzinę pracy w przemyśle.

Mimo bardzo niskiej ceny pracownika w Polsce organizacje pracodawców naciskają na dalsze obniżanie kosztów pracy. Forsują elastyczne formy zatrudnienia, elastyczne sposoby rozliczania czasu pracy i twierdzą, że dzięki temu spadnie bezrobocie. Nasuwa się jednak pytanie: gdzie skutek, a gdzie przyczyna? Przecież niskie zarobki tłamszą popyt, co osłabia koniunkturę i wzrost i powiększa, a nie zmniejsza bezrobocie. Zdaniem prof. Żyżyńskiego, przyjęty przez reprezentantów pracodawców tok rozumowania jest wyrazem niezrozumienia procesów ekonomicznych.

– Koszty pracy wracają do gospodarki w formie wydatków gospodarstw domowych i płaconych przez nie podatków, stając się przychodem przedsiębiorców – przypomina profesor.

W gospodarce istnieje naturalna sprzeczność pomiędzy interesem pojedynczego przedsiębiorstwa a interesem gospodarki jako całości. O ile pojedynczy przedsiębiorca jest zainteresowany jak najniższymi kosztami pracy, to nadmierne ich zaniżenie przez wszystkich przedsiębiorców prowadzi do redukcji popytu na rynku wewnętrznym i generuje finansowe problemy w sektorze publicznym – tłumaczy ekonomista. Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia teraz, a opinię tę podziela wielu ekspertów.

– Rozsądna polityka państwa powinna polegać na utrzymywaniu równowagi pomiędzy interesami w skali mikro i makro – podkreśla prof. Jerzy Żyżyński. Niestety, obecny rząd nie respektuje zasady złotego środka. Cechuje go odporność na argumenty związków zawodowych i uległość wobec postulatów pracodawców.

Głodowe wynagrodzenia i niestabilne warunki pracy wypchnęły na margines lub na emigrację całe rzesze młodych Polaków. Ale kij ma dwa końce, i ten drugi uderzył w pracodawców i finanse państwa. Marazm, jaki zapanował w gospodarce wskutek spadku popytu wewnętrznego, jak również kryzys w finansach publicznych, systemie emerytalnym i zdrowotnym, to w dużej mierze pokłosie wieloletniej polityki duszenia płac.

Koszty zatrudnienia generują dobrobyt

Jednym z mierników oceny realnego poziomu życia w kraju jest udział kosztów związanych z zatrudnieniem w produkcie krajowym brutto (PKB). Wskaźnik ten pokazuje, jaka część wytworzonego PKB została przeznaczona na potrzeby ludzi w formie wynagrodzeń za pracę, składek emerytalno-rentowych i zdrowotnych oraz podatków na sfinansowanie tzw. konsumpcji zbiorowej, np. szkolnictwa i transportu publicznego, przychodni i szpitali etc. Im wyższy jest udział kosztów związanych z zatrudnieniem, tym wyższy dobrobyt. Pozostała część PKB trafia w ręce właścicieli kapitału i to oni decydują, co z nią zrobić.

W bogatej Szwajcarii do fiskusa i pracowniczych kieszeni trafia prawie 60 proc. PKB, w liberalnych Stanach Zjednoczonych – ponad 55 proc., w Niemczech i większości państw Europy Zachodniej od 42 do 55 procent.

– Polska w minionych latach stopniowo schodziła pod względem tego wskaźnika coraz niżej – twierdzi prof. Żyżyński. W 1997 r. udział kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB wynosił 44,2 proc. i utrzymywał się na tym poziomie jeszcze w 2000 roku. Potem zaczął stopniowo spadać i w 2008 r. wynosił już tylko 37,1 proc., a w ciągu kolejnych trzech lat, do 2011 r., obniżył się do 36 procent. Tak niski poziom wskaźnika, który daje Polsce przedostatnią pozycję wśród państw europejskich, oznacza, że lwia część owoców wzrostu polskiej gospodarki jest przejmowana przez właścicieli kapitału. Za nami jest tylko Grecja ze wskaźnikiem 34,2 proc. PKB.

Transfer PKB za granicę

Niski wskaźnik kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB wyjaśnia, dlaczego Polacy, żyjący głównie z pracy, a nie z kapitału, na ogół nie odczuwają korzyści ze wzrostu PKB. Brak zachowania zdrowych proporcji w podziale PKB jest dla Polski szczególnie niekorzystny, ponieważ nasz majątek produkcyjny znajduje się w rękach zagranicznych i środki, które trafiają do właścicieli kapitału – w ogromnej części wypływają z kraju, zamiast pracować na naszym rynku. Tak naprawdę dzielimy między siebie tylko to, co nam zostaje z wypracowanego przez nas PKB, po odliczeniu zagranicznych transferów, które płyną ze sprywatyzowanych zakładów produkcyjnych, banków, firm telekomunikacyjnych, przedsiębiorstw ciepłowniczych itd. Ta pozostająca w kraju część PKB nosi nazwę produktu narodowego brutto (PNB).

Od 2004 roku, tj. od wejścia Polski do UE, coraz większa część naszego PKB wypływa za granicę. Wcześniej transferowano rocznie 6-12 mld złotych. Od czasu akcesji transfery gwałtownie wzrosły do ponad 40 mld rocznie, w 2010 – przekroczyły 54 mld zł, w 2011 – 63 mld zł, a w ubiegłym roku doszły do 70 mld zł w jednym roku.

– Skumulowany strumień transferów zagranicznych, zdyskontowany stopą kredytu refinansowego, sięga niemal jednej trzeciej wartości obecnego PKB. Innymi słowy, gdyby nie te transfery, bylibyśmy teraz o jedną trzecią bogatsi, bo te pieniądze pracowałyby w polskiej gospodarce – wyjaśnia prof. Jerzy Żyżyński. – To cena, jaką płacimy, za przekazanie znacznej części majątku produkcyjnego podmiotom zagranicznym.

Źródło
Mrówka w sejmie
A................U • 2013-10-23, 18:18
Na korytarzu sejmowym mucha spotyka mrówkę i widząc, jak ta pracowicie się krząta pyta:
- Chce ci się tak ciągle pracować?
- Ja nie pracuję, tylko szukam wyjścia z tego burdelu.
- A ty mucho też chcesz stąd wyjść?
- A nie, nie, nie....! Mrówko kochana...! A gdzie ja tyle gówna w jednym miejscu znajdę?!
Głosowanie w sejmie
C................L • 2013-10-22, 13:21
Takiego oto maila dzisiaj otrzymałem, a ponadto w mailu są dwa linki z mailami do wszystkich posłów i posłanek.

"Cześć,
Już jutro (tj. 23 października 2013 roku) odbędzie się w Sejmie głosowanie nad ważnym projektem ustawy dotyczącym referendum krajowego i obywatelskiej inicjatywie ustawodawczej. Jego wynik będzie miał szczególne znaczenie dla polskiej demokracji.

Głosowanie dotyczy poselskiego projektu ustawy o zmianie Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej (druk nr 1646). Zakłada on zakaz odrzucania w pierwszym czytaniu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej. Postulat ten zawarty jest w przygotowanej przez nas nowelizacji ustawy o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli, którą poprało już prawie 216 tysięcy osób. Poselski projekt wprowadza ponadto obowiązek ogłoszenia przez Sejm referendum ogólnokrajowego, jeśli z inicjatywą rozpisania referendum wystąpi grupa co najmniej 1.000.000 obywateli. Projekt przyznaje również obywatelom prawo do występowania z inicjatywą zmian w Konstytucji.

Naszym zdaniem posłowie nie powinni wyrzucać tego projektu do sejmowego kosza, ponieważ wzmacnia on demokrację w Polsce. Kierując go do dalszych prac w Sejmie parlamentarzyści pokażą, że robią dobrą politykę, czyli politykę opartą na długofalowych celach, a nie na doraźnych rozwiązaniach i bieżących grach partyjnych.

Jezeli zgadzasz się z nami, pomóż nam przekonać posłów i posłanki do głosowania za skierowaniem projektu do dalszych prac. Spytaj ich jak będą głosować w środę.

Nasza robocza propozycja nawiązania kontaktu z posłem/posłanką:

Dzień dobry,
Nazywam się XY.
Jestem obywatelem i sympatykiem kampanii społecznej „Obywatele decydują”, którą poparło prawie 216 tysięcy obywateli.
Piszę w sprawie głosowania w Sejmie nad poselskim projektem ustawy o zmianie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej
(druk nr 1646). Zakłada on, że obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej nie będzie można odrzucać w pierwszym czytaniu.
Proszę o informację czy poseł/posłanka będzie głosował/a za skierowaniem tego projektu do dalszych prac w Sejmie?
Informację jaką od Pani/Pana uzyskałem/am opublikuję na stronie www i Facebooku kampanii „Obywatele decydują”.
Dziękuję.

Pod linkiem podajemy kontakt do posłów i posłanek wszystkich ugrupowań parlamentarnych. Spytaj ich o głosowanie. Twoje zaangażowanie jest ważne i pilne. Ostatnia wspólna akcja spowodowała, że Pani Marszałek Sejmu Ewa Kopacz odwołała głosowanie z obawy przed przegraną. Wtedy praktycznie wszystkie partie (oprócz PO) deklarowały poparcie dla projektu rozszerzającego prawa obywatelskie.

Pamiętaj, tylko działając wspólnie jesteśmy w stanie przekonać partie do oddania części władzy i odpowiedzialności w ręce obywateli.

To Obywatele Decydują. Ty decydujesz!

Pozdrawiamy z pierwszej linii frontu walki o odzyskanie demokracji,

Rafał Górski

Maria Jaraszek"

Jako, że jestem nowy, linki do maili posłów podam każdemu chętnemu na pw.

Miłego wysyłania maili ^^
Wściekłe ptaki w polsce
A................u • 2013-10-03, 21:01
Wściekłe ptaki są mocno wkurwione. Styl architektoniczny dotychczasowej siedziby prosiaków absolutnie im nie odpowiada. Wybudują sobie nową... za Twój hajs rzecz jasna.
Cytat:

Sejm pracuje nad skandalicznym projektem ustawy. Chodzi o projekt antyrodzinnego prawa, kneblującego usta krytyków homoseksualizmu. Odesłanie projektu do dalszych prac poparła większość posłów PO oraz SLD i Ruchu Palikota.

Analiza projektu, dokonana przez Fundację Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny oraz Centrum Prawne Ordo Iuris prowadzi do wniosku, że nowe prawo doprowadziłoby do tego, że publiczne epatowanie perwersyjnymi zachowaniami seksualnymi byłoby szczególnie chronione przez prawo, a sprzeciw wobec tych zachowań byłby karany. Co gorsza, osoba lub instytucja oskarżona o dyskryminację musiałaby udowodnić swoją niewinność. Projekt zakłada też obowiązek współpracy organów państwa i samorządu z organizacjami homoseksualnymi (LGBT) w zakresie realizowania tzw. programów antydyskryminacyjnych, co w praktyce oznaczałoby zwalczanie postaw prorodzinnych i promowanie niemoralnych zachowań za pieniądze podatników i przy wykorzystaniu instytucji państwowych.

Szczegółowe analizy ekspertów z Centrum Prawnego Ordo Iuris mówią, że wprowadzenie proponowanych przepisów doprowadziłoby do ograniczenia wolności słowa. Projekt, zgłoszony przez grupę posłów SLD i Ruchu Palikota ograniczyłby także swobodę działalności gospodarczej. Po wprowadzeniu nowelizacji nie można byłoby już odmówić świadczenia usług w sytuacjach wywołujących konflikt sumienia u chrześcijan lub żydów (np. obsługi homoślubów czy imprez agresywnie promujących zachowania homoseksualne). Odmowa mogłaby skutkować oskarżeniem o dyskryminację i koniecznością wypłacenia odszkodowania lub zadośćuczynienia.

Podobne projekty odrzucili już Anglicy, Irlandczycy i Austriacy. Potrzebny jest społeczny protest… Organizuje go Fundacja Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny oraz Centrum Prawne Ordo Iuris. Aby się do niego przyłączyć, należy wejść na stronę: stopdyktaturze.pl


źródło: Parezja.pl
złoty pomink dla tuska
Dr0mg • 2013-09-13, 15:52

Związkowcy odsłonili przed Sejmem pomnik premiera Donalda Tuska. Statuta powleczona złotą farbą, przedstawia premiera w peruwiańskiej czapce z piłką pod pachą. Umieszczono pod nią napis "premierowi naród"
i odsłonięcie owego pomnika
Najlepszy komentarz (109 piw)
EmpTy212 • 2013-09-13, 15:58
Hahaha takie jaja sobie z chuja robić Tak trzymać
Oglądanie telewizji
BongMan • 2013-09-07, 16:58
Oglądałem National Geografic. Leciało coś o fokach czy innych morsach. Rozsiadły się takie tłuste, dużo ich, przekrzykują się, machają głową lub tępo gapią się na samca alfa.
Zmieniłem na TVP1. To samo. Posiedzenie Sejmu.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem