Coś na pocieszenie
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 5:54
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Wczoraj 22:22
#trumna
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów.
Niestety sytaucja związana z brakiem reklam nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany Link do Zrzutki
W sumie w trumnie, jeden chuj
Najlepszy komentarz (60 piw)
CrazyEdek
• 2015-07-19, 6:11
Cytat:
Przewraca się w grobie
Nie przewrócił się, nie oglądać.
Trumny idealne dla sadoli
Żandarmeria wojskowa w czasie wojny zajmuje się między innymi grzebaniem zwłok. I na szkoleniu szeregowy pyta się sierżanta:
-Panie sierżancie a co jeśli zabraknie trumien?
-Na chuj chujowi trumna, chuja do ziemi i chuj.
-Panie sierżancie a co jeśli zabraknie trumien?
-Na chuj chujowi trumna, chuja do ziemi i chuj.
Anieeeelski orszak niech Twą duszę przyyyyjmie... Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba
Najlepszy komentarz (56 piw)
o................i
• 2015-03-28, 19:01
a laska cipką chciała człowieka ożywić???
Praca- lezenie w trumnie na wystawie w zakladzie pogrzebowym 6h/ 150zl
Wrocław, Dolnośląskie, Stare Miasto
Wymiar zatrudnienia: Pełny etat
Forma zatrudnienia: Umowa zlecenie
Witam wszystskich poszukujacych pracy,
Mam nietypową oferte pracy dla osob szukajacych zatrudnienia
Szukam osoby ktora by lezala w trumnie w zakladzie pogrzebowym w oszkolnej gablocie na wystawie ,praca glownie 6 godzin dziennie,
Jak sie domyslacie do pracy nie sa potrzebne konkretne umiejetnosci, wystaczy na 6 godzin lezec bez ruchu.
Z naszej strony oferujemy umowe zlecenie, wyplate codziennie lub tygodniowki, zawsze wolne weekendy.
W razie odpukac potrzeby znizke na najblizszych.
Praca 5 dni w tygodniu, prosze o powazne oferty, nie potrzebuje wysylania Cv a jedynie kilka slow o sobie,wiek,plec, godainy dyzpozycyjnisci i numer kontaktowy.
Wymagamy jedynie eleganckiego stroju i odwagi do tej troche nietypiwej pracy.
Mozliwosc pracy w wybranych godzinach.
Wrocław, Dolnośląskie, Stare Miasto
Wymiar zatrudnienia: Pełny etat
Forma zatrudnienia: Umowa zlecenie
Witam wszystskich poszukujacych pracy,
Mam nietypową oferte pracy dla osob szukajacych zatrudnienia
Szukam osoby ktora by lezala w trumnie w zakladzie pogrzebowym w oszkolnej gablocie na wystawie ,praca glownie 6 godzin dziennie,
Jak sie domyslacie do pracy nie sa potrzebne konkretne umiejetnosci, wystaczy na 6 godzin lezec bez ruchu.
Z naszej strony oferujemy umowe zlecenie, wyplate codziennie lub tygodniowki, zawsze wolne weekendy.
W razie odpukac potrzeby znizke na najblizszych.
Praca 5 dni w tygodniu, prosze o powazne oferty, nie potrzebuje wysylania Cv a jedynie kilka slow o sobie,wiek,plec, godainy dyzpozycyjnisci i numer kontaktowy.
Wymagamy jedynie eleganckiego stroju i odwagi do tej troche nietypiwej pracy.
Mozliwosc pracy w wybranych godzinach.
Najlepszy komentarz (65 piw)
koretego
• 2015-02-16, 13:22
To nie taki zły pomysł. Pracując na nocki w dzień można zarabiać odsypiając.
czym się różni teściowa od trumny?
-wiekiem
-wiekiem
Kiedy umarł wynalazca pamięci USB "Delikatnie obniżono jego trumnę, a następnie wyciągnięto ją z powrotem, obrócono w drugą stronę i ponownie opuszczono".
Najlepszy komentarz (255 piw)
KociBolec
• 2014-08-02, 19:18
A potem się okazało że za pierwszym razem było jednak dobrze.
Cytat:
brak opisu
dobrze tam jebie pewnie.
Co musi czuć człowiek, budzący się we własnej trumnie???
Strach przed pochowaniem żywcem jest jak najbardziej uzasadniony. Setki przykładów podobnych zdarzeń przewijają się przez historię.
W trumnach kandydatów na świętych znajdowano zadrapania na wiekach trumien.
Pod koniec XVI wieku podczas pogrzebu Matthew Walla w Braughing w Anglii jeden z grabarzy się potknął, przez co trumna uderzyła o ziemię. Ukochany zmarły ukazał się żałobnikom w całkiem niezłej formie. Przeżył jeszcze kilka lat, zanim ponownie spróbowano go pogrzebać, tym razem z sukcesem.
Na początku XVII wieku Marjorie Elphistone zmarła i została pochowana w Ardtannies w Szkocji. Gdy złodzieje próbowali ukraść biżuterię, z którą została pochowana starsza pani, sami prawie umarli ze strachu, gdy kobieta zaczęła jęczeć. Rabusie uciekli jakby ścigał ich sam diabeł, a pani Elphistone wstała i udała się do swojego domu. Przeżyła swojego męża o 6 lat.
Marjorie Halcrow Erskine z Chirnside w Szkocji zmarła w 1674 roku i została pochowana w płytkim grobie przez zakrystiana, który miał zamiar wrócić później i zabrać jej kosztowności. Gdy mężczyzna próbował odciąć jej palec, aby zdjąć pierścionek, kobieta obudziła się. Wróciła do męża, urodziła i wychowała dwóch synów, zanim ponownie została złożona do grobu.
XVII wiek obfituje w przedwczesne pochówki. Omdlenia i pozorna śmierć były częste w czasie epidemii dżumy, cholery i ospy. Pewien lekarz zebrał zapiski na ten temat i znalazł 219 przypadków, w których „zmarły” o włos unika pogrzebania, 149 ukończonych przedwczesnych pochówków, 10 przypadków sekcji przed prawdziwą śmiercią i 2 rozpoczęte balsamowania wciąż jeszcze żywych ludzi.
Kiedy w XVI-wiecznej Anglii zaczęło brakować miejsca na pochówki, pewien przedsiębiorczy proboszcz wpadł na pomysł, żeby dla mocno zleżałych parafian wznieść „domek na kości” i w ten sposób odzyskać utracony areał pochówkowy. Do pracy przy cmentarnej przeprowadzce wynajęto wielu grabarzy, sprawy nabrały nieprzewidzianego obrotu kiedy przed proboszczem stanęła cała ponura delegacja.
Podczas ekshumacji okazało się, że wewnętrzne powierzchnie niektórych trumien nosiły ślady paznokci. Szkielety z podrapanych trumien leżały w nienaturalnych pozycjach. Dowodów „pośmiertnej” desperacji było kilkanaście. Jedną na 25 trumien usiłowano otworzyć od wewnątrz!!
W połowie XIX wieku pewna dziewczynka odwiedzała rodzinę na wyspie Edisto. Zmarła na dyfteryt. Szybko ją pochowano w rodzinnej krypcie, aby zapobiec rozprzestrzenieniu się choroby. Gdy potem jeden z członków rodziny zmarł podczas wojny secesyjnej, grobowiec został otworzony, by przyjąć jego ciało. Tuż za drzwiami znaleziono malutki szkielet.
Relacje o pogrzebaniu żywych ludzi nie pochodzą tylko sprzed setek lat. Wypadki takie zdarzają się także współcześnie.
W 1993 roku młody mężczyzna wraz z narzeczoną wziął udział w wypadku samochodowym w Johannesburgu w RPA. Został uznany za zmarłego i dwa dni spędził w kostnicy w metalowym pojemniku, zanim jego krzyki zaalarmowały personel. Niestety, mężczyzna nie może liczyć na zrozumienie swojej narzeczonej, która uważa go za zombie posłane, aby ją dręczyć.
W 1994 roku 86- letnia Mildred Clarke spędziła półtorej godziny w plastikowym worku w kostnicy, zanim jeden z pracowników zauważył, że worek oddycha. Kobieta została znaleziona na podłodze w swoim domu, bez oddechu, bez wyczuwalnego tętna, zimna i sztywna. Szybko została uznana za zmarłą. Po swoim „zmartwychwstaniu” żyła jeszcze tydzień.
Jak widać, przedwczesne pochówki się zdarzają. Jak często? W 1896 roku podczas przenoszenia szczątków z Fort Randall Cemetery okazało się, że około 2% ciał nosi znamiona „obudzenia się po śmierci”.
Czy teraz, ponad 100 lat później, gdy medycyna dysponuje o wiele bardziej zaawansowaną technologią takie pomyłki wciąż są możliwe? Okazuje się, że tak.
W 1984 roku patolog przeprowadzał sekcję zwłok. Gdy wykonał pierwsze cięcie, „zwłoki” chwyciły go za gardło. Patolog umarł na skutek szoku.
Pastor Schwartz został przywrócony do życia przez swój ulubiony hymn, odśpiewany na jego pogrzebie. Żałobnicy byli bardzo zaskoczeni słysząc głos z trumny przyłączający się do śpiewu.
Nicephorus Glycas, biskup wyspy Lesbos Ortodoksyjnego Kościoła Greckiego, przez dwa dni leżał w trumnie, podczas gdy żałobnicy przychodzili go pożegnać. Nagle usiadł i domagał się wyjaśnienia, na co się wszyscy gapią.
Zmarła niedawno Dona Ramona, blisko stuletnia Kolumbijka, cierpiąca na cukrzycę, miała kolekcję aktów zgonu w odstępach kilkumiesięcznych na podstawie orzeczeń czterech różnych lekarzy. Za każdym razem odzyskiwała przytomność w trakcie przygotowań do pogrzebu. Kiedy wreszcie naprawdę umarła, rodzina zwlekała z pochówkiem tak długo, jak długo krewni postawieni przy marach byli w stanie wytrzymać skutki ciepłego klimatu.
W Indiach przypadki „śmierci za życia” zdarzają się na tyle często, że ludzie przedwcześnie uznani za zmarłych przez lekarzy, zjednoczyli siły z tymi których za życia pogrzebali urzędnicy i tak utworzyli Stowarzyszenie Zmarłych – Mritak Sangh, a następnie Partię Pogrzebanych Żywcem. Jak na byłych nieboszczyków działają bardzo prężnie.
Najgorsza historia pochodzi z 1893 roku. Młoda kobieta zmarła w ostatnim miesiącu ciąży. Z grobu przez kilka dni dobiegały krzyki. Wreszcie - nie bacząc na wieszczoną przez okolicznych księży możliwość spotkania z szatanem oko w oko - odkopano trumnę. Niestety, na ratunek było już za późno: zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka, które urodziło się już pod ziemią. Zakrwawiona odzież i obgryzione do kości palce świadczyły o heroicznej walce, jaką młoda matka prowadziła do samego końca
Strach przed pochowaniem żywcem podsycają nowe przypadki, jak ten z 2005 roku, kiedy w Kula-Matu w Gabonie 52-letnia Agnes Mbenga ocknęła się w szufladzie chłodziarki, w której spędziła 18 godzin.
Lęk przed pogrzebaniem za życia to tafefobia, Cierpiał na nią XIX-wieczny poeta i nowelista Edgar Allan Poe. Obsesyjnie obawiał się „chwilowej przerwy w niedocieczonym mechanizmie” swojego ciała.
Perspektywa pogrzebania żywcem jest w stanie przerazić najodważniejszych. Dlatego wiele osób podejmowało/podejmuje specjalne środki, aby zapobiec tego typu pomyłce. W dawnych czasach przy zwłokach zawsze ktoś siedział, aby zauważyć ewentualne „obudzenie się”. Niektórzy w testamencie umieszczali odpowiednie instrukcje opisujące testy, jakim ma być poddane ich ciało po stwierdzeniu śmierci. Nacinanie, polewanie wrzącą wodą czy dotykanie rozżarzonym żelazem były popularnymi procedurami. Inni szli jeszcze dalej i nakazywali wbicie sobie noża w serce lub odcięcie głowy, aby upewnić się, że nie obudzą się dwa metry pod ziemią. Inni domagali się pogrzebania z nożem, pistoletem lub trucizną.
Pod koniec XIX wieku opatentowano nawet trumny z specjalnym systemem sygnalizacji. Jakiekolwiek poruszenie zwłok sprawiało, że nad grobem pojawiała się chorągiewka, dzwonił dzwonek i paliło się światło.
W obecnych czasach flagi i gwizdki zostały zastąpione telefonami i mikrofonami. W trumnach pojawiają się specjalne „zestawy bezpieczeństwa”, zawierające np. malutkie butle z tlenem.
Noelle Potvin, pracownica zakładu pogrzebowego w USA o wdzięcznej nazwie Hollywood Forever potwierdza, że coraz częściej, zmarli życzą sobie aby pochować wraz z ukochanymi BlackBerry i Nokiami. Jeden „klient” prosił o włożenie mu do trumny Game Boy’a (prawdopodobnie jako lekarstwo na trumnianą nudę bądź anielskie śpiewy w niebie).
Myślicie teraz że Amerykanie oszaleli? Nic bardziej mylnego - pogrzeby z komórkami są obecne zarówno w USA, Afryce, Wielkiej Brytanii i Autralii.
W każdym razie sprawny telefon komórkowy z naładowaną baterią na pewno nie zaszkodzi...
Katapleksja – rzadka i jak dotąd nieuleczalna choroba mózgu, objawiająca się utratą napięcia mięśniowego, która stanowi główny objaw narkolepsji. Osoby chore w chwilach dużej aktywności motorycznej doznają zapaści, zapadając w rodzaj snu na jawie, bądź halucynacji, co nazywane jest narkolepsją. Sama katapleksja objawia się niemożnością ustania na nogach, opadem żuchwy, i całkowitym rozluźnieniem mięśni. Chorzy w chwili ataku, mimo iż zachowują przytomność, nie są w stanie się poruszać, ani mówić. W ekstremalnych przypadkach następuje zmniejszenie tętna, a oddech staje się płytszy, niekiedy trudno wyczuwalny.
Choć dla większości ludzi brzmi to niewiarygodnie, istnieją osoby, które dobrowolnie godzą się na pogrzebanie żywcem. Świadectwa praktyk joginów, którzy wieloletnimi ćwiczeniami zdołali opanować możliwość niemal całkowitego zawieszania funkcji życiowych i przechodzenia w stan katalepsji, znaleźć można w literaturze podróżniczej, religijnej i dokumentach historycznych. „Dabestan e-Mazaheb”, klasyczna, XVII-wieczna perska księga o wierzeniach i religiach, zawiera niezwykle interesujący fragment: "Jogini mają zwyczaj grzebania siebie żywcem, kiedy dotknie ich choroba".
Warto przywołać też opowieść doktora R. J. Vakila, którą opublikowało w 1951 roku prestiżowe medyczne pismo "Lancet". 15 lutego 1950 roku w Bombaju Vakila nadzorował, i wraz z tysiącami innych ludzi był świadkiem niewiarygodnego wyczynu jogina Shri Ramdasji. Człowiek ten na 56 godzin zamknięty został w podziemnej, odlanej z betonu komorze o wymiarach 1,5 na 2,5 metra. W środku pozostała znikoma ilość powietrza, żadnego jedzenia ani wody, a by rzecz dodatkowo utrudnić, kabinę naszpikowano od środka ogromnymi prętami i – po wejściu Ramdasjiego do środka – zalano od góry betonem. Po upływie dwóch dni i jednej nocy w pokrywie wycięty został otwór, przez który... wlano do środka niemal 7 tysięcy litrów wody. Koszmarne więzienie otworzono po siedmiu dalszych godzinach – i dokładnie tyle czasu Ramdasji spędził, pozbawiony powietrza i zalany płynem. Przeżył, a towarzyszący eksperymentowi medyk nie umiał znaleźć ku temu żadnych racjonalnych podstaw.
Możliwość całkowitego zawieszenia funkcji życiowych przypisuje się też haitańskiemu Coup Poudre – silnie trującemu proszkowi, wykorzystywanemu jako jeden z elementów systemu wierzeń voodoo. Podany nieszczęśnikowi medykament zamienia go w pozornego nieboszczyka, który w trumnie przeleżeć może nawet kilkanaście miesięcy, bez najmniejszych oznak rozkładu zwłok. Wybudzany do życia przez medyka, zazwyczaj nie odzyskuje już nigdy sił psychicznych; jako ludzkie zombie wykorzystywany jest do niewolniczej pracy.
W Japonii istniał osobliwy kult samomumifikacji, o którym pisze Carmen Blackers w książce "The Catalpa-Bogen ("Łuk catalpa"). Kilku buddystów ślubowało pościć przez cztery tysiące dni. Zaczęli od bardzo ścisłej diety, poczym w ogóle przestali przyjmować pożywienie, aby świadomie doprowadzić się do śmierci. Co najmniej o dwóch członkach tej "wielce interesującej, ale obecnie wymarłej już grupy" wiadomo, że zeszli do grobu żywi.
Według relacji południowoafrykańskiej gazety "Pretoria News", pod koniec 1974 roku togijski szaman Togbui Siza Aziza w Akrze pozwolił się pochować ba trzy godziny w zwykłej trumnie, którą przywalono kamiennymi płytami i zaprawą murarską. Po dwóch godzinach tłum wpadł w panikę i zaczął zaklinać Azizę, którego stłumiony głos jeszcze było trochę słychać, by zrezygnował. W końcu zatrzęsła się ziemia i Aziza wydobył się spod cementu, bez trudu odsuwając płyty. Trumna jednak nadal była zabita gwoździami. Aziza wyjaśnił, że swoje magiczne siły zawdzięcza medytacjom pod ziemią. Siły te polegały między innymi na zdolności uzdrawiania, rozumieniu mowy zwierząt i nie odczuwaniu bólu.
Spośród innych afrykańskich relacji na temat stanów podobnych do śmierci, szczególnie warta odnotowania jest historia "schodzących pod wodę", którą opowiedział Ivanowi Sandersonowi w 1932 roku N.H. Cleverly, angielski gubernator w Calabarze w Kamerunie. Cleverly posłał urzędnika z administracji wraz z miejscowym strażnikiem buszu, żeby się dowiedzieli, dlaczego kilka wiosek na obszarze zamieszkanym przez plemię Ibibio odmawia płacenia podatków. Na wielkich wyspach otoczonych bagnami nigdzie nie można było znaleźć wieśniaków, aż w końcu strażnik zdjął mundur i zaczął szukać incognito. Wreszcie dokonał zaskakującego odkrycia. Patrząc zza prawie dwumetrowej skarpy, dojrzał "całą gminę (ponad 100 dusz: mężczyzn, kobiet i dzieci oraz zwierzęta domowe, zamknięte w ażurowych koszach i sprawiające wrażenie śpiących) siedzącą bez ruchu na dnie wody, tyłem do brzegu". Widok strażnika trzęsącego się ze strachu oraz przeświadczenie, że "budzenie" wieśniaków zanurzonych 2,5 metra pod wodą jest beznadziejnym przedsięwzięciem, były ponad siły towarzyszącego mu europejskiego urzędnika, który nie ociągając się wrócił do Calabaru. W drogę ruszyła inna, doświadczona ekipa, ale nim dotarła do wioski, życie powróciło już tam do normy, a strażnik ściągnął podatki. Sanderson przez 15 lat bezskutecznie usiłował dowiedzieć się czegoś więcej o plemieniu Ibibio. "Problem polega na tym - napisał - że nie mogę wśród naszej cywilizacji znaleźć nikogo, kto by chciał rozsądnie porozmawiać ze mną o tej sprawie..."
źródło: eioba.pl
Strach przed pochowaniem żywcem jest jak najbardziej uzasadniony. Setki przykładów podobnych zdarzeń przewijają się przez historię.
W trumnach kandydatów na świętych znajdowano zadrapania na wiekach trumien.
Pod koniec XVI wieku podczas pogrzebu Matthew Walla w Braughing w Anglii jeden z grabarzy się potknął, przez co trumna uderzyła o ziemię. Ukochany zmarły ukazał się żałobnikom w całkiem niezłej formie. Przeżył jeszcze kilka lat, zanim ponownie spróbowano go pogrzebać, tym razem z sukcesem.
Na początku XVII wieku Marjorie Elphistone zmarła i została pochowana w Ardtannies w Szkocji. Gdy złodzieje próbowali ukraść biżuterię, z którą została pochowana starsza pani, sami prawie umarli ze strachu, gdy kobieta zaczęła jęczeć. Rabusie uciekli jakby ścigał ich sam diabeł, a pani Elphistone wstała i udała się do swojego domu. Przeżyła swojego męża o 6 lat.
Marjorie Halcrow Erskine z Chirnside w Szkocji zmarła w 1674 roku i została pochowana w płytkim grobie przez zakrystiana, który miał zamiar wrócić później i zabrać jej kosztowności. Gdy mężczyzna próbował odciąć jej palec, aby zdjąć pierścionek, kobieta obudziła się. Wróciła do męża, urodziła i wychowała dwóch synów, zanim ponownie została złożona do grobu.
XVII wiek obfituje w przedwczesne pochówki. Omdlenia i pozorna śmierć były częste w czasie epidemii dżumy, cholery i ospy. Pewien lekarz zebrał zapiski na ten temat i znalazł 219 przypadków, w których „zmarły” o włos unika pogrzebania, 149 ukończonych przedwczesnych pochówków, 10 przypadków sekcji przed prawdziwą śmiercią i 2 rozpoczęte balsamowania wciąż jeszcze żywych ludzi.
Kiedy w XVI-wiecznej Anglii zaczęło brakować miejsca na pochówki, pewien przedsiębiorczy proboszcz wpadł na pomysł, żeby dla mocno zleżałych parafian wznieść „domek na kości” i w ten sposób odzyskać utracony areał pochówkowy. Do pracy przy cmentarnej przeprowadzce wynajęto wielu grabarzy, sprawy nabrały nieprzewidzianego obrotu kiedy przed proboszczem stanęła cała ponura delegacja.
Podczas ekshumacji okazało się, że wewnętrzne powierzchnie niektórych trumien nosiły ślady paznokci. Szkielety z podrapanych trumien leżały w nienaturalnych pozycjach. Dowodów „pośmiertnej” desperacji było kilkanaście. Jedną na 25 trumien usiłowano otworzyć od wewnątrz!!
W połowie XIX wieku pewna dziewczynka odwiedzała rodzinę na wyspie Edisto. Zmarła na dyfteryt. Szybko ją pochowano w rodzinnej krypcie, aby zapobiec rozprzestrzenieniu się choroby. Gdy potem jeden z członków rodziny zmarł podczas wojny secesyjnej, grobowiec został otworzony, by przyjąć jego ciało. Tuż za drzwiami znaleziono malutki szkielet.
Relacje o pogrzebaniu żywych ludzi nie pochodzą tylko sprzed setek lat. Wypadki takie zdarzają się także współcześnie.
W 1993 roku młody mężczyzna wraz z narzeczoną wziął udział w wypadku samochodowym w Johannesburgu w RPA. Został uznany za zmarłego i dwa dni spędził w kostnicy w metalowym pojemniku, zanim jego krzyki zaalarmowały personel. Niestety, mężczyzna nie może liczyć na zrozumienie swojej narzeczonej, która uważa go za zombie posłane, aby ją dręczyć.
W 1994 roku 86- letnia Mildred Clarke spędziła półtorej godziny w plastikowym worku w kostnicy, zanim jeden z pracowników zauważył, że worek oddycha. Kobieta została znaleziona na podłodze w swoim domu, bez oddechu, bez wyczuwalnego tętna, zimna i sztywna. Szybko została uznana za zmarłą. Po swoim „zmartwychwstaniu” żyła jeszcze tydzień.
Jak widać, przedwczesne pochówki się zdarzają. Jak często? W 1896 roku podczas przenoszenia szczątków z Fort Randall Cemetery okazało się, że około 2% ciał nosi znamiona „obudzenia się po śmierci”.
Czy teraz, ponad 100 lat później, gdy medycyna dysponuje o wiele bardziej zaawansowaną technologią takie pomyłki wciąż są możliwe? Okazuje się, że tak.
W 1984 roku patolog przeprowadzał sekcję zwłok. Gdy wykonał pierwsze cięcie, „zwłoki” chwyciły go za gardło. Patolog umarł na skutek szoku.
Pastor Schwartz został przywrócony do życia przez swój ulubiony hymn, odśpiewany na jego pogrzebie. Żałobnicy byli bardzo zaskoczeni słysząc głos z trumny przyłączający się do śpiewu.
Nicephorus Glycas, biskup wyspy Lesbos Ortodoksyjnego Kościoła Greckiego, przez dwa dni leżał w trumnie, podczas gdy żałobnicy przychodzili go pożegnać. Nagle usiadł i domagał się wyjaśnienia, na co się wszyscy gapią.
Zmarła niedawno Dona Ramona, blisko stuletnia Kolumbijka, cierpiąca na cukrzycę, miała kolekcję aktów zgonu w odstępach kilkumiesięcznych na podstawie orzeczeń czterech różnych lekarzy. Za każdym razem odzyskiwała przytomność w trakcie przygotowań do pogrzebu. Kiedy wreszcie naprawdę umarła, rodzina zwlekała z pochówkiem tak długo, jak długo krewni postawieni przy marach byli w stanie wytrzymać skutki ciepłego klimatu.
W Indiach przypadki „śmierci za życia” zdarzają się na tyle często, że ludzie przedwcześnie uznani za zmarłych przez lekarzy, zjednoczyli siły z tymi których za życia pogrzebali urzędnicy i tak utworzyli Stowarzyszenie Zmarłych – Mritak Sangh, a następnie Partię Pogrzebanych Żywcem. Jak na byłych nieboszczyków działają bardzo prężnie.
Najgorsza historia pochodzi z 1893 roku. Młoda kobieta zmarła w ostatnim miesiącu ciąży. Z grobu przez kilka dni dobiegały krzyki. Wreszcie - nie bacząc na wieszczoną przez okolicznych księży możliwość spotkania z szatanem oko w oko - odkopano trumnę. Niestety, na ratunek było już za późno: zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka, które urodziło się już pod ziemią. Zakrwawiona odzież i obgryzione do kości palce świadczyły o heroicznej walce, jaką młoda matka prowadziła do samego końca
Strach przed pochowaniem żywcem podsycają nowe przypadki, jak ten z 2005 roku, kiedy w Kula-Matu w Gabonie 52-letnia Agnes Mbenga ocknęła się w szufladzie chłodziarki, w której spędziła 18 godzin.
Lęk przed pogrzebaniem za życia to tafefobia, Cierpiał na nią XIX-wieczny poeta i nowelista Edgar Allan Poe. Obsesyjnie obawiał się „chwilowej przerwy w niedocieczonym mechanizmie” swojego ciała.
Perspektywa pogrzebania żywcem jest w stanie przerazić najodważniejszych. Dlatego wiele osób podejmowało/podejmuje specjalne środki, aby zapobiec tego typu pomyłce. W dawnych czasach przy zwłokach zawsze ktoś siedział, aby zauważyć ewentualne „obudzenie się”. Niektórzy w testamencie umieszczali odpowiednie instrukcje opisujące testy, jakim ma być poddane ich ciało po stwierdzeniu śmierci. Nacinanie, polewanie wrzącą wodą czy dotykanie rozżarzonym żelazem były popularnymi procedurami. Inni szli jeszcze dalej i nakazywali wbicie sobie noża w serce lub odcięcie głowy, aby upewnić się, że nie obudzą się dwa metry pod ziemią. Inni domagali się pogrzebania z nożem, pistoletem lub trucizną.
Pod koniec XIX wieku opatentowano nawet trumny z specjalnym systemem sygnalizacji. Jakiekolwiek poruszenie zwłok sprawiało, że nad grobem pojawiała się chorągiewka, dzwonił dzwonek i paliło się światło.
W obecnych czasach flagi i gwizdki zostały zastąpione telefonami i mikrofonami. W trumnach pojawiają się specjalne „zestawy bezpieczeństwa”, zawierające np. malutkie butle z tlenem.
Noelle Potvin, pracownica zakładu pogrzebowego w USA o wdzięcznej nazwie Hollywood Forever potwierdza, że coraz częściej, zmarli życzą sobie aby pochować wraz z ukochanymi BlackBerry i Nokiami. Jeden „klient” prosił o włożenie mu do trumny Game Boy’a (prawdopodobnie jako lekarstwo na trumnianą nudę bądź anielskie śpiewy w niebie).
Myślicie teraz że Amerykanie oszaleli? Nic bardziej mylnego - pogrzeby z komórkami są obecne zarówno w USA, Afryce, Wielkiej Brytanii i Autralii.
W każdym razie sprawny telefon komórkowy z naładowaną baterią na pewno nie zaszkodzi...
Katapleksja – rzadka i jak dotąd nieuleczalna choroba mózgu, objawiająca się utratą napięcia mięśniowego, która stanowi główny objaw narkolepsji. Osoby chore w chwilach dużej aktywności motorycznej doznają zapaści, zapadając w rodzaj snu na jawie, bądź halucynacji, co nazywane jest narkolepsją. Sama katapleksja objawia się niemożnością ustania na nogach, opadem żuchwy, i całkowitym rozluźnieniem mięśni. Chorzy w chwili ataku, mimo iż zachowują przytomność, nie są w stanie się poruszać, ani mówić. W ekstremalnych przypadkach następuje zmniejszenie tętna, a oddech staje się płytszy, niekiedy trudno wyczuwalny.
Choć dla większości ludzi brzmi to niewiarygodnie, istnieją osoby, które dobrowolnie godzą się na pogrzebanie żywcem. Świadectwa praktyk joginów, którzy wieloletnimi ćwiczeniami zdołali opanować możliwość niemal całkowitego zawieszania funkcji życiowych i przechodzenia w stan katalepsji, znaleźć można w literaturze podróżniczej, religijnej i dokumentach historycznych. „Dabestan e-Mazaheb”, klasyczna, XVII-wieczna perska księga o wierzeniach i religiach, zawiera niezwykle interesujący fragment: "Jogini mają zwyczaj grzebania siebie żywcem, kiedy dotknie ich choroba".
Warto przywołać też opowieść doktora R. J. Vakila, którą opublikowało w 1951 roku prestiżowe medyczne pismo "Lancet". 15 lutego 1950 roku w Bombaju Vakila nadzorował, i wraz z tysiącami innych ludzi był świadkiem niewiarygodnego wyczynu jogina Shri Ramdasji. Człowiek ten na 56 godzin zamknięty został w podziemnej, odlanej z betonu komorze o wymiarach 1,5 na 2,5 metra. W środku pozostała znikoma ilość powietrza, żadnego jedzenia ani wody, a by rzecz dodatkowo utrudnić, kabinę naszpikowano od środka ogromnymi prętami i – po wejściu Ramdasjiego do środka – zalano od góry betonem. Po upływie dwóch dni i jednej nocy w pokrywie wycięty został otwór, przez który... wlano do środka niemal 7 tysięcy litrów wody. Koszmarne więzienie otworzono po siedmiu dalszych godzinach – i dokładnie tyle czasu Ramdasji spędził, pozbawiony powietrza i zalany płynem. Przeżył, a towarzyszący eksperymentowi medyk nie umiał znaleźć ku temu żadnych racjonalnych podstaw.
Możliwość całkowitego zawieszenia funkcji życiowych przypisuje się też haitańskiemu Coup Poudre – silnie trującemu proszkowi, wykorzystywanemu jako jeden z elementów systemu wierzeń voodoo. Podany nieszczęśnikowi medykament zamienia go w pozornego nieboszczyka, który w trumnie przeleżeć może nawet kilkanaście miesięcy, bez najmniejszych oznak rozkładu zwłok. Wybudzany do życia przez medyka, zazwyczaj nie odzyskuje już nigdy sił psychicznych; jako ludzkie zombie wykorzystywany jest do niewolniczej pracy.
W Japonii istniał osobliwy kult samomumifikacji, o którym pisze Carmen Blackers w książce "The Catalpa-Bogen ("Łuk catalpa"). Kilku buddystów ślubowało pościć przez cztery tysiące dni. Zaczęli od bardzo ścisłej diety, poczym w ogóle przestali przyjmować pożywienie, aby świadomie doprowadzić się do śmierci. Co najmniej o dwóch członkach tej "wielce interesującej, ale obecnie wymarłej już grupy" wiadomo, że zeszli do grobu żywi.
Według relacji południowoafrykańskiej gazety "Pretoria News", pod koniec 1974 roku togijski szaman Togbui Siza Aziza w Akrze pozwolił się pochować ba trzy godziny w zwykłej trumnie, którą przywalono kamiennymi płytami i zaprawą murarską. Po dwóch godzinach tłum wpadł w panikę i zaczął zaklinać Azizę, którego stłumiony głos jeszcze było trochę słychać, by zrezygnował. W końcu zatrzęsła się ziemia i Aziza wydobył się spod cementu, bez trudu odsuwając płyty. Trumna jednak nadal była zabita gwoździami. Aziza wyjaśnił, że swoje magiczne siły zawdzięcza medytacjom pod ziemią. Siły te polegały między innymi na zdolności uzdrawiania, rozumieniu mowy zwierząt i nie odczuwaniu bólu.
Spośród innych afrykańskich relacji na temat stanów podobnych do śmierci, szczególnie warta odnotowania jest historia "schodzących pod wodę", którą opowiedział Ivanowi Sandersonowi w 1932 roku N.H. Cleverly, angielski gubernator w Calabarze w Kamerunie. Cleverly posłał urzędnika z administracji wraz z miejscowym strażnikiem buszu, żeby się dowiedzieli, dlaczego kilka wiosek na obszarze zamieszkanym przez plemię Ibibio odmawia płacenia podatków. Na wielkich wyspach otoczonych bagnami nigdzie nie można było znaleźć wieśniaków, aż w końcu strażnik zdjął mundur i zaczął szukać incognito. Wreszcie dokonał zaskakującego odkrycia. Patrząc zza prawie dwumetrowej skarpy, dojrzał "całą gminę (ponad 100 dusz: mężczyzn, kobiet i dzieci oraz zwierzęta domowe, zamknięte w ażurowych koszach i sprawiające wrażenie śpiących) siedzącą bez ruchu na dnie wody, tyłem do brzegu". Widok strażnika trzęsącego się ze strachu oraz przeświadczenie, że "budzenie" wieśniaków zanurzonych 2,5 metra pod wodą jest beznadziejnym przedsięwzięciem, były ponad siły towarzyszącego mu europejskiego urzędnika, który nie ociągając się wrócił do Calabaru. W drogę ruszyła inna, doświadczona ekipa, ale nim dotarła do wioski, życie powróciło już tam do normy, a strażnik ściągnął podatki. Sanderson przez 15 lat bezskutecznie usiłował dowiedzieć się czegoś więcej o plemieniu Ibibio. "Problem polega na tym - napisał - że nie mogę wśród naszej cywilizacji znaleźć nikogo, kto by chciał rozsądnie porozmawiać ze mną o tej sprawie..."
źródło: eioba.pl
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów