Sylwetka jednego z największych wrestlerów na świecie. Bardzo ciekawy człowiek, po części Polak więc stąd pewnie sklonności do wypicia.
- Jadąc na walkę, musiałem zatrzymać samochód. Wymiotowałem - tak bardzo bałem się konfrontacji z Andre – wspomina Hulk Hogan. Gdy miał przed sobą olbrzyma mierzącego 224 centymetry wzrostu, drżał z przerażenia.
Podnieść samochód? Żaden problem!
Gdy latem 1987 roku obaj wyszli na ring, Andre Roussimoff był dwa miesiące po 41. urodzinach. Zdaniem lekarzy od kilku lat nie miał prawa żyć. Na ich walkę, do hali Silverdome, przyszło 93 tysiące ludzi. Nigdy wcześniej żadne wydarzenie sportowe nie przyciągnęło pod jeden dach takiej liczby osób. Gigant zgodził się przegrać, ale Hogan wciąż bał się wyjść na ring...
Andre Roussimoff urodził się w Grenoble, we Francji, jako syn Bułgara i Polki. Jego ojciec, Borys, wyjechał z Bułgarii w 1934 r. Pewnego dnia, pracujący z nim Polak, pokazał mu zdjęcie swojej siostry. Marianna olśniła Borysa i, wedle rodzinnej legendy, zaczął zbierać pieniądze na jej przyjazd. Gdy już przyjechała, drogi odwrotu nie było, wkrótce odbył się ślub, a zakochani stworzyli udaną rodzinę.
Andre był trzecim dzieckiem bułgarsko-polskiej pary. Choć w chwili porodu ważył 5 kilogramów, długo nic nie wskazywało na to, że będzie większy od przeciętnego człowieka. - Dopiero gdy miał 16 lat, zauważyliśmy, że staje się bardzo duży. Szybko stał się atrakcją w naszym miasteczku, ludzie nie mogli oderwać od niego wzroku – wspomina brat Andre, Jacques. Rodzice zawsze bez słowa brali co życie daje, więc nie wysyłali Andre do lekarzy. Będzie duży i tyle.
Od początku garnął się do sportu. Gdy wcielał się w bramkarza, nie sposób było mu strzelić gola, bo zasłaniał całą bramkę. W polu wykonywał pracę trzech dorosłych mężczyzn. Gdy trzeba było zmienić koło w samochodzie, po prostu unosił je w górę. Gdy nim jechał, głowa wystawała przez dziurę w dachu. Gdy wysiadał, udawał, że zaklinował się w drzwiach, a wyślizgując się, unosił samochód wraz ze sobą. Taki żart.
Auta nigdy nie stanowiły dla niego problemu. - Był już wtedy znanym wrestlerem. Kilku gości dokuczało mu w barze i choć Andre był wyjątkowo cierpliwym człowiekiem, tym razem nie wytrzymał – wspomina promotor Arnold Skaaland. - Wyszedł za nimi z baru. Gdy schowali się w aucie, po prostu przewrócił samochód do góry kołami. Z czwórką ludzi w środku! Chciałbym zobaczyć, jak tłumaczą policjantowi, że olbrzym przewrócił ich auto – dodaje ze śmiechem.
Puszkami po piwie w Hulka Hogana
Andre siał już wtedy popłoch nie tylko na ulicach, ale też na ringu. To dzięki niemu World Wrestling Entertainment stał się światowym fenomenem. Gdy jechał do Afryki, przybierał ksywę "Monster Eiffel Tower", do Japonii jeździł jako "Monster Roussimoff" (Największa postać w Japonii od czasu Godzilli – krzyczały plakaty), w Kanadzie pojawił się pod pseudonimem "Geant Ferre". Porzucił go, gdy na dobre zawitał do Stanów Zjednoczonych, wtedy też stał się "Andre the Giant". Dzięki temu zabiegowi, nawet przeciętnie rozgarnięty Amerykanin mógł się domyślić, kogo spodziewać się na show.
Specjalnie użyłem słowa "show", bo trudno uznać reżyserowane, udawane walki za prawdziwy sport. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy zawodnik wychodzący na ring był atletą i musiał liczyć się ze sporą liczbą bolesnych ciosów. Kto widział film "Zapaśnik" z Mickeyem Rourke'em, wie o co chodzi. Nic więc dziwnego, że promotorzy walk Andre często mieli problemy ze znalezieniem przeciwnika. - Jego siła była niewyobrażalna i on sam do końca nie zdawał sobie z niej sprawy. Gdy rzucał przeciwnikiem, ten lądował dwa ringi obok – wspomina jeden z jego rywali, "Gorilla Monsoon".
Gigant jeździł od stanu do stanu, ściągając na widownię tłumy ludzi. Podróż z nim była prawdziwym utrapieniem dla Hulka Hogana. - W furgonetce zawsze siedział w ostatnim rzędzie i popijał piwo. Gdy opróżnił już puszkę, rzucał nią w moją głowę. Zawsze trafiał – wspomina gwiazdor WWE. Na takie zachowanie mógł pozwolić sobie tylko Andre, tylko on nie bał się łomotu od Hogana.
Największy Pijak Świata
O mocnej głowie bułgarsko-polskiego Francuza krążą legendy. Gdy trzymał puszkę piwa, całkowicie ginęła w jego ogromnej dłoni i nie było widać co pije. Ale wątpliwości nie było, bo od alkoholu nigdy nie stronił. Rekordowy wynik to
156 piw podczas jednego posiedzenia. Do obiadu potrafił opróżnić kilkanaście puszek, podlać to kilkoma butelkami wina, a na deser dorzucić kilka lampek koniaku. Albo whisky.
Gdy się rozkręcał, koledzy od kielicha byli już nieżywi, wreszcie Andre kończył, wsiadał do samochodu i spokojnie wracał do domu lub... wychodził na ring. - Zawsze był naszym szoferem. Nieważne ile wypił, wyglądał na trzeźwego – wspomina jego brat. W ten sposób dochrapał się nawet oficjalnego tytułu "Największego Pijaka na Świecie".
Na ringu był bogiem, ale życie codzienne było dla niego utrapieniem. - W samolocie, nawet fotele w pierwszej klasie były dla niego zbyt małe, więc najczęściej podróżował siedząc na podłodze. Jego palce były zbyt duże, by mógł wybrać numer na telefonie. Prysznic sikał mu na brzuch. Nigdy nie poszedł do kina czy do teatru, bo nie chciał nikomu zasłaniać. Tak wyglądało jego życie codzienne, a on znosił to z niesamowitą wręcz cierpliwością – mówi jego kolega i zarazem agent, Tim White. - Jego palce były wielkości banana! - potwierdza rywal z ringu, Freddie Blassie. Specom od marketingu jego wzrost nie wystarczał. Do wywiadów telewizyjnych stawał na pudle, wtedy reporter sięgał mu co najwyżej do pasa. To również znosił z cierpliwością.
Umrzesz przed czterdziestką
Mimo ostrzeżeń lekarzy, żył na całego. Podczas wizyty w Japonii, po raz pierwszy został dokładnie zbadany. Miejscowi specjaliści orzekli, że Andre cierpi na gigantyzm i będzie rósł do końca życia. Ostrzegali, że najprawdopodobniej nie dożyje do czterdziestki, zachował to dla siebie, rodzina nie poznała diagnozy. Większość ludzi odebrałaby to jak wyrok śmierci, on zrozumiał to jako sygnał, by każdy kolejny dzień traktować jakby miał być ostatnim, czerpać z życia garściami. - Nic się nie martw, wszystko jest w porządku – powtarzał przyjaciołom, nie miał zamiaru zwalniać. Żył na całego i bawił się na całego. W każdym mieście miał dziewczynę. - Był jak typowy olbrzym z bajki. Dysponował niespotykaną siłą, ale gołębim sercem. Nic dziwnego, że kobiety lgnęły do niego przy każdej okazji – mówi promotor WWE Vince McMahon.
Organizm coraz częściej protestował. Gdy miał 35 lat, ważył około 200 kilogramów. Wstając z łóżka złamał kostkę, rekonwalescencja była długa i bolesna, trudno było znaleźć nawet odpowiednie kule. Andre wrócił jednak na ring i jeszcze przez kilka lat bawił, przerażał i fascynował. Z roku na rok był jednak coraz wolniejszy, bolało go całe ciało. Wreszcie zdecydował poddać się operacji pleców.
Anestezjolog długo zastanawiał się nad porcją środka usypiającego, zbyt duża dawka mogłaby się skończyć tragicznie, pobudka olbrzyma w trakcie zabiegu też nie była wesołą wizją. Z pomocą przyszli przyjaciele wrestlera, którzy uraczyli go dwiema 0,7-litrowymi flaszkami polskiej wódki. Operacja poszła zgodnie z planem, jednak nie przyniosła Andre wyraźnej ulgi i na ringu coraz częściej widziano u niego grymas bólu, gdy dźwigał rywali wysoko nad głowę i ciskał nimi o ziemię.
Olbrzym aktorem
Niesamowite warunki fizyczne i ciekawa osobowość szybko zwróciły na Andre uwagę filmowców. W amerykańskim serialu "The Six Million Dollar Man" zagrał Wielką Stopę, w "Conanie Niszczycielu" wcielił się w rolę rogatego giganta i padł z ręki Arnolda Schwarzeneggera. Najmilej wspominał jednak rolę w filmie "Narzeczona dla Księcia" - można by rzecz, że zagrał samego siebie – dobrodusznego olbrzyma. Film okazał się kasowym hitem – w USA i Kanadzie zarobił ponad 30 milionów dolarów.
Andre był skryty. Przyjaciołom w Stanach Zjednoczonych niewiele mówił o swojej przeszłości. Praktycznie nie wspominał o swojej córce, która widziała go kilka razy w życiu. To, że nie mówił, nie oznacza jednak, że wyrzekł się swoich korzeni. Kilkakrotnie wracał do swojej rodzinnej miejscowości. Gdy już był na miejscu, szedł do ulubionej knajpy i grał w karty z dawnymi znajomymi.
Do Francji po raz ostatni wrócił w 1993 roku, na wieść o śmierci ojca. Cztery dni po pogrzebie był w Paryżu i szykował się do powrotu do Stanów Zjednoczonych. Zasnął i już się nie obudził. W chwili śmierci ważył 250 kilogramów, serce nie wytrzymało takiego obciążenia. Tak jak sobie życzył, ciało zostało przetransportowane na jego ranczo w Północnej Karolinie i tam skremowane. Choć ostatnie lata spędził z dala od życia publicznego, na pogrzebie zjawiło się ponad 200 przyjaciół.
White: - Choć pracował na ringu, nigdy nikogo nie skrzywdził. Życzę wszystkim, by spotkali na swojej drodze tak wspaniałego człowieka. On był totalnie wyjątkowy.
Krótki tribute na koniec.
Są 3 stopnie wtajemniczenia alkoholowego.
1. wypić 4 piwa bez silu
2. wypić 6 piw bez siku
3. wypić 8 piw i zrobić kupę bez sikania
A wszyscy wiedzą że amerykańskie piwo to sik