18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (8) Soft Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:27
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 3:27
Żebrak w luksusach
LordMrok • 2012-10-24, 19:34
Wiem, że długie ale warto przeczytać, a jeżeli nie chcesz czytać to daruj sobie komentarze i memy w stylu "too long didn't read"

Kiedy tego lata zobaczyłem, jak ochroniarze wyrzucają z ogródka barowego przy Dworcu Centralnym bezdomnego nieszczęśnika, który bezczelnie rozsiadł się przy stoliku, pomyślałem, że muszę sprawdzić, jak to jest w ojczyźnie z tą wolnością, równością, braterstwem.

Kokosanki na zapas

Restauracja ,Foksal' przy ulicy Foksal. Dawna tania stołówka dziennikarzy, teraz drogi lokal z francuską kuchnią, kelnerem przy każdym stoliku i sztuczną kaczką w sztucznej sadzawce. Odpędzają mnie, nim jeszcze wszedłem na schodki.

- Kochany, żeby tutaj wejść, trzeba mieć trzy bańki albo żyranta - mówi mężczyzna wielki jak kopiec Kościuszki.

- A gdybym jednak się pchał, zbiłby mnie pan?

- A czy ja wyglądam na takiego, który bije? - pyta kopiec Kościuszki. - Zresztą ja od tego mam ludzi.

Pokazuję służbowy milion, który dostałem na rozpustę.

- Przyjdź pan w niedzielę, bo teraz wszystko zarezerwowane - powiedział, uścisnął mi łapę i zatrzasnął drzwi z napisem: "Obiekt chroniony przez firmę [,Brabork' f-ma]".

Przyjechałem w niedzielę, ale było zamknięte z powodu dezynsekcji.

Po drugiej stronie ulicy Foksal pałacyk MSZ kusi mnogością luksusowych limuzyn. Mężczyzna w czarnym garniturze zgania mnie z dziedzińca, łaje, pokazuje legitymację Biura Ochrony Rządu. W końcu nie wytrzymuje. - Wypieprzaj - ryczy i rozjuszony sadzi w moją stronę. Uciekam wielkimi susami, bo buty mam za duże o trzy numery. Wtedy odkrywam, że mimo woli zaczynam parodiować Charlie Chaplina.

Moje łachy są bardziej współczesne: mam wielką barankową czapę, którą rozprułem na czole, żeby nie cisnęła. Wyprodukowano ją w 1962 roku w moskiewskiej firmie Mosgorsofnarchog, jak głosi dumnie pieczątka. Pod czapką wełniane nauszniki. Spod przykrótkiej, niezmiernie umorusanej i porwanej kurtki wystaje przydługa czerwona kamizelka żony. Przykrótkie, wyświecone spodnie kończą się kilka centymetrów nad ogromnymi zniszczonymi kamaszami. Zapuściłem też dłuższą niż zwykle brodę i dwa tygodnie nie obcinałem paznokci.

Przez kilka dni trzymam się ulic Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. W sklepie "Antyki, złoto, kupno, sprzedaż, pożyczki pod zastaw" przy ul. Gałczyńskiego dyskutuję z paniami o Janie Chrzcicielu i Holofernesie. W Estee Lauder dostaję torebeczkę firmową, u Zeissa wafelek i śliwkę w czekoladzie. W biurze ogłoszeń "Gazety Wyborczej" zabrakło firmowych cukierków, więc ochroniarz kupił mi mentosy, żebym sobie już poszedł. W antykwariacie "Nadine" przy placu Trzech Krzyży młoda sprzedawczyni zauważyła, że ze wszystkich eksponatów najbardziej zachwyca mnie talerz z ciastkami. Powiedziała, żebym wziął na zapas. To były kokosanki z dziurką.

Auto z salonu Forda

W sklepie jubilerskim "Karat" nie ma klientów, więc sprzedawcy stoją w gromadce i plotkują. Na mój widok wszyscy rzucają się na swoje miejsca. Ekspedientki wyjmują z gablot różne klejnoty, przymierzam najdroższe pierścionki z brylantami. Tęga jejmość krzywi się z niesmakiem na moje czarne łapy. - Zmieniałem koło w wozie - wyjaśniam. - Złapałem gumę.

W salonach samochodowych pracują wspaniali ludzie. U Forda pozwolili nawet siąść za kierownicą i zatrąbić. Wiadomo: "Nowy Ford Orion styl i tradycja". W salonie Volvo oglądam błyszczące 850 GLE. Dopada mnie sprzedawca. Otwiera drzwi samochodu, prosi, żebym usiadł, wręcza cennik, katalog, kolorowy prospekt.

- 2,5 litra pojemności, 5 cylindrów, 10 zaworów, setka w 10,3 sekundy, tylko 11 litrów w mieście, na pańskie życzenie instalujemy klimatyzację, skórzaną tapicerkę, podgrzewane siedzenia, komputer pokładowy...

- Zaraz, zaraz - przerywam sprzedawcy. - Nie widzi pan, jak wyglądam? Nie kupię tego auta, więc po co ta gadka?

- No, tak. Rzeczywiście wygląda pan na kłopoty finansowe, ale za dziesięć, piętnaście lat może koleje losu się odmienią. Chciałbym, żeby pan wtedy kupił auto w moim salonie.

Hotel ,Bristol' w świątecznej szacie. Wchodzę przez elegancki sklep z kosmetykami. Widzę, że dziewczynom w sklepie jest przyjemnie, kiedy cieszę się jak dziecko, gdy od stóp do głów zlewają mnie wodą Heritage. Przez kilka następnych dni przychodzę tam tylko po to.

W głównym hallu wzbudzam pewne zamieszanie. Obsługa odrywa się od swoich zajęć. Nie wiedzą, co począć.

- Gdzie stoi maszyna do czyszczenia butów? - pytam zgromadzenie. Wybuchają śmiechem i zostawiają mnie w spokoju. Chodzę i oglądam wnętrze. Boy przypala mi peta, inny podaje popielniczkę. Niestety, zjawia się ktoś z ochrony i z nie skrywanym obrzydzeniem wypycha mnie wskazującym palcem na zewnątrz. Drzwi otwiera nam portier w czerwonym mundurze. Żegna mnie głębokim ukłonem i życzliwym uśmiechem.

Podróżując Królewskim Traktem dotarłem na Rynek Starego Miasta. Dwóch braci Gesslerów kupiło tam znane lokale. [restauracja ,Krokodyl'] dzierży Adam [Gessler], a "Fukiera" - Piotr [Gessler]. Jadłem w "Krokodylu". Kelner skierował mnie do bocznej sali, gdzie secesyjny wystrój uzupełnia współczesny automat telefoniczny "wrzuć monetę". Zamówiłem "Filet de boeuf roti au mad`ere en entier accompa-gne de bolets", czyli "polędwicę z wołu w całości pieczoną w prawdziwkach i winie madera" za 289 tysięcy złotych.

- Podać kartę win? - pyta kelner z sumiastymi wąsami.

- Nie, dziękuję, jestem wozem - rozśmieszam kelnera i jego kolegów, którzy zbiegli się z całej restauracji. Później jeszcze raz wybuchnęli śmiechem, kiedy dałem napiwek, o który zresztą mój kelner się upomniał.

Polędwica przyrządzona była po mistrzowsku. Jedząc czuło się jakby oddzielnie wołowinę i zawiesisty sos z borowików i słodkiej, portugalskiej madery, którego skład uzupełniały żurawiny, borówki i miód. Taka potrawa wymaga lekkich dodatków i wypicia dużej ilości czerwonego wina - najlepiej hiszpańskiego. Owym lekkim dodatkiem są szparagi w białym sosie śmietanowym z przyprawą kminkową i białym winem. Całości dopełniały małe krokiety.

Kilka rzeczy popsuło mi jednak przyjemność. Po pierwsze, automat "wrzuć monetę". Poza tym borowiki czasem zgrzytały w zębach, były źle wypłukane. Z czterech szparagów tylko jeden dał się przeciąć nożem, pozostałe musiałem połykać w całości. To, że cały czas pilnowało mnie czterech ubranych na biało mężczyzn, wcale mi nie przeszkadzało.

Na deser poszedłem obok, do drugiego z braci Gesslerów. Ale tam w drzwiach stanął kelner, który całym swoim cielskiem wypełnił wejście i oznajmił, że restauracja jest nieczynna. - Uważaj, Heniu, żeby nam nie ściągnął kasetki - usłyszałem zza jego pleców.

Pomyślałem: wolność to prawo do czynienia wszystkiego, czego nie zabrania prawo, pod warunkiem że nie ogranicza to wolności innych ludzi. Myślę, że niedostatek nie odbiera wolności, choć ją ogranicza.

Ciastko w prezencie

Postanowiłem ubrać się jeszcze biedniej. Kurtkę zastąpiłem podpinką od palta, które mój sąsiad wkłada idąc do kotłowni. Wzułem też, choć wydaje to się niemożliwe, jeszcze gorsze buty: nadjedzone przez korniki drewniaki wyprodukowane w Generalnej Guberni. Na posadzkach i trotuarach potwornie hałasują.

Bieda wchodzi do centrum. Chcę odwiedzić hotele Marriott i Holiday Inn. Po drodze wpadam do eleganckiego salonu Bossa na Marszałkowskiej. Kłamią nieudolnie, że trzeba złożyć równowartość przed przymierzeniem czegokolwiek. Nie miałem dziesięciu milionów, żeby przymierzyć czerwoną marynarkę, która podobała mi się najbardziej.

Do kawiarni "Wiedeńskiej" w [hotel ,Holiday Inn'] przychodzą matki z synkami, którzy zamawiają najdroższe ciastka, bo takie im najbardziej smakują. Moje pojawienie wywołuje ogólne zakłopotanie. Jednak po skonstatowaniu, że nie jestem niebezpiecznym szaleńcem, obsługa szybko dochodzi do siebie. Widzę, że wyjątkową, przesadną uprzejmością chcą sprawić mi przyjemność.

Nawet na krok nie opuszcza mnie agent ochrony. To on wynegocjował ze mną skorzystanie z szatni.

Zamówiłem ciastko "Bisquit" za 28 tysięcy i zapłaciłem 50-tysięcznym banknotem. Kelnerka wydała mi 22 tysiące, więc zapytałem, czy mają jakieś łakocie w tej cenie. - A to się panu podoba? - pokazuje mi ogromne ciacho z kremem "Rapsodia".

Potem z rachunku zorientowałem się, że "Rapsodia" kosztuje znacznie więcej niż 22 tysiące. Dostałem więc prezent. Niemniej byłem spłukany, co oznajmiłem szatniarzowi. - Ale mogę zostawić swoje nauszniki.

Na szczęście nikt ich nie potrzebował. Wszyscy żegnali mnie serdecznie, zapraszali na przyszłość. Krzyknąłem, że ich kocham, i z łoskotem wyciąłem hołubca.

Siniaki od ochrony

W [hotel ,Marriott'] główne wejście jest nie do sforsowania. Drogę zastępuje mi dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Każdemu zwisa z ucha czarny kabel. - Idę do restauracji - oznajmiam i pokazuję pieniądze. - Nie możesz wejść, to lokal z pięcioma gwiazdkami.

Wdarłem się przez garaż. Dopadli mnie przy kasynie. - To jakiś psychol - powiedział do mikrofonu w swojej klapie ten, co mnie złapał, i bocznym wyjściem wyrzucił mnie na ulicę.

Kiedy wlazłem do hotelu po raz trzeci, stłukli mnie nie na żarty. Złapali mnie na trzecim piętrze koło restauracji i nim sprowadzili do siebie na poziom minus dwa, dostałem po łbie na służbowych schodach. Na miejscu w obroty wziął mnie Tomek (w Marriotcie ochrona na identyfikatorach ma tylko imiona). Walił pałą po łydkach, pięściami po twarzy, głowie i brzuchu. Najwięcej razów posypało się, gdy zataczając się na ścianę wyłączyłem plecami światło. Wielu agentów stało wokół i pękało ze śmiechu. Zeszli się z całego hotelu - wiedzieli, że będzie kino.

Na koniec pan Tomasz kazał sobie podziękować. Dzięki temu wiem, że był kiedyś w MO albo SB. Poznałem wiele komend i posterunków, zaliczyłem przed laty kilka mordobić i zawsze rozpoznam ich po tej szczególnej potrzebie sponiewierania człowieka do końca: po mordobiciu zawsze kazali się przeprosić i podziękować. Najbardziej jednak bolały mnie kopy w tyłek - choć to taka nieważna część ciała. Wszystko zdarzyło się 30 listopada o godz. 13.

Poszedłem na policję. W komisariacie przy ulicy Widok odesłali mnie do komendy na Wilczej. Tam skierowali mnie do oficera dyżurnego, ten do pokoju 113 na pierwszym piętrze. Dzielnicowi wysłali mnie wyżej, do pokoju 235. Pracowniczka policji spojrzała na zegar i powiedziała, że pracuje do czternastej. Poleciła zejść piętro niżej, do pokoju 111. Tam odbywały się imieniny jakiegoś Andrzeja. Jeden z policjantów napisał na kartce z zeszytu, że jestem bezdomnym z Sochaczewa.

- I po co pan tam poszedł?

Opowiedziałem mu to co ochronie w Marriotcie. Chciałem raz w życiu zjeść po królewsku. - Sam bym tak chciał, ale tam jest strasznie drogo i okropnie elegancko. Pewnie nawet by mnie nie wpuścili - pokazał ręką na swoje szare polo. - A ślady jakieś pan ma? - No, nie - nie będę się chwalił siniakiem na łydce. - Niedobrze. Powinny być ślady.

Pomyślałem: równość to równość wszystkich wobec prawa. Nie czułem się tu najrówniejszy.

Strudel z akompaniamentem

Kiedy straciłem buty, z biedaka stałem się nędzarzem. Nogi owinąłem szmatami i torbą foliową.

Asystowała mi pięcioletnia córka w najgorszych ubraniach starszych braci. Miała dodatkowo wzruszać - jak Brzdąc z filmu Chaplina.

Najpierw biesiadowaliśmy w restauracji "Le Stanislas" w [hotel ,Mercure']. Poczyniliśmy wielkie spustoszenie w bufecie sałatkowym. Zostaliśmy obsłużeni z najwyższą elegancją, pod dyskretną jednak obserwacją ochrony. Potem łazimy po całym hotelu i nikt nas nie zaczepia.

Kłopoty spiętrzamy w [hotel ,Sobieski']. W barku prosimy o najtańsze ciastko i dwa widelce. Dostajemy gorący strudel wiedeński za 59 tysięcy. Kelnerka zapala świeczkę na naszym stoliku, pianistka cichutko brzdąka standardy - jest rozkosznie. Kiedy zjedliśmy, oznajmiliśmy ze skruchą, że brakuje nam 46 tysięcy i 650 złotych.

Jest dość późno, dziecko usypia mi na kolanach, a tu ciągle nie mogę doczekać się reakcji. Wstajemy i wtedy podchodzi do nas szefowa baru.

- Wiem, zgrzeszyłem - zaczynam i opowiadam to co zawsze, że raz w życiu chciałem być w takim miejscu. Pani Katarzyna, przełożona kelnerek, karci mnie, ale do dziecka się uśmiecha. - Przecież was nie aresztuję, idźcie już - mówi w końcu.

Pomyślałem: braterstwo to zdolność do rozumienia tego, co czują inni ludzie. W ciągu wielu dni, kiedy wcielałem się w postać nieagresywnego biedaka czy nędzarza, znacznie częściej spotykałem ludzi, którzy czuli to, co ja, niż takich, którzy mnie nie rozumieli.

Tekst pochodzi z "Magazynu" opublikowanego 30 grudnia1993 r.
Zgłoś

Zrzutka na serwery i rozwój serwisu

Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.

Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Avatar
!Timon 2012-10-25, 12:14 1
Ten artykuł pokazuje tylko jak to się ludziom w głowach od komuny popierdoliło - z większości miejsc bohater został zwyczajnie wyproszony. Mam swój lokal mam prawo decydować kto wchodzi kto nie. Proste. Nie podoba się to nie chodzę tam.
Wiadomo - nikomu takiego losu nie życzę, niejednego żula podniosłem z ulicy jak się wyjebał i nie mógł wstać, zawsze zwracam się do nich per 'Pan'. Podkreślam to, żeby ktoś nie zarzucił, że jestem zwyrodniałym skurwielem.
Nie wiem ilu z Was i jak często miało bezpośredni kontakt z lumpen-proletariatem i miał okazję zobaczyć jak wygląda ich 'bujne życie' na głowie czy w ciuchach. Brzmi może źle, ale lepiej wypieprzać każdego lumpa z lokalu niż trafić na takiego co świerzba czy wszy rozniesie.
Walczył ktoś z Was kiedyś ze świerzbem? Ci co mieli kontakt z zaświerzbionymi wiedzą ile jest pracy z tym, żeby się tego pozbyć z otoczenia i z jaką łatwością to się przenosi.

To, że kasą szastał? Tym bardziej wyjebać z lokalu bo albo jest zwykłym fleją który nie dba o estetykę i higienę, albo ukradł te pieniądze.
Zgłoś
Avatar
misery 2012-10-25, 12:48
Too long didn't read!!!!

A nieprawda, bo przeczytałam ale nie bedziesz mi mówił co mam pisać albo nie!
Zgłoś
Avatar
Robertassi 2012-10-25, 14:56
Co się dziwicie, nasza ukochana stolyca, varszaffka
Zgłoś
Avatar
pauauek 2012-10-25, 15:00
Na początku myślałem, że te kwoty to tak dla wyolbrzymienia napisane. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że tekst pisany przed denominacją hehe Fajna historia Piwko leci
Zgłoś
Avatar
Szaattan 2012-10-25, 15:38
Wszystko super gdyby nie to, że czytałem ten artykuł na wykopie jakieś 12 godzin wcześniej, nie mogłeś podać linka, albo napisać skąd to jest ?
Zgłoś
Avatar
Polak24 2012-10-25, 16:17
@up
Czytałeś 12h wcześniej i nie ogarnąłeś że czytasz 2 raz to samo?...
Zgłoś
Avatar
Morei_Sky 2012-10-25, 16:52
Świetnie napisane, genialny pomysł naprawde coś pięknego, dawno już daawno bo w naszych gazetach dzisiejszych mam namyśli po 98 nie napisali chyba nic ciekawego. Zaraz sobie spr. co to ten MAGAZYN. Pięć piw bym Ci dął jakby się dało. Pozdrowienia.
Zgłoś
Avatar
Uechtacz 2012-10-25, 19:26 1
Ja pierdolę, ja to chyba czytałem w oryginale. Starość.
Zgłoś
Avatar
o................s 2012-11-01, 17:49
Morei_Sky napisał/a:

Świetnie napisane, genialny pomysł naprawde coś pięknego, dawno już daawno bo w naszych gazetach dzisiejszych mam namyśli po 98 nie napisali chyba nic ciekawego. Zaraz sobie spr. co to ten MAGAZYN. Pięć piw bym Ci dął jakby się dało. Pozdrowienia.



"Magazyn" To był coczwartkowy dodatek do Gazety Wyborczej w czasach, gdy trzymała jakiś poziom. Miałem tego całe stosy - świetne artykuły na poziomie dobrych tygodników. Dzisiaj to się nazywa Duży Format.
Zgłoś
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem