Wiadomo kto zarobił i czyje pieniądze na to poszły, a po co w ogóle i na co?
dorzeczy.pl/kraj/41000/Propaganda-nie-informacja.html
Rafał Ziemkiewicz napisał już, jak zlecając poprzez PFN stworzenie kampanii firmie byłych piarowców pani premier, PiS wszedł w buty PO – chyba pierwszy raz tak ostentacyjnie. O tym więc pisał nie będę. Warto natomiast zająć się jednak pokazaniem, dlaczego – wbrew obrońcom kampanii – nie ma ona nic wspólnego z informowaniem.
i
natemat.pl/217363,wychodzi-prawie-30-tys-zl-za-lajka-to-najlepszy-dowo...
Publiczne pieniądze zostały wykorzystane do realizacji partyjnego celu, co widać gołym okiem. A to oznacza, że przekroczona została pewna ważna, z punktu widzenia państwa demokratycznego, granica. Pamiętajmy, że zmiany w sądownictwie nie były nawet projektem rządowym, lecz poselskim. Czyli partyjnym. Mamy zatem defraudację środków publicznych na cele partyjne. Ale czy ktoś otrzyma teraz jakieś prokuratorskie zarzuty?
Druga kwestia – proszę sobie wyobrazić teraz kampanię wyborczą przed kolejnymi wyborami. Ta afera billboardowa uczy nas tego, że na tę kampanię poprzez jakąś fundację znów mogą pójść takie miliony, że partie opozycyjne nie będą miały jakichkolwiek szans na przebicie. I jak wtedy inne partie mają dotrzeć do wyborców?
A po trzecie – z historii wiemy, że przy rozwoju autorytarnych, populistycznych reżimów zawsze jest taka cienka czerwona linia, po przekroczeniu której nie ma już odwrotu. Już wtedy nie ma mowy o oddaniu władzy, bo oni wiedzą, że po zmianie tę władzę czeka rozliczenie.