Ech listopad, miesiąc syfu politycznego na sadolu, "prowokacji" i wyłażenia marginesu na ulice. A pomyśleć, że kiedyś ten miesiąc kojarzył się tylko z piękną jesienią.
Jedni jakieś sierpy, tęczowe flagi, inni celtyki, swastyki, wszyscy zapraszają gości zza granicy, jedni antife, drudzy neonazistów i neofaszystów z całej europy (parę lat temu nawet banderowcy byli w jednym mieście zaproszenie przez organizatorów, a do warszawy zjeżdża m.in. forza nuovo, złoty świt, jakobbit i podobny syf). Zablokowane ulice, zdemolowane miasto, wszędzie "prowokacje", policja, kosmici i chuj wie co jeszcze. Poza tym od tego materiału na kilometr wali fejkiem. Uczestnicy wyrzucają panienkę z czerwoną szmatą, jakiś chłopek bez problemu jej ją zabiera, a potem przy policji oddaje bez wali. A lemingi i tak uwierzą.
Do tego walki 1 listopada o hallowen kościoła z ludźmi którzy po prostu mają to w dupie.
Trzeba jeszcze coś wymyślić na drugą połowę miesiąca, bo tam jeszcze jest trochę spokoju.
Najbardziej patologiczny miesiąc roku. A gdzie czas dla normalnych i zwykłych ludzi, na najzwyczajniejsze oddanie hołdu poległym za ten kraj.