„W dniu dzisiejszym we wczesnych godzinach popołudniowych grupa rebeliantów usiłowała wedrzeć się do polskiej bazy w Ghazni, dokonując jednocześnie ostrzału terenu wojskowego. Wszyscy rebelianci zostali wyeliminowani. Sytuacja w bazie jest opanowana.
W wyniku ataku rannych zostało siedmiu polskich żołnierzy. Ranni zostali przetransportowani do polskiego szpitala polowego w bazie Ghazni, gdzie udzielono im natychmiastowej pomocy medycznej”.
Kilka minut temu informacja na temat rannych została uszczegółowiona – okazuje się, że rannych jest siedmiu, ale trzech kolejnych żołnierzy zostało poszkodowanych (co zwykle oznacza niegroźne urazy).
Do tematu jeszcze wrócę. A tytułem komentarza:
Bezpośredni atak na bazę dowodzi niezwykłej zuchwałości rebelianckiego komanda, które jakimś cudem musiało pokonać otaczające ją posterunki afgańskiej armii i policji.
Ale nie tylko.
- Albo ich dojedziemy w terenie, albo nam wejdą na mury – tak filozofię patroli i operacji ofensywnych wyłuszczył mi swego czasu jeden z oficerów służących w Afganistanie. To było na jednej z wcześniejszych, letnich zmian – jeszcze w czasach, kiedy tak zwane transition było hasłem znanym co najwyżej pośród sztabowców.
Dziś jest to proza życia – odpowiedzialność za prowincję już od kilku miesięcy spoczywa na ANA i ANP. Tymczasem Afgańczycy – tak jest również w innych regionach kraju – nie radzą obie z zapewnieniem bezpieczeństwa. Dowodem na ich bezradność są m.in. coraz częstsze ostrzały rakietowe i moździerzowe bazy w Ghazni: o ile wcześniej zdarzało się to stosunkowo rzadko – raz, dwa razy na miesiąc – to teraz tego typu ataki mają miejsce niemal codziennie. Nie dalej, jak kilka dni temu, w takich okolicznościach zginął pracownik cywilnej firmy logistycznej, a kilku innych zostało rannych.
Dziś, na szczęście dla koalicjantów, obyło się bez zabitych. Co nie zmienia faktu, że w “Gazowni” pełna mobilizacja.
Cieszmy się, że żaden Polak nie zginął a rannym żołnierzom życzmy szybkiego powrotu do zdrowia.