Kurwa, być może zabrzmi to okrutnie, ale dając pieniądze bezdomnym wcale się im nie pomaga. Co więcej oni są strasznie cwani i żerują na czyjejś dobroci, w rzeczywistości mają wszystkich i wszystko w dupie, bo najważniejsze to się najebać i wyżebrać jakieś żarcie na litość.
Od kilku miesięcy "walczę" z bezdomnym, który wybrał sobie moją klatkę na noclegowanie, bo czasem niektórzy nie domykają drzwi na klatkę. Kładzie się na samej górze i udaje, że go tam nie ma. Nie awanturuje się, ale śmierdzi niemiłosiernie już na parterze, co zresztą często zdradza jego obecność, oraz sika pod siebie. Kiedyś mnie wystraszył, gdy wieczorem zapaliłam światło, a tam najebany koleś na podłodze. Pogadałam z nim chwilę, poprosiłam, żeby tu nie nocował bo to nie jest noclegowania i żeby coś zrobił ze sobą, bo to do niczego nie prowadzi (gość przyznał się, że ma 64 lata). Oczywiście, przyznał mi rację, obiecał, że coś ze sobą zrobi i wyszedł po kilkunastu minutach. Po czym po dwóch dniach znowu czuje ten chamski smród, wchodzę na górę, a on... trzyma rękę w gaciach i śpi, jakby przez sen walił konia. Spierdoliłam stamtąd i zadzwoniłam po miejską. Wczoraj widziałam go znowu, tym razem wbijał do klatki obok. Oczywiście, z obietnicy nici. Nie żal mi go, bo wiem, że są miejsca, w których można uzyskać pomoc, jeśli się chce. A, że często nie chcą, to koło się zamyka.