Idę sobie kiedyś na pociąg i przed samym wejściem na halę dworcową widzę cygańskie żebrające dzieciaki. Trójka ich była chyba. Chodzą z kubkami po ludziach i o pieniądze proszą. Wzdłuż chodnika w stronę głównych drzwi (w sumie placyk taki mały) stoją ławki, a na jednej ławce siedzi bogatszo wyglądajcy facet z neseserkiem zajęty rozmową telefoniczą. Jeden z gruzów chyba zwęszył szmal to i obrał kurs na faceta z teczką. Jak tylko nasz radosny biznesman ujrzał idącego w jego stronę małego cyganka, przerwał grzecznie rozmowę, zakrył głośnik telefonu, i wręcz sycząc przez zaciśnięte zęby, wycedził "Odejdź, bo cię zastrzelę". A cyganiątko jak wytresowane zmieniło kurs... Szkoda że wszystkie gruziki takie nie są..
Nie było bo własne z przed kilku lat.
Nie było bo własne z przed kilku lat.