Kiedyś na jakiś rodzinny obiad wpada spóźniony dziadek, jeszcze przed tym jak usiadł do stołu zaczyna opowiadać sytuację rodem z tego 'dowcipu'. Jechał w okolicach terenów budowlanych (niedaleko są dopiero co wybudowane domki jednorodzinne) i zauważył dziewczynkę uciekającą na rowerku przed psem, nie przed jakimś wielkim bydlakiem ale wystarczającym by dziewczynka wpadła w panikę. No to siup, hamuje od razu (w tym czasie dziewczynka spadła z roweru który wpadł gdzieś w krzaki) i odgania psa, kundel jak go zobaczył już nie był taki pewny swego i po dostaniu jednego czy dwóch butów uciekł z podkulonym ogonem. Z dzieckiem jak to z dzieckiem, pogadał i wydobył numer telefonu, zadzwonił po pogotowie i tak dalej. Karetka na miejscu, zajmują się dziewczynką gdy nagle pojawia się ojciec. Wiecie jakie było jego pierwsze pytanie?
'A GDZIE JEST ROWER?'
Tak wkurwionego dziadka to chyba nie widziałem nigdy.