Właśnie przeczytałem bardzo fajny art. na temat Kosowa jaki został wrzucony na Sadistic. Za co autorowi należy się wielka krata! Wiedziałem że ten region jest bardzo bogaty w metale kopalne, ale nie wiedziałem że aż tak .. Mam nadzieje że Kosowo wróci w ręce Serbów!
Czytając o tych naturalnych bogactwach przypomniałem sobie o Boliwii. Mało kto wie że oprócz produkcji Koki Boliwia ma największe złoża Litu.. Ostatnie szacunki mówią że na terenie tego biednego państwa znajduje się 43% ogólnoświatowego zasobu tego cennego pierwiastka !! W perspektywie kilku dziesięcioleci Boliwia może stać się jednym z najbogatszych krajów świata. Wrzucam bardzo fajnie napisany art. na ten temat. Warto przeczytać bo autor ma lekkie pióro i ciekawie opisuje tą kwestię.
Jak dla mnie Boliwia jest kolejnym krajem Ameryki płd. po Argentyńskiej Patagonii, który mam nadzieje że niedługo odwiedzę..
Solniska Salar de Uyuni w Boliwii
Boliwia - Arabia Saudyjska litu?
Pewnego dnia, a miało to miejsce pod koniec sierpnia zeszłego roku, stałem wśród porzuconych sprzętów górniczych dawnej państwowej kopalni srebra znajdującej się na zboczu Cerro Rico (hiszp. „bogate wzgórze”) w Potosí, w Boliwii, zaś przewodnik wycieczki, z którym za kilka minut mieliśmy spenetrować jeden z aktywnych szybów kopalni, przeplatając kulawy angielski z hiszpańskim tłumaczył nam sytuację swego kraju.
„Cały świat użala się nad nami, jacy to my jesteśmy biedni” mówił przeżuwając imponujących rozmiarów kulę liści koki, „ale spójrz tylko dookoła! Boliwia wcale nie jest najbiedniejszym krajem Ameryki Południowej... Jest jednym z najbogatszych! Mamy tu wszystko!”. Pamiętam, że przysłuchiwałem się temu wywodowi ze niejakim sceptycyzmem, jednak mniej więcej w tym samym czasie świat z uwagą wpatrywał się w białą plamę największego solniska na świecie, jakim jest Salar de Uyuni.
Widok z kosmosu na Salar de Uyuni
Salar de Uyuni odwiedziłem kilka tygodni wcześniej. Krajobraz jest doprawdy imponujący, jednak poza nim, wszechobecną solą oraz chorobą wysokościową dla niewprawionego oka nie ma tam absolutnie nic. Miasto Uyuni, to zaledwie kilkanaście ulic, dziesiątki naprędce skleconych, niewykończonych domów oraz dokuczliwy klimat. W zasadzie większość mieszkańców żyje tu z turystyki, w pełni wykorzystując fakt, że zachodni turyści gotowi są zapłacić grube pieniądze za kilkudniową wyprawę na solną pustynię. Przemysł, jeśli kiedykolwiek istniał, dziś jest równie martwy jak stojące nieopodal zardzewiałe wraki starych parowozów. To się jednak wkrótce może odmienić. Ale po kolei...
Nie jest żadną tajemnicą, że wielu amerykańskich polityków i naukowców od lat głowi się nad tym jak skończyć z uzależnieniem USA od zewnętrznych dostaw energii, przy czym głównie chodzi tu oczywiście o import ropy naftowej. Ustawa o nazwie Energy Dependence and Security Act, zatwierdzona w 2007 roku, zawiera wstępne wytyczne mające ostatecznie pchnąć kraj w ramiona odnawialnych źródeł energii i, co z naszego punktu widzenia ważniejsze, zawiera też projekt elektryfikacji transportu. Nie trzeba przypominać, iż wielkim zwolennikiem takiej polityki jest obecny prezydent USA Barack Obama.
Reagując na zmiany w polityce energetycznej światowy przemysł motoryzacyjny również stara się patrzeć w przyszłość. Pierwszy samochód z napędem hybrydowym (elektryczno-spalinowym) trafił na rynek z taśm montażowych Toyoty. Miało to miejsce jeszcze w 1997 roku, zaś pojazd nazywał się Prius. Od tamtej pory Prius przeszedł modernizację i na drogach można dziś spotkać drugą generację tego pojazdu. Trzecia generacja pojazdów hybrydowych będzie posiadać jedną istotną różnicę: baterię niklowo-metalowo-wodorkową (NiMH) zastapi bardziej wydajna bateria litowo-jonowa (Li-Ion). We właśnie taką jednostkę składowania energii wyposażony będzie najnowszy pojazd hybrydowy firmy General Motors – Volt, który ma wejść do produkcji w roku 2011. Praktycznie wszystkie największe koncerny samochodowe w mniejszym lub większym stopniu zaangażowane są w prace nad pojazdami zasilanymi właśnie taką baterią. Wystarczy wymienić chociażby nowe, elektryczne wersje Mini (BMW) oraz Smarta (Daimler). Powszechnie przyjmuje się, że w niedalekiej przyszłości baterie litowo-jonowe staną się standardowym źródłem zasilania nowych, ekologicznych blaszaków.
I to sprowadza nas do sedna sprawy: do budowy tych jednostek niezbędny jest lit – najlżejszy znany metal, fakt nie bez znaczenia przy budowie baterii, choć o wiele bardziej istotna jest jego wydajność (baterie litowo-jonowe charakteryzują się do ośmiu razy dłuższą żywotnością). Obecnie lit wydobywany jest głównie przez dwa kraje. Raport US Geological Survey donosi, że największymi eksporterami tego pierwiastka do Stanów Zjednoczonych na dzień dzisiejszy są dwa kraje Ameryki Południowej: Chile (61%) oraz Argentyna (36%). Szacunkowo, Chile posiada około 3 milionów ton tego minerału, natomiast Argentyna 400 tysięcy ton. Liczby te bledną jednak w porównaniu do złóż litu jakie znajdują się pod warstwą soli w boliwijskim solnisku Uyuni – 5,4 miliona ton, co nie owijając w bawełnę stanowi prawie połowę znanych rezerw światowych. Czyżby więc Boliwia, najbiedniejszy kraj Ameryki Południowej, miała niebawem stać się Arabią Saudyjską litu? Być może. Nawet to, można by rzec powierzchowne, porównanie jest dużo bardziej prawdziwe niż mogłoby się wydawać.
Rzut oka na ostatnie 80 lat historii Arabii Saudyjskiej pozwala nam stwierdzić, że nim odkryto tam największe na świecie złoża ropy naftowej kraj ten był jednym z najbiedniejszych w regionie. W 1932 roku, kiedy Standard Oil of California odkrył tam ropę, Saudyjczycy nie mieli nawet wystarczających środków finansowych na przeprowadzenie inwestycji w jej wydobycie. Dziś czarne złoto Arabii Saudyjskiej kontrolowane jest przez państwową spółkę Saudi Aramco i prezydent Boliwii Evo Morales powinien czym prędzej udać się tam na konsultacje. Znajduje się bowiem w bardzo podobnej sytuacji.
Potencjalnie Boliwia znalazła kurę znoszącą złote jajka. Japońska korporacja Mitsubishi przeprowadziła niedawno badania, z których wynika, że o ile nie rozpocznie się eksploatacji boliwijskich złóż, za dziesięć lat popyt na lit przekroczy podaż. Eichi Maeyama, główny manager koncernu w La Paz ostrzega, że zapotrzebowanie na lit w ciągu kilku lat nie podwoi się, lecz wzrośnie pięciokrotnie. To właśnie dlatego Mitsubishi, w towarzystwie korporacji Sumitomo (właściciel Mazdy i NEC) oraz francuskiej Bolloré (w przyszłym roku firma wypuści na rynek hybrydowy pojazd o nazwie Pininfarina B0) już teraz prowadzi rozmowy z prezydentem Moralesem na temat możliwości wydobycia metalu. Niestety (czy też może na szczęście – w zależności od tego jak na sprawę patrzymy), wygląda na to, że czas niekompetentnych rządów tego kraju, charakterystycznych dla lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, minął bezpowrotnie i Evo Morales nie da sobie łatwo wydrzeć oczywistego biletu do dobrobytu swego narodu.
Pomijając już fakt, że w celu stworzenia nowych miejsc pracy Morales chce nie tylko lit wydobywać, lecz także produkować akumulatory (a kiedyś być może nawet pojazdy elektryczne), prezydent lojalnie uprzedził wszystkich, że „każda firma zainteresowana wydobyciem litu w Boliwii powinna być świadoma tego, że 60% procent zysku znajdzie się pod kontrolą rządu”. Mimo, że Morales zadeklarował też, że jego kraj gotów jest zainwestować 200 milionów dolarów w eksploatację złóż, takie postawienie sprawy może skutecznie odstraszyć zagraniczne spółki, co okazałoby się wybitne niefortunne dla Boliwii – nie posiada ona bowiem ani odpowiedniej bazy przemysłowej, ani adekwatnej sieci transportowej, ani też wiedzy, jakiej wymaga skomplikowany proces wydobycia litu, jego obróbki oraz montażu baterii. Co w takim razie zrobi prezydent Boliwii? Cóż, wydaje się powszechnym przekonanie, że Morales teoretycznie może sięgnąć po jedno z trzech następujących rozwiązań.
Po pierwsze może zadecydować, że zasoby zostaną znacjonalizowane, zaś ich wydobyciem zajmie się spółka państwowa, jednak w tym wypadku zmuszony będzie poradzić sobie z ogromnym ryzykiem jakie niewątpliwie stanowi absolutny brak doświadczenia w tak skomplikowanych operacjach. Skarb państwa będzie musiał ponieść ogromne wydatki, związane nie tylko z utrzymaniem przedsięwzięcia, lecz przede wszystkim z inwestycją w szeroko zakrojoną modernizację dróg (które na chwilę obecną składają się głównie z wąskich i niebezpiecznych szutrówek) oraz przemysłu. Na rozwiązanie czeka też kwestia braku odpowiednich specjalistów. Wygląda jednak na to, że Morales nie obierze tej drogi.
Boliwia może też pójść w ślady Arabii Saudyjskiej, to znaczy zezwolić na inwestycję zagranicznych firm, dysponujących zarówno odpowiednimi środkami finansowymi na modernizację technologii wydobywczych jak i wiedzą na ten temat. Podobnie jak w przypadku Saudyjczyków, nie zamyka to drogi do ewentualnej nacjonalizacji sektora. Czerpiąc korzyści finansowe z nowego źródła podatkowego Boliwia mogłaby stopniowo przejmować udziały w spółce, choć oczywiście proces tan wydłużyłby się znacznie poza kadencję (nawet przyszłą) prezydenta Moralesa. Warto tu jednak zauważyć, że ze względów historycznych Boliwia jest obecnie przewrażliwiona na punkcie przekazywania swych zasobów naturalnych w obce ręce. Z resztą nie ma się czemu dziwić – zagraniczne potęgi przez setki lat wydzierały krajowi najcenniejsze skarby ziemi nie dając nic w zamian. Mimo wszystko boliwijski minister górnictwa Luis Alberto Echazu twierdzi, że jego kraj zezwoliłby obcym korporacjom na rozwój sektora, lecz tylko w przypadku absolutnego respektowania nowych regulacji prawnych.
Trzecią alternatywą jest połączenie poprzednich dwóch rozwiązań, czyli zezwolenie na inwestycje kapitału zagranicznego przy jednoczesnej kontroli 51% nowej spółki. Ten kompromis wydaje się w tej chwili najbardziej prawdopodobny.
To jednak nie koniec zagwostek Boliwii. Morales będzie musiał poradzić sobie z problemem natury ekologicznej, bowiem wydobycie litu niechybnie wiąże się z ryzykiem skażenia regionu dwutlenkiem siarki. Aby w pełni wykorzystać potencjał minerału będzie też musiał popracować nad naprawą niezbyt przyjacielskich stosunków dyplomatycznych z USA, na których cieniem kładzie się rozdźwięk między oboma krajami odnośnie amerykańskiego programu walki z handlem narkotykami. Uprawa koki jest w Boliwii legalna i nie zanosi się by prezydent, który sam wywodzi się z szeregów tzw. "cocaleros” (plantatorzy koki), miał coś w tej sprawie zmienić. Należy też opracować plan dystrybucji dochodów, czyli jak na tym skorzystają obywatele kraju; równe rozdzielenie dóbr wydaje się mało prawdopodobne. Niektórzy komentatorzy zwracają też uwagę na znaczenie zacieśnienia współpracy z pozostałymi krajami zajmującymi się wydobyciem litu, czyli z Argentyną i Chile. Szczególnie trudne będzie to w tym ostatnim przypadku, ponieważ Boliwia po dziś dzień bezskutecznie zabiega o zwrot terytoriów aneksowanych przez Chile w wyniku Wojny o Pacyfik z lat 1879-1884, głównie niezwykle bogatej w miedź pustyni Atacama. Stosunki między krajami są dosyć napięte.
Cokolwiek zadecyduje Evo Morales trudno zaprzeczyć, że jest w posiadaniu niezwykle silnego asa, zaś ten, odpowiednio rozegrany, może w przeciągu następnych kilkunastu lat zupełnie zmienić oblicze boliwijskiej ekonomii. Jedno jest pewne: wiadomości z tego kraju będą do nas docierać co raz częściej.
http://www.mojeopinie.pl/boliwia_arabia_saudyjska_litu,3,1237460764
Czytając o tych naturalnych bogactwach przypomniałem sobie o Boliwii. Mało kto wie że oprócz produkcji Koki Boliwia ma największe złoża Litu.. Ostatnie szacunki mówią że na terenie tego biednego państwa znajduje się 43% ogólnoświatowego zasobu tego cennego pierwiastka !! W perspektywie kilku dziesięcioleci Boliwia może stać się jednym z najbogatszych krajów świata. Wrzucam bardzo fajnie napisany art. na ten temat. Warto przeczytać bo autor ma lekkie pióro i ciekawie opisuje tą kwestię.
Jak dla mnie Boliwia jest kolejnym krajem Ameryki płd. po Argentyńskiej Patagonii, który mam nadzieje że niedługo odwiedzę..
Solniska Salar de Uyuni w Boliwii
Boliwia - Arabia Saudyjska litu?
Pewnego dnia, a miało to miejsce pod koniec sierpnia zeszłego roku, stałem wśród porzuconych sprzętów górniczych dawnej państwowej kopalni srebra znajdującej się na zboczu Cerro Rico (hiszp. „bogate wzgórze”) w Potosí, w Boliwii, zaś przewodnik wycieczki, z którym za kilka minut mieliśmy spenetrować jeden z aktywnych szybów kopalni, przeplatając kulawy angielski z hiszpańskim tłumaczył nam sytuację swego kraju.
„Cały świat użala się nad nami, jacy to my jesteśmy biedni” mówił przeżuwając imponujących rozmiarów kulę liści koki, „ale spójrz tylko dookoła! Boliwia wcale nie jest najbiedniejszym krajem Ameryki Południowej... Jest jednym z najbogatszych! Mamy tu wszystko!”. Pamiętam, że przysłuchiwałem się temu wywodowi ze niejakim sceptycyzmem, jednak mniej więcej w tym samym czasie świat z uwagą wpatrywał się w białą plamę największego solniska na świecie, jakim jest Salar de Uyuni.
Widok z kosmosu na Salar de Uyuni
Salar de Uyuni odwiedziłem kilka tygodni wcześniej. Krajobraz jest doprawdy imponujący, jednak poza nim, wszechobecną solą oraz chorobą wysokościową dla niewprawionego oka nie ma tam absolutnie nic. Miasto Uyuni, to zaledwie kilkanaście ulic, dziesiątki naprędce skleconych, niewykończonych domów oraz dokuczliwy klimat. W zasadzie większość mieszkańców żyje tu z turystyki, w pełni wykorzystując fakt, że zachodni turyści gotowi są zapłacić grube pieniądze za kilkudniową wyprawę na solną pustynię. Przemysł, jeśli kiedykolwiek istniał, dziś jest równie martwy jak stojące nieopodal zardzewiałe wraki starych parowozów. To się jednak wkrótce może odmienić. Ale po kolei...
Nie jest żadną tajemnicą, że wielu amerykańskich polityków i naukowców od lat głowi się nad tym jak skończyć z uzależnieniem USA od zewnętrznych dostaw energii, przy czym głównie chodzi tu oczywiście o import ropy naftowej. Ustawa o nazwie Energy Dependence and Security Act, zatwierdzona w 2007 roku, zawiera wstępne wytyczne mające ostatecznie pchnąć kraj w ramiona odnawialnych źródeł energii i, co z naszego punktu widzenia ważniejsze, zawiera też projekt elektryfikacji transportu. Nie trzeba przypominać, iż wielkim zwolennikiem takiej polityki jest obecny prezydent USA Barack Obama.
Reagując na zmiany w polityce energetycznej światowy przemysł motoryzacyjny również stara się patrzeć w przyszłość. Pierwszy samochód z napędem hybrydowym (elektryczno-spalinowym) trafił na rynek z taśm montażowych Toyoty. Miało to miejsce jeszcze w 1997 roku, zaś pojazd nazywał się Prius. Od tamtej pory Prius przeszedł modernizację i na drogach można dziś spotkać drugą generację tego pojazdu. Trzecia generacja pojazdów hybrydowych będzie posiadać jedną istotną różnicę: baterię niklowo-metalowo-wodorkową (NiMH) zastapi bardziej wydajna bateria litowo-jonowa (Li-Ion). We właśnie taką jednostkę składowania energii wyposażony będzie najnowszy pojazd hybrydowy firmy General Motors – Volt, który ma wejść do produkcji w roku 2011. Praktycznie wszystkie największe koncerny samochodowe w mniejszym lub większym stopniu zaangażowane są w prace nad pojazdami zasilanymi właśnie taką baterią. Wystarczy wymienić chociażby nowe, elektryczne wersje Mini (BMW) oraz Smarta (Daimler). Powszechnie przyjmuje się, że w niedalekiej przyszłości baterie litowo-jonowe staną się standardowym źródłem zasilania nowych, ekologicznych blaszaków.
I to sprowadza nas do sedna sprawy: do budowy tych jednostek niezbędny jest lit – najlżejszy znany metal, fakt nie bez znaczenia przy budowie baterii, choć o wiele bardziej istotna jest jego wydajność (baterie litowo-jonowe charakteryzują się do ośmiu razy dłuższą żywotnością). Obecnie lit wydobywany jest głównie przez dwa kraje. Raport US Geological Survey donosi, że największymi eksporterami tego pierwiastka do Stanów Zjednoczonych na dzień dzisiejszy są dwa kraje Ameryki Południowej: Chile (61%) oraz Argentyna (36%). Szacunkowo, Chile posiada około 3 milionów ton tego minerału, natomiast Argentyna 400 tysięcy ton. Liczby te bledną jednak w porównaniu do złóż litu jakie znajdują się pod warstwą soli w boliwijskim solnisku Uyuni – 5,4 miliona ton, co nie owijając w bawełnę stanowi prawie połowę znanych rezerw światowych. Czyżby więc Boliwia, najbiedniejszy kraj Ameryki Południowej, miała niebawem stać się Arabią Saudyjską litu? Być może. Nawet to, można by rzec powierzchowne, porównanie jest dużo bardziej prawdziwe niż mogłoby się wydawać.
Rzut oka na ostatnie 80 lat historii Arabii Saudyjskiej pozwala nam stwierdzić, że nim odkryto tam największe na świecie złoża ropy naftowej kraj ten był jednym z najbiedniejszych w regionie. W 1932 roku, kiedy Standard Oil of California odkrył tam ropę, Saudyjczycy nie mieli nawet wystarczających środków finansowych na przeprowadzenie inwestycji w jej wydobycie. Dziś czarne złoto Arabii Saudyjskiej kontrolowane jest przez państwową spółkę Saudi Aramco i prezydent Boliwii Evo Morales powinien czym prędzej udać się tam na konsultacje. Znajduje się bowiem w bardzo podobnej sytuacji.
Potencjalnie Boliwia znalazła kurę znoszącą złote jajka. Japońska korporacja Mitsubishi przeprowadziła niedawno badania, z których wynika, że o ile nie rozpocznie się eksploatacji boliwijskich złóż, za dziesięć lat popyt na lit przekroczy podaż. Eichi Maeyama, główny manager koncernu w La Paz ostrzega, że zapotrzebowanie na lit w ciągu kilku lat nie podwoi się, lecz wzrośnie pięciokrotnie. To właśnie dlatego Mitsubishi, w towarzystwie korporacji Sumitomo (właściciel Mazdy i NEC) oraz francuskiej Bolloré (w przyszłym roku firma wypuści na rynek hybrydowy pojazd o nazwie Pininfarina B0) już teraz prowadzi rozmowy z prezydentem Moralesem na temat możliwości wydobycia metalu. Niestety (czy też może na szczęście – w zależności od tego jak na sprawę patrzymy), wygląda na to, że czas niekompetentnych rządów tego kraju, charakterystycznych dla lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, minął bezpowrotnie i Evo Morales nie da sobie łatwo wydrzeć oczywistego biletu do dobrobytu swego narodu.
Pomijając już fakt, że w celu stworzenia nowych miejsc pracy Morales chce nie tylko lit wydobywać, lecz także produkować akumulatory (a kiedyś być może nawet pojazdy elektryczne), prezydent lojalnie uprzedził wszystkich, że „każda firma zainteresowana wydobyciem litu w Boliwii powinna być świadoma tego, że 60% procent zysku znajdzie się pod kontrolą rządu”. Mimo, że Morales zadeklarował też, że jego kraj gotów jest zainwestować 200 milionów dolarów w eksploatację złóż, takie postawienie sprawy może skutecznie odstraszyć zagraniczne spółki, co okazałoby się wybitne niefortunne dla Boliwii – nie posiada ona bowiem ani odpowiedniej bazy przemysłowej, ani adekwatnej sieci transportowej, ani też wiedzy, jakiej wymaga skomplikowany proces wydobycia litu, jego obróbki oraz montażu baterii. Co w takim razie zrobi prezydent Boliwii? Cóż, wydaje się powszechnym przekonanie, że Morales teoretycznie może sięgnąć po jedno z trzech następujących rozwiązań.
Po pierwsze może zadecydować, że zasoby zostaną znacjonalizowane, zaś ich wydobyciem zajmie się spółka państwowa, jednak w tym wypadku zmuszony będzie poradzić sobie z ogromnym ryzykiem jakie niewątpliwie stanowi absolutny brak doświadczenia w tak skomplikowanych operacjach. Skarb państwa będzie musiał ponieść ogromne wydatki, związane nie tylko z utrzymaniem przedsięwzięcia, lecz przede wszystkim z inwestycją w szeroko zakrojoną modernizację dróg (które na chwilę obecną składają się głównie z wąskich i niebezpiecznych szutrówek) oraz przemysłu. Na rozwiązanie czeka też kwestia braku odpowiednich specjalistów. Wygląda jednak na to, że Morales nie obierze tej drogi.
Boliwia może też pójść w ślady Arabii Saudyjskiej, to znaczy zezwolić na inwestycję zagranicznych firm, dysponujących zarówno odpowiednimi środkami finansowymi na modernizację technologii wydobywczych jak i wiedzą na ten temat. Podobnie jak w przypadku Saudyjczyków, nie zamyka to drogi do ewentualnej nacjonalizacji sektora. Czerpiąc korzyści finansowe z nowego źródła podatkowego Boliwia mogłaby stopniowo przejmować udziały w spółce, choć oczywiście proces tan wydłużyłby się znacznie poza kadencję (nawet przyszłą) prezydenta Moralesa. Warto tu jednak zauważyć, że ze względów historycznych Boliwia jest obecnie przewrażliwiona na punkcie przekazywania swych zasobów naturalnych w obce ręce. Z resztą nie ma się czemu dziwić – zagraniczne potęgi przez setki lat wydzierały krajowi najcenniejsze skarby ziemi nie dając nic w zamian. Mimo wszystko boliwijski minister górnictwa Luis Alberto Echazu twierdzi, że jego kraj zezwoliłby obcym korporacjom na rozwój sektora, lecz tylko w przypadku absolutnego respektowania nowych regulacji prawnych.
Trzecią alternatywą jest połączenie poprzednich dwóch rozwiązań, czyli zezwolenie na inwestycje kapitału zagranicznego przy jednoczesnej kontroli 51% nowej spółki. Ten kompromis wydaje się w tej chwili najbardziej prawdopodobny.
To jednak nie koniec zagwostek Boliwii. Morales będzie musiał poradzić sobie z problemem natury ekologicznej, bowiem wydobycie litu niechybnie wiąże się z ryzykiem skażenia regionu dwutlenkiem siarki. Aby w pełni wykorzystać potencjał minerału będzie też musiał popracować nad naprawą niezbyt przyjacielskich stosunków dyplomatycznych z USA, na których cieniem kładzie się rozdźwięk między oboma krajami odnośnie amerykańskiego programu walki z handlem narkotykami. Uprawa koki jest w Boliwii legalna i nie zanosi się by prezydent, który sam wywodzi się z szeregów tzw. "cocaleros” (plantatorzy koki), miał coś w tej sprawie zmienić. Należy też opracować plan dystrybucji dochodów, czyli jak na tym skorzystają obywatele kraju; równe rozdzielenie dóbr wydaje się mało prawdopodobne. Niektórzy komentatorzy zwracają też uwagę na znaczenie zacieśnienia współpracy z pozostałymi krajami zajmującymi się wydobyciem litu, czyli z Argentyną i Chile. Szczególnie trudne będzie to w tym ostatnim przypadku, ponieważ Boliwia po dziś dzień bezskutecznie zabiega o zwrot terytoriów aneksowanych przez Chile w wyniku Wojny o Pacyfik z lat 1879-1884, głównie niezwykle bogatej w miedź pustyni Atacama. Stosunki między krajami są dosyć napięte.
Cokolwiek zadecyduje Evo Morales trudno zaprzeczyć, że jest w posiadaniu niezwykle silnego asa, zaś ten, odpowiednio rozegrany, może w przeciągu następnych kilkunastu lat zupełnie zmienić oblicze boliwijskiej ekonomii. Jedno jest pewne: wiadomości z tego kraju będą do nas docierać co raz częściej.
http://www.mojeopinie.pl/boliwia_arabia_saudyjska_litu,3,1237460764