Opowieść prosto z mojego bloku, opowiedziana przez wujka, którego młodość przebiegała za czasów cudownego komunizmu.
Dwóch kumpli kupiło sobie narty bo zbliżała się zima i chcieli pojechać w góry. Jeden z nich wpadł na pomysł, żeby spróbować zjechać na nartach...po schodach na parterze(mieszkali w 10 piętrowym bloku). Jak chciał pech, kiedy już było za późno żeby wyhamować, jakaś stara babcia weszła do klatki i stanęła na drodze narciarzowi. Babka dostała dosyć mocną masą i przyspieszeniem, straciła przytomność, a chłopaki zadzwoniły po karetkę. Wszystko było w porządku, do momentu kiedy okazało się, że babcię zwinęli do zakładu psychiatrycznego(nazywamy go w Radomiu "Krychnówek"), ponieważ po przebudzeniu bredziła że potrącił ją w klatce narciarz...
Na szczęście obaj poszli do szpitala i wyjaśnili sprawę.
Dwóch kumpli kupiło sobie narty bo zbliżała się zima i chcieli pojechać w góry. Jeden z nich wpadł na pomysł, żeby spróbować zjechać na nartach...po schodach na parterze(mieszkali w 10 piętrowym bloku). Jak chciał pech, kiedy już było za późno żeby wyhamować, jakaś stara babcia weszła do klatki i stanęła na drodze narciarzowi. Babka dostała dosyć mocną masą i przyspieszeniem, straciła przytomność, a chłopaki zadzwoniły po karetkę. Wszystko było w porządku, do momentu kiedy okazało się, że babcię zwinęli do zakładu psychiatrycznego(nazywamy go w Radomiu "Krychnówek"), ponieważ po przebudzeniu bredziła że potrącił ją w klatce narciarz...
Na szczęście obaj poszli do szpitala i wyjaśnili sprawę.