Kiedy Donald Tusk w błyskach fleszy prezentował słynną mapę Europy z Polską zaznaczoną na zielono jako wyspą pośród morza kryzysu w innych krajach Unii, była na niej jeszcze jedna zielona plama. To Grecja, która wówczas szczyciła się gospodarczym wzrostem. Tylko w księgowych tabelach, bo za chwilę stanęła u progu bankructwa.
Dziś i my znaleźliśmy się w gigantycznych tarapatach. A rząd właśnie przeforsował ustawę, dzięki której może dalej zadłużać beztrosko nas, nasze dzieci, wnuki i pewnie jeszcze parę następnych pokoleń. Ekonomiści ostrzegają: to może zakończyć się finansową katastrofą. Czeka nas jeszcze wyższe bezrobocie, podwyżki i wyższe podatki. Dalej, bo już teraz każdy z nas, od niemowlaka po staruszka, ma niemal 24 tysiące złotych długu. Spłacimy go wyższymi podatkami i rosnącymi daninami na rzecz państwa. Dług już sięga 874 mld zł i jest coraz wyższy. Rząd właśnie demontuje bezpiecznik, który uniemożliwia mu dalsze zadłużanie się. To nie może się dobrze skończy
Trzy progi
Tym bezpiecznikiem są progi ostrożnościowe, jakie obowiązują w naszych przepisach o finansach publicznych. Po co zostały wprowadzone? By trzymać kasę państwa w ryzach. Ale z powodu kryzysu, sytuacja finansowa najwyraźniej wymknęła się spod kontroli. Dlatego teraz wicepremier Jacek Rostowski zdecydował, by pierwszy z bezpieczników wyłączyć.
Pierwszy, 50-proc. próg zadłużenia w relacji do PKB już za nami. Jego przekroczenie to sygnał ostrzegawczy, że z finansami źle się dzieje. Sankcje jednak nie są dotkliwe, po prostu deficyt budżetowy nie może rosnąć. Gorzej, gdy przekroczony zostanie drugi – 55-proc. próg. Wtedy państwo musi podjąć radykalne kroki: obowiązkowo zamrażane są płace w budżetówce, waloryzacja rent i emerytur nie może przekroczyć poziomu inflacji. I najgorsze: stawka VAT automatycznie rośnie aż do 25 proc.!
Trzeci, 60-proc. próg zawarty jest w konstytucji. Jego przekroczenie to już wycie syreny alarmowej. Budżet musi być tak skonstruowany, by wpływy bilansowały się z wydatkami. By to osiągnąć, tnie się wynagrodzenia, emerytury, wyprzedaje państwowe mienie. Jak w Grecji...
Przy którym progu obecnie jesteśmy? Niestety, niebezpiecznie zbliżamy się do drugiego. Na koniec 2012 roku dług publiczny wynosił 52,7 proc. PKB. Minister finansów uspokaja wprawdzie, że nie przekroczymy 55 proc. ani w tym, ani w przyszłym roku. Ale jednocześnie kombinuje. Po to, by dopiąć budżet państwa, w którym zabraknie aż 51 mld zł, chce po prostu usunąć ten 55-proc. limit. I wtedy państwo może dalej brać „bezkarnie” pożyczki.
Polak, Grek dwa bratanki...
Czy ten manewr jest bezpieczny? – Nawet jeśli próg byłby
zawieszony na rok, z punktu widzenia krótkookresowego, nie ma to znaczenia – uspokaja ekonomista prof. Witold Orłowski.
Ale już innego zdania jest prof. Leszek Balcerowicz: – Pomysł zawieszenia progów ostrożnościowych jest zły – przestrzega. Były minister finansów i prezes NBP mówi wprost: przekraczanie ograniczeń dla zadłużania państwa może skończyć się jak w przypadku Grecji – gigantycznym bezrobociem, drożyzną, cięciem emerytur i lawinowym wzrostem podatków. Bo z czegoś długi przecież spłacić trzeba.
– Na razie ludzie odczują katastrofę budżetową umiarkowanie, bo przez dwa lata minister finansów, który sztucznie obniży dług, eliminując próg ostrożnościowy, będzie w coraz szybszym tempie zadłużał Polskę, głównie u zagranicznych spekulantów. Ale za dwa–trzy lata nastąpi bolesne zderzenie z betonową ścianą. I dopiero wtedy okaże się, jak wiele będzie ofiar – przewiduje prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP i rektor uczelni Vistula.
źródło : (PAP)
Dziś i my znaleźliśmy się w gigantycznych tarapatach. A rząd właśnie przeforsował ustawę, dzięki której może dalej zadłużać beztrosko nas, nasze dzieci, wnuki i pewnie jeszcze parę następnych pokoleń. Ekonomiści ostrzegają: to może zakończyć się finansową katastrofą. Czeka nas jeszcze wyższe bezrobocie, podwyżki i wyższe podatki. Dalej, bo już teraz każdy z nas, od niemowlaka po staruszka, ma niemal 24 tysiące złotych długu. Spłacimy go wyższymi podatkami i rosnącymi daninami na rzecz państwa. Dług już sięga 874 mld zł i jest coraz wyższy. Rząd właśnie demontuje bezpiecznik, który uniemożliwia mu dalsze zadłużanie się. To nie może się dobrze skończy
Trzy progi
Tym bezpiecznikiem są progi ostrożnościowe, jakie obowiązują w naszych przepisach o finansach publicznych. Po co zostały wprowadzone? By trzymać kasę państwa w ryzach. Ale z powodu kryzysu, sytuacja finansowa najwyraźniej wymknęła się spod kontroli. Dlatego teraz wicepremier Jacek Rostowski zdecydował, by pierwszy z bezpieczników wyłączyć.
Pierwszy, 50-proc. próg zadłużenia w relacji do PKB już za nami. Jego przekroczenie to sygnał ostrzegawczy, że z finansami źle się dzieje. Sankcje jednak nie są dotkliwe, po prostu deficyt budżetowy nie może rosnąć. Gorzej, gdy przekroczony zostanie drugi – 55-proc. próg. Wtedy państwo musi podjąć radykalne kroki: obowiązkowo zamrażane są płace w budżetówce, waloryzacja rent i emerytur nie może przekroczyć poziomu inflacji. I najgorsze: stawka VAT automatycznie rośnie aż do 25 proc.!
Trzeci, 60-proc. próg zawarty jest w konstytucji. Jego przekroczenie to już wycie syreny alarmowej. Budżet musi być tak skonstruowany, by wpływy bilansowały się z wydatkami. By to osiągnąć, tnie się wynagrodzenia, emerytury, wyprzedaje państwowe mienie. Jak w Grecji...
Przy którym progu obecnie jesteśmy? Niestety, niebezpiecznie zbliżamy się do drugiego. Na koniec 2012 roku dług publiczny wynosił 52,7 proc. PKB. Minister finansów uspokaja wprawdzie, że nie przekroczymy 55 proc. ani w tym, ani w przyszłym roku. Ale jednocześnie kombinuje. Po to, by dopiąć budżet państwa, w którym zabraknie aż 51 mld zł, chce po prostu usunąć ten 55-proc. limit. I wtedy państwo może dalej brać „bezkarnie” pożyczki.
Polak, Grek dwa bratanki...
Czy ten manewr jest bezpieczny? – Nawet jeśli próg byłby
zawieszony na rok, z punktu widzenia krótkookresowego, nie ma to znaczenia – uspokaja ekonomista prof. Witold Orłowski.
Ale już innego zdania jest prof. Leszek Balcerowicz: – Pomysł zawieszenia progów ostrożnościowych jest zły – przestrzega. Były minister finansów i prezes NBP mówi wprost: przekraczanie ograniczeń dla zadłużania państwa może skończyć się jak w przypadku Grecji – gigantycznym bezrobociem, drożyzną, cięciem emerytur i lawinowym wzrostem podatków. Bo z czegoś długi przecież spłacić trzeba.
– Na razie ludzie odczują katastrofę budżetową umiarkowanie, bo przez dwa lata minister finansów, który sztucznie obniży dług, eliminując próg ostrożnościowy, będzie w coraz szybszym tempie zadłużał Polskę, głównie u zagranicznych spekulantów. Ale za dwa–trzy lata nastąpi bolesne zderzenie z betonową ścianą. I dopiero wtedy okaże się, jak wiele będzie ofiar – przewiduje prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP i rektor uczelni Vistula.
źródło : (PAP)