Cześć wszystkim. Przeczytałem wszystkie posty i muszę trochę napisać od siebie. Pracuję z kumplem, który zaciągnął kredyt na 30lat dokładnie w tym samym czasie, co ja. Rok 2007, kiedy to frank kosztował ok 2,7zł. Ja wziąłem w złotówkach. Mój kredyt to 186tyś, a jego 110tyś. Jego pierwsza rata to 550zł, a moja 1500zł(wziąłem malejące raty). Większość sąsiadów pukała się w głowę, jak słyszeli ile płacę, a oni we frankach mieli mniej więcej tyle, co kolega. Mało tego, już po siedmiu miesiącach rata skoczyła mi na 1700zł, bo wzrosły stopy procentowe. Podkreślę, że zarabiałem wtedy 3800zł (jest to średnia z całego roku, gdzie czasem miałem wypłatę 2500tys). Minęło dziewięć lat, przez które starałem się nadpłacać kredyt z pieniędzy zarobionych na dodatkowych fuchach (jestem elektronikiem i naprawiam, co się tylko da). Dziś moja rata kredytu wynosi ok 1100zł i planuję spłacić pozostałe 70tyś w około cztery, pięć lat. Kolega natomiast płaci dalej ratę ok 600zł, ale ma 152tyś (przy tym kursie) do spłaty. Teraz powiedźcie, komu było ciężej przez cały ten okres? Z kumplem zarabiamy identycznie od czasu zaciągnięcia kredytu. Oczywiście jestem za tym by pomóc "frankowiczom", ale w takim wypadku pomóżmy też "złotówkowiczom". W moim bloku sąsiedzi zmieniali auta, remontowali mieszkanko co dwa lata, a ja liczyłem każdy grosz i zapierdalałem, żeby umeblować jakoś mieszkanie. Oni dziś się martwią, a ja nie mogę się doczekać dnia, kiedy pozbędę się kredytu, bo to już za cztery lata. Jeśli pomagać, to wszystkim, którzy zdecydowali się na kredyt... Każdy, kto myślał, wiedział na co się pisze...