Widzę sami znawcy tematu. Koleś dobrze gada, bo głównie handlarze dopasowują się do popytu, czyli zwykłych zjadaczy chleba. Mój ojciec od pewnie już 30 lat handluje samochodami, nie sprowadza, tylko krajowe. Często zastanawiałem się, czemu maluje jakiś element, gdy na mój rozum (wolałbym pogięty taniej, widzieć co się stało i zrobić samemu) to nie jest potrzebne (mała wgniotka, zarysowanie). Powód jest prosty - nawet chujowo pomalowany, lepiej się sprzedaje niż pogięty. Co do liczników, akurat na przykładzie mojego rodziciela wiem, że nie leci w chuja, tzn. fakt faktem czasem się zdarzy, ale tylko do takiego poziomu do którego pozwala stan techniczny pojazdu.
Zapraszam na giełdę, posiedzieć kilka godzin w furze i obserwować ludzi, czasem można mieć niezłą bekę, a czasem się wkurwić na jakiegoś dziadka z rowerem, który nie ma co robić w niedzielę i łazi między tymi samochodami i zaczyna pierdolić swoje farmazony.