Lidice, wioska, która symbolizuje nazistowskie zbrodnie w Czechach, stały się polem bitwy zwolenników i przeciwników pojednania z Niemcami. Prawicowym ekstremistom nie w smak czesko-niemiecki projekt artystyczny upamiętniający siedemdziesiątą rocznicę wymordowania jej mieszkańców.
Czy zaplanowane na 10 czerwca obchody 70 rocznicy zburzenia wsi i wymordowania jej mieszkańców zamienią się w skandal mogący zaszkodzić dobrym stosunkom czesko-niemieckim? Prawicowym ekstremistom o to chodzi. Jako pretekst do awantury posłużył im czesko-niemiecki projekt artystyczny związany z Lidicami.
Do tej wsi udaje się każdy niemiecki polityk, który chce oddać hołd ofiarom nazizmu w Czechach. Jest tam ona odpowiednikiem Pomnika Bohaterów Getta czy Pomnika Bohaterów Powstania Warszawskiego. Ponad 350 mężczyzn z Lidic (wśród i nieletni chłopcy) zapłaciło życiem za najbardziej znaczący akt czechosłowackiego ruchu oporu podczas II wojny światowej. 27 maja 1942 r. przysłani z Wielkiej Brytanii czescy komandosi zabili jednego z nazistowskich przywódców, Reinharda Heydricha. Adolf Hitler szalał ze złości, w Protektoracie Czech i Moraw ogłoszono stan wyjątkowy, zaczęły się masowe egzekucje. Zginął też premier rządu Protektoratu, generał Alois Eliasz.
Kilkanaście dni później Lidice stały się miejscem pokazowego odwetu, choć ich mieszkańcy nie mieli nic wspólnego z zamachem ani z ruchem oporu, co potwierdziły przesłuchania. Wioskę wymordowano na rozkaz Hitlera. Przeżyły jedynie 132 kobiety i 17 dzieci (40 innych dzieci z zginęło w komorach gazowych). Lidice urosły do rangi symbolu.
Kilka dekad później to właśnie dzięki tej wiosce stało się możliwe pojednanie Czechów z wypędzonymi po wojnie Niemcami sudeckimi. 17 listopada 2010 r. przywódca Ziomkostwa Niemców Sudeckich, europoseł Bernd Posselt, wygłosił historyczne słowa: "Kłaniamy się naszym współmieszkańcom z Lidic i prosimy o wybaczenie tej części winy, jaką i my ponosimy". Rok później, wraz z premierem Bawarii Horstem Seehoferem, znów odwiedził Lidice. Obydwaj wypowiadali się w podobnym tonie.
Dzięki temu także w 2011 r. stało się możliwe pierwsze oficjalne spotkanie premiera Bawarii ("z urzędu" jest on patronem wypędzonych z Czech Niemców) z czeskim premierem w Pradze. A premier Petr Neczas zaplanował na ten rok podróż do Monachium - pierwszą na tym szczeblu.
Ostatnio okazało się jednak, że Lidice jako miejsce czesko-(sudecko) - niemieckiego pojednania przeszkadzają niektórym ich mieszkańcom i politykom. Na własnej skórze odczuła to grupa młodych artystów, która z okazji 70. rocznicy mordu przygotowuje czesko-niemiecki projekt audiowizualny "Głosy". Zderza w nim wspomnienia uczestników tragicznych wydarzeń z codziennym życiem wsi tuż przed zagładą. W realizację nagrań na pliki MP3 wzięło udział 60 znanych aktorów z obydwu krajów.
Wśród sponsorów projektu znalazło się Ziomkostwo Sudeckoniemieckie, przeznaczyło nań kilkaset euro. - Trzeba przypominać kolejnym pokoleniom o zagładzie Lidic. I powtarzać, że coś podobnego nie ma prawa się powtórzyć - mówił szef praskiego biura Ziomkostwa Peter Barton.
- Wydaje mi się to całkiem naturalne, szczególnie po gestach jakie Niemcy sudeccy wykonali w Lidicach - wyjaśnia "Gazecie" Vilem Faltynek, menedżer projektu.
W liczących dziś ok. 500 mieszkańców Lidiach cała sprawa wywołała niezły zamęt. Najgłośniej zaprotestowała miejscowa organizacja Związku Bojowników za Wolność, której członkinią i sponsorką jest 40-letnia Jana Bobosikova, przewodnicząca nacjonalistycznej patii Suwerenność (to ona poprowadziła antyniemiecką demonstrację podczas niedawnej wizyty kanclerz Angeli Merkel w Pradze).
- Nie zgadzam się, żeby projekt z takim wsparciem, był realizowany - oburzał się Pavel Horeszovski, prezes lidickiego oddziału Czeskiego Związku Bojowników za Wolność.
Mimo iż organizatorzy przedsięwzięcia zwrócili już pieniądze Ziomkostwu, projektu chyba nie da się uratować. - Teraz zarzucają nam, że ma on charakter nazbyt artystyczny a nie dokumentalny. Ale my wciąż staramy się rzecz dokończyć - mówi Faltynek. - Niestety, z internetowych stron Pomnika Lidice już nas usunięto.
"Głosy" wciąż figurują jednak w programie rocznicowych obchodów. Ich realizacja miałaby się rozpocząć 9 czerwca, w wigilię rocznicy zbrodni.
Czy zaplanowane na 10 czerwca obchody 70 rocznicy zburzenia wsi i wymordowania jej mieszkańców zamienią się w skandal mogący zaszkodzić dobrym stosunkom czesko-niemieckim? Prawicowym ekstremistom o to chodzi. Jako pretekst do awantury posłużył im czesko-niemiecki projekt artystyczny związany z Lidicami.
Do tej wsi udaje się każdy niemiecki polityk, który chce oddać hołd ofiarom nazizmu w Czechach. Jest tam ona odpowiednikiem Pomnika Bohaterów Getta czy Pomnika Bohaterów Powstania Warszawskiego. Ponad 350 mężczyzn z Lidic (wśród i nieletni chłopcy) zapłaciło życiem za najbardziej znaczący akt czechosłowackiego ruchu oporu podczas II wojny światowej. 27 maja 1942 r. przysłani z Wielkiej Brytanii czescy komandosi zabili jednego z nazistowskich przywódców, Reinharda Heydricha. Adolf Hitler szalał ze złości, w Protektoracie Czech i Moraw ogłoszono stan wyjątkowy, zaczęły się masowe egzekucje. Zginął też premier rządu Protektoratu, generał Alois Eliasz.
Kilkanaście dni później Lidice stały się miejscem pokazowego odwetu, choć ich mieszkańcy nie mieli nic wspólnego z zamachem ani z ruchem oporu, co potwierdziły przesłuchania. Wioskę wymordowano na rozkaz Hitlera. Przeżyły jedynie 132 kobiety i 17 dzieci (40 innych dzieci z zginęło w komorach gazowych). Lidice urosły do rangi symbolu.
Kilka dekad później to właśnie dzięki tej wiosce stało się możliwe pojednanie Czechów z wypędzonymi po wojnie Niemcami sudeckimi. 17 listopada 2010 r. przywódca Ziomkostwa Niemców Sudeckich, europoseł Bernd Posselt, wygłosił historyczne słowa: "Kłaniamy się naszym współmieszkańcom z Lidic i prosimy o wybaczenie tej części winy, jaką i my ponosimy". Rok później, wraz z premierem Bawarii Horstem Seehoferem, znów odwiedził Lidice. Obydwaj wypowiadali się w podobnym tonie.
Dzięki temu także w 2011 r. stało się możliwe pierwsze oficjalne spotkanie premiera Bawarii ("z urzędu" jest on patronem wypędzonych z Czech Niemców) z czeskim premierem w Pradze. A premier Petr Neczas zaplanował na ten rok podróż do Monachium - pierwszą na tym szczeblu.
Ostatnio okazało się jednak, że Lidice jako miejsce czesko-(sudecko) - niemieckiego pojednania przeszkadzają niektórym ich mieszkańcom i politykom. Na własnej skórze odczuła to grupa młodych artystów, która z okazji 70. rocznicy mordu przygotowuje czesko-niemiecki projekt audiowizualny "Głosy". Zderza w nim wspomnienia uczestników tragicznych wydarzeń z codziennym życiem wsi tuż przed zagładą. W realizację nagrań na pliki MP3 wzięło udział 60 znanych aktorów z obydwu krajów.
Wśród sponsorów projektu znalazło się Ziomkostwo Sudeckoniemieckie, przeznaczyło nań kilkaset euro. - Trzeba przypominać kolejnym pokoleniom o zagładzie Lidic. I powtarzać, że coś podobnego nie ma prawa się powtórzyć - mówił szef praskiego biura Ziomkostwa Peter Barton.
- Wydaje mi się to całkiem naturalne, szczególnie po gestach jakie Niemcy sudeccy wykonali w Lidicach - wyjaśnia "Gazecie" Vilem Faltynek, menedżer projektu.
W liczących dziś ok. 500 mieszkańców Lidiach cała sprawa wywołała niezły zamęt. Najgłośniej zaprotestowała miejscowa organizacja Związku Bojowników za Wolność, której członkinią i sponsorką jest 40-letnia Jana Bobosikova, przewodnicząca nacjonalistycznej patii Suwerenność (to ona poprowadziła antyniemiecką demonstrację podczas niedawnej wizyty kanclerz Angeli Merkel w Pradze).
- Nie zgadzam się, żeby projekt z takim wsparciem, był realizowany - oburzał się Pavel Horeszovski, prezes lidickiego oddziału Czeskiego Związku Bojowników za Wolność.
Mimo iż organizatorzy przedsięwzięcia zwrócili już pieniądze Ziomkostwu, projektu chyba nie da się uratować. - Teraz zarzucają nam, że ma on charakter nazbyt artystyczny a nie dokumentalny. Ale my wciąż staramy się rzecz dokończyć - mówi Faltynek. - Niestety, z internetowych stron Pomnika Lidice już nas usunięto.
"Głosy" wciąż figurują jednak w programie rocznicowych obchodów. Ich realizacja miałaby się rozpocząć 9 czerwca, w wigilię rocznicy zbrodni.