Czytałem kiedyś książkę: "5 kommando" o walce belgijskich najemników podczas wojny domowej w Kongo w 1950 roku.
Autor pisał, że miejscowi dostawali od szamanów "cudowny napój mocy" zwany przez nich "DAWA" - było to nic innego jak spore ilości kokainy + jakiś miejscowy speed + woda. Napój dawał nieśmiertelność w boju do tego stopnia, ze niektórzy z tych czarnych po wypiciu DAWY odkładali broń palną przed natarciem.
Autor opisywał, że jego żołnierze zakupili przed misją w Kongo karabiny typu FN FAL kalibru 7,62 mm. Atak takich naćpanych czarnuchów wyglądał tak, że nagle z puszczy (najczęściej ze wzgórz) zbiegała na jego żołnierzy lawina czarnych naćpanych "wojowników", którzy w narkotykowym amoku byli tak pozbawieni instynktu samozachowawczego, że biegli wprost na ścianę ognia z FALÓW. Często potrzeba było paru pocisków, żeby zatrzymać takiego murzyna, często potężne 7,62 urywały im ręce i części ciała... a oni zćpani nadal biegli do ataku.
Myślę, że gość jest na jakimś konkretnym prochu. Nie wiem jak to działa, ale to by tłumaczyło jak wytrzymał 3 strzały z 9mm i nadal stał o własnych siłach.