Zawsze mnie bawili obrońcy tatuaży, szczególnie jak dziwią się, że nikt ich nie chce przyjąć do pracy bo są pomazani. Przecież to jest sztuka, wyrażanie samego siebie, ładne, upiększanie swojego ciała itd.. Jak dla mnie kiedyś taki psycholog dobrze stwierdzał, że jest to okaleczanie samego siebie, bo tak na zdrowy rozsądek po jaką cholerę to jest potrzebne? Napisze sobie na ręce "deus dona me vi" czy "never back down" i co w chwilach słabości po patrzę na swoją rękę i pomyśle oo kurwa ale mi dodało siły, albo nie wiem może ma to prezentować kurwa swoja nadprzyrodzoną moc w trudnych chwilach? Sztuka to na pewno nie jest, rozumiem gdyby ktoś się pomalował na jeden dzień grając w filmie czy teatrze no ok , to można uznać za sztukę ale nie wyjebać sobie tribale jak kurwa pierwotni ludzie z buszu i twierdzić, że jest się inteligentnym człowiekiem na miarę XXI w. Szkoda, że żaden przyjeb nie zdaje sobie sprawy, że mazanie się może znów nie być modne za kilka lat, bo przecież kurwa jak malujesz ściane w pokoju to za kilka lat weźmiesz kurwa szpachle i wyjebiesz ją z powrotem i pomalujesz sobie na coś innego, czy kurwa dasz tapete chuj wie co, a co zrobisz z dziarą wyjebiesz nożem ? Rozumiem jak ktoś ma np nie wiem w chuj blizn i zrobi sobie coś nie przesadzonego by nie było widać jego "niedoskonałości" ale jak widzę karyny które chca być fajne i łazą kurwa z całą popisana reka jak mój bratanek po 8h zabawy w przedszkolu to naprawdę się nie dziwie skąd się biorą madki itd