Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!
W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
^up idąc twoim tokiem myślenia Korei południowej powinno się szukać na południowej półkuli
Kolega nie zrozumiał. Skoro mowa o Korei Północnej to logiczne, że musi istnieć Południowa. W tym przypadku byłaby ukryta gdzieś w oceanie.
Nie wiem czy bardziej mnie poraża, że Australia nawet oberwała czy fakt, że było kilku absolutnych kretynów co myśleli, że korea północna to zaginiona atlantyda i szukali jej w oceanach....
Pewnie nie ogarnęli, po której stronie linii na mapce jest ląd, a po której woda
Ale co ty teraz pierdolisz? Co z tego, że jest i Północna i Południowa. Północna może znajdować się nawet koło Australii, a południowa pod kołem biegunowym w pobliżu Antarktydy.
Czy Ty porównałeś Texas do Belgii? Czy ciebie pojebało? Przecież Texas jest chyba z dwa razy większy od Polski.
A co do tej mapy, to myślę, że w Polsce byłyby podobne wyniki. Gdyby przejść się po ulicy i popytać przechodniów nie liczyłbym na skuteczność większą niż 30-40%
Sprawa Korei Północnej jest ponadto na tyle zabawna, że Stany ciągle wchodzą z nią w konflikt i w ichniejszych mediach oraz nawet mediach na całym świecie mówi się o napiętej atmosferze bliskiej wojny. To tak, jakbyśmy mieli zaraz wypowiedzieć wojnę Cyprowi i 90% społeczeństwa nie podjęłaby najmniejszego wysiłku, by sprawdzić, gdzie on leży. Świadczy to o zadufaniu i egocentryzmie całego społeczeństwa USA, które nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa.
Kolega nie zrozumiał. Skoro mowa o Korei Północnej to logiczne, że musi istnieć Południowa. W tym przypadku byłaby ukryta gdzieś w oceanie.
Sahara Zachodnia
Bo taka wiedza jest bezużyteczna.
Oczywiście. Tak samo jak bezużyteczna jest wiedza, dlaczego księżyc krąży wokół Ziemi, dlaczego łódka unosi się na wodzie, dlaczego powstają zorze polarne itp.
Bezużyteczna wiedza to jest dla takiego warzywa. Żeby słyszeć codziennie w wiadomościach, że ktoś może Cię atomówką pierdyknąć i żebyś nawet z ciekawości nie sprawdził, gdzie ten kraj leży to nie wiem jaką amebą trzeba być.
USA jako takie nie są krajem, a STANAMI ZJEDNOCZONYMI, co od strony politycznej pozwala im na całkiem sporą autonomię w kwestii choćby ustalania prawa. Jako swojego rodzaju zjednoczenie, znacznie bardziej zacieśnionym politycznie i gospodarczo jest choćby Unia Europejska. Innym tworem o podobnym charakterze jest ZJEDNOCZONE Królestwo Wielkiej Brytanii, gdzie także wypadałoby wiedzieć jakie KRAJE się na nie składają. To samo było ze ZWIĄZKIEM Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Wszystko to, choć traktowane jest jako jeden kraj, powinno być rozpatrywane jako związek krajów, których podział warto znać, niezależnie czy nazwie się je stanami czy krajami, bo to kwestia jedynie nazewnictwa. I nie ma się co dziwić Amerykanom, że UE, ze swojej perspektywy widzą jako całościowy twór z jakimś tam podziałem wewnętrznym, bo większość uzgodnień międzynarodowych prowadzą z UE, a nie poszczególnymi krajami. Tym bardziej, że z ich perspektywy poszczególne kraje UE są zależne od unii w znacznie większym stopniu niż u nich.
Przeciętny Europejczyk powinien znać strukturę geograficzną wszystkich wymienionych powyżej tworów oraz, z racji swojej bliskości, także strukturę krajów byłej Jugosławii. Jednocześnie nie jest od nas raczej wymagana znajomość poszczególnych wysp w Oceanii czy Ameryce Środkowej, ale już przeciętny Amerykanin raczej powinien rozróżniać położenie Dominiki od Dominikany, a Australijczyk z kolei Vanuatu od Tuvalu.
No i warto też mieć odniesienie do polityki światowej, bo o ile można zrozumieć nieznajomość położenia kilkunastu podrzędnych stanów z centralnej ich części, to znajomość z perspektywy Europejczyka lokalizacji takich stanów jak Kalifornia, Floryda, Massachusetts czy Texas, można przyrównać do znajomości takich krajów w Europie jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Hiszpania.
Ja wiem, że to jakieś 50 nazw do ogarnięcia, których w większości nigdy się na żywo nie zobaczy, ale warto choćby dla własnego rozeznania wiedzieć gdzie co jest. Bo już zdarzało mi się słyszeć, gdy ktoś mówił, że mieszka w Los Angeles, a ktoś inny stwierdzał, że też leci do Stanów i będzie w Nowym Jorku to może się spikną na browara.
~5000km, czyli mniej więcej tyle ile z Warszawy do Mekki, na Saharę Zachodnią albo do Mongolii...
Cisnę z ludzi, którzy porównują znajomość położenia stanów w USA z województwami, landami czy hrabstwami w innych krajach.
USA jako takie nie są krajem, a STANAMI ZJEDNOCZONYMI, co od strony politycznej pozwala im na całkiem sporą autonomię w kwestii choćby ustalania prawa. Jako swojego rodzaju zjednoczenie, znacznie bardziej zacieśnionym politycznie i gospodarczo jest choćby Unia Europejska. Innym tworem o podobnym charakterze jest ZJEDNOCZONE Królestwo Wielkiej Brytanii, gdzie także wypadałoby wiedzieć jakie KRAJE się na nie składają. To samo było ze ZWIĄZKIEM Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Wszystko to, choć traktowane jest jako jeden kraj, powinno być rozpatrywane jako związek krajów, których podział warto znać, niezależnie czy nazwie się je stanami czy krajami, bo to kwestia jedynie nazewnictwa. I nie ma się co dziwić Amerykanom, że UE, ze swojej perspektywy widzą jako całościowy twór z jakimś tam podziałem wewnętrznym, bo większość uzgodnień międzynarodowych prowadzą z UE, a nie poszczególnymi krajami. Tym bardziej, że z ich perspektywy poszczególne kraje UE są zależne od unii w znacznie większym stopniu niż u nich.
Przeciętny Europejczyk powinien znać strukturę geograficzną wszystkich wymienionych powyżej tworów oraz, z racji swojej bliskości, także strukturę krajów byłej Jugosławii. Jednocześnie nie jest od nas raczej wymagana znajomość poszczególnych wysp w Oceanii czy Ameryce Środkowej, ale już przeciętny Amerykanin raczej powinien rozróżniać położenie Dominiki od Dominikany, a Australijczyk z kolei Vanuatu od Tuvalu.
No i warto też mieć odniesienie do polityki światowej, bo o ile można zrozumieć nieznajomość położenia kilkunastu podrzędnych stanów z centralnej ich części, to znajomość z perspektywy Europejczyka lokalizacji takich stanów jak Kalifornia, Floryda, Massachusetts czy Texas, można przyrównać do znajomości takich krajów w Europie jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Hiszpania.
Ja wiem, że to jakieś 50 nazw do ogarnięcia, których w większości nigdy się na żywo nie zobaczy, ale warto choćby dla własnego rozeznania wiedzieć gdzie co jest. Bo już zdarzało mi się słyszeć, gdy ktoś mówił, że mieszka w Los Angeles, a ktoś inny stwierdzał, że też leci do Stanów i będzie w Nowym Jorku to może się spikną na browara.
~5000km, czyli mniej więcej tyle ile z Warszawy do Mekki, na Saharę Zachodnią albo do Mongolii...
Za przyrównanie krajów Unii Europejskiej do stanów USA
Dawno takich bzdur nie czytałem.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów