Wielu ludzi z niechęcią patrzy na hodowców gołębi, a ich pupili traktuje lekceważąco, czasami wręcz wrogo, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo ptaki te zasłużyły się człowiekowi. Szczególnie w trakcie obu wojen światowych, gdy wiadomości przenoszone przez gołębie ratowały tysiące ludzkich istnień. Dostarczały także materiały wywiadowcze, za co odznaczane były najwyższymi medalami wojskowymi.
Za największego skrzydlatego bohatera I wojny światowej uznano gołębia o imieniu „Cher Ami” (fr. „Drogi Przyjaciel”), który został wyhodowany w Wielkiej Brytania, a następnie dołączył do grupy 600 gołębi wykorzystywanych przez armię Stanów Zjednoczonych na terenie Francji. Wykonał on 12 lotów, z których ostatni był niezwykle spektakularny.
3 X 1918 r. jeden z batalionów 77. Amerykańskiej Dywizji Piechoty, dowodzony przez mjr. Charlesa Whittleseya, został otoczony przez Niemców w okolicy Verdun. Żołnierze nie mieli sprawnej radiostacji, przez co nie mogli poinformować dowództwa o swoim położeniu. Następnego dnia „zaginiony batalion” zaczął być ostrzeliwany przez własną artylerię. W wyniku walki z Niemcami i alianckiego ostrzału zginęło około 300 żołnierzy. Charles Whittlesey wysłał do dowództwa 3 gołębie z prośbą o pomoc. Niestety, wszystkie zostały zestrzelone przez Niemców. Ostatnim pozostałym przy życiu gołębiem był „Cher Ami”. Do kapsułki meldunkowej umocowanej do jego nogi włożono rozpaczliwy meldunek następującej treści:
„We are along the road parallel to 276.4. Our own artillery is dropping a barrage directly on us. For heaven's sake, stop it!”.
W trakcie przelotu nad liniami niemieckimi „Cher Ami” został postrzelony i spadł na ziemię. Cudem udało mu się poderwać i dotrzeć do dowództwa wojsk sprzymierzonych. Odległość 25 mil pokonał w zaledwie 25 min., mimo iż w trakcie przelotu stracił oko i został postrzelony śrutem w klatkę piersiową. Gdy dotarł na miejsce noga, do której przymocowana była tulejka meldunkowa w wyniku postrzału wisiała na ścięgnach… Dzięki heroicznemu poświęceniu tego gołębia udało się uratować 194 żołnierzy z „zaginionego batalionu”. Ranami gołębia zajęli się najlepsi wojskowi lekarze, którym nie udało się jednak uratować nogi ptaka. Gdy jego stan zdrowia poprawił się, gołąb został przewieziony do Stanów Zjednoczonych. W uroczystościach związanych z opuszczeniem Francji przez „Cher Amiego” osobiście brał udział dowódca Armii Stanów Zjednoczonych gen. John J. Pershing. Za swoje zasługi „Cher Ami” został odznaczony przez rząd Francji medalem „Croix de Guerre” z palmami. O jego poświęceniu pisały gazety na całym świecie, a w Ameryce stał się prawdziwym narodowym bohaterem, którego znało każde dziecko. „Cher Ami” zakończył swój ptasi żywot 13 VI 1919 r w Fort Monmouth, New Jersey. Pośmiertnie został spreparowany, by mogły go podziwiać przyszłe pokolenia. Bohaterskiego ptaka można oglądać w National Museum of American History w Waszyngtonie.
Jak widać wojna to nie tylko ludzie i maszyny, ale także małe kreatury, które teraz poza sraniem na nasze głowy nic nie robią ciekawego Ale nawet ktoś taki potrzebuje mieć swojego bohatera
Tak, kradzione : )
Za największego skrzydlatego bohatera I wojny światowej uznano gołębia o imieniu „Cher Ami” (fr. „Drogi Przyjaciel”), który został wyhodowany w Wielkiej Brytania, a następnie dołączył do grupy 600 gołębi wykorzystywanych przez armię Stanów Zjednoczonych na terenie Francji. Wykonał on 12 lotów, z których ostatni był niezwykle spektakularny.
3 X 1918 r. jeden z batalionów 77. Amerykańskiej Dywizji Piechoty, dowodzony przez mjr. Charlesa Whittleseya, został otoczony przez Niemców w okolicy Verdun. Żołnierze nie mieli sprawnej radiostacji, przez co nie mogli poinformować dowództwa o swoim położeniu. Następnego dnia „zaginiony batalion” zaczął być ostrzeliwany przez własną artylerię. W wyniku walki z Niemcami i alianckiego ostrzału zginęło około 300 żołnierzy. Charles Whittlesey wysłał do dowództwa 3 gołębie z prośbą o pomoc. Niestety, wszystkie zostały zestrzelone przez Niemców. Ostatnim pozostałym przy życiu gołębiem był „Cher Ami”. Do kapsułki meldunkowej umocowanej do jego nogi włożono rozpaczliwy meldunek następującej treści:
„We are along the road parallel to 276.4. Our own artillery is dropping a barrage directly on us. For heaven's sake, stop it!”.
W trakcie przelotu nad liniami niemieckimi „Cher Ami” został postrzelony i spadł na ziemię. Cudem udało mu się poderwać i dotrzeć do dowództwa wojsk sprzymierzonych. Odległość 25 mil pokonał w zaledwie 25 min., mimo iż w trakcie przelotu stracił oko i został postrzelony śrutem w klatkę piersiową. Gdy dotarł na miejsce noga, do której przymocowana była tulejka meldunkowa w wyniku postrzału wisiała na ścięgnach… Dzięki heroicznemu poświęceniu tego gołębia udało się uratować 194 żołnierzy z „zaginionego batalionu”. Ranami gołębia zajęli się najlepsi wojskowi lekarze, którym nie udało się jednak uratować nogi ptaka. Gdy jego stan zdrowia poprawił się, gołąb został przewieziony do Stanów Zjednoczonych. W uroczystościach związanych z opuszczeniem Francji przez „Cher Amiego” osobiście brał udział dowódca Armii Stanów Zjednoczonych gen. John J. Pershing. Za swoje zasługi „Cher Ami” został odznaczony przez rząd Francji medalem „Croix de Guerre” z palmami. O jego poświęceniu pisały gazety na całym świecie, a w Ameryce stał się prawdziwym narodowym bohaterem, którego znało każde dziecko. „Cher Ami” zakończył swój ptasi żywot 13 VI 1919 r w Fort Monmouth, New Jersey. Pośmiertnie został spreparowany, by mogły go podziwiać przyszłe pokolenia. Bohaterskiego ptaka można oglądać w National Museum of American History w Waszyngtonie.
Jak widać wojna to nie tylko ludzie i maszyny, ale także małe kreatury, które teraz poza sraniem na nasze głowy nic nie robią ciekawego Ale nawet ktoś taki potrzebuje mieć swojego bohatera
Tak, kradzione : )