Najpierw wrzucę skrócony opis żywcem zjechany z jakieś strony.
"Zabierając się za jakąkolwiek książkę opisującą czasy II wojny światowej nigdy nie ma się wrażenia: „Oho, przecież to już było!” Z tymi książkami właśnie tak jest, zadziwiają za każdym razem, podczas gdy my usilnie staramy się zrozumieć, jak coś takiego mogło mieć miejsce? Dlaczego? Czym ci ludzie zawinili? Ciężko nam to pojąć i nawet jeżeli odpowiedź jest oczywista, nie jesteśmy w stanie jej zaakceptować.
Książki opisujące czasy II wojny światowej kojarzą nam się jednak z jednym, niezmiennie powtarzającym się schematem, aczkolwiek wciąż i wciąż zaskakującym. Strach, śmierć, ból, cierpienie. I mord. Okrutny, przerażający mord na ludziach. Pogwałcenie ich uczuć, ich życia, ich samych. Tutaj właśnie Marek Edelman wskazuje nam coś jeszcze. Ważną kwestię, o której nie powinno się zapomnieć. Miłość. Miłość, która nieodzownie towarzyszyła ludziom podczas II wojny światowej. Miłość dzieci, przyjaciół, rodziny. Miłość, którą Marek Edelman przedstawia w sposób niezwykły i wzruszający zarazem. Po prostu miłość.
Autor ukazuje nam historie, które poruszają do głębi. Historie ludzi, których połączyła miłość, towarzysząc im cały czas. Nie sposób nie wzruszyć się przy nich i zachować kamienną twarz. Wydaje mi się, że każdy czytelnik silnie przeżył spotkanie z tą książką i choć chwilę się nad nią zastanowił. „I była miłość w getcie” nie jest lekturą, która zmusza do przemyśleń, ponieważ my nawet bez jej wpływu zastanawiamy się nad głębią i istotą tego utworu, rozważając kwestie miłości, ludzkiej egzystencji, a także poświęcenia, ponieważ ono również miało miejsce w tej wspaniałej książce.
Najpiękniejsze w tej lekturze jest to, że przeżywa się ją całą. Każdy moment, każdy fragment, nie tylko wybrane wydarzenie. Porusza ona czułą strunę, gra na nas jak na instrumencie. Jest to cienka, posiadająca zaledwie 200 stron książeczka, jednakże z jak pięknym i bogatym wnętrzem. Oddziałuje ona na nas intensywnie, nawet długo po przeczytaniu. Zabierając się za czytanie tej książki, tego właśnie oczekiwałam – że mnie poruszy i nie pozwoli zapomnieć, ale również pomoże zrozumieć kilka spraw. Nie udało się i mam wrażenie, że nigdy nie dowiem się, co kierowało ludźmi, którzy dopuścili się tak okrutnych czynów. A przynajmniej nie będę w stanie zrozumieć tego na tyle, jak bym chciała. Tyle nienawiści, tyle agresji podczas przewracających się niczym kostki domina lat, tyle żalu i frustracji. Pogardliwy wzrok, obelżywe słowa, szyderstwo w wyrażaniu myśli – niepotrzebnie, tak bardzo, bardzo niepotrzebnie…
Uważam, że „I była miłość w getcie” jest pozycją obowiązkową dla każdego mola książkowego, a na pewno dla osoby, która chce spojrzeć na czasy II wojny światowej poprzez pryzmat miłości. "
Jak już zapewne wiecie Edelman już kiedyś podzielił się swoimi przeżyciami, które opisała w swojej książce Hanna Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem". Lektura, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy obywatel dumnie nazywający się patriotą. Edelman zrobił na mnie niesamowite wrażenie tymi historiami zlepionymi w jednej pozycji. Jakieś 2 lata temu całkiem przypadkowo natknąłem się na kolejną genialną książkę, która powstała właśnie dzięki Markowi. Moim zdaniem dobra pozycja dla osób z bogatą wyobraźnią.
"Zabierając się za jakąkolwiek książkę opisującą czasy II wojny światowej nigdy nie ma się wrażenia: „Oho, przecież to już było!” Z tymi książkami właśnie tak jest, zadziwiają za każdym razem, podczas gdy my usilnie staramy się zrozumieć, jak coś takiego mogło mieć miejsce? Dlaczego? Czym ci ludzie zawinili? Ciężko nam to pojąć i nawet jeżeli odpowiedź jest oczywista, nie jesteśmy w stanie jej zaakceptować.
Książki opisujące czasy II wojny światowej kojarzą nam się jednak z jednym, niezmiennie powtarzającym się schematem, aczkolwiek wciąż i wciąż zaskakującym. Strach, śmierć, ból, cierpienie. I mord. Okrutny, przerażający mord na ludziach. Pogwałcenie ich uczuć, ich życia, ich samych. Tutaj właśnie Marek Edelman wskazuje nam coś jeszcze. Ważną kwestię, o której nie powinno się zapomnieć. Miłość. Miłość, która nieodzownie towarzyszyła ludziom podczas II wojny światowej. Miłość dzieci, przyjaciół, rodziny. Miłość, którą Marek Edelman przedstawia w sposób niezwykły i wzruszający zarazem. Po prostu miłość.
Autor ukazuje nam historie, które poruszają do głębi. Historie ludzi, których połączyła miłość, towarzysząc im cały czas. Nie sposób nie wzruszyć się przy nich i zachować kamienną twarz. Wydaje mi się, że każdy czytelnik silnie przeżył spotkanie z tą książką i choć chwilę się nad nią zastanowił. „I była miłość w getcie” nie jest lekturą, która zmusza do przemyśleń, ponieważ my nawet bez jej wpływu zastanawiamy się nad głębią i istotą tego utworu, rozważając kwestie miłości, ludzkiej egzystencji, a także poświęcenia, ponieważ ono również miało miejsce w tej wspaniałej książce.
Najpiękniejsze w tej lekturze jest to, że przeżywa się ją całą. Każdy moment, każdy fragment, nie tylko wybrane wydarzenie. Porusza ona czułą strunę, gra na nas jak na instrumencie. Jest to cienka, posiadająca zaledwie 200 stron książeczka, jednakże z jak pięknym i bogatym wnętrzem. Oddziałuje ona na nas intensywnie, nawet długo po przeczytaniu. Zabierając się za czytanie tej książki, tego właśnie oczekiwałam – że mnie poruszy i nie pozwoli zapomnieć, ale również pomoże zrozumieć kilka spraw. Nie udało się i mam wrażenie, że nigdy nie dowiem się, co kierowało ludźmi, którzy dopuścili się tak okrutnych czynów. A przynajmniej nie będę w stanie zrozumieć tego na tyle, jak bym chciała. Tyle nienawiści, tyle agresji podczas przewracających się niczym kostki domina lat, tyle żalu i frustracji. Pogardliwy wzrok, obelżywe słowa, szyderstwo w wyrażaniu myśli – niepotrzebnie, tak bardzo, bardzo niepotrzebnie…
Uważam, że „I była miłość w getcie” jest pozycją obowiązkową dla każdego mola książkowego, a na pewno dla osoby, która chce spojrzeć na czasy II wojny światowej poprzez pryzmat miłości. "
Jak już zapewne wiecie Edelman już kiedyś podzielił się swoimi przeżyciami, które opisała w swojej książce Hanna Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem". Lektura, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy obywatel dumnie nazywający się patriotą. Edelman zrobił na mnie niesamowite wrażenie tymi historiami zlepionymi w jednej pozycji. Jakieś 2 lata temu całkiem przypadkowo natknąłem się na kolejną genialną książkę, która powstała właśnie dzięki Markowi. Moim zdaniem dobra pozycja dla osób z bogatą wyobraźnią.