Dwóch podejrzanych z Woolwich pogwałciło doktryny swojej własnej religi. Koran, rozdział 5 wers 32 głosi, że “Ten, kto zabił człowieka, który nie popełnił zabójstwa i nie szerzył zgorszenia na ziemi, czyni tak, jakby zabił wszystkich ludzi. A ten, kto przywraca do życia człowieka, czyni tak, jakby przywracał do życia wszystkich ludzi.”
Tak więc dwóch muzułmanów, którzy zaatakowali w Londynie nieuzbrojonego żołnierza krzycząc “Allahu Akbar” (Bóg jest wielki) pogwałciło tym samym nakaz zawarty w swojej świętej księdze. Jak na złość wygląda na to, że to jednak człowiek, który rzucił się na pomoc zaatakowanemu żołnierzowi – nie wyznający islamu lider drużyny skautów – działał w zgodzie z naukami Koranu. Postawmy sprawę jasno: islam nie zezwala na mordowanie niewinnych. Dżihad jest akceptowany jedynie jako samoobrona i tylko w sytuacji, gdy jest usankcjonowany przez praworządne władze. Cytując wypowiedź premiera, której udzielił przed swoim biurem na Downing Street 10: „(Atak) był zdradą islamu i wspólnot muzułmańskich, które tyle dały temu krajowi“.
Na szczęście brytyjscy muzułmanie nie muszą już czekać na oficjalne zajęcie stanowiska przez Muzułmańską Radę Wielkiej Brytanii (Muslim Council of Britain – MCB), organizację, która sama mianowała się przywódcą wszystkich muzułmanów. Co więcej, nie muszą już walczyć o uwagę mediów z pajacami pokroju Anjema Choudary’ego. Dzięki Twitterowi i Facebookowi mają teraz większą siłę przebicia i otwarcie wyrażają na portalach internetowych swoją dezaprobatę dla łączenia islamu ze straszną zbrodnią. (Odnotujmy, że MCB również wydała oświadczenie, w którym potępia atak jako „barbarzyński wybryk niezwiązany z islamem“.)
Mimo wszystko powszechnie uważa się, że to islam jest źródłem ekstremizmu i radykalizmu, że muzułmanie nie robią dostatecznie wiele, by zwalczać terroryzm, że imamowie i meczety nawołują do świętej wojny. I tak jak to często bywa, powszechne poglądy są mylne. Całe swoje życie wyznaję islam i byłem w meczetach w całej Europie, Ameryce Północnej i Wielkiej Brytanii. Ani razu nie spotkałem się z imamem, który by wzywał do agresji wobec Zachodu albo popierał zabijanie niewinnych.
Pamiętajmy, że zamchowiec z Bostonu Tamerlan Carnajew został wyrzucony ze swojego meczetu po tym jak zaatakował imama, gdy ten wypowiedział się pozytywnie o Martinie Lutherze Kingu. Ojciec Umara Farouka Abdulmutallaba znanego jako “underwear bomber” (majtkowy zamachowiec), kilka miesięcy wcześniej kontaktował się z władzami, by ostrzec przed swoim synem, który później usiłował wysadzić się na pokładzie samolotu z Amsterdamu do Detroit w grudniu 2009 roku. Faisal Shahzad, który podłożył bombę w aucie na Times Square w 2010 trafił za kratki dzięki ulicznemu sprzedawcy – muzułmaninowi senegalskiego pochodzenia, który zauważył dym wydobywający się z auta.
Wielu moich współwyznawców domaga się konsekwencji od polityków i mediów. Kiedy Anders Breivik, który sam siebie zaliczył w poczet “międzynarodowego chrześcijańskiego zakonu rycerskiego” zamordował 77 Norwegów, w większości dzieci w lipcu 2011, czy potępiliśmy chrześcijaństwo? Niestety, muzułmanie podlegają innym standardom, mimo iż w dzisiejszych czasach radykalizacja odbywa się głównie za pośrednictwem Internetu; zjawisko, które eksperci określają mianem „trzeciej fali” inspirowanego Al-Kaidą ekstremizmu nie potrzebuje ani meczetów na terenie Wielkiej Brytanii ani obozów treningowych w Pakistanie.
“Czy w ogóle da się powstrzymać szaleńców, którzy w sieci radykalizują się i planują zabicie kogoś na ulicy przy pomocy noża kuchennego?“, zapytał mnie wczoraj rano bezradny funkcjonariusz. Jak zapobiec takim sytuacjom? Demonizacja islamu ani muzułmanów w niczym tu nie pomoże. Posłuchajmy Oliviera Roya, jednego z ekspertów ds. ekstremizmu: „Proces radykalizacji ma niewiele wspólnego z praktyką religijną”. Przeczytajmy przygotowany przez MI5 w czerwcu 2008 roku raport. „Wielu terrorystów nie praktykuje religi regularnie, a na pewno nie można ich uznać za fanatyków religijnych”, powiedział „Guardianowi” Alan Travis po lekturze dokumentu. „Tylko niewielu terrorystów wychowało się w bardzo religijnych domach… Istnieją dowody, że stabilne poczucie tożsamości religijnej chroni przed radykalizacją.“
A jednak w telewizji, w gazetach, na portalach społecznościowch i w Internecie każdy jest ekspertem do spraw terroryzmu czy islamu, albo jednego i drugiego. Niektórzy kopiują i wklejają wyrwane z kontekstu wersety Koranu, jeszcze inni domagają się reformy islamu. Niewielu chce jednak rozpocząć dyskusję o roli brytyjskiej polityki zagranicznej w radykalizacji młodych zniechęconych osób.
Były agent CIA Marc Sageman przyznaje, że ponad 11 lat od wydarzeń z 11 września nadal nie wiemy, dlaczego ludzie zostają terrorystami. Powiem wam tylko jedno: winna na pewno nie jest moja wiara, którą wyznaje łącznie 1.6 miliarda muzułmanów. Ten jeden raz muszę przyznać Cameronowi rację.
Mehdi Hasan
Zródło : euroislam.pl/