Powiedzmy, że usłyszałem dziś opowieść w przychodni, czekając spokojnie na swoją kolej. Załóżmy, że nie znałem autora, nie zapamiętałem twarzy (w ogóle nie mam do tego pamięci), więc chyba mogę opowiedzieć
Otóż z relacji opowiadającego wynikało, że w jego bloku parę miesięcy wcześniej otwarty został punkt z kebabem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie sakramencki smród, który zaczął się roznosić po mieszkaniach. Kontrola nie wykazała nieprawidłowości w podłączeniu wentylacji, ale smród był cały czas i żadne interwencje nic nie dały (cyt: "ciapaki są pieruńsko odporne na rozmowę").
Ponieważ lokal został okamerowany, opowiadający wpadł na pomysł: czarne trampki, czarny dres i do tego kominiarka. W środku nocy, kiedy lokal już był zamknięty, wyszedł z domu, założył gdzieś w bramie kominiarkę i okrężną drogą potuptał do kebabowni, po czym wlał do zamka jakiegoś kleju i uciekł w kierunku bliżej niezwiązanym z miejscem zamieszkania, zrzucił kominiarkę, założył w jakiejś bramie jaśniejszą kurtkę i okrężną drogą wrócił do domu.
Następnego dnia hałas, wiercenie zamków, szczekanie arabusa. Powtórzył akcję dwa razy, po czym za czwartym razem zobaczył, że okolicę kebabowni patroluje parka podejrzanych typów. Zawrócił.
Kilka dni później środek nocy, awantura, niebieska szklanka za oknem. Ciapaki napadły na Bogu ducha winnego przechodnia i posłały go do szpitala, ktoś wezwał policję, był świadek, kamery nagrały (te same, które miały pilnować lokalu). Następnej nocy "patrolu" już nie było, więc opowiadający znowu wskoczył w dres, zakradł się i tym razem obkleił nie tylko zamek, ale i wpuścił klej w całą szparę drzwi.
Oczywiście następnego dnia pełna kurwa od rana, piłowanie, stukanie i tym podobne. Mieszkańcom hałasy nie odpowiadały, więc wezwali patrol, przyjechała policja i wezwała techników.
W tym momencie zrobiło się dziwnie. Technicy poprosili właściciela kebabu, żeby dał odciski palców dla porównania, co by odróżnić je od ewentualnych odcisków na drzwiach. Ciapak coś kręcił, że on nie musi... że on nie chce... i w ogóle to on sam to załatwi, nie chce pomocy policji itd. Policjanta chyba Pan Bóg natchnął, coś go tknęło, i sprawdził brudasa. Tutaj szczegółów nie dosłyszałem, koniec końców okazało się jednak, że jest za nim wystawiony list gończy, a lokal był otworzony na jego znajomego (z racji podobieństwa fizjonomii).
Ciapak odjechał w kajdankach, lokal w parę dni później opustoszał.
Otóż z relacji opowiadającego wynikało, że w jego bloku parę miesięcy wcześniej otwarty został punkt z kebabem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie sakramencki smród, który zaczął się roznosić po mieszkaniach. Kontrola nie wykazała nieprawidłowości w podłączeniu wentylacji, ale smród był cały czas i żadne interwencje nic nie dały (cyt: "ciapaki są pieruńsko odporne na rozmowę").
Ponieważ lokal został okamerowany, opowiadający wpadł na pomysł: czarne trampki, czarny dres i do tego kominiarka. W środku nocy, kiedy lokal już był zamknięty, wyszedł z domu, założył gdzieś w bramie kominiarkę i okrężną drogą potuptał do kebabowni, po czym wlał do zamka jakiegoś kleju i uciekł w kierunku bliżej niezwiązanym z miejscem zamieszkania, zrzucił kominiarkę, założył w jakiejś bramie jaśniejszą kurtkę i okrężną drogą wrócił do domu.
Następnego dnia hałas, wiercenie zamków, szczekanie arabusa. Powtórzył akcję dwa razy, po czym za czwartym razem zobaczył, że okolicę kebabowni patroluje parka podejrzanych typów. Zawrócił.
Kilka dni później środek nocy, awantura, niebieska szklanka za oknem. Ciapaki napadły na Bogu ducha winnego przechodnia i posłały go do szpitala, ktoś wezwał policję, był świadek, kamery nagrały (te same, które miały pilnować lokalu). Następnej nocy "patrolu" już nie było, więc opowiadający znowu wskoczył w dres, zakradł się i tym razem obkleił nie tylko zamek, ale i wpuścił klej w całą szparę drzwi.
Oczywiście następnego dnia pełna kurwa od rana, piłowanie, stukanie i tym podobne. Mieszkańcom hałasy nie odpowiadały, więc wezwali patrol, przyjechała policja i wezwała techników.
W tym momencie zrobiło się dziwnie. Technicy poprosili właściciela kebabu, żeby dał odciski palców dla porównania, co by odróżnić je od ewentualnych odcisków na drzwiach. Ciapak coś kręcił, że on nie musi... że on nie chce... i w ogóle to on sam to załatwi, nie chce pomocy policji itd. Policjanta chyba Pan Bóg natchnął, coś go tknęło, i sprawdził brudasa. Tutaj szczegółów nie dosłyszałem, koniec końców okazało się jednak, że jest za nim wystawiony list gończy, a lokal był otworzony na jego znajomego (z racji podobieństwa fizjonomii).
Ciapak odjechał w kajdankach, lokal w parę dni później opustoszał.