Premierzyca Kopacz wybrała się w podróż Pendolino. Ktoś jej pewnie podpowiedział, że będzie spoko jak zagada do obcokrajowców. Podeszła do Kanadyjczyków, no ale oni jacyś nieprzygotowani byli bo nie znali polskiego, a Kopaczowa po angielsku ani me ani be. Rozpoczyna rozmowę od zdania "a ja mam swojego zięcia z Kanady".
Otóż okazuje się, że pani premier sama uwierzyła we własne bajki i pierdoli od rzeczy o tym, że w Polsce jest zajebiście, a marudy marudzo.
Jak ci się żyje w kraju, w którym ktoś, kto nie nadaje się na stanowisko kasjera (bo tam to pasuje choćby cokolwiek kojarzyć po angielsku) sprawuje jeden z najwyższych urzędów w państwie?
Otóż okazuje się, że pani premier sama uwierzyła we własne bajki i pierdoli od rzeczy o tym, że w Polsce jest zajebiście, a marudy marudzo.
Jak ci się żyje w kraju, w którym ktoś, kto nie nadaje się na stanowisko kasjera (bo tam to pasuje choćby cokolwiek kojarzyć po angielsku) sprawuje jeden z najwyższych urzędów w państwie?