"Kiedy Roald Amundsen wyruszał na zwycięską wyprawę do bieguna południowego, w której pokonał Roberta Falcona Scotta, wziął ze sobą 97 grenlandzkich psów – Scott zaś zaopatrzył się w sanie motorowe. I ta właśnie decyzja zaważyła na jego losach, przyczyniając się do sukcesu Amundsena.
Roald Amundsen wraz ze swoim norweskim zespołem wypłynęli 9 września 1910 roku i po rekordowych 4 miesiącach dotarli do Lodowca Szelfowego Rossa. Zimową bazę założył w Zatoce Wielorybiej, z której za pomocą 46 psów i 5 par sań przewoził dziennie około 10 ton zaopatrzenia do bazy podstawowej. Następnie mógł szybko założyć składy zapasów i przygotować się do długiej zimy.
Kiedy więc w początkach września 1911 roku pogoda się poprawiła, 8 ludzi i sanie ciągnięte przez 86 psów wyruszyło w kierunku odległego o 772 kilometry bieguna, przebywszy w ciągu pierwszych 3 dni 48 kilometrów. „Jazda była wspaniała” – pisał Amundsen. Jednakże czwartego dnia temperatura spadła do minus 20 stopni Celsjusza. Kompasy przestały działać, a dwa psy zamarzły we śnie.
Amundsen zmienił plany. Zdecydował, że sam z jedną grupą pójdzie w kierunku bieguna, a druga grupa zbada Półwysep Edwarda VII. Tak więc 20 października wyruszyły 4 pary sań, każda ciągnięta przez 13 psów. Zespół dotarł do stóp górskiego grzbietu, który Amundsen nazwał Górami Królowej Marii, a psy otrzymały w nagrodę mnóstwo foczego mięsa i tłuszczu.
„Psy są dla nas najważniejsze” – pisał później Amundsen. „Wszystko zależy od nich”. Dlatego wyżywienie zwierząt było dla wyprawy sprawą priorytetową, wręcz strategiczną – Amundsen miał jeszcze w pamięci katastrofalną wyprawę belgijską z 1899 roku, kiedy wygłodniałe psy rzuciły się na ludzi.
Do ostatecznego ataku na biegun, znajdujący się teraz w odległości 547 kilometrów, zabrał 42 psy, zapasy na 30 dni i rozpoczął wspinaczkę na górski grzbiet. Po 4 dniach wyprawa osiągnęła wierzchołek, wwożąc ze sobą tonę zaopatrzenia na wysokość 3048 metrów. W tym miejscu Amundsen zastrzelił 24 psy, gdyż nie były już potrzebne. W drodze powrotnej zastrzelił jeszcze 6 psów, by nakarmić 12 pozostałych. Grupa pozostała w „psiej jatce” (jak nazwano to miejsce) przez kilka dni, po czym ruszyła dalej w szalejącą śnieżycę.
Pięciu mężczyzn i 12 psów przez 10 dni walczyło z padającym śniegiem, wiatrem wiejącym z prędkością 60 kilometrów na godzinę i gęstą mgłą, zanim dotarli do ostatniej przeszkody – Lodowca Devils Ballroom. Ludzie byli przemarznięci a psy wycieńczone, lecz wyprawa parła naprzód. O godzinie 15.00 w piątek 14 grudnia 1911 roku pomiary wykazały, że osiągnięto geograficzny biegun południowy. Zatknięto norweską flagę i zespół uczcił zwycięstwo ucztą z foczego mięsa. Scott dotarł do tego miejsca 35 dni później."
Tekst zaczerpniety ze strony ciekawostki.fotouslugi.net.pl/
Roald Amundsen wraz ze swoim norweskim zespołem wypłynęli 9 września 1910 roku i po rekordowych 4 miesiącach dotarli do Lodowca Szelfowego Rossa. Zimową bazę założył w Zatoce Wielorybiej, z której za pomocą 46 psów i 5 par sań przewoził dziennie około 10 ton zaopatrzenia do bazy podstawowej. Następnie mógł szybko założyć składy zapasów i przygotować się do długiej zimy.
Kiedy więc w początkach września 1911 roku pogoda się poprawiła, 8 ludzi i sanie ciągnięte przez 86 psów wyruszyło w kierunku odległego o 772 kilometry bieguna, przebywszy w ciągu pierwszych 3 dni 48 kilometrów. „Jazda była wspaniała” – pisał Amundsen. Jednakże czwartego dnia temperatura spadła do minus 20 stopni Celsjusza. Kompasy przestały działać, a dwa psy zamarzły we śnie.
Amundsen zmienił plany. Zdecydował, że sam z jedną grupą pójdzie w kierunku bieguna, a druga grupa zbada Półwysep Edwarda VII. Tak więc 20 października wyruszyły 4 pary sań, każda ciągnięta przez 13 psów. Zespół dotarł do stóp górskiego grzbietu, który Amundsen nazwał Górami Królowej Marii, a psy otrzymały w nagrodę mnóstwo foczego mięsa i tłuszczu.
„Psy są dla nas najważniejsze” – pisał później Amundsen. „Wszystko zależy od nich”. Dlatego wyżywienie zwierząt było dla wyprawy sprawą priorytetową, wręcz strategiczną – Amundsen miał jeszcze w pamięci katastrofalną wyprawę belgijską z 1899 roku, kiedy wygłodniałe psy rzuciły się na ludzi.
Do ostatecznego ataku na biegun, znajdujący się teraz w odległości 547 kilometrów, zabrał 42 psy, zapasy na 30 dni i rozpoczął wspinaczkę na górski grzbiet. Po 4 dniach wyprawa osiągnęła wierzchołek, wwożąc ze sobą tonę zaopatrzenia na wysokość 3048 metrów. W tym miejscu Amundsen zastrzelił 24 psy, gdyż nie były już potrzebne. W drodze powrotnej zastrzelił jeszcze 6 psów, by nakarmić 12 pozostałych. Grupa pozostała w „psiej jatce” (jak nazwano to miejsce) przez kilka dni, po czym ruszyła dalej w szalejącą śnieżycę.
Pięciu mężczyzn i 12 psów przez 10 dni walczyło z padającym śniegiem, wiatrem wiejącym z prędkością 60 kilometrów na godzinę i gęstą mgłą, zanim dotarli do ostatniej przeszkody – Lodowca Devils Ballroom. Ludzie byli przemarznięci a psy wycieńczone, lecz wyprawa parła naprzód. O godzinie 15.00 w piątek 14 grudnia 1911 roku pomiary wykazały, że osiągnięto geograficzny biegun południowy. Zatknięto norweską flagę i zespół uczcił zwycięstwo ucztą z foczego mięsa. Scott dotarł do tego miejsca 35 dni później."
Tekst zaczerpniety ze strony ciekawostki.fotouslugi.net.pl/