To nie jest ksiądz tylko ojciec dominikanin. Ogólnie dominikanie i jezuici to ludzie wierzący w Boga z powołania - studiujący Biblię pod kątem merytoryki jej przesłania i przekazujący innym ludziom wiedzę na temat rozróżnienia dobra od zła. Mają zdrowe poglądy, a to, że zajmują się poznaniem "Boga", czyni z nich ludzi mniej więcej podobnych do chemików, którzy chcą poznać zachodzące procesy...
Standardowy ksiądz przeczyta kawałek pisma świętego podczas mszy, zbierze na tacę i powie, że dach w kościele przecieka. W kazaniach mówi zbyt ogólnie i zbyt dosłownie lub wybiórczo interpretuje Biblię. Dla czarnych ważne jest, żeby się kasa zgadzała.
Gość dobrze mówi - w życiu nie da się być dobrym ze wszystkiego. Trójka w szkole to ocena DOSTATECZNA, czyli jest to wiedza wystarczająca do codziennego życia. Na ocenę dobrą lub bardzo dobrą, trzeba zagłębić się w temat, czyli na przykład z historii nie tylko kojarzyć wydarzenia i ich skutki, ale także podać dokładny rok, miejsce i bohaterów.
Ja miałem podobne podejście - było kilka przedmiotów, które mnie interesowały i miałem z nich piątki, z pozostałych w technikum bywało różnie - na przykład chemia czy biologia w ogóle mnie nie interesują. Mam wiedzę ogólną z tych przedmiotów, ale nie potrafię rozwiązywać równań, wiązań i innych takich
Nie potrafię też przedstawić dokładnego składu i budowy komórki. No cóż, jak będę potrzebował to znajdę w internecie, a póki co wolę się skupić na swojej dziedzinie i być z niej jak najlepszym.
Szukając pracy nikt mnie nie pyta o rzeczy niezwiązane z moją specjalnością. Za to jak wykażę się wiedzą ze swojej dziedziny, to odbije się to na moich zarobkach i jakości życia, a przecież właśnie o to chodzi.
edit:
Jednocześnie zgadzam się z postem powyżej.
-Dobre oceny świadczą o obowiązkowości, choć moim zdaniem jeśli dziecko poświęca czas na swoje zainteresowania, a nie na oglądanie telewizji czy siedzenie w necie, to nadal jest obowiązkowe, a jednocześnie dobrze ukierunkowane.
-Szkoła dobrze przystosowuje do społeczeństwa. Pozwala zawierać nowe znajomości, dlatego całkowita rezygnacja ze szkoły na rzecz nauki indywidualnej jest bez sensu.
-Nie wiem jak teraz, ale za moich czasów gimnazjum było przedłużeniem podstawówki
-W dziecku należy pobudzić ciekawość, ale szkoła tego nie robi. Miałem wielu nauczycieli i tylko ci, którzy wychodzili poza oficjalny program potrafili rzeczywiście zainteresować młodzież tematem swojego przedmiotu. Lekcje historii przez pewien czas prowadził nauczyciel, który nie czytał z podręcznika kto, kiedy i gdzie, tylko opowiadał - słuchało się go tak, że każdy wczuwał się w bohaterów opowieści, a co za tym idzie wiedza wchodziła do głowy jak po obejrzeniu dobrego filmu historycznego. Chemią też się przez pewien czas zainteresowałem - jak na sprawdzianie napisałem jakąś reakcję, a nauczyciel pokazał mi doświadczalnie jak ona przebiegała i co z niej wyszło, po czym stwierdził, że chyba coś poszło nie tak i żebym lepiej się przygotował na poprawkę
Pomyliłem jakiś składnik i zamiast się ładnie wymieszać, to wszystko się spaliło